Artykuł

Holmesów dwóch

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Holmes%C3%B3w+dw%C3%B3ch-96318
Sherlock Holmes, genialny detektyw, bohater cyklu opowiadań Arthura Conan Doyle'a, nigdy nie miał szczęścia do kina. Trudno wymienić choćby jeden kinowy film, który zyskał status klasycznej, kanonicznej interpretacji dzieła przygód detektywa z Baker Street. Co innego w serialach. 

Jeśli Holmes pojawiał się w kinie, to albo w ramach opowieści apokryficznych w stosunku do dzieła Doyle’a (przedstawiający młodzieńcze, szkolne lata detektywa "Młody Sherlock Holmes" Barry’ego Levinsona); albo przemieszanych z innymi niż klasyczna opowieść detektywistyczna konwencjami (steampunkowe "Holmesy" Guya Ritchiego); albo w ramach dziwacznych kombinacji z innymi postaciami z panteonu (pop)kultury. W filmie "Siedmioprocentowy roztwór" (1976) grany przez Nicola Williamsona Holmes, nie mogąc poradzić sobie z własną autodestrukcyjną psychiką, przyjeżdża za namową doktora Watsona do Wiednia, by spróbować innowacyjnej terapii prowadzonej tam przez… samego doktora Freuda (Alan Arkin)!

"Siedmioprocentowy roztwór"

O wiele więcej szczęścia Holmes miał do telewizji. W tej kategorii bez trudu możemy wymienić cały szereg mniej lub bardziej kanonicznych adaptacji. Od chyba najbardziej klasycznej wersji Granada TV z Jeremym Brettem w roli detektywa, po wersję… radziecką, w której w rolę Holmesa wcielał się Wasilij Liasow (za co otrzymał od królowej Elżbiety II order Rycerza Imperium Brytyjskiego).

Dlaczego przygody detektywa lepiej wypadają na małym niż dużym ekranie? Być może dlatego, że już w literackim pierwowzorze Holmes funkcjonuje jako bohater serii. W przeciwieństwie do bohatera powieści, filmu kinowego czy dramatu Sherlock od pierwszego tekstu, w którym się pojawia, jest już ukształtowany jako bohater. Choć kolejne opowiadania przynoszą nowe szczegóły z jego biografii, dopełniające obraz, to historie w zasadzie można bez szkody czytać w dowolnej kolejności. Przyjemność płynąca z lektury opowiadań Conan Doyle’a jest typową dla serii przyjemnością połączenia powtórzenia z nowością. Odkrywania w każdym module serii tych samych elementów (fajka, skrzypce, dedukcja, przebieranki, społeczna nieporadność bohatera, naiwność Watsona) i nowych, dynamizujących obraz całości (nowe zagadki, pojawiające się nowe postacie – brat Sherlocka Mycroft, Irena Adler, Moriarty).

Seriale telewizyjne od mniej więcej dekady przeżywają chyba swój najlepszy okres w historii. Z gatunku nie zawsze traktowanego poważnie zmieniają się w jedną z wiodących gałęzi kultury. Serialowa rewolucja nie mogła nie objąć Holmesa. Ostatnio mieliśmy aż dwa seriale na nowo podejmujące postać najsłynniejszego detektywa w historii. Oba przenoszą Holmesa w czasy współczesne. Rozgrywające się w Nowym Jorku amerykańskie "Elementary", wyprodukowane dla ogólnodostępnej sieci NBC, i brytyjskiego "Sherlocka", wyprodukowanego przez publiczną BBC. Współczesne wersje Holmesa z dwóch stron Atlantyku pokazują ciekawie różnice w brytyjskim i amerykańskim modelu produkcyjnym. Ale także w podejściu dwóch mówiących tym samym językiem kultur telewizyjnych do takich spraw jak klasa społeczna czy seks. W obu też Holmes ujawnia się jako postać bardzo nam współczesna, przynależna do początków wieku XXI, nie wiktoriańskiej Anglii. To kolejny socjopatyczny, autodestrukcyjny, genialny, aspołeczny (lecz służący dobry sprawom), cyniczny bohater, z którym identyfikować nas nauczyło kilka już emitowanych od początku wieku seriali.

 

Nowy Jork, nowe Baskerville


"Sherlock" podobnie jak większość seriali kryminalnych z Wysp odnoszących największe sukcesy ("Luther", brytyjski "Wallander") składa się z krótkich sezonów, liczących po trzy odcinki. Każdy z odcinków jest zbliżony długością do standardowego widowiska filmowego (90 minut). Pozwala to rozwijać narrację, charakterystykę postaci w ramach każdego odcinka bardziej niż pozwalałby na to klasyczny, nieprzekraczający godziny format telewizyjny. Tego formatu trzyma się wersja amerykańska licząca 24 trwające niecałą godzinę odcinki.

W obu seriach Holmes jest – jak w literackim oryginale – genialnym prywatnym detektywem. Zupełnie inaczej skonstruowana jest za to postać Watsona. W wersji brytyjskiej jest on – jak u Conan Doyle’a – dawnym lekarzem wojskowym, wynajmującym razem z Holmesem mieszkanie i wkręcającym się w jego pracę. W literackim oryginale Watson opisywał przygody swojego kolegi dla prasy, w "Sherlocku", zgodnie z duchem czasu, pisze bloga. Znacznie mniej poczytnego bloga "Sztuka dedukcji" prowadzi zresztą sam tytułowy bohater serialu. W wersji amerykańskiej doktor Watson nazywa się Joann i… jest kobietą – lekarką, niegdyś zajmującą się chirurgią, dziś pracującą jako sober companion, czyli towarzysząca wychodzącemu z nałogu pacjentowi całodobowa psychoterapeutka, chroniąca pacjentów przed kontaktami z niebezpiecznymi dla nich substancjami. Joann poznaje Holmesa, gdy jego ojciec wynajmuje ją, by pomogła synowi wytrwać w abstynencji. Towarzysząc mu w kolejnych sprawach, sama coraz bardziej wkręca się w detektywistyczną pracę.

"Elementary"

"Sherlock" próbuje przenosić we współczesne realia fabuły opowiadań Conan Doyle'a i wykreowane przez niego postacie. Każdy odcinek serii jest uwspółcześnioną adaptacją któregoś z opowiadań lub powieści pisarza. Zmieniają się realia, pojawiają się samochody, komputery, smsy, ale metoda pracy detektywa, konstrukcja opowiadania przedstawiająca zbrodnię jako problem domagający się rozwiązania w wyniku zespołu operacji intelektualnych pozostają te same. W serialowym "Psie z Baskerville" tytułowe Baskerville to nie majątek ziemski, ale tajne wojskowe laboratorium przeprowadzające genetyczne eksperymenty. Groza związana z demoniczną bestią nie jest nadprzyrodzonej natury, przerażony klient Holmesa nie widzi w dręczącym go psie widma, ale wynik szalonych eksperymentów; mutanta rodem z taniego kina science fiction. Tym niemniej fabularny schemat zagadki pozostaje ten sam co w wiktoriańskiej prozie.

W "Sherlocku" już same tytuły odcinków (czy wpisów na blogu Watsona) są mniej lub bardziej zabawnymi parafrazami tytułów opowiadań wiktoriańskiego pisarza: np. "Studium w różu"  zastępuje "Studium w szkarłacie". Te gry słowne z tytułami giną czasami w polskim przekładzie: opowiadanie "The Scandal in Bohemia", zekranizowane przez twórców serialu jako "The Scandal in Belgravia" znane jest u nas jako "Niezwykła kobieta", gdy Watson w jednym z odcinków publikuje na blogu notkę "The Geek Interpreter", wiemy, że chodzi o zabawną trawestację opowiadania pod tytułem "Grecki tłumacz" ("The Greek Interpreter"), ale w polszczyźnie żart niestety ginie.

"Elementary"
z kolei z Conan Doyle’a bierze tylko imię i konstrukcję postaci. Poszczególne odcinki pisane są "od nowa", nie czerpią schematów fabularnych z opowiadań o detektywie. Zmienia się także profil badanych przez Holmesa zbrodni. U Conan Doyle’a pomagał on klientom mierzącym się z takimi problemami jak szantaż czy zniknięcie bliskich osób. W "Elementary" Holmes pracuje jako konsultant wydziału zabójstw nowojorskiej policji; w większości odcinków bada przypadki mordu. Przez to wszystko "Elementary" przypomina, bardziej niż adaptację wiktoriańskiego tekstu, inne seriale o genialnych amerykańskich detektywach przenikających tajemnice zbrodni siłą własnego umysłu – takich jak Monk czy Colombo.

Holmes i seks

W policyjnej komedii "Cienka niebieska linia" w jednym z odcinków posterunkowa Habib przekonuje swoich kolegów, że doktor Watson i Sherlock Holmes, dwaj dorośli, mieszkający ze sobą i spędzający razem większość czasu, bezżenni mężczyźni, nie mogli nie być homoseksualną parą. Jej grany przez Rowana Atkinsona przełożony, inspektor Fowler, reaguje na to tylko serią coraz bardziej zmieszanych i nadąsanych min. W latach 90., gdy emitowany był ten serial, podobnie na takie rozważania reagowała duża część widzów. Jednak dziś, gdy małżeństwa dla par tej samej płci stają się prawem w kolejnych krajach, pytania o naturę relacji Holmesa i Watsona nasuwają się coraz większej liczbie ich fanów.

