We wrześniu w trakcie festiwalu filmowego w Zurychu brytyjskie studio AI Particle 6 zaprezentowało "pierwszą w całości wygenerowaną przez sztuczną inteligencję aktorkę", Tilly Norwood. "Aktorka" – młoda, szczupła dziewczyna z ciemnymi włosami i oczami – pojawiła się już w maju na Instagramie, gdzie jej konto obserwuje dziś 65 tysięcy osób – więc jak na przyszłą cyfrową gwiazdę filmową raczej niewiele. Norwood "wystąpiła" też w krótkim filmie "AI Commissioner", jaki pojawił się w lipcu na Youtubie. Ma on formę mockumentu, przedstawiającego bliską przyszłość, w której zamawianiem, pisaniem i produkcją treści telewizyjnych w całości zajmuje się AI: cyfrowo generowane są scenariusz, scenografia, ruchy kamery, wreszcie postaci aktorów. Filmik zachwala Norwood jako gwiazdę, która bez zawahania dokładnie wykonuje każde aktorskie zadanie, a nawet potrafi rozpłakać się w popularnym talk show. Tak przedstawiająca to rolka była masowo udostępniana i monetyzowana na Tik Toku.
Tilly Norwood
Reakcje branży na pojawianie się "cyfrowej aktorki" okazały się dalekie od entuzjazmu. Zwłaszcza ze strony fizycznie istniejących aktorów. Reprezentujący ich interesy w Stanach związek SAG-AFTRA wydał nawet specjalne oświadczenie, potępiające projekt gwiazdy stworzonej przez AI: "Jesteśmy przekonani, że kreatywność jest i powinna pozostać skupiona na człowieku (human-centric). Związek stanowczo sprzeciwia się zastępowaniu ludzkich wykonawców przez syntetycznych".
Norwood być może nie zostanie pierwszą cyfrową gwiazdą; bardzo możliwe, że nigdy nie zagra głównej roli w żadnej poważnej produkcji i pozostanie jedynie chwilową ciekawostką. Od przyszłości, w której zamiast żywych aktorów w filmach i serialach występują od początku do końca cyfrowo wygenerowane awatary, "grające" w stworzonej przez komputer scenografii, realizujące scenariusz wygenerowany przez sztuczną inteligencję ciągle dzieli nas znaczący dystans.
Jednocześnie błyskawiczny rozwój AI rewolucjonizuje kino i to często w takim tempie, że branża ma problem, żeby nadążyć. Nadzieje związane z możliwościami nowych technologii mieszają się – z dziś raczej przeważającymi – lękami. Bo sztuczna inteligencja tyleż otwiera przed filmem wiele nieznanych wcześniej możliwości, co stwarza szereg wyzwań: artystycznych, ekonomicznych i etycznych.
Filmowcy w lęku przed bezrobociem
Rozwój AI jest wyzwaniem ekonomicznym głównie dla pracowników branży filmowej. Nie przypadkiem temat ten pojawił się trakcie ostatnich strajków Gildii Aktorów i Gildii Scenarzystów (WGA) w Stanach. Scenarzyści wynegocjowali sobie w ramach nowego kontraktu dla branży, że do końca jego obowiązywania AI będzie używane tylko jako narzędzie ułatwiające risercz i inne prace związane z przygotowaniem scenariusza, ale nie jako narzędzie tworzące gotowe scenariusze do produkcji filmowych i telewizyjnych. Zagwarantowano też, że producenci nie będą mogli zmusić pisarzy do korzystania z AI.
Wszyscy są jednak zgodni, że gdy obecny kontrakt wygaśnie – w połowie przyszłego roku – temat wykorzystania AI do prac literackich w kinie i telewizji wróci. Proces, w ramach którego przynajmniej część produkcji oprze się na scenariuszach generowanych przez duże modele językowe (LLM), na dłuższą metę będzie trudny do zatrzymania. Związki zawodowe scenarzystów będą się przed tym oczywiście bronić tak długo, jak to tylko możliwe. Ale podmioty biznesowe kontrolujące branże nie przestaną naciskać na dopuszczenie takiej możliwości, licząc na to, że praca maszyn okaże się znacznie tańsza od ludzkiej.
