Co łączy braci Coen i Marvela? Jeden człowiek: Noah Hawley. Scenarzysta hitowych seriali telewizyjnych ma niemal tyle twarzy, co David Haller, schizofreniczny bohater "Legionu", którego trzeci i ostatni sezon rusza na kanale Fox już 27 czerwca. Z Hawleyem rozmawiamy o nieuchronnie zbliżającym się finale opowieści o mutantach, eksperymentach narracyjnych i komiksach. Spodobał mi się bohater, który doświadcza całego mnóstwa rzeczy, ale nie potrafi powiedzieć, czy są one prawdziwe, czy jedynie wymyślone. Daje to scenarzyście możliwość stworzenia serialu o subiektywnej narracji. Bo, oglądając
"Legion", oglądamy świat Davida. Czyli mamy sytuację odwrotną do tej z
"Fargo", gdzie serial otwierała informacja, że powstał w oparciu o prawdziwą historię i opowiedziany był z perspektywy, powiedziałbym, obiektywnej. Dlatego zapaliłem się do tego projektu, bo mogłem zrobić coś zupełnie innego. Chciałem osobistą historię Davida uczynić bliższą oglądającemu, niż byłaby, gdybym zdecydował się na tradycyjnie poprowadzoną narrację.
Muszę Ci się przyznać, że dla mnie "Legion" to przede wszystkim love story. I dobrze. Bo chciałem, żebyście pomyśleli sobie następująco: póki miłość jest prawdziwa, to reszta rzeczywistości staje się drugorzędna. A potem pobawić się tym konceptem. Bo przecież David, choć uważał, że to dla jej dobra, zdradził Syd, czyszcząc jej umysł. I gdy skonfrontowała się z nim, był szczerze zaskoczony, że jej wizja jego osoby nie zgadza się z jego wizją. Doprowadziło to do kolejnego pęknięcia osobowości Davida, który zapragnął bezwarunkowego uwielbienia, co teraz będziemy eksplorować. Czyli, na swój sposób, to dalej historia o miłości. Ale czy będzie zdolny pogodzić się z Syd, zrozumieć swój błąd? Czy może raczej stanie się czarnym charakterem, którego będzie musiała powstrzymać? Wszystko może się zdarzyć. David nadal czeka na chwilę absolutnej klarowności, która da mu szansę zrozumienia tego, co zrobił. Stwarza to ogrom możliwości dla scenarzysty. Zdaję sobie sprawę, że każdy lubi finałowe pojedynki w samo południe, lecz mój serial nigdy nie koncentrował się na batalii między dobrem a złem. Chodziło mi bardziej o krzywdy, które wyrządzamy sobie nawzajem każdego dnia. Na takiej mikro skali konfliktu mi zależało. Mógłbym pewnie dorzucić do scenariusza kilka zdań na temat tego, że David jest zagrożeniem dla całego świata, ale zależało mi na tym, aby skupić się na jednostkowej, osobistej krzywdzie. I to, jak myślę, trafia do ludzi bardziej niż bombastyczne sceny batalistyczne. Konflikt dramatyczny polega u mnie na zderzeniu z rzeczywistością, ujrzeniu drugiego człowieka, oraz samego siebie, takim, jakim jest.
Kolejny raz, po "Fargo", poruszasz się, na dobrą sprawę, po świecie stworzonym przez kogoś innego. Czy podczas pisania scenariuszy do obu seriali zastanawiałeś się czasem, jak zrobiliby to czy tamto bracia Coen, albo dokąd dana nitka fabuły prowadziłaby na stronach komiksu? Dokładnie tak było przy pierwszym sezonie
"Fargo". I nie chodzi o to, że chciałem cokolwiek kopiować, raczej o pewien sposób rozwiązywania problematycznych kwestii. Czyli, jak chciałem dorzucić scenę mordobicia między dwoma facetami, to zastanawiałem się, czy coś podobnego pasowałoby do filmu braci Coen. Nieprzypadkowo też nie odmówiłem sobie przyjemności dopisania do scenariusza wypadku samochodowego, rzeczy bardzo dla nich charakterystycznej. Bo może pamiętasz ten z finału filmu
"To nie jest kraj dla starych ludzi"? Świetna scena, kręcona z jednej kamery. Albo z
"Człowieka, którego nie było"? Kiedy
Billy Bob Thornton zjeżdża z drogi i samochód leci przed obiektywem? Fascynuje mnie taka swoista fetyszyzacja akcji, jest ona bardzo, że tak powiem, instynktowna. A jeśli chodzi o
"Legion", prawie zupełnie nie myślałem o tym serialu jako o adaptacji komiksu, ale bardziej jak o niezależnym, osobnym i nieco eksperymentalnym projekcie. Choć musiałem, oczywiście, niektóre rzeczy zrozumieć, zapoznać się z pewnymi historiami i pozostać wierny postaciom, nie chcąc ostentacyjnie występować przeciwko kanonowi.
Ale ufam, że Ci się spodobało i jeszcze sięgniesz po komiksy. Masz coś na oku? Nie jest to łatwe. Kręcąc serial, przeprowadziłem ze studiem Foxa, które miało licencję na postaci X-Men, niejedną rozmowę, bo chciałem mieć w serialu profesora Xaviera, czyli ojca Davida. To, z oczywistych względów, istotna postać. Z początku pozwolili mi jedynie na pokazanie łysego mężczyzny siedzącego na wózku, ale nie było mowy o żadnym "X" na kółkach i tak dalej. Dopiero z czasem udało mi się coś wywalczyć. I całe szczęście, bo nie mogłem przecież zupełnie pominąć kwestii pragnienia poznania biologicznego rodzica przez Davida. Cieszę się, że się udało. Poza tym napisałem też scenariusz filmu o Doktorze Doomie, lecz teraz Disney i Marvel kierują całą biblioteką Foxa, dlatego trudno mi powiedzieć, jak się to wszystko rozwiąże. Projekt nie jest jeszcze martwy, ale trzeba kilka rzeczy dopiąć. Liczę, że za kilka miesięcy wszystko będzie jasne.
Zdjęcie główne pochodzi z gettyimages.com, autor: Jason LaVeris