W 1964 roku na ekrany kin zawitały dwa filmy o widmie wojny atomowej, "Dr Strangelove" Stanleya Kubricka i "Czerwona linia" Sidneya Lumeta. Dziś, ponad 60 lat później, Kathryn Bigelow, reżyserka "The Hurt Locker" i "Wroga numer jeden", wraca do tematu w thrillerze "Dom pełen dynamitu", który debiutuje w serwisie Netflix. Akcja rusza, kiedy w kierunku Stanów Zjednoczonych zostaje wystrzelony niezidentyfikowany pocisk i rozpoczyna się wyścig z czasem. "Dom pełen dynamitu" to zbiorowy portret ludzi, którzy muszą podjąć decyzję: co robić?
O filmie opowiadają nam reżyserka Kathryn Bigelow, scenarzysta Noah Oppenheim i jego gwiazdy: Idris Elba i Rebecca Ferguson. Rozmawia: Jakub Popielecki. "Dom pełen dynamitu" – zobacz zwiastun
W jaki sposób "Dom pełen dynamitu" wiąże się z twoimi poprzednimi filmami? Kathryn Bigelow: Oczywiście do pewnego stopnia łączy je moja fascynacja wojskowością. Ale to raczej fascynacja pytaniami bez odpowiedzi. W "
The Hurt Locker" ciekawiła mnie metodologia ruchu oporu, ataki bombowe. Spędziłam wówczas sporo czasu ze specjalistami od materiałów wybuchowych. We "
Wrogu numer jeden" interesowało mnie, czemu znalezienie jednego człowieka zajęło aż dziesięć lat. Szukam więc odpowiedzi na pytania, które wydają mi się warte zgłębienia. W tym przypadku to kwestia upowszechnienia się broni nuklearnej. Czy możliwy jest świat, w którym da się zredukować nuklearne zasoby? To byłoby wspaniałe.
Jak dużym punktem odniesienia były "Dr Strangelove" Stanleya Kubricka i "Czerwona linia" Sidneya Lumeta? Noah Oppenheim: Cóż, to moje dwa ulubione filmy wszech czasów. "
Czerwona linia" podchodzi do tematu bardziej na poważnie, a "
Strangelove" jest oczywiście satyrą. Wydaje mi się, że próbowaliśmy tu zrobić coś podobnego: znaleźć sens w pozbawionej sensu sytuacji i sprawić, żeby widzowie poczuli to w kościach. Bo ta sprawa sama w sobie jest bardzo abstrakcyjna.
"Dr Strangelove"
Film pokazuje, że decyzja o wystrzeleniu rakiet odwetowych zależy od jednej osoby, prezydenta USA. Trudno jednak o spokojną, racjonalną dyskusję, kiedy trzeba podjąć decyzję w kilkanaście minut. Idris Elba: Myślę, że
Kathryn zrobiła ten film, żebyśmy mogli o tym porozmawiać. Zastanówmy się nad tym w kontekście naszej obecnej sytuacji politycznej. To oczywiście tylko film: postać prezydenta nie była wzorowana na konkretnym prezydencie. Ja wyciągam z tego wniosek, że koniec końców wszystko zależy od człowieka. Jego temperament zadecyduje, czy wcisnąć guzik. I jest to problem całego świata. Nie chodzi nawet o to, kto zasiada w Białym Domu. Raczej o to, że na świecie jest ileś tam takich czerwonych przycisków, które ktoś może wcisnąć i zniszczyć nas wszystkich.
Jak wielkim wyzwaniem było granie w większości do ekranów i słuchawek telefonów? Rebecca Ferguson: Początkowo byłam przerażona. Wracałam do domu, mąż pytał mnie, jak było, a ja odpowiadałam: "Wiesz co, kochanie, nie wiem. Odbierałam telefon, wydawałam jakieś polecenia. Na pewno
Kathryn coś z tego zmontuje". To trochę jak puzzle. Dopiero na ekranie czujesz rosnące napięcie. Musieliśmy to zbudować po kawałku. Jest tu mnóstwo danych do zrozumienia: matematyka, trajektoria, orbita, odrzut… Chciałam wiedzieć, o czym mówię w danym momencie, bo moja bohaterka musi być dziesięć kroków naprzód. Ale podobało mi się to, lubię dowiadywać się nowych rzeczy.
"Dom pełen dynamitu"
Z tego co rozumiem, Kathryn pracuje w niemal dokumentalnym stylu. Jak wpływa to na wasze aktorskie wybory? Czy daje to więcej wolności? Jak pomogło wam to wejść w buty postaci, które wiedzą, że w stronę Chicago zmierza głowica nuklearna? Rebecca Ferguson: To daje kompletną wolność. Kiedy już znałam tekst i przechadzałam się po planie, proponowałam Kathryn kolejne pomysły. Ale to nie tak, że ona puszcza wszystko samopas. Ma konkretną wizję. Pytałam, czy mogę ruszyć się w tę stronę, czy mogę zrobić to i to. A ona na to: "Nie. Potrzebuję, żebyś pozostała w jednym miejscu. W obrębie tego kadru jesteś jednak wolna. Mamy pięć kamer. Zaczynamy". Więc jest to rodzaj tańca. Byłam bardzo skupiona na tym, skąd moja bohaterka czerpie kolejne informacje. Jeśli rozmawia przez telefon, czy akurat dzwoni ktoś z Rosji? Każda linijka dialogu musi wybrzmieć jak należy. Trzeba być ciągle uważnym. Nie ma tu więc wiele pola na zabawę. Musisz wiedzieć, co robisz. I mieć nadzieję, że
Kathryn to uchwyci.
Idris Elba: Faktycznie,
Kathryn kręci w taki sposób, że czujesz intensywność chwili. To skrajny realizm, który faktycznie przypomina trochę dokument. Ale na wysokości trzeciego aktu widzowie wiedzą już, co się dzieje. Więc zamiast zarzucać ich kolejnym zestawem ponurych faktów, skupiamy się na dwóch ludzkich historiach. Na tym etapie najważniejszą rolę odgrywa Baker (
Jared Harris) i moja postać. Liczymy, że siedząc w fotelach, śledząc historię, będziecie empatyzować z Bakerem albo ze mną i odnosić to do swojej rodziny, swojej żony, swojej córki. A to już trochę inna perspektywa. Jako aktor musiałem więc włożyć w rolę tak wiele siebie, ile to możliwe. Starałem się unikać klisz. Nie wiem, czy polityk wysokiej rangi nosi gotówkę i karty płatnicze w elastycznej torebce. Ale nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieliśmy. To właśnie ludzki szczegół, na jakim zależało mnie i
Kathryn.
"Dom pełen dynamitu"
Film podejmuje ciekawe dramaturgiczne wyzwanie, opowiadając historię z różnych punktów widzenia, bawiąc się czasem. Jak dużym wyzwaniem było utrzymanie zainteresowania widza? Noah Oppenheim: Najważniejsze było dla nas, żeby dać widzom niemal fizyczne wrażenie tykającego zegara. Żeby poczuli, że w takiej sytuacji świat może skończyć się w 18 minut. Nie da się oswoić z tak abstrakcyjną myślą. Chcieliśmy więc pokazać to w czasie rzeczywistym oraz z różnych punktów widzenia. Stąd wzięły się wybory dotyczące struktury. Możliwość przeżycia tego w ciągu dwóch godzin to luksus, którego nie chcieliśmy dać publiczności – bo rzeczywistość wygląda inaczej. Postawiliśmy na realizm, na próbę oddania, jak wyglądałoby to naprawdę.
Kathryn Bigelow: To przypomina trójwymiarowe szachy. Z jednej strony pokazujesz rzeczy, które dzieją się równocześnie, ale zarazem historia musi posuwać się do przodu. W każdym kolejnym rozdziale dostajesz więc kolejne informacje, które jednak raczej nie wpływają na finałową stawkę. Myślę więc, że to interesujący paradoks. Opowieść się rozwija, ale zostawia widza z zagadką do rozwiązania.
Chcielibyście wiedzieć, gdyby za 18 minut miała w was uderzyć rakieta? Noah Oppenheim: To dobre pytanie.
Rebecca Ferguson: Spytałam o to męża.
Noah Oppenheim: A ty chciałabyś?
Rebecca Ferguson: Nie.
Noah Oppenheim: Ja też nie.
Rebecca Ferguson: Podejrzewam, że to też zależy od precyzji prognozy. Jeśli wiesz, że rakieta uderzy, ale pole rażenia jest odpowiednio szerokie, może jest szansa na uratowanie się.
"Dom pełen dynamitu"
Noah Oppenheim: Myślę jednak, że taki eksperyment myślowy jest pułapką. Pozwalaliśmy przez długi czas na istnienie takiej broni właśnie dlatego, że ciągle przerabiamy w głowach podobne scenariusze. "Moglibyśmy uciec, moglibyśmy zbudować tarczę…" i tak dalej. To kolejne pomysły na to, jak wywinąć się spod miecza Damoklesa, który wisi nad nami wszystkimi. Możliwe jednak, że nie da się przed tym uciec i jedyne rozwiązanie to nie mieć takiej broni.
Idris Elba: Czy chciałbym wiedzieć? Dobre pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym. Prawdopodobnie nie. Hej, nigdy nie wiesz, możesz umrzeć dzisiaj. Dlaczego miałbym chcieć wiedzieć, że bomba nadciąga?
We "Wrogu numer jeden" musiałaś przepisać scenariusz na gorąco, kiedy zmieniły się okoliczności. Czy tym razem też miałaś wrażenie, że ścigasz się z czasem? Że musisz nakręcić film, zanim bomba wybuchnie? Kathryn Bigelow: (śmiech) Faktycznie, w trakcie tworzenia filmu, w czasie między pomysłem a realizacją, sprawa stała się bardziej aktualna. Zmieniła się sytuacja geopolityczna, pojawiły się nowe problemy na szczeblu bezpieczeństwa narodowego. Więc tak, cały czas o tym myśleliśmy. W filmie prezentujemy bardzo dużo statystyk dotyczących prawdopodobieństwa. Na ile procent może się to wydarzyć? Slogan na plakacie filmu głosi: "to nie pytanie czy, tylko pytanie kiedy". Nie potrafiłabym wyliczyć naszych szans, nie posiadam odpowiednich informacji ani algorytmów. Ale uważam, że jesteśmy obecnie w bardzo niebezpiecznym położeniu.