"Barton Fink"
Pytanie brzmi oczywiście, jak zareaguje na to publiczność. Można spodziewać się, że kino wysokoartystyczne czy jakościowa telewizja, gdzie publiczność szuka kontaktu z ciekawymi autorskimi głosami, najdłużej będzie się opierać tym zmianom. Ale czy widzom taśmowo produkowanych seriali policyjnych albo telenowel naprawdę będzie robiło różnicę, czy scenariusz serialu, który oglądają, by rozproszyć uwagę po męczącym dniu albo w tle czynności domowych, powstał na podstawie scenariusza napisanego przez zespół ludzkich autorów czy wygenerowanego przez LLM? W amerykańskim sondażu Deloitte z 2024 roku ponad jedna piąta badanych (22 proc.) zgodziła się, że AI może pisać lepsze scenariusze filmów i seriali niż ludzie. Najbardziej pozytywnie nastawieni do takiej możliwości byli respondenci z młodszych pokoleń: millennialsów (30%) i zetek (25%).
Także w bardziej prestiżowych produkcjach może pojawić się nacisk, by zastępować przynajmniej część pracy AI. Na przykład: do poważnej produkcji ambitnego serialu, zatrudniając mniejszy niż na ogół zestaw scenarzystów i delegując część pracy na maszynę. Można wyobrazić sobie taki model: producent ma pomysł na film, wpisuje go w LLM, ten generuje pierwszą wersję scenariusza, a później "szlifują" go ją uznani scenarzyści. Jako że ci ostatni dokonują prac na już istniejącym materiale, a nie tworzą coś od zera, będzie można im zapłacić mniej.
Wszystko to sprzyja ograniczaniu szans pracy w branży, zwłaszcza młodym twórcom, którzy chcieliby stawiać w niej pierwsze kroki, np. zaczynając pracę jako jeden z wielu scenarzystów dużego serialu. I znów: AI pewnie przez długi czas nie przyniesie pomysłu na innowacyjny, zachwycający oryginalnością scenariusz, nie stworzy z niczego nowej franczyzy albo gatunku. Solidnym, choć pozbawionym iskry geniuszu rzemieślnikom trudniej jednak będzie wejść do branży, utrzymać się w pracy i doskonalić swoje umiejętności.
Scenarzyści zwracają przy tym uwagę, że algorytmy AI uczą się także na efektach ich pracy, naruszając ich prawa autorskie. W dodatku po to, by rozwinąć narzędzia, które mogą radykalnie zmniejszyć zapotrzebowanie na pracę piszących dla filmu autorów. Jak w listopadzie zeszłego roku ujawnił magazyn "The Atlantic", takie firmy jak Apple, Anthropic czy Nvidia używały filmowych dialogów do trenowania swoich algorytmów sztucznej inteligencji. Dialogi zostały ściągnięte ze strony OpenSubtitles, gdzie można znaleźć napisy do filmów w wielu językach – co jest przydatne, gdy ktoś chce obejrzeć nielicencjowaną kopię filmu nakręconego w języku, którego nie rozumie. W grudniu WGA wystosowało list do największych hollywoodzkich studiów, w którym prosi, by podjęły prawne działania uniemożliwiające modelom AI uczenie się na filmowych scenariuszach czy dialogach. W marcu grupa najbardziej uznanych reżyserów i aktorów – między innymi
Alfonso Cuarón,
Maggie Gyllenhaal,
Mark Ruffalo,
Taika Waititi – podpisało się pod listem otwartym, przekonującym, że rozwój sektora AI "nie może odbywać się kosztem przemysłów kreatywnych".
Getty Images © Joe Puetz/ISI Photos Mark Ruffalo
Branża technologiczna przekonuje z kolei, że jeśli amerykańskie firmy nie będą mogły szkolić algorytmów, korzystając też z filmów i innych utworów artystycznych, to Stany przegrają wyścig o dominację z Chinami, gdzie nikt nie przejmuje się podobnymi ograniczeniami. A dziś to firmy technologiczne mają zdecydowanie większe niż Hollywood przełożenie na amerykańską administrację i cieszącą się większością w kongresie Partię Republikańską.
Kłopotliwe użyteczne narzędzie
Problem nie dotyczy tylko scenarzystów. Spór o zasady wykorzystania AI pojawił się też w żądaniach SAG-AFTRA przy okazji strajku aktorów sprzed dwóch lat. Tam chodziło głównie o to, na jakich zasadach studia mogą wykorzystywać "cyfrowe repliki" aktorów. Problemem coraz częściej jest nie tylko używanie cyfrowych podobizn, ale także to, że gra aktorska, wizerunek czy wygląd aktorów wykorzystywane są do treningu sztucznej inteligencji tworzącej "cyfrowe postacie", które, choć nie kopiują wizerunku jednego konkretnego wykonawcy, to korzystają z ekranowej pracy aktorów. Przy tworzeniu wspomnianej Tilly Norwood algorytm miał uczyć się na filmach przedstawiających takie aktorki, jak
Gal Gadot,
Jenna Ortega czy
Rachel Zegler.
Raport ze stycznia 2024 roku zamówiony m.in. przez związki zawodowe reprezentujące hollywoodzkich animatorów, powstały na podstawie pogłębionych wywiadów z ponad 300 liderami branży filmowej, przewiduje, że do 2027 roku AI może mieć negatywny wpływ na ponad 200 tysięcy miejsc pracy w branży filmowej. Szczególnie zagrożone są zawody związane z dubbingiem (zamiast "ludzkiego" dubbingu otrzymamy głos oryginalnego aktora "mówiący" dzięki AI w obcym języku) oraz tłumaczeniem, napisami, efektami specjalnymi, scenografią, montażem czy charakteryzacją.
Na rynku pojawiają się takie programy jak dostępny w wersji na smartphone’a Jetset, który pozwala skanować filmowe lokacje i wrzucić je do "wirtualnego studia", umożliwiającego testowanie inscenizacji poszczególnych scen: oświetlenia, rozstawienia postaci, kątów i ruchów kamery. Można się spodziewać, że przy pre-produkcji filmowcy coraz częściej korzystać będą z narzędzi AI – kosztem pracy ludzkiej – choć na razie studia są ostrożne w stosowaniu otwartych platform w obawie przed kradzieżą ich własności intelektualnej. Z czasem także część produkcji, w tym obrazów, jakie zobaczymy na ekranie, będzie generowana przy pomocy narzędzi AI we współpracy z człowiekiem.
Już teraz filmowcy coraz częściej sięgają po AI, choć nie zawsze się tym chwalą. "Mnóstwo ludzi [w branży] używa AI, tylko się do tego nie przyznają, bo ciągle potrzebujesz pracować z artystami, którzy mogą się zwrócić przeciw tobie" – mówił niedawno pismu "The Hollywood Reporter" doświadczony twórca efektów wizualnych David Strippins. Faktycznie, gdy okazało się, że plakaty do "
Civil War" (2024) zostały wygenerowane przez AI, na twórców i producentów posypała się krytyka. Podobne reakcje wywołało użycie sztucznej inteligencji w filmie "
Późna noc z diabłem" (2023). Film przedstawia nagranie odcinka telewizyjnego talk show z lat 70., zmieniającego się powoli w horror, a twórcy wielką wagę przywiązywali do oddania realiów i estetyki telewizji tamtych czasów. W pewnym momencie narrację przerywają plansze, jakie mogłyby się pojawić w audycji z tamtej dekady – to one powstały przy użyciu AI.
materiał promujący film "Civil War"
Z drugiej strony fenomenalnemu sukcesowi "
The Brutalist" (2024) nie zaszkodziły informacje, że w scenach, gdzie
Adrien Brody grał po węgiersku, nad wyszlifowaniem jego akcentu pracował algorytm. Kontrowersji nie wywołało też wykorzystanie AI przez
Roberta Zemeckisa do odmłodzenia
Toma Hanksa i
Robin Wright w "
Here. Poza czasem" (2024). Można spodziewać się, że obie te praktyki – wykorzystanie AI do poprawy brzmienia lub zmiany wyglądu aktorów – będą coraz częściej stosowane w branży. Ta druga nie tylko po to, by "odmłodzić" aktorów, ale też by nie musieć zmieniać ich wyglądu przy pomocy nakładanej na planie charakteryzacji – co znów uderzy w miejsca pracy w branży.
