Relacja

28. WFF: O bohaterach na wojnie i freakach w polityce

https://www.filmweb.pl/article/28.+WFF%3A+O+bohaterach+na+wojnie+i+freakach+w+polityce-89894
Szóstego dnia Warszawskiego Festiwalu Filmowego obejrzeliśmy pokrzepiający film "Kwiaty wojny" o bohaterstwie w ekstremalnych sytuacjach, "Od podstaw" o kulisach amerykańskiej demokracji i dokument autora "Super Size Me" – "Męskość". Ich recenzje znajdziecie poniżej.


Chwała dziwkom

Czy film o jednej z największych masakr ludności cywilnej podczas wojny chińsko-japońskiej może być optymistyczny? Okazuje się, że tak. A dowiódł tego mistrz chińskich widowisk historycznych Yimou Zhang.

Akcja "Kwiatów wojny" rozgrywa się na przełomie 1937 i 1938 roku. Nankin, jedno z ważniejszych miast wschodnich Chin pada po bohaterskiej obronie. Japończycy odpłacają się mieszkańcom rzezią na niespotykaną skalę. W chaosie przemocy i śmierci jedną z nielicznych enklaw spokoju jest katolicka katedra, gdzie przebywa grupa uczennic. Ale i ich spokój nie potrwa długo. Zakłócą go grabarz-pijak (w tej roli Christian Bale), grupa zbiegłych z dzielnicy czerwonych latarni prostytutek, chiński oficer, a w końcu japońscy żołnierze. Śmierć, gwałt, strach, egoizm, poświęcenie – do tego sprowadzi się ich egzystencja. Koniec jest łatwy do przewidzenia, chyba że uda się zamkniętym w katedrze uciec na czas.

Yimou nie szczędzi widzom brutalnych scen. Widzimy więc zarówno krwawe walki toczone o każdą ulicę, jak również brutalne traktowanie kobiet przez szalonych od smaku krwi Japończyków. Gdzie jest więc tu miejsce na optymizm i pozytywne przesłanie? Yimou ukrył je w historii ludzkiego ducha. Kiedy poznajemy kolejnych bohaterów filmu, widzimy ich jako samolubnych, egocentrycznych drani. Grabarza interesują tylko pieniądze i wino. Uczennice z pogardą patrzą na prostytutki, a te kryją się tchórzliwie, kiedy dziewice rzucone zostają na rzeź japońskim oprawcom. Yimou pokazuje, że jest to naturalna, ale krótkotrwała reakcja obronna. Równie naturalnym odruchem w obliczu niewyobrażalnej przemocy jest potrzeba wzniesienia się ponad wojenny koszmar. I tak każdy z bohaterów odkrywa w sobie zdolność do najwyższego poświęcenia i czynów bohaterskich, które kończą się ich śmiercią, ale dają szansę życia innym. Żołnierze chińscy zamiast uciec z miasta, umożliwiają ucieczkę grupie uczennic. Te nie wydały prostytutek, kiedy miały ku temu sposobność, a grabarz udaje księdza, by w ten sposób ochronić dziewczynki. Nawet prostytutki mają swój moment chwały.

W ten sposób "Kwiaty wojny" stają się poruszającą odą ku czci bohaterstwa. Yimou w przekonujący sposób pokazuje, że w każdym człowieku tkwi dobro, o czym możemy przekonać się w najgorszych chwilach. Swój przekaz wzmacnia znakomitymi zdjęciami i dobrym wykorzystaniem slow motion. W przeciwieństwie do choćby Snydera w "Sucker Punch" Yimou doskonale wie, że efekt ten nie może stać się podstawą filmu, że wrażenie zrobi tylko wtedy, kiedy będzie skąpo dawkowany w naprawdę koniecznych momentach. Christian Bale oczywiście aktorsko wypada bardzo dobrze, ale i tak to chińskie odtwórczynie z Ni Ni i Xinyi Zhang na czele poruszą serca widzów najbardziej. To za ich sprawą z kina wyjdziemy wstrząśnięci, ale i pokrzepieni.


Polityczność w Seattle

Niemal w przeddzień amerykańskich wyborów prezydenckich "Od podstaw" przybliża nam kulisy amerykańskiej demokracji. W przeciwieństwie do niedawnych "Id marcowych" George'a Clooneya, ukazujących świat polityki jako brutalną rozgrywkę między cynicznymi drapieżnikami, tutaj mamy relatywnie pozytywne spojrzenie na system wyborczy USA. I to w oparciu o prawdziwą historię.

Opowieść o przeciętniakach biorących się za bary z reprezentującymi establishment garniturami to iście amerykańska gloryfikacja tamtejszego demokratycznego systemu. Film Stephena Gyllenhaala (tak, z tych Gyllenhaalów – to ojciec Maggie i Jake'a) wpisuje się w filmową tradycję sięgającą przynajmniej pamiętnego "Pan Smith jedzie do Waszyngtonu" Franka Capry. Zarazem jest to typowy przykład kina niezależnego ze Stanów. Mamy tu standardowo słodko-gorzką tonację, obsadę złożoną z  – mniej lub bardziej – opatrzonych twarzy (Jason Biggs, Cobie Smulders, Lauren Ambrose) i parę bohaterów przeciętniaków.

