Recenzja filmu

Trzy kolory: Czerwony (1994)
Krzysztof Kieślowski
Irène Jacob
Jean-Louis Trintignant

Ostatnie dzieło Mistrza

"Trzy kolory. Czerwony" Krzysztofa Kieślowskiego to film zamykający francuską trylogię i co najważniejsze kończący filmową drogę tego wspaniałego reżysera. "Czerwony" stał się zwieńczeniem
"Trzy kolory. Czerwony" Krzysztofa Kieślowskiego to film zamykający francuską trylogię i co najważniejsze kończący filmową drogę tego wspaniałego reżysera. "Czerwony" stał się zwieńczeniem twórczości Mistrza, pełnym odniesień do poprzednich filmów prawie postmodernistycznym dziełem. Z tą różnicą, że postmoderniści odrzucali przesłanie, a w filmie Kieślowskiego owe przesłanie, podobnie jak w jego wszystkich filmach, jest najważniejszym elementem.

Wspaniałe zdjęcia Piotra Sobocińskiego (nominowanego za tę wizualną ucztę dla oczu do Oscara) oraz muzyka Zbigniewa Preisnera – stałego współpracownika Krzysztofa Kieślowskiego, tworzą wyśmienitą formę w żadnym stopniu nie przewyższyły treści filmu. Ogólnie rzecz biorąc, film traktuje o szeroko pojętej moralności, rzeczy, z którą w całej swojej twórczości starał uporać się polski reżyser. Młoda dziewczyna – w tej roli Irene Jacob – poznaje emerytowanego sędziego (Jean-Louis Trintignant). Sędzia podsłuchuje sąsiadów z okolicy, zachowuje się niemoralnie, jak łatwo można to ocenić na pierwszy rzut oka i właśnie ta sytuacja: sędzia – symbol sprawiedliwości zachowujący się niestosownie, dała Kieślowskiemu możliwość rozwinięcia problemu moralności i wyboru. Relacje starszy mężczyzna-młodzieniec nie są obce kinematografii, można ją znaleźć także w twórczości reżysera, np. w "Przypadku", gdzie Witek Długosz (Bogusław Linda) poznaje komunistę Wernera (Tadeusz Łomnicki), który staje się dla niego wzorem. Relacja nauczyciel-uczeń nie jest jednak jedynym nawiązaniem do "Przypadku". Kieślowski ponownie porusza problem losu, pokazując jak wielką ma on siłę. W "Czerwonym" oglądamy, jak przypadkowo otwarta strona mogła zadecydować o kogoś przyszłości lub przypadkowo potrącony pies mógł zadecydować o tym, jak będziemy patrzeć na nasze życie. Przypadek jednak nie jest jedynym czynnikiem decydującym o naszym życiu, zawsze jest coś ponad, zdaje się mówić autor. 

Braterstwo jako trzecie hasło francuskiej rewolucji reżyser interpretuje w niezwykły sposób. Relacje, które wywiązują się między młodą kobietą a podstarzałym sędzią, zmieniają ich późniejsze drogi, nakazują podobnie jak filmy Kieślowskiego nieco inaczej spojrzeć na to, co będzie później.

Losy podstarzałego sędziego i zdającego właśnie egzamin młodego prawnika nakładają się i stają się również elementem mówiącym, że nie o wszystkim decyduje przypadek. Być może to sędzia symbolizuje Boga, własnego Boga, o którym reżyser wspominał już w "Dekalogu II". Podobnie motyw podsłuchiwania można łatwo skojarzyć z "Krótkim filmem o miłości", bowiem reżyser to w gruncie rzeczy bacznie podsłuchujący i podglądający rzeczywistość człowiek, dumnie nazywany przez niektórych obserwatorem. 

Kieślowski po raz kolejny dotyka tematu niewygodnego, jakim jest pytanie o granice moralności. Lekarz z "Dekalogu II" grany przez Aleksandra Bardiniego podobnie jak młody adwokat z "Krótkiego filmu o zabijaniu", w którego wcielił się Krzysztof Globisz,  muszą wziąć odpowiedzialność za życie kogoś innego. Czy moralność to system, który nakładamy sobie sami tylko po to, by poczuć się lepiej? By móc karcić innych za zachowanie nie tyle złe, co zwyczajnie nie pasujące do reszty? Nic nie jest w końcu bezwzględnie dobre lub bezwzględnie złe.

Dużą role jak zwykle w filmach Mistrza ogrywa symbolika. Kobieta z wiadrami, którą dostrzec możemy również w pozostałych częściach trylogii, czy babcia wrzucająca butelkę do pojemnika na szkło stają się tą samą postacią, którą Artur Barciś odgrywał w "Dekalogach". Reżyser spokojnie opowiada i daje nam szanse zrozumienia, wchodzi z widzami w intelektualny dialog, robi rzecz, która może udać się tylko największemu wirtuozowi kina.

"Czerwony" to arcydzieło kina europejskiego i może właśnie to zadecydowało, że  przegrał w marnym konkursie o Oscary i decyzją podyktowaną przez chłopca od krów nie zdobył Złotej Palmy w Cannes. Najważniejsze, że Kieślowski do końca wyznawał niemodną wiarę w człowieka. I za to mu chwała.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej, nazywa się "Miłość od pierwszego wejrzenia". Zaczyna się od słów:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones