Recenzja filmu

The Limits of Control (2009)
Jim Jarmusch
Isaach de Bankolé
Alex Descas

Szkice z podróży

Mimo pretekstowej akcji i niewspółmiernej do zawartych znaczeń intertekstualnej powodzi, rzecz ogląda się dość dobrze, układa się ona w ładną całość.
Milczący człowiek może wydawać się intrygujący i tajemniczy. Ale czasem, jak uczy popularne powiedzenie i życiowe doświadczenie, jego milczenie oznacza jedynie, że jest mało ciekawy i nie ma nic do powiedzenia. Czy to właśnie przypadek bezimiennego głównego bohatera nowego filmu Jima Jarmuscha? Surowa, wyrzeźbiona kilkoma sprawnymi cięciami dłuta twarz Isaacha de Bankolé sugeruje, że za jego stoicyzmem i niechęcią do kontaktów ze światem kryją się niezmierzone głębie umysłu. Jednak, gdy spędzimy z nim półtorej godziny, mogą zrodzić się w nas podejrzenia, że jedynie sprawia on dobre wrażenie, a sam reżyser – chyba po raz pierwszy – przełożył bogactwo formy nad sens treści.

Początkowo śledzimy poczynania podróżnika w jego niesprecyzowanej bliżej (kryminalnej?) misji z zainteresowaniem. Obserwujemy powtarzane rytmicznie rytuały: uprawia tai chi w pokoju hotelowym. Kontempluje obrazy w muzeum Reina Sofia (za każdą wizytą poświęcając uwagę tylko jednemu dziełu). Zamawia dwa espresso w osobnych filiżankach. To również znak rozpoznawczy dla wtajemniczonych, którzy dosiadają się do naszego uporczywie milczącego bohatera i raczą swoim słowotokiem. Raz rozprawiają o nauce, innym razem o narkotykach, halucynacjach… Perełką jest scena z Tildą Swinton – aktorka w blond peruce opowiada o swoich fascynacjach kinowych, a świat przedstawiony w filmie wspaniale przeplata się z jej refleksjami. Niestety, cały obraz nie trzyma poziomu tego fragmentu. Szczególnie rozczarowujący jest epizodzik z Billem Murrayem – jeśli aktor z "Broken Flowers" pojawia się na chwilę, to mamy prawo spodziewać się, że będzie to występ błyskotliwy i godny zapamiętania. Tak się nie dzieje. Za to cała opowieść została odpowiednio podlana sosem metafizyczno-popkulturowym: a to wszyto cytat z Rimbauda, a to nawiązanie do buddyzmu czy filmów Hitchcocka.

Jednak co Jarmusch, to Jarmusch: mimo pretekstowej akcji i niewspółmiernej do zawartych znaczeń intertekstualnej powodzi, rzecz ogląda się dość dobrze, układa się ona w ładną (choć dość błahą) całość. "The Limits of Control" z pewnością nie jest najlepszym filmem twórcy "Truposza", choć reżyser jak nigdy dopieścił detale i stronę wizualną produkcji. I to właśnie w obrazy, lepiej niż w słowa, wbudował odniesienia kulturowe.

Urzekające są zdjęcia Christophera Doyle’a. Mamy tu kilka sekwencji wyglądających, jakby kręcono je kamerą cyfrową: częściowo prześwietlone migawki z jazdy autostradą, zanurzone w słońcu detale architektoniczne Madrytu. Przypominają one starsze filmy Wima Wendersa czy równie dobre zdjęcia Doyle’a w "Paranoid Park" Gusa van Santa. Jednak w "The Limits of Control" dominują klasyczne kadry z dopracowanymi kolorami. Bohaterowi, w scenerii jak z obrazów Hoppera, towarzyszy piekielny czerwony. Turkusowo-żółte sekwencje w pokoju hotelowym to wizualne majstersztyki, choć może odrobinę zbyt łopatologicznie skojarzono je z obrazem Juana Grisa w tej samej tonacji. Za to oryginalne wykorzystanie Tàpiesa w końcówce filmu zasługuje na duże brawa.

Co prócz obrazów pozostaje w głowie po obejrzeniu tej hiszpańskiej wyprawy? Autor pewnie chciałby, by odczytywać podróż jego bohatera metaforycznie: jako podróż przez życie, może przez wyobraźnię? Ale to zbyt wygórowane ambicje. Lepiej niż dopisywać do filmu znaczenia, podziwiać jego stronę wizualną: pustynną Andaluzję ze spaghetti-westernów Sergio Leone, las brzozowy widziany przez okno pociągu, nietypowe fragmenty Madrytu i Sevilli. Podobnie jak "Vicky Cristina Barcelona" (szczególnie sekwencja gry na hiszpańskiej gitarze w Oviedo), "The Limits of Control" chwilami sprawia wrażenie, jakby powstał tylko po to, by atrakcyjnie ukazać Hiszpanię: flamenco, muzeum Reina Sofia, hiszpańskie słońce, bary i całą resztę. Mimo to, nie miałabym nic przeciwko, aby Jarmusch podobnie opisał kamerą polski pejzaż kulturowy, i ten zwykły.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja The Limits of Control
Król kina niezależnego Jim Jarmusch dał się porwać modzie na klimat śródziemnomorski: jego najnowsza... czytaj więcej
Recenzja The Limits of Control
Mam takie miejsce, w którym czas nie istnieje. Miejsce, w którym czuję się nawet bardziej u siebie niż u... czytaj więcej