Prawda w dobie deep faków
Te wszystkie możliwości zastosowania AI w kinie budzą też etyczne dylematy, widoczne zwłaszcza w kinie dokumentalnym. Dyskusja "AI a etyka dokumentalisty" po raz pierwszy na poważnie rozbrzmiała przy okazji poświęconego
Anthony’emu Bourdainowi – amerykańskiemu twórcy programów podróżniczo-kulinarnych, zmarłemu śmiercią samobójczą – dokumentu "
W drodze" (2021). W pewnym momencie w filmie słyszymy Bourdaina czytającego przepełniony rozpaczą mail, jaki wysłał do jednego ze swoich przyjaciół. Problem w tym, że Bourdain nigdy nie wypowiedział tych słów – twórcy użyli AI do tego, by odczytało napisane przez bohatera słowa "jego głosem".
Reżyser
Morgan Neville tłumaczył, że film miał być rodzajem "narracji zza grobu", wzorowanej na "
Bulwarze zachodzącego słońca" (1950) – jednym z ulubionych filmów Bourdaina – i że nie widzi problemu w takim użyciu technologii w dokumencie. Pojawiły się jednak głosy zarzucające mu, że podobny zabieg narusza niepisaną umowę między dokumentem filmowym a jego widownią, że powinien być on przynajmniej jasno od początku zasygnalizowany odbiorcom.
"W drodze"
Sztuczna inteligencja potrafi nie tylko "dać głos zmarłym", ale też tworzyć "fałszywe archiwa", wyglądające jak nagranie z epoki. Doskonale pokazał to już krótki film z 2019 roku, "In Event of Moon Disaster". W 1969 roku, gdy Amerykanie po raz pierwszy lądowali na Księżycu, prezydent Nixon napisał dwie mowy – jedną na wypadek sukcesu misji, drugą na wypadek klęski. Tej drugiej nigdy na szczęście nie musiał wygłosić. Film używają AI, które odtwarza głos Nixona i przy pomocy technologii
deep fake nakłada jego twarz na ciało aktora. Tym samym przedstawia nagranie – wyglądające jak audycja telewizyjna z epoki – prezydenckiego orędzia informującego o tragicznym końcu podróży na Księżyc.
Pojawia się pytanie, jak odpowiedzialnie używać takich narzędzi? W 2024 roku grupa dokumentalistów pracujących na co dzień z archiwami filmowymi zjednoczyła się jako Archival Producers Alliance, które wydało zestaw rekomendacji dotyczących etyki użycia AI w dokumencie. Jego sygnatariusze kładą nacisk głównie na transparentność: widzowie muszą być informowani za każdym razem, gdy AI zastępuje prawdziwe dokumentalne materiały. Zwracają też uwagę, że sięgając po technologię, trzeba dbać, by "nie zanieczyszczać historycznego świadectwa". Jest to realne zagrożenie: wyglądające jak dokumenty z epoki "fałszywe archiwa" łatwo mogą stać się narzędziem dezinformacji, szerzenia teorii spiskowych czy nawet fałszowania historii. Można spodziewać się, że rosnąca liczba tworzonych dzięki AI "fake-archiwów" podważy zaufanie opinii publicznej do prawdy obrazu filmowego i fotograficznego.
Jednocześnie narzędzia AI pozwalają dokumentalistom dotrzeć do prawdy trudnej do dotknięcia w inny sposób. Na przykład chroniąc tożsamość osób, które w innym wypadku nie pokazałyby się przed kamerą. W filmie "
Witamy w Czeczenii" (2020) widzimy historie osób LGBT+ z niniejszego kraju, ofiar wspieranej przez czeczeńskie władze często morderczej homofobicznej przemocy. Nie ma tu twarzy bohaterów – obecnym na ekranie osobom "użyczyli" oblicza ochotnicy. Dzięki narzędziom AI twarz nałożona na ciało prawdziwych bohaterów "animowana" jest w ten sposób, by oddać ich emocje i mimikę. Widz niemający świadomości, jakiego zabiegu użyto, nie zorientuje się, że ogląda zmodyfikowany komputerowo obraz.
"Witamy w Czeczenii" – zobacz zwiastun
(Nie)kreatywna destrukcja
AI jest z pewnością technologią, która w kinie dokona tego, co w ekonomii nazywa się "kreatywną destrukcją". Nowy przełomowy wynalazek – jak druk, silnik parowy albo mikroprocesor – rewolucjonizują całe obszary ludzkiej aktywności, niszcząc nieprzygotowane do działania w nowych warunkach profesje i instytucje, a przy tym otwierając nowe szanse nie tylko gospodarczego rozwoju.
Entuzjaści AI w kinie zachwalają tę technologię jako siłę, która zdemokratyzuje kino i uwolni kreatywność, tnąc koszty produkcji i obniżając bariery wejścia dla niezależnych producentów, gotowych wesprzeć odważne, niekonwencjonalne projekty. AI – obiecują dalej jego entuzjaści – pozwala też filmowcom na pełniejszą kontrolę nad ich materiałem. Daje możliwość – jeśli tego wymaga artystyczna wizja – nakręcenia ujęcia, jakiego fizycznie nie da się dziś nakręcić przy pomocy żadnej kamery, zmiany wizerunku aktora bądź "wskrzeszenia" dawno zmarłego wykonawcy, a nawet zmiany topografii, dajmy na to Placu Defilad w Warszawie, by lepiej pasował do wizji sceny.
Dalszy rozwój generatorów "od teksu do filmu" – jak Sora – pozwala wyobrazić sobie przyszłość, w której niemal każdy będzie mógł spróbować przenieść swoją wizję w medium filmowe. Być może obok filmu aktorskiego i animowanego powstanie trzeci rodzaj kina: tworzone dzięki AI. Od 2023 roku w Nowym Jorku i Los Angeles odbywa się festiwal filmów realizowanych właśnie w ten sposób. Działa też pierwsza platforma VOD z produkcją AI, Showrunner. Widzowie mogą zarówno obejrzeć istniejące już na niej produkcje, jak i – wprowadzając opis tego, co chcą zobaczyć – wygenerować własne.
"Anomalisa"
Jakiś czas temu media społecznościowe zalały generowane przez ChatGPT obrazki w stylu animacji ze studia Ghibli. Narzędzia AI doskonale potrafią odtworzyć styl animacji
Miyazakiego czy obrazów
Van Gogha. Nie są jednak w stanie wykreować nowego, własnego, rozpoznawalnego wizualnego stylu. Być może wkrótce, gdy w generator "od tekstu do filmu" wpiszemy polecenie:
pokaż mi, jak wyglądałyby "Gwiezdne wojny", gdyby kręcił je Andrzej Żuławski albo
przygotuj komedię w stylu Monty Pythona o konflikcie Kaczyński-Tusk, otrzymamy gotowy film, doskonale naśladujący dzieła Żuławskiego czy humor Pythonów. W ten sposób nie powstanie jednak nic autentycznie nowego, nie wydarzy się żaden kreatywny przełom.
Stąd obawy sceptyków wobec AI, że nowa technologia nie tylko zdziesiątkuje miejsca pracy w przemyśle filmowym, ale też zdusi jego kreatywność. Bo – nie oszukujmy się – przy aplikacji sztucznej inteligencji w branży kluczowa będzie nie kreatywność tylko finansowe interesy. I można wyobrazić sobie dystopijną przyszłość, w której większość audiowizualnej produkcji stanowią filmy i seriale od początku do końca tworzone przez maszynę, podejmującą swoje decyzje na podstawie analizy danych z wyszukiwarek internetowych, mediów społecznościowych i platform VOD; a drugim największym blokiem są odtwórcze fanfiki. W tej wizji przestrzeń dla jakościowej, naprawdę próbującej czegoś nowego produkcji się kurczy. Ginie gdzieś magia kina, na którą składa się też zmaganie filmowców ze stawiającą opór materią, spotkania na planie wielu ludzi z ich często konfliktogennymi temperamentami i różnymi artystycznymi pomysłami.
Który z tych scenariuszy się spełni? To zależy od tego, jak o swoje interesy będą potrafili zadbać twórcy. Ale też od tego, jakie decyzje podejmować będziemy jako widzowie.