To dwaj slackerzy z Seattle, którzy postanawiają wziąć udział w wyborach do rady miasta. Phil (Biggs) właśnie stracił pracę w redakcji niszowej gazety i znajomy prosi go, bo został szefem jego sztabu wyborczego. Grant (Joel David Moore) nie jest jednak typowym kandydatem: to bezrobotny dziennikarz muzyczny, który w wolnych chwilach przechadza się ulicami w stroju niedźwiedzia polarnego. Do świata polityki pcha go idealistyczna pasja; jego marzeniem jest rozbudowanie wydajnej i ekologicznej sieci miejskiej kolejki. Brak doświadczenia koledzy rekompensują pasją i zaangażowaniem. Niespodziewanie dla siebie samych spotykają się z żywym odzewem wyborców.

Reżyserowi na szczęście udaje się uniknąć pułapki przesadnej polaryzacji postaw w służbie efektu humorystycznego. Przeciwnik Granta, McIver (Cedric the Entertainer), nie jest tu złem wcielonym, a nasi protagoniści z kolei nie są wolni od wad. Choć film utrzymuje lekką, komediową konwencję, twórcy nie rozciągają nad głowami bohaterów ochronnego parasola. Dwaj pozytywnie zakręceni kolesie wnoszą do świata lokalnej polityki powiew świeżego powietrza, ale zarazem uświadamiają sobie szereg kontekstów, w które – niekoniecznie celowo – wpisują się ze swoją inicjatywą. Ciekawie rozegrany jest na przykład wątek 11 września. Choć sam uderza w obowiązkowy łzawo-patriotyczny ton, reżyser pozwala protagonistom dostrzec fakt, że część ich politycznego sukcesu wynika z wykorzystania politycznego potencjału tej tragedii do własnych celów.

Ta nieoczekiwana szczerość dodatkowo podnosi wartość filmu, który i tak byłby już całkiem zgrabną, zabawną i nieźle zagraną komedią. Niezależnie od wyniku wyborów, udział w wyścigu będzie więc dla bohaterów także przyspieszonym kursem dojrzewania. To zresztą również bardzo po amerykańsku.


Prawdziwe męstwo

Kto widział chociażby "Super Size Me", ten wie, że Morgan Spurlock nie odkrywa w swoich filmach Ameryki. Trudno bowiem uznać za szokujący news informację o tym, iż szama z fast foodów w nadmiernych ilościach może wykończyć organizm. Nie inaczej jest w przypadku "Męskości", w którym reżyser zastanawia się nad tym, co to znaczy być samcem we współczesnych czasach. Wnioski, do których dochodzi, nie wykraczają jednak poza dział porad z "Cosmo" albo "Logo".

Dla Spurlocka wyznacznikiem męskości, a zarazem czymś w rodzaju fetyszu,  jest owłosienie: wąsy, broda, włosy na głowie, plecach, klacie, w nosie, uszach albo miejscach intymnych. Twórca poświęca im kolejne rozdziały filmu. Sprawdza, jak reaguje jego synek na to, że tatuś pozbył się zarostu, śledzi z kamerą posiadacza brody, której mógłby pozazdrościć sam Rumcajs, odwiedza zakłada fryzjerski specjalizujący się w produkcji tupecików, a wreszcie rozmawia z dokładnie wygolonym metroseksualnym nowojorczykiem. Rolę interwałów pełnią w "Męskości" scenki na pograniczu skeczu i satyrycznego komentarza z udziałem znanych komików Jasona Batemana i Willa Arnetta. Będący zarazem producentami filmu panowie w trakcie wizyty w SPA dowcipkują na temat prawdziwego męstwa. Ze zwierzeń wynika, że w faceci są równie próżni co kobiety, a  maseczki, peelingi i masaże to dla nich nic innego jak erotyczny wyścig zbrojeń. Kto się lepiej odstawi, ten większą będzie miał szansę, aby zaliczyć.

Choć "Męskość" pokazywana jest na Warszawskim Festiwalu Filmowym w sekcji dokumentów, to niewiele ma ona wspólnego z tradycyjnie pojmowanym gatunkiem ekranowego non-fiction. Większość scen – ba, dialogów! - wygląda na ustawione i dokładnie przedyskutowane. Zamiast powiewu świeżości spodziewajcie się więc wyziewów sztuczności z domieszką gazu rozweselającego. Ekipa, jaką udało się Spurlockowi zebrać na planie, to autentycznie zabawni goście. Świetny jest zwłaszcza Zach Galifianakis ("Kac Vegas") próbujący "wycenić" swoją powierzchowność, a także Judd Apatow rozprawiający o ukrytej łysinie. To oni bronią honoru rodzaju męskiego w ekranowym świecie zaludnionym przez chłopięce mimozy i narcyzów. 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones