Między piekłem a niebem: TOP najlepszych ról Ala Pacino przed "Rytuałem"

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/Mi%C4%99dzy+niebem+a+piek%C5%82em%3A+TOP+najlepszych+r%C3%B3l+Ala+Pacino+przed+%22Rytua%C5%82em%22-161562
Między piekłem a niebem: TOP najlepszych ról Ala Pacino przed "Rytuałem"
Al Pacino wraca na ekrany w nowej, mrocznej roli – tym razem jako duchowny mierzący się z siłami nieczystymi w filmie "Rytuał". Partneruje mu Dan Stevens, a razem wcielają się w księży, którzy odprawiają jeden z najbardziej niebezpiecznych egzorcyzmów w historii kina. Z tej okazji przypominamy najlepsze kreacje Pacino – aktora, który równie dobrze wypada jako gangster, prawnik, policjant, jak i… człowiek Boga. Jego ekranowa charyzma od dekad niezmiennie przyciąga uwagę i zostaje w pamięci. Oto ranking niezapomnianych ról Ala Pacino – mistrza ekspresji i postaci z piekła (lub nieba) rodem.

"Rytuał" – Al Pacino wypędza demony. Zobacz zwiastun



Pewnego dnia do księdza Josepha napływa pilna prośba. Chodzi o kobietę, która doświadcza przerażających omdleń, wstrętu do świętych przedmiotów i innych niepokojących objawów. Ostatnią deską ratunku wydaje się odprawienie egzorcyzmów. Odosobniony klasztor w parafii księdza Josepha zostaje wybrany na miejsce przeprowadzenia rytuału. 



Nie tylko egzorcyzmy. Najlepsze role Ala Pacino



Poniżej prezentujemy wybrane przez nas role Pacino według rankingu jego ról na Filmwebie. Śmiało, dawajcie znać, czy się zgadzacie z tymi ocenami. 

Po brawurowym występie w "Gorączce" kolejna współpraca z Michaelem Mannem była kwestią czasu. Okazja nadarzyła się cztery lata później. "Informator" to oparty na faktach dramat opowiadający o głośnej sprawie Jeffreya Wingarda (Russell Crowe) – byłego prezesa koncernu tytoniowego, który zdecydował się ujawnić prawdę o uzależniających środkach chemicznych dodawanych do papierosów. Al Pacino wciela się w Lowella Bergmana – amerykańskiego dziennikarza i producenta telewizyjnego przez lata związanego z nadawanym na antenie CBS programem "60 Minutes". Aktor świetnie oddał charyzmę bohatera, portretując go jako człowieka wytrwale dążącego do poznania prawdy, który pomimo trudności nie cofa się z obranej ścieżki.


Al Pacino jest jak wino: z wiekiem staje się coraz lepszy. Nie wierzycie? To obejrzyjcie "Irlandczyka". Monumentalnej opowieści gangsterskiej Martina Scorsesego można sporo zarzucić (głównie w kwestii użycia technologii odmładzania aktorów), jednak nic z wad samego filmu nie jest w stanie przyćmić talentu Pacino. Aktor wcielił się tu w amerykańską legendę, Jimmy'ego Hoffę, który był działaczem związkowym i przewodniczącym związku Teamsters. Al Pacino jest w "Irlandczyku" czystą siłą natury. Jego talent wzmacnia legendę Hoffy, jednocześnie pokazując go jako skomplikowaną jednostkę. W filmie, który pochwalić się może całą plejadą wielkich hollywoodzkich gwiazd, on lśni najjaśniej, co jest wyczynem godnym owacji na stojąco.


Łatwo "Donnie Brasco" pomylić z dowolną gangsterską kreacją Ala Pacino, choć wystarczy raptem kilka minut z Benjaminem Ruggiero, by zdać sobie sprawę, co przyciągnęło aktora do filmu Mike’a Newella. Tym razem aktor kreuje swojego bohatera wbrew pielęgnowanemu emploi. Jego Lefty to poraniony życiem poczciwiec, który w mentorskiej relacji z Donniem Brasco w końcu wychodzi ze skorupy. Dla postaci granej przez Johnny’ego Deppa przewrotnie staje się figurą cierpliwego ojca: naraz nauczyciela, opiekuna i powiernika, za którym emocjonalnie podążamy dużo pewniej niż za samym protagonistą. Być może dlatego, że w odróżnieniu od tytułowego podwójnego agenta, Lefty nosi w sobie jakąś głęboką prawdę, którą subtelną wirtuozerią Pacino oddaje niemal w każdej filmowej scenie.


Występ w "Serpico" plasuje się na szczycie rankingów najlepszych występów Ala Pacino. Co ciekawe, aktor początkowo nie był przekonany do udziału w projekcie i poważnie rozważał przyjęcie roli w innym dramacie biograficznym – opowiadającym o komiku Lennym Brusie "Lennym" (reż. Bob Fosse). Jego wątpliwości rozwiało zaaranżowane przez producentów spotkanie z prawdziwym Frankiem Serpico – stróżem prawa, który zasłynął samotną walką z korupcją w szeregach nowojorskiej policji. Choć kreacja nie przysporzyła mu fanów wśród mundurowych, przyniosła mu uznanie w postaci licznych nagród (Złoty Glob, David di Donatello) i nominacji (Oscar, BAFTA). Największym komplementem był jednak komentarz samego Serpico. Miał on powiedzieć, że Pacino był w swojej roli bardziej przekonujący niż on sam.


"Życie Carlita" to kino gangsterskie, które łamie serce. Ta gorzko-słodka opowieść o długich cieniach naszych grzechów i delikatnej niczym puch nadziei na lepszą przyszłość pozostaje w pamięci głównie za sprawą Ala Pacino. Gra on tu Carlita Brigante. Kiedyś gangstera, później więźnia, a teraz zmęczonego życiem mężczyznę, który po prostu chce wieść spokojną egzystencję. Kiedy jednak wracasz do tego samego miasta, na te same ulice, zostać kimś innym jest niezwykle trudno, bo przeszłość zaczepia cię na każdym rogu. Al Pacino bezbłędnie odgrywa postać osaczoną przez własną historię i marzenia. Trudno nie podziwiać aktora za to, z jaką łatwością przeistacza się w byłego gangstera i manipuluje emocjami widzów.


"Pieskie popołudnie" to opowieść o pechowym skoku na bank – ale wybitnie nietypowa, bo zamiast kryminalnej zagwozdki i trzymającej w napięciu akcji mamy tu desperacką wpadkę, która urasta do rangi medialnego spektaklu. Sonny Wortzik (Al Pacino) i Salvadore (John Cazale) napadają na bank, w którym prawie nie ma pieniędzy, a na miejsce przestępstwa szybko przybywają policja i telewizja. Znajdujący się w pułapce bohaterowie nawiązują jednak niespodziewaną nić porozumienia z zakładnikami, a Sidney Lumet snuje opartą na faktach i utrzymaną w antyestablishmentowym tonie opowieść o desperacji i empatii. Pacino i Cazale dają z kolei świetne portrety rabusiów, których przerosła ambicja. Zwłaszcza Pacino, dla bohatera którego napad jest aktem miłości: Sonny chce w ten sposób zdobyć pieniądze na operację zmiany płci dla ukochanej osoby. Frapująca, nieoczywista rola z okresu, gdy Pacino był specjalistą od ról delikatnych wrażliwców.


Al Pacino ma w swojej filmografii wiele ról poważnych facetów z giwerami w dłoniach, ale w żadnej z nich nie był aż tak smutny, jak w Mannowskiej "Gorączce". Niekwestionowane arcydzieło kina akcji lat 90. to pokaz niezwykle nowoczesnej, autorskiej reżyserii z epickimi sekwencjami strzelanin godnymi swojego kultowego statusu. Tym większą zasługą "Gorączki" jest więc fakt, że w zbiorowej świadomości zapisała się ona przede wszystkim niesamowitym starciem ekranowych charakterów. Stojący na przeciw siebie po raz pierwszy w historii Al Pacino i Robert De Niro w pewien sposób zamieniają film w opowieść o własnej aktorskiej konkurencji; dwóch lustrzanych ikon kina, które darzą się ogromnym szacunkiem i dla tego wyjątkowego spotkania wznoszą się na wyżyny dramaturgicznego talentu. Ich walka w 1995 była najgorętszym wydarzeniem sezonu; dziś, po trzydziestu latach, pozostaje wciąż żywym zapisem jednej z najbardziej legendarnych ekranowych konfrontacji, która – niezależnie od fabularnych rezultatów – ma wyłącznie zwycięzców.


Rola Michaela Corleone w trylogii "Ojciec chrzestny" to mistrzowski popis stopniowej przemiany postaci: od nieśmiałego, zdystansowanego chłopaka do bezwzględnego, zimnego jak lód bossa imperium przestępczego. Pacino zagrał tę ewolucję z oszałamiającą subtelnością, często mówiąc więcej spojrzeniem aniżeli słowami. Decyzja aktora, by zbudować postać na półcieniach i napięciu wewnętrznym, była ryzykowna. Początkowo wytwórnia Paramount chciała go zresztą usunąć z obsady i tylko dzięki staraniom reżysera Francisa Forda Coppoli Pacino zachował pracę. W efekcie powstała jedna z najbardziej ikonicznych kreacji w historii kina. Michael Corleone ma w sobie coś zarówno z bohaterów Szekspira, jak i z postaci z tragedii antycznych. Przerażający, budzący współczucie, nieuchronnie osuwający się w otchłań.


W "Człowieku z blizną" Al Pacino wciela się w Tony’ego Montanę – kubańskiego imigranta, który w narkotykowym półświatku Miami pnie się na sam szczyt, tylko po to, by ostatecznie runąć w przepaść własnego ego i paranoi. Kipiący charyzmą Pacino stworzył postać przerysowaną, wręcz operową, a jednocześnie tragicznie ludzką – pełną furii, a zarazem pragnącą szacunku i miłości. Mimo że film początkowo spotkał się z chłodnym przyjęciem krytyków, z czasem zyskał status dzieła kultowego. Bohater Pacino stał się symbolem mrocznego awersu amerykańskiego snu – bezwzględnego, brutalnego, ale opartego na autentycznym głodzie sukcesu i desperackim pragnieniu bycia kimś.


Można lamentować nad faktem, że jeden z najwybitniejszych aktorów w historii otrzymał jedynego Oscara akurat za rolę w filmie, któremu daleko do czołówki jego filmografii. Albo nad tym, że "Zapach kobiety" to początek emploi późnego, rozkrzyczanego i zmanierowanego Pacino. Ale narzekając w ten sposób, łatwo przegapić zalety filmu Martina Bresta. To przecież klasyczny tzw. "film kumpelski" o relacji między nieopierzonym studentem Charliem Simmsem (Chris O'Donnell) a niewidomym emerytowanym pułkownikiem Frankiem Slade'em (Pacino). Scenariusz jest tu tyleż konwencjonalny, co rzetelny – nawet jeśli nieco zestarzał się obyczajowo. Co jednak ważniejsze, młody O'Donnell okazuje się wdzięcznym sekundantem dla Pacino: figurą widza, który z bliska obserwuje wielkiego aktora przy pracy. Najciekawsza rzecz ma tu jednak miejsce mimochodem, na drugim planie: to zapowiedź symbolicznego przekazania pałeczki Wielkiego Amerykańskiego Aktora między Pacino a Philipem Seymourem Hoffmanem, który gra w "Zapachu kobiety" rolę drugoplanową i w 1992 roku nikt nie mógł przewidzieć, jak wiele osiągnie na ekranie.