Artykuł

Człowiek z kamerą

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Cz%C5%82owiek+z+kamer%C4%85-106675
Barański, Nasfeter, Kluba, Królikiewicz i wielu, wielu innych... Razem z Łukaszem Maciejewskim przypominamy polskie filmy zasługujące na ponowne odkrycie. Prześwietlamy alternatywny kanon polskiego kina.

Pierwsze słownikowe określenie amatora oznacza miłośnika, hobbystę oddanego pozazawodowej pasji. "Amator" Kieślowskiego jest opowieścią o odkrywaniu w amatorze artysty, narodzinach powołania. Moim zamiarem było zrobienie filmu o dojrzewaniu, o zdobywaniu świadomości – mówił Krzysztof Kieślowski.




SIŁA WE MNIE

Kiedy grany przez Jerzego Stuhra Filip Mosz w finale "Amatora" odwraca  kamerę w swoją stronę, wiadomo, że nic już nie będzie wyglądało tak samo. Zmieni się kino moralnego niepokoju i sam Kieślowski. Liczba mnoga zostanie zastąpiona pojedynczą. To, co najważniejsze, jest w człowieku. Siła we mnie.

Trzydziestoletni Filip Mosz jest zaopatrzeniowcem. Naiwny, prostolinijny, z duszą na ramieniu. Kiedy w życiu banalnego prowincjusza pojawi się prawdziwa pasja – amatorski ruch filmowy – wszystko się odmieni. Mosz będzie musiał wybierać, lawirować pomiędzy mniejszym złem a większym dobrem, po raz pierwszy zacznie zadawać sobie pytania: czy realizując kino w dobrej wierze, pomaga czy przeszkadza portretowanym, i jaką cenę za pasję płacimy w życiu prywatnym.

Z kluczowych pytań kina moralnego niepokoju w "Amatorze" ocalało przede wszystkim odkrywanie w sobie odwagi do samostanowienia w kontekście skodyfikowanego, upartyjnionego społeczeństwa oraz motyw awansu  przedstawiciela intelektualnie zmarginalizowanego środowiska do myślowej elity zgrupowanej wokół prężnie działającego środowiska filmowców amatorów. W  warstwie estetycznej z moralnym niepokojem łączy "Amatora" świetnie uchwycona przez Jacka Petryckiego fotografia bezbrzeżnie szarej polskiej ulicy końca lat siedemdziesiątych: ciasne mieszkania, odpychające blokowiska, nieprzyjazne zakłady pracy, popielniczki pełne petów i półpełne szklanki z cienką herbatą plujką. Inaczej niż we wcześniejszych fabułach – "Bliźnie", "Spokoju" czy "Personelu", Kieślowski buduje przemianę bohatera. Filip Mosz nie chce zmieniać świata, nie buntuje się przeciwko rzeczywistości, film dopada go z przyczyn osobistych, nie ideologicznych.



Mosz kupuje kamerę, ponieważ chce filmować córeczkę, dzień po dniu, tydzień po tygodniu dokumentować rozwój dziecka. Szybko przekonuje się jednak, jaką siłę ma narzędzie, które początkowo wydawało mu się zaledwie atrakcyjnym gadżetem. Kiedy przez przypadek nakręci scenę z udziałem ciężko chorej matki kolegi, po śmierci kobiety usłyszy, iż dzięki filmowi nie całkiem odeszła, wciąż jest, uśmiecha się. Kino ma niezwykłą siłę, przetwarza rzeczywistość, ocala od zapomnienia.

ZOBACZYĆ GOŁĘBIE


Pierwsze filmowe zadanie Filipa Mosza w jego zakładzie pracy to typowy reportaż dokumentacyjny, relacja z zakładowej imprezy. Można było nakręcić to wprost, kamerą rejestrującą, ale Filip, nie bardzo wiadomo dlaczego, ucieka dalej, rozgląda się po korytarzach, fotografuje gołębie drobiące na parapecie. Owe gołębie to właśnie jest kino. Dzięki nim objawił się ktoś, kto na razie intuicyjnie panuje nad materiałem, czuje, że interwencyjny weryzm nie wystarczy, film ocala detal, szczegół niepowiązany z referowaną historią.

