TOP: Russell Crowe. Najlepsze role przed filmem "Norymberga"

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/TOP%3A+Russell+Crowe.+Najlepsze+role+przed+filmem+%22Norymberga%22-164121
TOP: Russell Crowe. Najlepsze role przed filmem "Norymberga"
Russell Crowe w "Norymberdze" wraca do roli osadzonej w historycznym tle, pokazując człowieka objętego jednym z najtrudniejszych śledztw XX wieku. Krytycy podkreślają, że to jedna z bardziej wyważonych i trafionych kreacji Crowe'a ostatnich lat. To rola, która dobrze wpisuje się w jego długą listę mocnych, nieoczywistych występów. A skoro "Norymberga" przypomina, jak potężny potrafi być na ekranie, my postanowiliśmy przypomnieć jego wcześniejsze role. 

Przed Wami TOP najbardziej pamiętnych ról Russella Crowe’a.

"Norymberga" – zobacz zwiastun


TOP: Najlepsze role Russella Crowe'a



Los Angeles lat 50. XX wieku to nie jest miejsce dla dobrych ludzi. Chyba że potrafią dobrze maskować swoją moralną słabość. Kimś takim jest grany w "Tajemnicach Los Angeles" przez Russella Crowe'a Bud. To osiłek, który na pierwszy rzut oka wydaje się brutalnym prymitywem. Jego pierwszym językiem jest mowa przemocy. Nie ma problemu, by walnąć kogoś zaciśniętą pięścią. A jednak za tą szorstką powierzchownością kryje się zupełnie inny człowiek, którego widzowie poznają bliżej, kiedy na drodze Buda stanie tajemnicza Lynn. W filmie pełnym fenomenalnych kreacji aktorskich Russell Crowe potrafił nie tylko zaistnieć, lecz wybić się ponad resztę wspaniałego towarzystwa. Jego Bud to absolutne aktorskie mistrzostwo i bezapelacyjnie jedna z najlepszych ról w bogatej filmografii Russella Crowe'a.


Russell Crowe nieczęsto grywa w serialach. Ale jeśli już grywa, zdobywa powszechne uznanie – jak w przypadku opowiadającego o Rogerze Ailesie, szarej eminencji stacji Fox News, dramatu "Na cały głos". To właśnie on, nie zważając na kwestie etyki dziennikarskiej, pokazał światu ludzi skaczących z wież World Trade Center podczas ataków 9/11. Cynicznie wpływał na opinię publiczną podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku. Sympatii nie przysporzyły mu też oskarżenia o nadużycia względem prezenterek stacji (przybliżone przez Jaya Roacha w "Gorącym temacie"). Choć przedstawienie bohatera jako odpychającego czarnego charakteru mogło wydawać się kuszące, Crowe nie poszedł tą drogą. Kreując tę postać, nie pozbawił jej ludzkich słabości ani odruchów. W jego interpretacji Ailes to w równym stopniu despota i człowiek chory z nienawiści do swoich przeciwników co wizjoner marzący o zbudowaniu lepszego świata (nawet jeśli miałby on oznaczać piekło dla wszystkich, którzy nie podzielają jego wartości). Złoty Glob w pełni zasłużony.


Russell Crowe w "Stanie gry" to jednoosobowy argument za klasycznym, starym dziennikarstwem. Film Kevina Macdonalda utrzymany jest w starej dobrej konwencji amerykańskiego "thrillera konspiracyjnego", rodem z lat 70., i opowiada o parze reporterów, którzy próbują rozwiązać tajemnicę morderstwa asystentki kongresmena. W centrum filmu kipi pojedynek między starym wyjadaczem reprezentującym powoli odchodzącą do lamusa prasę drukowaną (Crowe) a młodą blogerką reprezentującą internet (Rachel McAdams). Z czasem dwoje bohaterów zakopuje jednak topór wojenny i wspólnie wspina na wyżyny dziennikarstwa śledczego. Crowe jako Cal McAffrey, z przetłuszczonymi włosami i brzuszkiem, jest tu zgorzkniałym, ale czułym mentorem – niby zmęczonym, ale wciąż charyzmatycznym.


Choć nie mamy na to papierów, wydaje nam się, że jednym z największych wyzwań Russella Crowe’a było pojawienie się na planie "Informatora". W tym dziennikarskim thrillerze z 1999 roku aktor miał bowiem za zadanie stanąć na przeciw Ala Pacino u powracającego do kina Michaela Manna raptem 4 lata po kultowej "Gorączce". Mimo ogromnej presji, Crowe wywiązuje się ze swojej roli znakomicie – jako Jeffrey Wigand – świeżo zwolniony pracownik firmy tytoniowej, próbujący ujawnić nieetyczne praktyki swojego pracodawcy – aktor prezentuje na ekranie cały wachlarz sprzecznych emocji: od silnej motywacji w walce o sprawiedliwość przez paranoiczny niepokój po zaszczucie i depresyjną rezygnację. W swojej kreacji udało mu się zbudować idealnego Mannowskiego bohatera – współczesnego everymana, który nie godzi się na upadek wartości nowoczesnego świata. Finalnie Crowe z zadania wywiązał się z nawiązką – niech dowodem na to będą nominacje do Oscara i Złotego Globu, których w tym samym roku Alowi Pacino już pożałowano.


Nazywam się Maximus Decimus Meridius, dowódca Armii Północy, generał Legionów Feliksa i lojalny sługa prawdziwego cesarza Marka Aureliusza. Ojciec zamordowanego syna, mąż zamordowanej żony. I dokonam zemsty w tym lub następnym życiu – deklaruje na ekranie tytułowy bohater "Gladiatora", a widownia ma ciarki. Grany przez Crowe'a Maximus to zarazem napędzana pragnieniem odwetu maszyna do zabijania, charyzmatyczny przywódca, który nawet ze zbieraniny przypadkowych niewolników potrafi stworzyć zwarty i dobrze wyszkolony oddział, wreszcie postać głęboko tragiczna zmagająca się z żałobą po śmierci ukochanych osób. Łącząc heroizm z głęboko ludzką wrażliwością, australijski aktor nadał epickiej opowieści Ridleya Scotta autentycznego ciężaru. Jeśli – jak twierdzi Maximux – nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności, nagrodzona Oscarem kreacja w "Gladiatorze" zapewniła Crowe'owi nieśmiertelność.