"Nosferatu" nie jest wampirem, którego można pokochać – to istota, której obecność sprawia, że świece migoczą, a sny zamieniają się w koszmar. Jest jak plaga, jak przekleństwo, jak echo strachu,
Od zarania kinematografii wampir był cieniem, który snuł się po ekranie, hipnotyzując i przerażając zarazem. "Nosferatu - symfonia grozy" Friedricha Wilhelma Murnaua był pierwszym kinowym wcieleniem pradawnego koszmaru, potwora odartego z wdzięku, który zrodził się nie w miłosnych uniesieniach, lecz w mroku i zarazie. Późniejszy "Dracula" Toda Browninga nadał wampirowi elegancję, a Francis Ford Coppola w swojej wersji z 1992 roku wplótł w jego mit tragizm i namiętność. Robert Eggers, czerpiąc z tych tradycji, sięga głębiej w otchłań, przywracając hrabiemu Orlokowi pierwotny strach. Jego "Nosferatu" nie jest wampirem, którego można pokochać – to istota, której obecność sprawia, że świece migoczą, a sny zamieniają się w koszmar. Jest jak plaga, jak przekleństwo, jak echo strachu, które nigdy nie cichnie.
Było to w czasach, gdy noc zdawała się dłuższa niż zwykle, a księżyc w pełni zawisł na nieboskłonie niczym złowieszcze oko, śledzące losy nieszczęśników. Thomas Hutter, młody i ambitny człowiek, został wysłany przez swego zwierzchnika, by sfinalizować sprzedaż posiadłości w dalekim kraju, owianym mgłą tajemnicy i przesądów.
Wyruszył w głąb dzikich ziem, gdzie lasy były ciemniejsze, drogi bardziej kręte, a ludzkie szeptane przestrogi wypełnione lękiem. Mieszkańcy, bladzi i wystraszeni, gdy tylko usłyszeli imię nabywcy posiadłości – hrabiego Orloka – czynili znak krzyża i odmawiali dalszej rozmowy. Lecz Hutter, niezważając na te ostrzeżenia, kontynuował swą podróż, aż w końcu dotarł do zamczyska, które niczym potwór wyrastało z górskiej skały.
Gospodarz przywitał go w sposób, którego nie sposób było nazwać ani ciepłym, ani ludzkim. Hrabia Orlok był istotą o oczach zapadniętych niczym czarne studnie, o dłoniach długich i chudych, przypominających szpony, a jego blada skóra zdawała się martwa, choć nosiła ślady dawnych ran. Słowa jego płynęły powoli, dźwięcząc jak echo w pustej sali, a jego uśmiech…, lepiej byłoby nigdy go nie oglądać.
Już pierwszej nocy Hutter dostrzegł, iż w zamczysku dzieją się rzeczy nienaturalne. Wrota otwierały się bez dotyku dłoni, podmuchy wiatru przynosiły szepty niewidzialnych istot, a cień hrabiego na ścianach zdawał się poruszać niezależnie od swego właściciela.
Lecz prawdziwa groza miała dopiero nadejść. W swoich komnatach Hutter znalazł starożytny tom, opowiadający o plagach i demonach nocy, a wśród nich o istocie zwanej Nosferatu – przeklętym wampirze, który żywi się nie tylko krwią, ale i duszą swych ofiar. Gdy spostrzegł, iż hrabia z niezdrową fascynacją wpatruje się w portret jego żony, Ellen, zrozumiał, że niebezpieczeństwo nie grozi tylko jemu, ale i ukochanej, pozostawionej samotnie w odległym mieście.
Hrabia Orlok, jak cień, unosił się nad nim nocami, a jego usta szeptały słowa, których znaczenie było równie obce, co zatrważające. Wkrótce Hutter pojął straszną prawdę – stał się więźniem. Tymczasem w jego rodzinnym mieście Ellen zaczęła doświadczać niespokojnych snów i wizji, jak gdyby coś – lub ktoś – przywoływał ją z oddali.
Orlok wyruszył w podróż na pokładzie statku, wśród szczurów, niosąc ze sobą plagę i przekleństwo. A gdy wreszcie dotarł do celu, w mrokach nocy przemykał przez wąskie uliczki, szukając swej wybranej. Ellen, przeczuwając nadciągającą grozę, pojęła, że tylko ona może powstrzymać wampira, ofiarowując siebie jako przynętę.
Mrok spowija ekran niczym ciężka mgła, a widz, niczym nieświadoma ofiara, zostaje powoli wciągnięty w otchłań bez czasu i nadziei. "Nosferatu" nie jest błahą opowieścią dla śmiertelników o słabych sercach – to eliksir ciemności, powoli sączony, aż dusza widza ulegnie jego mrocznej hipnozie. To dzieło nieśpieszne, jak noc pełna szmerów, w której każdy cień może być czyhającym przekleństwem. Nie jest to film dla tych, którzy w wampirze szukają kochanka – lecz dla tych, którzy w nim widzą pradawny głód i nieuniknione fatum. Na granicy grozy i mroku – to gotyckie arcydzieło spływa ku nam jak krew po kłach, nieśpiesznie, nieubłaganie… i niezapomnianie.