Najnowszy film Steve'a McQueena ("Głód", "Wdowy") właśnie zadebiutował na festiwalu EnergaCAMERIMAGE. Maciej Satora już go widział i dzieli się swoimi wrażeniami. Jak pisze w recenzji: Mija pierwsza minuta i już wiesz: ambitny artysta postanowił nakręcić widowisko. Czy opowieść o losach matki i syna (Saoirse Ronan i Elliott Heffernan) rozdzielonych przez wojenną pożogę dorównuje jego najlepszym dziełom?
Wojciech Tutaj natomiast obejrzał w Toruniu mroczny film Veroniki Franz i Severina Fiali "Kąpiel diabła". czym tym razem straszą twórcy "Widzę, widzę"? Autor pisze, że to przede wszystkim "horror kobiecego doświadczenia". Więcej przeczytacie poniżej.
***
Lepszy "Blitz" niż nic autor: Maciej Satora
Steve McQueen zaczyna swój film od spojrzenia w ogień. Jest rok 1940. Płomienie wypełzające ze zrzuconych na Londyn bomb zajmują kolejne dzielnice mieszkalne. Całe dobytki, życia i wspomnienia tlą się jak wysuszone gałązki wrzucone w ognisko. Dzielni ochotnicy troją się w wysiłkach poskromienia pożaru, choć woda wypluwana ze strażackich węży zamiast gasić, tylko rozwściecza żywioł. Pewnie będą tak walczyć do rana, strażacy i ogień, razem w wojennej demonstracji siły charakterów. Mówię "pewnie", bo gdy już skończą, nie będzie z nimi kamery
Steve'a McQueena. Jego "
Blitz" to bowiem, zgodnie z tytułem, film błyskawiczny, skaczący między bohaterami, osiami czasowymi i tonacjami z naturalną wprawą Kangurka Kao. Sekwencję gaszących pożogę strażaków twórca dynamicznie montuje najpierw z panoramą londyńskiego nieba, potem z abstrakcją spadających z ekranu pionowych kresek, na koniec z czarno-białym ujęciem na muskane wiatrem bratki w ogródkowych grządkach. Mija pierwsza minuta i już wiesz: ambitny artysta postanowił nakręcić widowisko.
Zaznajomionych z twórczością
McQueena zapewniam, że słowo "widowisko" użyte jest tu bez cienia ironii. Na pierwszy rzut oka "
Blitz" to dzieło wielkiej skali i niewielkiej subtelności, a przy tym z ducha wiktoriańska przeprawa przez gęstwiny zaułków i uliczek, składających się na metropolitalny labirynt Londynu. Na jego obrzeżach zbiorowa tragedia wojny pomału rozpada się na tysiące osobistych dramatów, często bliźniaczo do siebie podobnych, ale, przez brak poczucia społecznego zjednoczenia, z rzadka współodczuwanych. Spadające na miasto niemieckie bomby stają się dla wielu mieszkańców impulsem do odesłania dzieci na bezpieczne tereny wiejskie. To właśnie decyduje się zrobić Rita (
Saoirse Ronan), matka, która po deportacji swojego czarnoskórego partnera do Grenady, samotnie wychowuje dziewięcioletniego syna, George'a (
Elliott Heffernan). Ten jednak nie jest zadowolony z wizji rozłąki. Podskórnie czując rym z historią własnego ojca, wyskakuje z pędzącego w kierunku angielskiej prowincji pociągu i rozpoczyna samotną wędrówkę z powrotem do domu. Od tego czasu fabuła "
Blitz" podążać będzie dwutorowo, przeplatając tułaczkę chłopca epizodami z życia matki ukrywającej się w podziemnych schronach.
Wróćmy na moment do filmowego otwarcia, do strażaków, abstrakcji i czarno-białych bratków. Sam należę do tych, którzy po tej pierwszej minucie pełni nadziei usiedli w tzw. "pozycji zaangażowanej" – z polegiwania na fotelu przeszedłem do pochylenia się do przodu i oparcia rąk na kolanach. Odruch bezwarunkowy, właściwy sytuacjom, gdy polska reprezentacja przeprowadza składną akcję ofensywną, ale i tym, gdy film zaskakuje wiązane z nim oczekiwania. W obu przypadkach często się zawodzę. Niechętnie wracam wtedy do pozycji pierwotnej, obrażony na zbudowane we mnie, a niezaspokojone nadzieje. Ze smutkiem wyznaję, że "
Blitz" wpisuje się w tę długą tradycję fotelowych rozczarowań. Artystowskie wstawki z pierwszych chwil filmu szybko okazują się efekciarskim gimmickiem, przypominającym autorskie maźnięcia na blockbusterowym monolicie takich owoców negocjowanej podmiotowości, jak "
Aladyn"
Guya Ritchiego, "
Doktor Strange"
Sama Raimiego czy "
Dumbo"
Tima Burtona. Z tą jednak różnicą, że
McQueenowi nikt przecież nie wchodził w paradę.
Całą recenzję filmu "Blitz" znajdziecie POD LINKIEM TUTAJ. ***
Kobieta samotna autor: Wojciech Tutaj
Filmowcy lubią ubarwiać przeszłość, ale zupełnie inną szkołę reprezentują
Veronika Franz i
Severin Fiala. Twórcy oparli "
Kąpiel diabła" na źródłach historycznych i akademickich pracach Kathy Stuart, co owocuje rzadkim autentyzmem i surowością w rekonstruowaniu minionej epoki. Film przenosi nas do 1750 roku, na teren Austrii. Nie tylko alpejskie szczyty górują nad małymi wioskami rozsianymi po malowniczych dolinach. Życie społeczne i prywatne dominuje religia katolicka, którą symbolizują kościoły, kapliczki i wieszane w domach krzyże. Ubodzy mieszkańcy trudnią się rolnictwem i rybołówstwem, skazani na wyroki przyrody. Trudno mówić tu o prawdziwej wspólnocie, bo kamienne chałupy są od siebie wyraźnie oddalone i pochowane w głębi lasu. Tylko kościelne rytuały i ciężka fizyczna praca łączą ludzi. Do tego hermetycznego świata niespecjalnie pasuje Agnes, pobożna i skromna kobieta, która bierze ślub z Wolfem. Jej piękny melodyjny głos i czułość wobec natury sprawiają, że wydaje się osobna. Robi jednak wszystko, by stać się idealną żoną i gospodynią wedle twardych katolickich reguł. Niespodziewana przeprowadzka, dziwna oschłość męża i niechęć teściowej powoli doprowadzą ją do alienacji i obłędu. Jak samotna cierpiąca kobieta, która boi się wiecznego potępienia, zdoła ukrócić swoje męki?
Franz i
Fiala zasłynęli dotąd wyrafinowanymi horrorami, "
Widzę, widzę" i "
The Lodge", ale "
Kąpiel diabła" tylko momentami zahacza o kino grozy. Losy Agnes układają się przede wszystkim w rozdzierające emocjonalnie i gęste psychologicznie studium depresji i szaleństwa. Sceny wizyjne można policzyć na palcach jednej ręki, bo twórcy wybierają mroczny realizm i wierność historycznym detalom. Posępną atmosferę determinują raczej problemy bohaterki, opresyjna kultura i spartańskie warunki życia niż gatunkowe zabiegi. Znaczna część akcji toczy się jesienią i zimą, gdy wnętrza domostw są niemal odcięte od światła. Ta wszechogarniająca ciemność rymuje się z coraz gorszym stanem Agnes. Odpowiedzi na jej apatię i milczenie szuka się w religijnych naukach, które nie mają wiele wspólnego z psychologią i medycyną. Każdego, kto odstaje od normy, podejrzewa się o jakieś grzechy i złe wypełnianie swoich powinności. Skrajnie konserwatywna teściowa narzeka, że Agnes znika gdzieś całymi dniami, nie gotuje i nie daje synowi potomka. Impotencja Wolfa zostaje przemilczana, bo ciało i seksualność należą do sfery tabu. Rządy patriarchatu i katolickiej tradycji ustalają jasną hierarchię i podział ról, który wspierają nie tylko mężczyźni. Strażniczkami religijnego i społecznego ładu bywają też matki i żony. Największą władzę dzierżą jednak księża głoszący z ambony, że samobójstwo jest gorsze od morderstwa i odbiera szansę na zbawienie. Agnes słucha tych słów z mieszaniną lęku i niepewności – czuje się zagubiona w małżeństwie, chce wrócić do rodziny i zerwać z izolacją. W tym sensie "
Kąpiel diabła" można nazwać horrorem kobiecego doświadczenia. Bohaterka nie znajduje pomocy nawet u matki i brata, nic nie dają jej wiejskie metody leczenia, a ciągłe modlitwy zakrawają na akt desperacji.
Całą recenzję filmu "Kąpiel diabła" znajdziecie POD LINKIEM TUTAJ.