WENECJA 2025: Czy "Smashing Machine" nas zmiażdżył?

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/WENECJA+2025%3A+Czy+%22Smashing+Machine%22+nas+zmia%C5%BCd%C5%BCy%C5%82o-162738
WENECJA 2025: Czy "Smashing Machine" nas zmiażdżył?
źródło: materialy promocyjne
Na Lido nie słabnie ekscytacja wokół "Smashing Machine" – jednego z najgorętszych tytułów tegorocznego festiwalu filmowego w Wenecji. Po trwającej 15 minut owacji dla filmu i rzewnych łzach wzruszenia samego Dwayne'a Johnsona przyszedł czas i na naszą opinię. O swoich wrażeniach z seansu dzieła Benny'ego Safdie pisze w swojej recenzji Daria Sienkiewicz.

"Smashing Machine" (reż. Benny Safdie) – recenzja filmu



Chłopaki też płaczą
autorka: Daria Sienkiewicz

Pamiętacie, jak "Ferrari", zamiast spektaklem warczących silników i rajdowej rywalizacji, okazał się elegią o małżeńskiej zdradzie i niespełnionym ojcostwie? Podobne rozczarowanie może czekać tych, którzy liczą, że "Smashing Machine" to ostra chryja na ringu i kino totalnej zadyszki pokroju "Good Time" czy "Nieoszlifowanych diamentów". Benny Safdie, tym razem nie w rodzinnym duecie, a w pojedynkę, prezentuje w Wenecji zaskakująco kameralną biografię człowieka nieradzącego sobie z przegraną – w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Trzy lata z życia Marka Kerra (Dwayne Johnson) – dwukrotnego mistrza UFC, pioniera dyscypliny MMA i tytułowej maszyny do miażdżenia – sprowadzają się do łez porażki, kryzysu w związku i stłuczonej ceramiki. Trochę kina indie, trochę reality TV – "Smashing Machine" pokazuje nam życie takim, jakim jest – nic, poza tym.



Marka Kerra poznajemy w 1997 roku, po serii zwycięstw w zawodach WVC 3 oraz UFC 14 i 15, gdy rozpoczyna owocną współpracę z najbardziej znaną japońską organizacją MMA: Pride Fighting Championships. Tytuł najlepszego zawodnika na świecie jest na wyciągnięcie ręki, ale Kerr nie czuje presji, bo jest święcie przekonany, że zwycięży. Nie zaznał nigdy smaku porażki, dlaczego więc miałby myśleć inaczej? Pierwsza sekwencja filmu odsłania zapaśnika w całej swojej glorii – w błysku fleszy, z lepkim od potu torsem i uśmiechem umorusanym krwią. W tle słyszymy fragmenty wywiadu. Kerr z ekscytacją opowiada dziennikarzowi o swoich walkach: "Nie ma lepszego uczucia od wiktorii – gdy fizycznie narzucasz swoją wolę drugiej osobie. Stajesz się wtedy Bogiem".

Rok 1999. Kerr nie jest gotowy na zstąpienie z Olimpu – przegrana z rosyjskim kickbokserem, Igorem Vovchanchynem uderza go jak grom z jasnego nieba. Gdy otumaniony klęską wchodzi po walce do szatni, spodziewamy się co najmniej przewróconej ławki albo wyważonych drzwi. Safdie serwuje nam eksplozję, ale zupełnie innego rodzaju: zamiast demolki i wrzasków dostajemy łzy. Ten kawał krzepkiego mężczyzny łka w dłonie niczym przestraszony chłopiec. Kilogramy mięśni i pulsujących żyłek okazują się tylko efektowną przykrywką. Mark skrywa w sobie ambitnego wrażliwca, którego nikt nie nauczył nigdy pokory, ani przegrywania. "Dzień bez bólu jest jak dzień bez słońca" mówi z uśmiechem na ustach, choć w głębi duszy nie może go już dłużej znieść. Jest dla niego czymś więcej niż rozpraszającą uwagę duperelą. To powód do wstydu, irytująca oznaka własnych słabości.

PEŁNĄ RECENZJĘ MOŻECIE PRZECZYTAĆ KLIKAJĄC TUTAJ.

"Smashing Machine" – zwiastun filmu