Już za tydzień na ekrany kin w całej Polsce trafi "Jedna bitwa po drugiej" z Leonardo DiCaprio. Film akcji tworzony przez Paula Thomasa Andersona – reżysera "Aż poleje się krew" i "Licorice Pizza" – jeszcze przed premierą wydawał się jedną z najciekawszych kinowych propozycji tego roku. Zastanawiacie się, czy warto wybrać się do kina na tę produkcję?
Na karcie filmu znajdziecie naszą
RECENZJĘ. W tekście
Jakub Popielecki przyłącza się do pochwalnego chóru zagranicznych krytyków, wystawiając produkcji bardzo wysoką notę.
W swoim tekście
Popielecki zauważa, że na tle filmografii jednego z najlepszych współczesnych amerykańskich reżyserów "
Jedna bitwa po drugiej" jest filmem najbardziej współczesnym. Reżyser bierze sobie za cel opowiedzieć o polityczno-społecznej zawierusze dnia dzisiejszego, ale nigdy nie traci z oczu swoich bohaterów.
Wizja Andersona jest zatem po pynchonowsku groteskowa, nawet jeśli wielu z tych amerykańskich absurdów nie trzeba było wymyślać – wystarczyło je zauważyć za oknem. Na szczęście reżyser nie popada w arogancki ton, jaki często idzie w parze z satyrą. "Jedna bitwa po drugiej" to żadne protekcjonalne kazanie w typie "Nie patrz w górę" (2021) Adama McKaya ani (lepiej) teatrzyk postaw rodem z "Eddington" (2025) Ariego Astera. Zamiast uogólniać w kierunku alegorii, Anderson celowo komplikuje. Interesuje go bowiem, w jaki sposób (tragi)komedia ludzka bierze się właśnie z tego, co ludzkie – pisze krytyk.
Co jeszcze pisze nasz recenzent?
Krytyk dużą uwagę przywiązuje także do samego gatunku filmu. Wskazuje, że film jest wypełniony po brzegi akcją i raz rozpędzony nie zwalnia tempa. W tym sensie przypomina kino
Christophera Nolana – autor pod kątem filmowego pędu zestawia "
Jedną bitwę..." chociażby z "
Dunkierką".
Niczym Nolan w "Dunkierce" (2017) niemal non stop utrzymuje napięcie, tu i tam posiłkując się świdrującą uszy ścieżką dźwiękową (przy partyturze jak zwykle Jonny Greenwood). Co więcej, brawurowo łączy fizyczną komedię z poetyką kina akcji – w taki sposób, że skojarzenia śmigają na lewo i prawo, od "Ten szalony, szalony świat" (1963) Stanleya Kramera po "Death Proof" (2007) Quentina Tarantino. Wychodzi mu wariacki rollercoaster z kulminacją w postaci karkołomnego pościgu samochodowego pośrodku pustyni – dodaje.
PRZECZYTAJ NASZĄ RECENZJĘ i dowiedz się, dlaczego "Jedna bitwa po drugiej" to film, którego po prostu nie możecie przeoczyć – jedna z najważniejszych premier roku, o której długo będzie się pamiętać.