Kiedy na pierwszym festiwalu amatorskiego kina, Filip usłyszy komplementy pod swoim adresem, uzmysłowi sobie, że ów przypadkowy koncept z gołębiami to być może charakter jego pisma. Trzeba filmować to, co się widzi. Mieć oczy szeroko otwarte. Zobaczyć gołębie.



Poznawszy tę lekcję Filip zanurza się głęboko w tajemnice nowo odkrytej pasji. Rozwija koło filmowe, ma również pierwszego ucznia – Witka (w tej roli aktor, ale przede wszystkim późniejszy znakomity reżyser teatralny, Tadeusz Bradecki). Zafascynowany Filipem Witek wydaje się pozbawiony typowo polskiego kompleksu. Nie definiuje dekalogu realizatora, nie waży słów, kocha kino, jego esencjonalność, prawdę komunikatu. Tymczasem starszego o kilka lat Mosza coraz częściej dopadają wątpliwości. Co wybrać – pasję czy święty spokój, rodzinę czy spełnienie, oportunizm czy brawurę. Czy mamy jakikolwiek wybór? Czy jesteśmy panami własnego losu?

Myślę, że nie ma uniwersalnego modelu – opowiadał po latach KieślowskiJeden i drugi jest możliwy; i w jednym, i drugim możliwa jest miłość; i w jednym, i w drugim możliwy jest brak miłości. Możliwa jest zgoda, generalna zgoda i generalne przyzwolenie na taki los. I w jednym, i w drugim możliwa jest niezgoda i nienawiść.

"Amator" jest również klasycznym filmem autotematycznym. Filip Mosz kupuje w kiosku "Ruchu" "Film" (oraz "Politykę"), zaczyna chodzić do kina, w czytanej przezeń historii kina pojawiają się nazwiska – Karoly Makka czy Kena Loacha, ulubieńców Kieślowskiego. Kino opowiada zatem o sobie, a we własnych rolach występują w "Amatorze" między innymi Teresa Szmigielówna, Krzysztof Wierzbicki, Krzysztof Zanussi oraz Andrzej Jurga, z którym na początku lat siedemdziesiątych twórca "Podwójnego życia Weroniki" zakładał Studio Prób Filmowych, przekształcone jakiś czas potem w Studio imienia Irzykowskiego.



Kieślowski tak tłumaczył ten wybór w tomie "O sobie": W "Amatorze" byli aktorzy, którzy grali określone postacie, i oprócz tego byli ludzie, którzy rzeczywiście istnieją, mają swoje nazwiska i pod tymi nazwiskami występują w tym filmie. Robią w "Amatorze" to, co robią w życiu. Zanussi w życiu jest reżyserem, który jeździ co jakiś czas na spotkania w małych miasteczkach. I w filmie "Amator" jest reżyserem, przyjeżdża na spotkanie w małym miasteczku.

Krzysztof Zanussi, rzeczywiście pełniący w owym czasie funkcję prezesa ogólnopolskiej Rady Dyskusyjnych Klubów Filmowych oraz Andrzej Jurga przygotowujący w telewizji programy o twórczości filmowców nieprofesjonalnych, pełnią w "Amatorze" ogromnie ważną rolę. Naiwny Filip, zachłystując się kinem, czystą radością z kręcenia filmów, po rozmowach z twórcą "Barw ochronnych" oraz z cenionym wykładowcą i realizatorem telewizyjnym, zrozumie, że materiał filmowy nie jest niewinny. Od Zanussiego usłyszy także, że "niepewność w życiu filmowca stanowi o jego sile", a "sprawdzian jest czymś względnym". Przede wszystkim jednak twórca bierze odpowiedzialność za dzieło.