"Sherlock Holmes"

Popkultura różnie sobie z nimi radzi. W filmach Ritchiego przypuszczenie o homoseksualnym charakterze relacji obu postaci jest traktowane jako ciągle powracający żart. W "Elementary" problem zostaje ucięty przez płeć Joan Watson. A i tak na wszelki wypadek serial nie zostawia widzom wątpliwości, że Holmes jest hetero. W pierwszej scenie, gdy doktor Watson odwiedza go w jego nowojorskim domu, w drzwiach mija się z wychodzącą od detektywa prostytutką. Serialowy Holmes ma bowiem do seksu stosunek skrajnie pragmatyczny: to dla niego realna biologiczna potrzeba, którą od czasu do czasu trzeba zaspokoić, by niezaspokojona nie dekoncentrowała i nie odwracała uwagi od sprawy najważniejszej: detektywistycznej pracy. I widzimy, jak zaspokaja ją w kilku odcinkach, z profesjonalistkami lub przypadkowymi znajomymi na jedną noc. Dopiero w trakcie serialu ujawnia się także romantyczna strona detektywa – jego romans z Ireną Adler. Choć Watson jest tu kobietą, a między nią a Holmesem wywiązuje się głęboka, przyjacielska więź, to twórcy serii – na razie – nie nadają jej romantycznego charakteru.

O wiele więcej seksualnej ambiwalencji ma brytyjski "Holmes". Dzieje się to już na poziomie castingu – Benedict Cumberbatch jest o wiele bardziej androginiczny od Jonny’ego Lee Millera. Jego Sherlock wydaje się aseksualnym dziwakiem, obojętnym na toczące się wokół niego erotyczne gry, ignorującym seksualne zainteresowanie, jakim darzą go otaczające go kobiety. Choć w "Skandalu w Belgravii" jego relacja z Ireną Adler przypomina te, jakie łączą bohaterów screwball comedy (dwaj walczący ze sobą bohaterowie odmiennej płci, jednoczący się w końcu figurze pary), to do żadnego utworzenia pary nie dochodzi, a ostateczną stawką rozgrywek Irene i Sherlocka jest co najwyżej ich miłość własna – nie romans czy seks.

Romantyczne życie w serialu prowadzi za to intensywnie Watson. Prawie każdy odcinek przedstawia jego romantyczne perypetie z kolejnymi partnerkami, z których z żadną nie jest w stanie stworzyć udanego związku. Być może dlatego, że jego "prawdziwą miłością" jest Sherlock? Bez otwartego wprowadzania wątków queerowych brytyjskiej serii, w przeciwieństwie do amerykańskiej, udało się ocalić niejednoznaczność wiktoriańskiego oryginału.

Upper Class Hero

W prozie Conan Doyle’a Sherlock jest potomkiem angielskiej szlachty ziemskiej. Choć nie jest pierwszym synem, nie ma szans na pozwalający żyć z majątku spadek; od początku widzimy, że mamy do czynienia z kimś pochodzącym z klasy wyższej. To wrażenie wzmacnia percepcja Watsona, który choć wykonuje szacowny, mieszczański zawód, jest tylko przedstawicielem klasy średniej i z klasą wyższą nie miał do czynienia. W Wielkiej Brytanii ponad sto lat po Conan Doyle'u system klasowy ciągle trzyma się dobrze. Także w Ameryce od czasów Reagana różnice między bogatymi i biednymi rosną, wracając pomału do skali, jaką miały pod koniec XIX wieku. Obie kultury różni jednak stosunek do tych podziałów. Demokratyczna kultura amerykańska zawsze raczej je ukrywała, przykrywając je narracją o "równości szans", powszechności amerykańskiego marzenia. Brytyjska – przeciwnie, artykułowała je, tworząc kulturowo mniej równe społeczeństwo, ale przy tym bardziej świadome dzielących je różnic. Te dwa odmienne podejścia do klasy doskonale widać w obu serialach o Holmesie.

"Sherlock"

W "Sherlocku" nie mamy wątpliwości, że tytułowy bohater to ktoś wywodzący się ze starych pieniędzy, z rodziny z tradycjami, wykształcony w elitarnej, prywatnej szkole z internatem. Postawa, sposób bycia, wymowy Cumberbatcha od początku sugerują "arystokratyzm". Zresztą sam aktor zasłynął niedawno niezbyt mądrymi wypowiedziami o wojnie, jaka rzekomo w Anglii toczy się przeciw ludziom z klas wyższych lub do nich aspirujących – wiedzą, manierami, akcentem. Brat Sherlocka, Mycroft (w "Elementary" ta postać w ogóle się nie pojawia), jawi się w serialu jako wszechwładna postać z serca establishmentu – "to on jest brytyjskim rządem" – mówi w "Psie Baskervillów" Holmes Watsonowi.

Jasny klasowy profil ma w serialu także Watson. Odtwarzający jego rolę Martin Freeman ma poczciwą twarz angielskiego yoemana – zamożnego, wolnego chłopa. Wyidealizowaną wizję życia tej klasy społecznej przedstawia tolkienowskie Shire – nic dziwnego, że Freeman obsadzony został przez Jacksona w roli Bilbo Bagginsa. "Ludowa" dziecinność, nieporadność, skromność i przyziemność Watsona ciągle kontrastowane są z "arystokratycznym" oderwaniem od rzeczywistości, wyniosłością, dumą Holmesa. Co tworzy z nich parę plebejsko-arystokratycznych bohaterów, znaną z europejskiej kultury od czasów Don Kichota i Sanczo Pansy.

"Elementary"

W "Elementary" klasowe różnice między bohaterami są zacierane i tłumione. Wiemy, że Holmes ma bardzo bogatego ojca – to on wynajmuje usługi Watsona – i że sam także ma pewne odłożone środki. Jednak Holmes Millera nie ma nic z "arystokratyzmu", jakim naznaczona jest kreacja Cumberbatcha. Jego Holmes mówi z akcentem typowym dla mieszkańca Londynu ze zwykłej klasy średniej, choć ubiera się stylowo, to przy tym ostentacyjnie niechlujnie. Jako plebejska bohaterka nie jest także przedstawiona Watson – choć wywodzi się z azjatyckiej mniejszości i prostej rodziny; w serii przedstawiana jest przede wszystkim jako amerykańska kobieta sukcesu.

Socjopatyczna osobowość naszych czasów


Co jest dla nas źródłem przyjemności oglądania raz jeszcze historii Holmesa we współczesnych dekoracjach? Z pewnością powtórzenie przemieszane z nowością, której dostarczała nam oryginalna seria. Ale nie tylko – ważną rolę odgrywa sama konstrukcja bohatera, który przeniesiony we współczesne czasy odkrywa swoją socjopatyczną naturę. A telewizja ostatnich lat kocha socjopatów.

"Sherlock"

Holmes – zarówno w kreacji Millera, jak i Cumberbatcha – jest socjopatą notorycznie i ostentacyjnie ignoruje społeczne normy. Holmes jest nieuprzejmy, arogancki, chamski, lekceważy zasady uprzejmości, pożycia społecznego. Nie waha się okazywać nudy, irytacji, zniecierpliwienia. A przy tym swojej wybitnej inteligencji nie inwestuje w żadną z konwencjonalnych społecznych gier: w pieniądze, władzę, uwodzenie, konwencjonalnie pojęty prestiż. To różni go od jego arcywroga Moriarty'ego. Czy każdy z nas nie marzył, by choć przez chwilę być tak wyzwolonym od żądań społeczeństwa jak on? Nie chcieliśmy mieć wybitnych zdolności, uzasadniających to pragnienie?

Choć cena, jaką Holmes płaci za taką wolność i talenty, jest niemała. W literackim oryginale detektyw stymulował się nikotyną i kokainą, by skuteczniej rozwiązywać zagadki. We współczesnych serialach przybiera to o wiele bardziej destrukcyjny wymiar. W wersji angielskiej Sherlock walczy z nałogami. By nie palić, oblepia się nikotynowymi plastrami. Ale jego arogancja, bezczelność, pragnienie podkreślenia intelektualnej dominacji nad każdym rozmówcą mają autodestrukcyjny wymiar i przynoszą mu niemało problemów. Sherlock Millera to leczący się, chwilowo trzeźwy nałogowiec. Musi cały czas pilnować się, by nie wrócić do heroinowego nałogu.

"Dr House"

Gdy ma się na uwadze ten autodestrukcyjny wymiar życia Holmesa, nachodzi myśl, czy pisząc o jego współczesnych adaptacjach, nie należałoby wspomnieć o jeszcze jednej… "Doktorze Housie". Czy odtwarzany przez Hugh Lauriego genialny diagnosta nie jest Holmesem w lekarskim kitlu, który zamiast dedukcji i walki ze zbrodnią wybrał medycynę diagnostyczną i walkę z chorobami? Zamiast skrzypiec mamy w jego przypadku elektryczną gitarę, zamiast nikotyny i kokainy – vicodin. A wszystko inne się zgadza – geniusz, społeczna abnegacja, lekceważenie norm. Nawet najlepszy i jedyny przyjaciel – doktor Wilson – brzmi fanom Holmesa jakoś znajomo.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones