W kolejnej relacji z Lido Małgorzata Steciak rozprawia się z kontrowersyjnym "Malowanym ptakiem" według powieści Jerzego Kosińskiego, a Łukasz Muszyński ocenia portugalski dramat rodzinny "A Herdade". ***
Dziecko wojny, rec. filmu
"Malowany ptak", reż.
Václav Marhoul autorka: Małgorzata Steciak
"Malowany ptak" w reżyserii
Václava Marhoula walczy o Złotego Lwa na festiwalu filmowym w Wenecji. Ekranizacja głośnej książki Jerzego Kosińskiego z 1965 roku to czesko-słowacko-ukraińska koprodukcja z międzynarodową obsadą, na czele ze
Stellanem Skarsgardem,
Udo Kierem i
Harveyem Keitelem.
Václav Marhoul zaznacza, że odcina się w swojej wizji od osoby Jerzego Kosińskiego i związanych z książką kontrowersji. Nazywa autora wprost kłamcą, który sprzedał powieść jako autobiograficzną, mimo że przeżycia bohatera nie miały wiele wspólnego z jego własnymi. Wie, że być może Kosiński w ogóle "Malowanego ptaka" nie napisał. Deklaruje, że traktuje tekst całkowicie jako fikcję, ale w swoim filmie chciał pozostać jak najbliżej autentyzmu. Omijając inscenizacyjne klisze, opowiadając historię Chłopca w czerni i bieli, bez użycia muzyki, zawrzeć w nim uniwersalne doświadczenie wojny widzianej oczami dziecka.
Przez pierwszy kwadrans seansu byłam absolutnie porażona przemocą spływającą z ekranu. Już w scenie otwierającej granego przez
Petra Kotlára Chłopca napada grupa dzieciaków, która podpala jego ukochane zwierzątko żywcem. Po powrocie do domu bohater zastaje w izbie zmarłą ciotkę, ze strachu rozbija lampę naftową i podpala dom. Następnego dnia grupa chłopów okłada go kijami i sprzedaje znachorce, która oznajmia, że czarnookie dziecko jest pomiotem diabła, potrafi przywoływać demony, zakwaszać mleko i zatruwać wodę w studni. A to dopiero początek wędrówki Chłopca przez najniższe kręgi wojennego piekła. I czego tu nie ma! Po drodze będzie jeszcze zakopanie w ziemi, rozdziobanie przez ptaki, nurkowanie w gnojówce, wyłupywanie oczu, gwałty, bicie, pedofilia, zoofilia, a potem więcej gwałtów i jeszcze więcej bicia. Podczas swojej podróży bohater przymierza kolejne tożsamości niczym kostium, staje się ministrantem, żołnierzem, rolnikiem, kochankiem. Z czasem z ofiary staje się katem.
Niestety, przemoc serwowana w takiej ilości bez żadnego wytchnienia sprawia, że cała ta gehenna bardzo szybko staje się cokolwiek mechaniczna i nużąca. Przerażenie ulatuje, a w jego miejscu pojawiają się zniecierpliwienie, frustracja i emocjonalne znieczulenie. Nie pomaga ciężka reżyserska ręka
Marhoula, którego zamiłowanie do prostych inscenizacyjnych rozwiązań i zbytnie poleganie na poetyzmach zdecydowanie zbyt często sytuuje "Malowanego ptaka" na granicy kiczu i tzw.
torture porn. Według mnie reżyser nawet kilkakrotnie ją przekracza.
Całą recenzję Małgorzaty Steciak można przeczytać TUTAJ. ***
Człowiek, który chciał być królem, rec. filmu
"A Herdade", reż.
Tiago Guedes autor: Łukasz Muszyński
W trakcie seansu portugalskiego
"A Herdade" powiało wielką literaturą. Dzieło
Tiago Guedesa stanowi bowiem filmowy odpowiednik
"Na wschód od Edenu" Johna Steinbecka oraz
"Buddenbrooków" Tomasza Manna. To jednocześnie epicka i kameralna, trwająca blisko trzy godziny rodzinna saga rozpisana na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Przywodząca na myśl grecką tragedię opowieść o grzechach ojców, za które płacą dzieci, a także zapis burzliwych przemian, jakie zaszły w kraju w drugiej połowie XX wieku.
Bohaterem filmu jest João Fernandel (
Albano Jerónimo) – największy właściciel ziemski w całej Portugalii. Jego majątek to de facto państwo w państwie. Gdyby tylko chciał, mógłby bez trudu wpływać na decyzje zachodzące na szczytach władzy. Sęk w tym, że mężczyzna (choć wżeniony w rodzinę wysoko postawionego generała) polityką się nie interesuje, a od rządzących trzyma z daleka. Kiedy jeden z podwładnych zostaje uwięziony pod zarzutem przynależności do partii komunistycznej, magnat w rozmowie z policją argumentuje, iż dla niego liczy się wyłącznie jakość pracy aresztowanego. João pragnie być wolny: od ideologii, władz, układów, norm społecznych. Prawdopodobnie nie zdaje sobie jednak sprawy, że w uścisku trzymają go geny i wychowanie – spuścizna po apodyktycznym, surowym ojcu, który w dzieciństwie kazał mu patrzeć na zwisające z konaru drzewa zwłoki brata-samobójcy.
Film
Guedesa wpisuje się w modny obecnie dyskurs o toksycznej męskości mającej destrukcyjny wpływ na więzi rodzinne. W interpretacji wyśmienitego
Jerónimo bohater
"A Herdade" to po trosze
Brad Pitt z
"Drzewa życia" i
Al Pacino z
"Ojca chrzestnego II" – charyzmatyczny samiec alfa i nieznoszący sprzeciwu tyran; stroniący od wielkiego świata outsider oraz nieuleczalny kobieciarz; dbający o rodzinę i pracowników potentat, a przy tym człowiek nieugięty, oschły, nieliczący się z uczuciami najbliższych. Tak jak swój ojciec wychodzi z założenia, że najlepszą metodą wychowawczą jest, dosłownie i w przenośni, utwardzanie od najmłodszych lat skóry potomstwa. Kiedy więc kilkuletni syn, przyszły dziedzic na włościach, nieustannie gorączkuje, bohater – zamiast wezwać lekarza – urządza mu kąpiele w wannie wypełnionej kostkami lodu. W tej ekstremalnej kuracji nietrudno dostrzec metaforę charakteru João – przedziwną mieszankę życiowej zaradności i troski, a zarazem zupełnej niemocy w okazywaniu uczuć.
Całą recenzję Łukasza Muszyńskiego można przeczytać TUTAJ.