Gdy po telewizyjnej prezentacji dokumentu Mosza ze wstępem Jurgi, etat w zakładzie pracy traci życzliwy Filipowi Osuch (jedna z najważniejszych filmowych ról Jerzego Nowaka), utalentowany reżyser-amator, z kinofila entuzjasty zamienia się nie tyle w sceptyka, co w artystę zadającego sobie pytania natury, nazwijmy je, etycznej. Czy reżyser ma prawo skrzywdzić bohatera, zmusić go do zwierzeń; czy nagłaśniając w dokumencie kontrowersyjną sprawę, nie karzemy przy okazji mimowolnie zmieszanych w nią niewinnych ludzi?

COŚ SIĘ W ROBIE OBUDZIŁO

Andre Malraux pisał: Spójrzcie na ludzi wychodzących z kina: ich gesty są powtórzeniem gestów bohaterów. U Filipa inaczej. Stawał się artystą, stwarzał gesty. W pierwszych sekwencjach filmu, już po zakupie kamery, Filip kilka razy odruchowo tworzy filmowe kadry za pośrednictwem palców. Fotografuje rzeczywistość przez filtr artysty, kogoś, kto tę rzeczywistość przetwarza i formuje na nowo. Tego samego gestu użyje, kiedy opuści go żona z córką, nie wytrzymująca konkurencji z kinem. Mosz "sfotografuje" palcami Irkę (Małgorzata Ząbkowska) z przekonaniem, że nie jest w stanie sprostać tego rodzaju wyborom. Kino nim rządzi.



Wybór życiowych kadrów ma w jego przypadku nie tylko osobiste konsekwencje. Filip z najlepszych pobudek kręci film o koledze z zakładu, poczciwym karle, któremu do życia wystarcza bardzo mała stabilizacja. Chce tym filmem pomóc robotnikowi, ale niezamierzenie ośmiesza go, czyniąc zeń karykaturę życia w komunistycznej rzeczywistości.

W kolejnym filmie, realizowanym już na zamówienie telewizji, na kamerze 16 mm, usiłując pokazać pełną prawdę, dowiaduje się, że tego rodzaju samowiedza nie istnieje. Pieniądze przeznaczone na fabrykę trafiają na inne cele, ale obiektywnie nie chodzi o rzeczy naganne: "lewa kasa" finansuje bowiem na przykład lokalny szpital.

Mosz, niszcząc gotowe materiały filmu, nie czyni tego z pobudek oportunistycznych – reżyser idealista zrozumiał, że twórcy nie wystarczą sądowe akta albo zeznania świadków, dla artysty najważniejszą kwestą jest zawsze ta sama próba przefiltrowania rzeczywistości w prywatny mikrokosmos. Właśnie  dlatego Filip w finale filmu odwraca kamerę w swoją stronę. Teraz będzie mówił o świecie poprzez siebie.

Od Osucha usłyszał wcześniej: "Coś się w tobie obudziło i trzymaj się tego". Nie ma innej drogi do zyskania świadomości – artystycznej, ale także ludzkiej – niż ścieżka samopoznania. Filip Mosz, opowiadając do kamery swoją historię, uczy się odtąd nazywać rzeczy po imieniu, ale równolegle daje sobie prawo do słabości i porażek.



Na pytanie, co w "Amatorze" oznacza owo zniszczenie taśmy przez Filipa, Kieślowski mówił w autobiografii: Zawsze to samo. Niszczy, co zrobił. To nie jest poddanie się, ponieważ na końcu znowu kieruje kamerę na siebie. To oznacza zrozumienie, że znalazł się jako filmowiec-amator w pułapce i, robiąc coś w dobrych intencjach, może przysłużyć się ludziom, którzy wykorzystują to w złych.

