Recenzja filmu

Victor Frankenstein (2015)
Paul McGuigan
Daniel Radcliffe
James McAvoy

Nauka vs Bóg

Powieść "Frankenstein" powstała w 1818 r. Jego autorka Mary Shelley wpadła na pomysł napisania tej powieści dwa lata wcześniej podczas wakacji, które spędziła z mężem i dwoma przyjaciółmi -
Powieść "Frankenstein" powstała w 1818 r. Jego autorka Mary Shelleywpadła na pomysł napisania tej powieści dwa lata wcześniej podczas wakacji, które spędziła z mężem i dwoma przyjaciółmi - George'em ByronemiJohnem Polidorim. Z powodu złej pogody towarzystwo zaczęło opowiadać sobie straszne historie. Wśród nich pojawiła się opowieść o szalonym naukowcu, który postanowił zabawić się w Boga. Powieść doczekała się wielu ekranizacji oraz stała się inspiracją dla innych projektów, takich jak "Frankenweenie" czy "Ja, Frankenstein". Ale ile jest filmów ukazujących życie jego twórcy? Zadania tego podjął sięPaul McGuigan, odpowiedzialny m. in. za serial "Sherlock". Czy "Victor Frankenstein" może zaliczyć się do filmów udanych?



W pewnym cyrku pracuje młody garbus (Daniel Radcliffe, "Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II"), interesujący się medycyną. Pewnego wieczoru ratuje życie ciężko rannej Lorelei (Jessica Brown Findlay, "Zimowa opowieść"), w której się skrycie podkochuje. Świadkiem tego jest student medycyny Victor Frankenstein (James McAvoy, "X-Men: Pierwsza klasa"), który pomaga nieszczęśnikowi uciec. Zabiera go do siebie, prostuje plecy, nadaje imię Igor i włącza do swojego niezwykłego eksperymentu - wskrzeszenia zmarłego. Po pierwszym sukcesie - ożywienia małpy, postanawia pójść o krok dalej i dać życie człowiekowi. Igor, początkowo zachwycony pomysłem, z coraz większym niepokojem obserwuje zachowanie przyjaciela.



"Victor Frankenstein" miał zadatki na film dobry, ale niestety wyszedł jedynie niezły. Głównym powodem jest to, że po całkiem dobrym początku następuje niemal godzinny przestój. Patrzymy tylko na kolejne płaty mięsa przesuwające się przed naszymi oczami i postaci, które równie dobrze mogłyby nie istnieć, a wplecione tu na siłę. Np. ojciec Victora, grany przezCharlesa Dance'a, pojawia się tylko na chwilę żeby upokorzyć syna, czy Lorelei, która kompletnie nie pasuje do tego filmu i robi tylko za ładne tło. Źle wykorzystano tu osobęAndrew Scotta(James Moriarty z "Sherlocka"), który wciela się tu w postać inspektora policji, badającego sprawę ucieczki garbusa. Turpin miał potencjał, który niestety został zmarnowany, a z dobrego i inteligentnego policjanta pozostaje jedynie szalony dewota.



To, co jest najciekawsze w tym filmie, to ogólne szaleństwo bohaterów, zwłaszcza samego Victora Frankensteina. Od samego początku patrzymy z przyjemnością na jego wariacje - uwolnienie Igora, wyleczenie go i nieprzejmowanie się faktem, że jest poszukiwany przez policję. Szaleństwo to pogłębia się w miarę trwania akcji, ale co ciekawe nie jest ono aż tak przerażające. W opozycji staje szaleństwo Turpina, które z kolei bierze się z fanatyzmu religijnego. I tu dochodzimy do najważniejszego przesłania filmu, który zaczerpnięto z powieści - walki między nauką, a wiarą. Obaj panowie wierzą w swoje racje - dla Turpina ważna jest osoba Boga, dla Victora istotna jest tylko nauka, a religię uważa za zabobon. Starcie tych dwóch światopoglądów trawa już od dawna, ale tutaj nabiera wyjątkowo groźnego charakteru. Żaden z tych dwóch nie zamierza ustąpić, a konfrontacja może się w tym przypadku zakończyć tylko w jeden sposób - śmiercią któregoś z nich.



Jeżeli chodzi oDaniela Radcliffe'ato można uznać, że jego rola nie wypadała źle. Igor w jego wykonaniu to młody samouk i naturalny geniusz. Jego zafascynowanie medyczną skutkuje trafnymi diagnozami i robi to szybciej od studentów medycyny, a nawet zawodowych lekarzy. To on jest przeciwwagą dla szaleństw Frankensteina. Tak jak on fascynuje się możliwością oszukania śmierci, ale w odróżnieniu do przyjaciela wie, gdzie jest granica. Z coraz większym niepokojem obserwuje, jak Victor stacza się po równi pochyłej, ale i wówczas nie opuści go w potrzebie. Jak słuszne założy później Frankenstein - to on jest jego najdoskonalszym dziełem. I w pełni się można z tym zgodzić.



Obawiam się, że filmMcGuiganajest zmarnowanym pomysłem. Jest tu oczywiście kilka ciekawych momentów na początku i na końcu, ale to za mało. Reżyser nie potrzebnie wprowadził tu wątek romansowy, a w zastępstwie nie rozwinął kryminalnego. Zakończenie może nawet sugerować, że możemy mieć kontynuację, co nie jest najlepszym pomysłem. W każdym razie "Victor Frankenstein"okazał się być może nie największym rozczarowaniem, ale nie daje też tego, czego się po nim spodziewałam.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
We współczesnej popkulturze kroku się nie da zrobić bez potknięcia o jakiegoś Frankensteina. Gdzieś w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones