Recenzja filmu

Powrót Batmana (1992)
Tim Burton
Michael Keaton
Danny DeVito

Nietoperz, pingwin i dziewczyna – normalna gotycka rodzina

Jaki Batman jest – każdy widzi. Nocny mściciel odziany w maskę i mniej lub bardziej groteskowy strój, który to zmieniał się zależnie od epoki i reżysera. Nawet mrok nie zawsze był jego
Jaki Batman jest – każdy widzi. Nocny mściciel odziany w maskę i mniej lub bardziej groteskowy strój, który to zmieniał się zależnie od epoki i reżysera. Nawet mrok nie zawsze był jego sprzymierzeńcem (cytując pewnego przeciwnika Batmana) pierwsze filmy o Batmanie z Adamem Westem były pogodne i obdarzone humorem, a sam człowiek nietoperz miał więcej z zakonnicy w przebraniu, niż z mrocznego rycerza. Lata mijały, a nasz protagonista coraz bardziej zagłębiał się w mroku. Szczyt (poza ciemnym jak zawsze DC universe) przypadł na dwa filmy Tima Burtona, który to wielbi się wręcz w gotyckim stylu, a nierzadko pastiszu i grotesce.

Tak oto powstał  Batman (1989) – Estetyka miasta Gotham jest mroczna, ale mimo wszystko jeszcze nieco powściągliwa (jak na reżysera). Tim Burton i scenograf Anton Furst stworzyli miasto inspirowane stylem art deco. Studio miało dużą kontrolę nad procesem produkcji, więc skrzydła reżysera nie zostały zbyt szeroko rozpostarte. Tak jak i zresztą Batmana (Michael Keaton), który wydaje się w obu filmach postacią jeżeli nie zbędną, to po prostu poboczną. Główną rolę gra tu Joker (świetny Jack Nicholson), który kradnie show za każdym razem, gdy widzimy go na ekranie. Diaboliczny klaun jest tutaj jednak bardziej zwykłym złodziejaszkiem, aniżeli wyrzutem sumienia naszego mrocznego mściciela. Sam film nie jest jakimś wywróceniem obrazu człowieka nietoperza (nomen omen) do góry nogami. Jest to raczej bezpieczna kontynuacja tego co znaliśmy już wcześniej z komiksów. Prawdziwa jazda zaczyna się dopiero przy sequelu, gdzie Tim Burton dociska pedał w bat mobilu aż do samej ziemi.

Powrót Batmana (1992) – Reżyser po kasowym sukcesie jedynki dostaje wolną rękę w pracy nad sequelem. Wyniki jego starań przeszły jednak oczekiwania wszystkich, choć niekoniecznie na plus. Scenografia i efekty wizualne zostały jeszcze bardziej dopracowane, a styl miasta jest wyrazistszy i bardziej surrealistyczny. Film czerpie inspirację z ekspresjonizmu niemieckiego, co widoczne jest w przerysowanych proporcjach i kanciastych kształtach budynków oraz kostiumów. Wszystko jest więc jeszcze bardziej i mocniej Burtonowskie.
 
Tak jak i w pierwszej części, tak i tu większa część filmu kręci się wokół antagonistów. A jest ich aż troje; demoniczny Pingwin (Danny DeVito) potentat przemysłowy Maxa Shrecka oraz pełna wdzięku i moralnej sprzeczności Kobieta-Kot (Michelle Pfeiffer). To właśnie złoczyńcy najbardziej interesują Tima Burtona. Batman (ponownie Michael Keaton) jest tu niejako tylko zwierciadłem w którym odbijają się antagoniści; trudne dzieciństwo, archetyp milionera a także problem z podwójną tożsamością – wszystkie te cechy człowiek nietoperz dzieli wraz z powyższymi (anty)bohaterami.

Batman staje się tutaj niemal diabłem z pudełka, który pojawia się deus ex machina w krytycznych sytuacjach w mieście Gotham. Narracja jednak krąży wokół politycznej korupcji, władzy, pieniędzy i marzeń o wielkości. Dobrą decyzją reżysera było nie odchodzenie zbytnio od komiksowego surrealizmu. Pingwin jest tu przedstawiony niemal jako pół człowiek – pół zwierzę, co absolutnie wpisuje się w klimat serwowany nam przez Tima Burtona, który na szczęście nie porzuca naszych bohaterów i ich łuków narracyjnych na rzecz stylu i efekciarstwa. Zgrabnie poprowadzone wątki fabularne sprawiają, że gdy na końcu przychodzi nam patrzeć na śmierć najgorszych ment tego miasta, odczuwamy zwykłe, ludzkie współczucie, co jest sukcesem zarówno aktorstwa jak i scenariusza. Niech was nie zmyli jednak trop empatii i miłosierdzia, nie jest to absolutnie film dla dzieci. Można by rzec, że jest to komiksowy film dla dorosłych, bowiem mrok tego świata widać na każdym kroku i w każdej postaci, a poza tym jest tu dużo podtekstów seksualnych (szczególnie Pingwin i jego żarciochy). Finalnie zamiast klasycznego kina superbohaterskiego otrzymujemy tu niemal gotycką baśń o odrzuceniu, zemście i potrzebie akceptacji wtłoczoną w ramy surrealistyczego miasta Gotham.
 
Każdy późniejszy film o Batmanie wraz z kolejnymi aktorskimi wcieleniami miał swój własny styl. Bale był konserwatywnym policjantem, Affleck napakowanym, mrocznym zwierzęciem nocy, a Pattinson wydaje się być nastolatkiem z depresją, który dopiero uczy się jak być Batmanem. Niezależnie jednak od miary jaką przyjmiemy mierząc przygody zarówno Bruce Wayne’a jak i Batmana, to właśnie w "Batmanie" z 1989 roku oraz w "Powrocie Batmana" znajdziemy pierwowzór mrocznego mściciela znanego później z wielkiego i małego ekranu. To tu dostajemy jednego z najlepszych Jokerów, najlepszą Kobietę-kota i najlepszego (jak na razie) Pingwina. Nie zapraszam do dyskusji.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Powrót Batmana
Tim Burton to twórca odznaczający się niezwykle bogatą wyobraźnią, z wyraźnymi odchyłami w stronę makabry... czytaj więcej
Recenzja Powrót Batmana
Ogromny sukces kasowy pierwszego "Batmana" z 1989 roku w reżyserii Tima Burtona zapewnił spore dochody... czytaj więcej
Recenzja Powrót Batmana
Batman należy do najpopularniejszych bohaterów komiksowych. Herosa stworzył amerykański rysownik, Bob... czytaj więcej