AMATOR I AMATORZY

Pomysł na "Amatora" wynikał z prywatnych doświadczeń samego Kieślowskiego. Reżysera fascynował amatorski ruch filmowy, znał dobrze jego twórców, wielokrotnie bywał jurorem na festiwalach i przeglądach poświęconych szalenie wówczas popularnej twórczości amatorskiej. Liczba Amatorskich Klubów Filmowych działających przy domach kultury lub zakładach pracy sięgała wówczas prawie setki. Stanisław Puls, zmarły niedawno legendarny działacz ruchu amatorskiego, opowiadał mi o pierwszych spotkaniach z Kieślowskim, wówczas bodaj jeszcze studentem Szkoły Filmowej w Łodzi. Przyjeżdżał na liczne festiwale ruchu amatorskiego, żarliwie kłócił się o pryncypia z twórcami, miał zawsze sprecyzowane gusta na temat obejrzanych filmów.

W monografii Stanisława Zawiślińskiego, "Ważne, żeby iść...", autor cytuje także Agnieszkę Holland: Wtedy, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, bardzo nas podniecało oglądanie filmów amatorskich. Podobały nam się, bo było w nich wiele autentyzmu i bezpretensjonalności. A my chcieliśmy wtedy być jak najbliżej zwykłego życia. Zawiśliński przywołuje również słowa samego Kieślowskiego: Poznałem kiedyś działalność amatorskiego klubu filmowego w Chybiu i pomyślałem, że warto o tych ludziach zrobić film.



Bezpośrednim prototypem postaci Filipa Mosza był zmarły w październiku 2013 roku Franciszek Dzida, pracownik cukrowni, twórca amator z Chybia, który pisał dla Kieślowskiego "Kartki z pamiętnika wiejskiego działacza kultury" stanowiące podstawę scenariusza.

Inaczej niż w przypadku "Blizny" czy "Personel" Kieślowski wszedł na plan  świadomy celu, który zamierzał osiągnąć, i – jak twierdzi – natychmiast odnalazł właściwy ton. Przede wszystkim miał obok siebie zaufanego przyjaciela, odtwórcę roli Filipa Mosza – Jerzego Stuhra.

"Myślę, że "Amatora" napisałem też dla Jurka – pisał Kieślowski w autobiografii "O sobie" – "Spokój" na pewno dla niego, bo go wtedy po prostu odkryłem. A "Amatora" napisałem już wtedy, kiedy Jurek był znanym aktorem – zagrał po "Spokoju" "Wodzireja".

Stuhr pomagający również Kieślowskiemu przy pisaniu dialogów stworzył jedną z najpiękniejszych kreacji w karierze. Jego Filip jest spełnieniem marzeń Antka, bohatera "Spokoju", poprzedniego filmu Kieślowskiego również z kreacją Jerzego Stuhra. Antek marzył o żonie, dziecku, dobrej pracy, małej stabilizacji – Filip ma to wszystko, ale nadal czegoś mu w życiu brakuje. Mosz nie jest postacią oczywistą, budzi sympatię, ale niejednoznaczną. Filip w interpretacji Jerzego Stuhra zbyt szybko zachłysnął się szczęściem, uwierzył, że sukces zwalnia od odpowiedzialności. Dużo później zrozumiał, że trzeba być jednak ostrożnym. Wyzwaniem artysty amatora, czyli pasjonaty, jest równowaga pomiędzy wyznaczonymi celami a możliwościami.

W szkicu "Kieślowski: praca z aktorem" Stuhr wspominał tryb powstawania  scenariusza "Amator": On (Kieślowski – przyp. ŁM) mi codziennie zadawał temat sceny, która czekała nazajutrz. I następnego dnia ja zaczynałem go opowiadać własnymi słowami, ciągle szukając sytuacji, w której ów tekst wypowiem. Ten "mój" język był najważniejszy: składnia, regionalne wpływy, wreszcie posłyszane u amatorów zwroty. To był ten materiał, który Kieślowski spisywał, redukował, ulepszał, z wielu słów wybierał czasem jedno, które było kluczem, kwintesencją intencji.

FILIP TO NIE JA

"Amator" był prestiżowym sukcesem – zarówno artystycznym, jak i komercyjnym. W Polsce film zobaczyło w kinach pięćset tysięcy widzów, żaden z późniejszych tytułów Kieślowskiego nie zdobył u nas takiej popularności. Na festiwalu w Moskwie "Amator" otrzymał Złoty Medal oraz nagrodę krytyki "Fipresci", co zostało powszechnie odczytane jako zdekretowane poparcie dla kina moralnego niepokoju w Polsce, chociaż część jurorów uznała wówczas podobno "Amatora" za komedię obyczajową, co przesądziło o sukcesie.



