Towarzyszący religii majestat popkultura neutralizuje za pomocą świadomej przesady, obrazoburczej brawury i wulgarnej dosłowności. To kino bez wątpienia wodzi na pokuszenie. Wyobraźmy sobie, że pijany ojciec Mateusz rozjeżdża rowerem pięcioosobową rodzinę, a ksiądz z
"Rancza" otwiera na tyłach plebanii świetnie prosperujący dom publiczny. Przytoczona wizja wydaje się szokująca tylko na pierwszy rzut oka. Wbrew temu, do czego przyzwyczaiło nas polskie kino i telewizja, filmy o księżach wcale nie muszą kojarzyć się z nudnawymi kazaniami. Wiele z nich przypomina raczej msze, w trakcie których wino zastępują mocniejsze używki, a cytaty z Ewangelii zostają wyparte przez efektowne one-linery. Nic dziwnego, że ekranowi duszpasterze nie zawsze bywają święci. Między jutrznią a nieszporami zdarza im się ćwiczyć karate, grać rock’n’rolla i cudzołożyć na potęgę. Już za kilka dni dzięki bohaterowi
"Księdza 3D" do listy tych aktywności będzie można dodać także walkę z wampirami. W oczekiwaniu na filmowe starcie warto przyjrzeć się galerii najbardziej ekscentrycznych kapłanów w historii kina. Alleluja i do przodu!
"Ksiądz 3D"
Atrakcyjność księży jako filmowych bohaterów wynika w dużej mierze ze sprzeczności. Kapłan musi znajdować się blisko ludzi, żyć ich sprawami, odnaleźć własne miejsce w lokalnej społeczności. Z drugiej jednak strony błahą codzienność wzbogaca regularnym kontaktem z sacrum. Tę prawidłowość dostrzegali także najwięksi mistrzowie kina.
Robert Bresson w
"Dzienniku wiejskiego proboszcza" próbował dotknąć istoty świętości.
Luis Bunuel w
"Nazarinie" wskrzeszał archetyp Chrystusa we współczesnym Meksyku.
Ingmar Bergman w
"Gościach Wieczerzy Pańskiej" dawał przenikliwe świadectwo kryzysu wiary protestanckiego pastora. Wszystkie te bezsprzeczne arcydzieła zostały już jednak odczytane gest po geście, słowo po słowie, ujęcie po ujęciu. Tymczasem z dala od nich podobną tematykę podejmują filmy z zupełnie innej parafii. Towarzyszący religii majestat zostaje w nich zneutralizowany za pomocą świadomej przesady, obrazoburczej brawury i wulgarnej dosłowności. To kino bez wątpienia wodzi na pokuszenie.
Bez dogmatów Postać księdza bywa w kinie obiektem ostrej satyry. Śmiech prowokowany w takich przypadkach przypomina błazeński rechot rozlegający się w samym środku mszy świętej i pełni funkcję oczyszczającą. Ujawnia grzechy, obnaża słabości, diagnozuje hipokryzję towarzyszącą działaniom Kościoła. Wszystkie te atuty odnajdziemy w uznanej za jeden z najbardziej antykatolickich filmów w historii kina
"Dogmie" Kevina Smitha. Na drugim planie w opowieści o perypetiach aniołów karnie zesłanych na Ziemię reżyser umieszcza postać kardynała Ignatiusa Glicka. Hierarcha staje się pomysłodawcą kampanii o wszystko mówiącym tytule "Katolicyzm, wow!". Za sprawą postaci kardynała
Smith wykpiwa naiwne próby przystosowania się Kościoła do współczesnego stylu życia. Popkulturowym językiem mówi dokładnie to, co od dawna sugerują naukowe analizy.
"Dogma"
Innego rodzaju krytyka spada na współczesny Kościół w komedii
"Ten papież musi umrzeć". Brytyjski film wprowadza do dusznego światka Watykanu powiew absurdalnego humoru. Poczciwość księdza Giuseppe, który omyłkowo zostaje wybrany na papieża, kontrastuje z cynizmem najwyższych kościelnych dostojników. W filmie
Petera Richardsona współcześni hierarchowie są kimś między Rodrigo Borgią a Don Vito Corleone. Nic dziwnego, że po odkryciu prawdy Giuseppe nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
Prostoduszny ksiądz z brytyjskiej farsy nie jest w tym pragnieniu odosobniony. Pogrążony w depresji papież, który pragnie porzucić swoją funkcję, pojawi się także w
"Habemus papam" Nanniego Morettiego. Słynny włoski ironista zaprezentuje nowy film już na zbliżającym się festiwalu w Cannes. Twórca
"Kajmana" zarzeka się, że nie zamierzał stworzyć prostej antyklerykalnej satyry. Wtórują mu w tym zachwycone filmem włoskie media. Mimo wszystko, już teraz można założyć, że tej wiosny na Croisette będzie gorąco.
Zaglądanie pod sutannę Wymierzone w kościelne środowisko satyry może i bywają szokujące, ale z pewnością nie rozpalają wyobraźni. W poszukiwaniu prawdziwego skandalu należy udać się na pogranicze wiary i erotyki. Filmy, w których istotną rolę odgrywa seksualne życie księży, często zrównują ze sobą metafizyczną ekstazę i cielesną rozkosz. Dzięki temu oferują prawdziwie grzeszne przyjemności.
Niektórym może się wydawać, że granice tego, co dozwolone w kinie, wyznaczają sceny homoseksualnego seksu z kapłanem w
"Księdzu" Antonii Bird czy
"Złym wychowaniu" Pedro Almodóvara. W tym wypadku warto sięgnąć po filmy
Kena Russella, przy których powyższe tytuły przypominają zachowawcze kino familijne. Mistrz wyrafinowanego kiczu, nazywany czasem "brytyjskim Fellinim", często zestawiał ze sobą seks i katolicyzm. W jednej z najsłynniejszych scen w
"Tommym" ucharakteryzował Matkę Boską na
Marylin Monroe. W
"Zbrodniach namiętności" wyposażył szalonego kaznodzieję w Biblię i wibrator. Apogeum seksualnej histerii w kinie
Russella wciąż wyznaczają jednak
"Diabły". Brytyjski reżyser bazuje w nich na siedemnastowiecznej historii opętanych zakonnic z klasztoru w Loudon. Ważną rolę w tej opowieści odgrywa charyzmatyczny ksiądz Jacob Landier. Kapłan wyznaje teorię, że do Boga można najpełniej zbliżyć się dzięki połączeniu bólu i fizycznej rozkoszy. Postawa księdza wzbudza u mniszek fascynację dochodzącą do granic obłędu. Landier rozbudza uśpione instynkty i wywraca do góry nogami ustalony w klasztorze porządek. Dla części widzów dalsze losy księdza stanowią pretekst do wysnucia oskarżenia wobec opresyjnej katolickiej moralności. Inni zapamiętali z
"Diabłów" głównie gorszącą erotykę obecną choćby w scenie z zakonnicą masturbującą się za pomocą zwęglonej kości.
Ekscentryczny film
Russella bywa zaliczany do gatunku "nunsploitation". Popularny w latach 60. i 70. nurt zaowocował powstaniem takich tytułów, jak
"Zakonnica i diabeł",
"Zabójcza zakonnica" czy
"Siostra Emmanuelle". Filmy "nunsploitation" stanowią jedne z najodważniejszych przykładów łączenia sfery sacrum z zakazaną namiętnością. Wszystko dlatego, że wprowadzały seksualne orgie, akty przemocy i satanistyczne rytuały w przestrzeń żeńskich klasztorów. W kinie tego rodzaju duchowni płci męskiej, inaczej niż Landier z
"Diabłów", odgrywali jednak najczęściej rolę strażników konserwatywnego porządku. Różnymi sposobami próbowali powstrzymać eksplozję budzącej się do życia kobiecości. Przykład takiego bohatera stanowi choćby ojciec spowiednik z
"Za murami klasztoru" wyreżyserowanego przez antyklerykała, wizjonera i skandalistę
Waleriana Borowczyka.
Santo subito! Filmy w niestandardowy sposób ukazujące postać kapłana nie zawsze muszą okazywać się obrazoburczą kpiną. Z pewnością zapomnieli o tym gorliwi katolicy protestujący przeciw seansom
"Egzorcysty" Williama Friedkina. Gdyby uważniej obejrzeli film, pod warstwą naturalistycznej przemocy dostrzegliby z pewnością głęboko chrześcijańskie przesłanie. Jak bowiem inaczej interpretować ofiarę z własnego życia, jaką składa w walce z szatanem ojciec Karras?
"Egzorcysta"
Podobnie przewrotnych filmów o księżach znajdziemy we współczesnym kinie znacznie więcej. Najświeższym z nich jest
"Maczeta" Roberta Rodrigueza. W twórczości reżysera pochodzącego z ultrakatolickiego Meksyku wątki religijne były obecne od dawna. W
"Od zmierzchu do świtu" wątpiący protestancki pastor ginął w bezpośrednim pojedynku z siłami zła. W
"Sin City" urzędujący w mieście kardynał okazywał się skorumpowanym zwyrodnialcem. Wszystkie te portrety były , oczywiście, odmalowane z ironią i komiksową przesadą. Nie inaczej dzieje się w
"Maczecie". Ojciec Cortez wyróżnia się jednak na tle swoich poprzedników dawką wzbudzanej sympatii. Duchowny uzbrojony w dwa shotguny i cyniczne poczucie humoru ("Bóg jest miłosierny. Ja nie") występuje w obronie słabych i pomaga bratu w walce ze skorumpowanymi politykami. Możemy być pewni, że gdy strzela, Pan Bóg nosi jego kule.
"Maczeta"
Nie ma wątpliwości, że
Rodriguez w
"Maczecie" oddał katolikom wielką przysługę. Współczesny Kościół robi wszystko, by powstrzymać odpływ wyznawców zirytowanych opieszałością reform i pedofilskimi skandalami. Niektórym nie wystarczy już jednak "katomarketing" oparty na papierośnicach z papieżem, piersiówkach z Matką Boską i billboardach z jezuitami udającymi Pudziana. W tych okolicznościach pojawienie się charyzmatycznego "ojca Corteza od shotgunów" zakrawa na prawdziwy cud.