Moskwa była zresztą pierwszym przystankiem wielkiej międzynarodowej kariery "Amatora" – film pokazano na festiwalach w Paryżu, Londynie, Melbourne, Rotterdamie, Karlovych Varach, Locarno, w Nowym Jorku. Na prestiżowym festiwalu w Chicago "Amator" otrzymał Grand Prix – nagrodę "Złotego Hugona".

"Amatora" doceniono również w Polsce: otrzymał Grand Prix na festiwalu w Gdańsku oraz nagrodę za najlepszą kreacją aktorską dla Jerzego Stuhra. Rodzimi krytycy pisali o najdojrzalszym warsztatowo z dotychczasowych filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Zdania jednak jak zawsze były podzielone. Zygmunt Kałużyński ironizował w "Polityce": Na pięćset zdań dialogu dwieście jest nie do usłyszenia.

Stanisław Zawiśliński w książce "Ważne, żeby iść..." zamieszcza również arcyciekawy wybór recenzji zagranicznych "Amatora". W "Cahiers du cinema" entuzjastyczną recenzję filmu zamieścił Leo Carax, późniejszy twórca "Kochanków na moście" i "Holy Motors". Kieślowski ukazuje twórczość jako formę cierpienia – entuzjazmował się z Jean Gili w "Positif", ten sam Jean Gili w "Etudes Cinematographiques" pisał: "umarło szczęście, narodził się twórca". To opowieść o urzeczywistnieniu człowieczeństwa w człowieku – dodawała krytyczka "Komsomolskiej Prawdy".

Część krytyki pisała o ewidentnym autobiografizmie propozycji Kieślowskiego. Reżyser opowiadał Danucie Stok: To nie wzięło się z moich doświadczeń. (...) Bohater "Amatora" miał rodzaj jakiejś fascynacji filmem, którą odkrył nagle, filmując 8-milimetrową kamerą swoją dopiero co urodzoną córeczkę. Taka strasznie amatorska fascynacja. Nigdy takiej nie miałem. Do szkoły filmowej poszedłem z powodów ambicjonalnych, a nie dlatego, że robienie filmów uważałem za ważne. Potem je robiłem, bo taki miałem zawód. I byłem zbyt leniwy albo zbyt głupi, albo jedno i drugie, żebym ten zawód zmienił w odpowiednim momencie. Poza tym na początku wydawało mi się, że jest to dobry zawód. Dopiero dziś wiem, jak jest ciężki.



Mimo to w dylematach Mosza i Kieślowskiego można odnaleźć sporo podobieństw. Sam Kieślowski wielokrotnie przekonywał, że jego odejście od dokumentu miało związek z wątpliwościami natury etycznej. Monografka reżysera, Anette Insdorf, zwraca również uwagę na fakt, że tematy amatorskich filmów Mosza – dokument o chodniku albo o karle – to były projekty dokumentalnych filmów Kieślowskiego, z których realizacji zrezygnował.

Niezależnie od stopnia autobiografizmu, Kieślowski mówi o wspólnej dla każdego filmowca potrzebie tworzenia. Zawsze jest bolesna. Nic nigdy nie przychodzi łatwo. Nie ważne, czy mamy nakręcić film, napisać powieść, czy tylko recenzję albo artykuł. Tworzenie to mozół, skreślenia, wielki niepokój. Bardzo często gorzki smak porażki i rozczarowania, okazjonalnie niekreślone poczucie chwilowego spełnienia. Znam dobrze te uczucia, wszyscy je znamy. Amatorzy na usługach kina.

*

"Amator" będzie głównym punktem programu tegorocznej, 4. edycji "Hommage à Kieślowski" w Sokołowsku, który odbędzie się dniach  5-7 września 2014.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones