Artykuł

Style Wars

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/Style+Wars-88560
Na planie filmu "Niezniszczalni 2" zebrała się pokaźna grupa herosów lat 80., każdy z nich wniósł w nowe dekoracje coś ze swojego starego emploi. Co by się jednak stało, gdyby do podobnej zabawy w "Kto jest lepszy?" zaprosić szersze spektrum bohaterów nostalgicznej wyobraźni? Może zamiast ze sobą walczyć, lepiej połączyć siły? Co powiecie na walkę Mózg kontra Mięśnie? Jak w amerykańskim wrestlingu: liczy się widowisko, niespodzianki i stylówa. Let the games begin!

Mr Miyagi vs. John Matrix


 
 
MR MIYAGI  ("Karate Kid", 1984)                                                                  
wydajność: 10 roboczoprzeciwników na minutę            
broń: gołe, otwarte ręce                                                       
języki obce: bardzo zły angielski                                          
ulubione zajęcie: łapanie much pałeczkami          
 
JOHN MATRIX  ("Komando", 1985)
wydajność: 150 roboczoprzeciwników na minutę
broń: wszelkiego rodzaju granatnice
języki obce: austro-angielski
ulubione zajęcie: rozpierducha w wersji total                                                                      

To pojedynek prawdziwych twardzieli: pierwszy to uzbrojony po zęby komandos o aparycji i wdzięku robota kuchennego, drugi karłowaty i spokojny jak tafla jeziora mistrz karate w miękkich kapciach.  Łączy ich bezczelne przekonanie, że nic i nikt nie zdoła ich wyprowadzić z równowagi, oraz niezrównane lenistwo – Komando nawet nie próbuje wykonywać misji, którą powierzają mu porywacze córki, a mistrz Miyagi unika walki jak ognia. Mimo słabej znajomości języka angielskiego obaj nie szczędzą żartów wypowiadanych z absolutnie kamienną twarzą i humoru sytuacyjnego. Pan Miyagi potencjalnie morderczego kombosa woli zakończyć upokarzającym pstryczkiem w nos. John Matrix nie jest tak wspaniałomyślny dla swoich wrogów, ale nigdy nie zapomina o dobrym żarcie na pożegnanie (– Pamiętasz, Sunny, jak powiedziałem, że cię lubię i dlatego zabiję cię na końcu? – Tak John, obiecałeś! – Kłamałem.). Szkoda, że zwykle na polu walki nie pozostaje już nikt zdolny do śmiechu. Obaj potrafią być też rozczulająco prawdomówni. Miyagi na pytanie Daniela, jaki ma pas, odpowiada – uwaga suchar! – "płócienny", Matrix po zrzuceniu Sully’ego w przepaść na pytanie, co zrobił z nieszczęśnikiem, bez chwili konsternacji oznajmia: "Puściłem go". W walce byliby godnymi przeciwnikami, ale w duecie mogliby stworzyć doskonale prosperujące przedsiębiorstwo budowlane. Matrix zająłby się wyburzaniem, a Miyagi pod pretekstem trenowania młodych adeptów w sztuce karate wyremontowałby niejedną nieruchomość.

He-Man vs. Kevin Flynn

 

HE-MAN  ("Władcy wszechświata", 1987)
obrona fizyczna: 10/10
obrona magiczna: 8/10
obrona społeczna: 8/10
inicjatywa: 7/10
talenty dyscyplinarne: panowanie nad mocą Posępnego Czerepu, władanie mieczem i pistoletem laserowym, lot na poduszkowej deskorolce
zainteresowania: kulturystyka, solarium, fryzjerstwo chemiczne

KEVIN FLYNN a.k.a. Clu
("Tron", 1982)
obrona fizyczna: 5/10
przyspieszenie sprzętowe: włączone (zamiast magii)
obrona społeczna: 10/10
inicjatywa: 11/10
talenty dyscyplinarne: zwiększona motoryka nadgarstków i kciuków, zdolności przystosowawcze i znajomość reguł każdej gry
zainteresowania: gry, gry, gry, języki programowania

Najsilniejszy człowiek we wszechświecie kontra najlepszy gracz we wszystkich światach. Są dziećmi nowej ery, więc kursowanie między wymiarami i światami to dla nich chleb powszedni. Szybko się przystosowują i adaptują do nowych sytuacji, nawet gdy chodzi o surfowanie na poduszkowej deskorolce (He-Man) czy debiut za sterami Recognizera (Flynn w The Grid). He-Man, wojownik o czystym sercu w jednym świecie stawia czoła tłumom potworów na usługach Szkieletora i Złej Lyn, w innym – musi ocalić niewinnych ludzi. Skąpy ubiór nie krępuje jego ruchów, a czerwony płaszcz dodaje majestatu w każdym wymiarze. Wojownik w czasie podróży ceni sobie jednak towarzystwo sporej drużyny side-kicków. Flynn po tej stronie klawiatury preferuje gry indywidualne (jak ukradziona mu Space Invaders). Zamiast dorosłego życia i garnituru? Trampki i wianuszek fanek wokół niego, gdy gra. W The Grid, czyli po tamtej stronie, okazuje się, że godziny z palcami na klawiaturze i biegłość w językach programowania przepisują się na fakty, a wygodny kombinezon zwiększa wydajność. Wybitne zdolności przystosowawcze redukują panikę w zero-jedynkowym świecie – to gra jak każda inna. Flynn walczy dla Użytkowników, ale potrafi sprzymierzyć się z programami. Dla He-Mana to groźny przeciwnik. Choć książę Eternii ma za sobą moc Posępnego Czerepu, jest nieugięty, zdolny do poświęceń w imię dobra i przedkłada argument siły ponad wszelkie negocjacje. To upraszcza jego sposób myślenia, choć gromkie "Dość gadania, niech pojedynek rozstrzygnie wszystko!" i wezwanie mocy nawet Szkieletora stawiało w obliczu końca dyskusji. Powinien jednak wiedzieć, że dla Flynna nie ma takiej wiązki lasera, której nie dałoby się zakrzywić, a żaden problem tak naprawdę nie istnieje. Są tylko rozwiązania, a on zna ścieżki dostępu. Może i He-Man zamiast łamać kody zrzuciłby komputer z biurka i odciął mieczem zasilanie, a potem mógłby dodatkowo spróbować złamać Flynna w pół... Ale ten po drodze bez wątpienia zdążyłby go ograć albo chociaż odciąć mu powrót do jego świata. Tu He-Manowi zostałyby kulturystyka i/albo fryzjerstwo chemiczne. I nie pomogłaby mu Czarodziejka z Zamku Posępnego Czerepu.

King Kong vs. John Rambo


 

SAM KING KONG  ("Szalona misja", 1982)                                                 
broń: zdalnie sterowane roboty resoraki                     
styl walki: KKK – kalekie klaun karate                           
współczynnik improwizacji:  15/10

JOHN RAMBO
  ("Rambo", 1982)
broń: działo maszynowe, kosa, prawa+lewa ręka
styl walki: furia
współczynnik improwizacji:  5/10   
                                       
Z pewnością nie jednemu marzył się pojedynek Rambo vs. Komando, ale ponieważ ten drugi "zjada Zielone Berety na śniadanie" walka mogłaby zbyt szybko się zakończyć. Rambo niepewnie czuje się w swej ojczyźnie, ale świetnie radzi sobie na Dalekim Wschodzie, można by go zatem wysłać  do Hong Kongu. Tam stanąłby w szranki z prawdziwym drapieżnikiem miejskiej dżungli – Samem King Kongiem ("Szalona misja") – geekiem, kaskaderem i karateką w jednym. Panowie świetnie się uzupełniają – dzikus Rambo jest nie do zdarcia  w szalonych pościgach po dziczy; mieszczuchowi Samowi nigdy nie brakuje pomysłów na efektowną ucieczkę: dziecięcym rowerkiem czy przepołowionym samochodem – bez różnicy. Niełatwo ocenić, który ma w życiu bardziej pod górkę: Sam wciąż toczy nierówny bój z nałogiem  deptania stóp okolicznym przestępcom, ale to Rambo ładuje się w kłopoty, nie robiąc zupełnie nic – ledwie wrócił z Wietnamu, a policjant aresztuje go tylko dlatego, że pomylił drogę, gdy szukał fast fooda.

Choć obaj chętnie działają na własną rękę, istnieje ryzyko, że mogliby się zaprzyjaźnić. Rambo, znany ze swojej stalowej mimiki, kontroluje ją niezależnie od absurdu sytuacji i tego czy akurat nie dostał w twarz. Wbrew pozorom to nie musculus pectoralis major na klatce piersiowej jest jego najsilniejszą częścią ciała, ale mięśnie policzkowe. Tylko czekać, aż zorganizuje  Samowi kurs kontrolowania nadmiernej ekspresji twarzy, która nierzadko przybiera kształty gumowej maski na Halloween. King Kong mógłby się odwdzięczyć swoimi zdolnościami manualnymi (w końcu potrafi konstruować funkcjonalne roboty z dowolnego złomu). Któż inny znalazłby lepszy sposób na poskładanie przyjaciela Rambo z wojennego frontu ("Miałem go na całym ciele... Chciałem go poskładać, ale nie mogłem znaleźć nóg"), którego śmierć zrobiła z Johna socjopatę? Cóż, z drugiej strony wtedy nigdy nie usłyszelibyśmy tego monologu... Całkiem wyrównana walka toczyłaby się na modowym wybiegu. Sam ma wyraźną skłonność do strojów estradowych – z jednej strony ponury look wczesnego Depeche Mode: czarna skóra, dużo metalowych elementów, z drugiej szyk chłopaków ze Spandau Ballets: kolorowe marynary w rozmiarze XXXL, białe skarpetki i mokasyny. Rambo nie zostaje w tyle ze swoją sportową elegancją dopasowanych jeansów i bluz ze ściągaczem od święta; na co dzień preferuje praktyczny minimalizm: ścierka chłodząca na czole oraz brak koszulki zapewniający maksimum wentylacji.

Casey Ryback vs. Kevin McCallister

  

CASEY RYBACK ("Liberator", 1992)
szkolenie: Navy SEALs (Komando Foki)
broń: artykuły spożywcze, nóż, pistolet
hobby: gotowanie i pieczenie

KEVIN McCALLISTER ("Kevin sam w domu", 1990)
szkolenie: czworo starszego rodzeństwa
broń: sprzęty domowe, zabawki i oblodzone schody
hobby: oglądanie fikcyjnego filmu "Angels with Filthy Souls"

Niezrównani mistrzowie kamuflażu. Kevin w pełni udowadnia, jak bardzo mylą się złodziejaszkowie, którzy jego niepozorne 8 lat i uroczą buzię kwitują słowami: "To tylko dzieciak, poradzimy sobie z nim bez problemu". Steven Seagal, choć na ekranie pojawia się w kucharskiej czapce i zależy mu, żeby ciasta na urodziny kapitana się nie spaliły, na pewno nie jest  "tylko kucharzem, z którym łatwo sobie poradzimy", jak chcieliby myśleć komandor Krill (Busey) i Tommy Lee Jones w entourage'u starego rockmana. Ośmiolatek okazuje się młodocianym czarodziejem, którego życzenia się spełniają – chce pozbyć się rodziny, która na nic mu nie pozwala i ciągle ma do niego pretensje, a dzień później rodzina znika. Choć tęskni i czasem woła "Mamo!", bierze się w garść, gdy jako gospodarz musi stanąć w obronie domu. Dzięki spostrzegawczości (złoty ząb nie zapowiada nic dobrego!) i sprawnościom młodego MacGyvera (którego mógł znać z telewizji) kolorowymi kredkami przygotowuje profesjonalny plan misji, zamienia dom w fortecę i wsadza świątecznych włamywaczy za kratki. Ciekawe, co Casey Ryback robił w jego wieku? Może pomagał piec babci ciasta i gotować zupy? Na pewno się przydało, bo na pokładzie USS Missouri jest osobistym kucharzem kapitana. Dzięki temu kamuflażowi nikt nie domyśla się, że niemal w pojedynkę będzie w stanie odbić statek z rąk przeciwników żądnych władzy i dostępu do rakiet nuklearnych. Lee Jones zastanawia się, czemu to nie oni go zwerbowali. Powinni byli, bo kuchnia to przecież małe laboratorium chemiczne, gdzie można skonstruować niejedną bombę, a biegłość w krojeniu warzyw sugeruje długi trening z nożem w ręku. I tak, oprócz przygotowywania wielu sprawdzonych przepisów kulinarnych Ryback może się pochwalić  szkoleniem w Fokach i znajomością sztuk walki. Czy dzięki nim zdołałby przełamać umocnienia fortecy Kevina? Pewnie tak, ale na pewno nie obeszłoby się bez uszkodzeń: wypalonej łysiny na czubku głowy albo żelazka odbitego na twarzy. Później mógłby dać Kevinowi (pod nieobecność rodziców żywiącemu się głównie pizzą i lodami) lekcję na temat zdrowego odżywiania.

McGyver vs. Strażnik Teksasu


 
 
ANGUS MACGYVER ("MacGyver", 1985)
preferowana broń: taśma klejąca                          
stylówka:  fryzura a'la enerdowski piłkarz, jeansy stretch, flanela                                                                 
najtrudniejszy przeciwnik: prawa fizyki    

CORDELL WALKER 
("Strażnik Teksasu", 1993)            
preferowana broń: kopniak z półobrotu
styl: broda jaskiniowca, płaszcz trapera, kowbojski kapelusz
najtrudniejszy przeciwnik: bóg ojciec

Gdy bóg rzekł: "Niech stanie się światłość", Strażnik Teksasu pokręcił głową: "Co się mówi?". Skruszony bóg odparł nieśmiało: "Proszę?". Tyle legendy, co do faktów naukowcy nie są zgodni: jedni twierdzą, że obcy istnieją, tylko czekają z inwazją na śmierć Strażnika, inni, że życie na Marsie było, ale się skończyło, kiedy ostatnim razem widziano tam Walkera. Kto byłby godnym przeciwnikiem człowieka, który może rozwiązać każdy problem za pomocą kopniaka z półobrotu? Oczywiście MacGyver, w końcu potrafi skonstruować bombę atomową z taśmy klejącej i siarki zeskrobanej z zapałek. Walker miałby z nim szansę jedynie na otwartej przestrzeni, kompletnie nago i z ogoloną klatą, aby nie dać MacGyverowi sposobności zrobienia procy z jego bujnego włosia. Ale niechby tylko ktoś upuścił niechcący spinacz do papieru...  Aż trudno sobie wyobrazić jak potężną bronią biologiczną mogłyby się stać pięści, zarejestrowane pod nazwami Prawo i Sprawiedliwość. Trudno jednoznacznie orzec, który z tych herosów zasługuje bardziej na tytuł "Złota rączka".

Jak uśpić czujność Strażnika? Cóż, słabą stroną Walkera jest to, że brakuje mu czasem perspektywy śmiertelnika: to jedyny człowiek, który po kompletnym zmasakrowaniu zgrai oprychów potrafi na koniec rzucić im przez ramię: "Wynoście się stąd!". Gdyby Strażnik Teksasu był bohaterem gry komputerowej, raczej zanudziłby nas na śmierć. W końcu ile można grać z włączonym "god mode", "unlimited ammo" i "auto aim"? Z całym szacunkiem do Strażnika, dużo ciekawsza wydaje się przygodówka, w której wcielamy się w rolę MacGyvera. Niewykorzystany w serialu, nieznośnie emanujący z niego erotyzm pewnie zaowocowałby odpowiednikiem "Hot Coffee" z "GTA". Jeśli teoria ewolucji jest prawdziwa, to drżyjcie przed MacGyverem – on potrafiłby stworzyć inteligentną i śmiertelnie niebezpieczną formę życia z kruszonki, odrobiny śliny i uszczelki samochodowej. Ale co jeśli bóg istnieje i Strażnik Teksasu ma go w kieszeni?

Chris Knight vs. John McClane


 

CHRIS KNIGHT ("Prawdziwy geniusz", 1985):
broń: jeden z najpotężniejszych umysłów w kraju (choć chciałby być dwoma), wynalazki, suchy lód, laser o gigantycznej mocy
styl: bambosze-króliczki, koszulka "Kocham toksyczne odpady", fryzura out-of-bed
misja: unieszkodliwić śmiercionośny laser własnej konstrukcji
tajna broń: suche żarty

JOHN McCLANE ("Szklana pułapka", 1988)
broń: karabin przejęty od niemieckich terrorystów, służbowy pistolet i dwa pociski, szkolenie policjanta z Nowego Jorku, zapalniczka
styl: biały podkoszulek, ślady krwi na twarzy, szelmowski uśmiech
misja: zdeterminowana wersja "muszę ocalić żonę lub Nowy Jork"
tajna broń: cięta riposta rozpoczynająca się od "yippeekayay"

Chris Knight, gdy nie miga się od zajęć na uczelni dla geniuszy, trenuje stanie na rękach. Jako Einstein lat 80. chce być przygotowany na ewentualną zmianę wektora siły ciążenia. Nie daje mu spokoju myśl, co wtedy z drobniakami wypadającymi z kieszeni (odpowiedź: brak ubrań). W świecie o odwróconej grawitacji na pewno poradzi sobie John McClane. On nie potrzebuje ekwipunku i wie, że żołnierze zakutani od stóp do głów często zmieniają strony. Stawia więc na minimalizm: opanował ratowanie zakładników przetrzymywanych przez niemieckich terrorystów w wieżowcach – może tego dokonać nawet boso i w podkoszulku. W Nowym Jorku z kolei przyda mu się luźno narzucona koszula, ale w niczym nie przeszkodzi gigantyczny kac. Problem zaczyna się przy technologii. McClane nie znosi jej, boi się latać samolotami (woli je ratować) i nie potrafi obudzić się w nowoczesnych czasach. Z wynalazków najbardziej cieszy go mrożona pizza. Na tym polu przegrałby z Chrisem w przedbiegach. Ten jest cynicznym i aroganckim geniuszem, który wynalazki dla zabawy tworzy na śniadanie. Mógłby zechcieć rządzić światem, ale gdy trzeba, będzie bohaterem i przekształci śmiercionośny superlaser (skonstruowany z kolegami z klasy) w maszynę do robienia popcornu. Jest też spełnionym marzeniem nerda – i superinteligentny, i popularny wśród dziewcząt. Także w grach społecznych John jest dla niego słabym przeciwnikiem. Impreza nad basenem z dziewczynami ze szkoły wizażu? Jasne, odpowiada Chris. Lodowisko na korytarzu akademika? Nie ma sprawy. A John? Wręcz przeciwnie, nie ma zbyt wielu przyjaciół, a w czasie misji często musi rozmawiać ze sobą. Choć wiele różni, łączą ich... króliczki. U Knighta to nieodłączne bambosze, u Johna – auto-identyfikacja z niezmordowanym króliczkiem na baterie, który nie padnie, póki nie wykona misji. Obydwaj mają problem z respektowaniem poleceń przełożonych (odpowiednio: w policji i na uczelni), ale wiedzą, że czasem trzeba nagiąć kilka paragrafów albo praw fizyki, by osiągnąć cel. Ich pojedynek na cięte riposty, których spory arsenał obydwaj posiadają na składzie zakończyłby się (prawdopodobnie) wygraną Johna wygłaszającego, nieśmiertelne "Yippeekayay... ty nerdzie!".

Dr. Brown vs. Terminator

 
 
EMMET BROWN
("Powrót do przyszłości", 1985)
wytrzeszcz: 90%                                                                          
logiczne myślenie: dobre                                                                  
kreatywność: 11/10                                                                             
empatia: 5/10    

TERMINATOR T 800 ("Terminator", 1984 )
wytrzeszcz: 100%
logiczne myślenie: perfekcyjne
kreatywność: 0/10
empatia: 0/10

Co mają ze sobą wspólnego Doc Brown i T 800? Doktorek jak każdy genialny naukowiec jest życiowo nieprzystosowany, życie wśród ludzi jest dla niego równie trudne jak dla maszyny, która tylko symuluje ludzką inteligencję (choć akurat zespół Aspergera to jego popisowy numer). Brown bije na głowę T 800 kreatywnością, ale jego omylny umysł nie ma szans z żelazna logiką robota. Obaj słabo radzą sobie w przypadku ograniczonej dostępności danych, Emmet ratuje się wówczas hipotezami ad hoc ("prezydent Reagan został aktorem, aby dobrze wypadać w telewizji"), Terminator nadrabia niewiedzę precyzją (aby zlikwidować Sarę Connor, po prostu eliminuje wszystkie kobiety o tym nazwisku). Chaos myślowy Browna ma jednak niewątpliwa zaletę – nawet zaawansowany technologicznie komputer nie jest w stanie przewidzieć jego zachowań, bo Pan Bałagan sam ma z tym ewidentny problem. T 800 ogranicza oprogramowanie, maszyna nowszej generacji  – T 1000 zna każdy jego następny ruch. Nie mówiąc już o tym, że kto błądzi, ten umie myśleć, a kto umie myśleć, może się doskonalić. Obaj potrafią z gracją złamać własne zasady. Dla Browna niezłomny  etos naukowca kończy się, gdy na horyzoncie pojawia się wizja śmierci z rąk libijskich terrorystów. Terminator z kolei to niedoceniony pionier rewolucji, mogący bez trudu poprowadzić znękaną robotyczną brać na barykady  – w końcu co może być lepszym testem na człowieczeństwo niż samobójstwo w imię idei? Zdolność do całkowitego poświęcenia T 800 rozczula Sarę, która dochodzi do wniosku, że robot potrafi być lepszym ojcem niż większość "normalnych" mężczyzn, bo jego program opieki nad Johnem nie przewiduje alkoholowych libacji i skłonności do wychowywania "męską ręką". Zdecydowanej większość ludzi działających łudząco podobnie do maszyn – bezrefleksyjnie, schematycznie i konwencjonalnie, jakby ich ktoś zaprogramował, Terminator mógłby rzucić lekceważąco w twarz swoje "ulubione" : "Hasta la vista, baby!".

Kurt Sloane vs. Lisa


 

KURT SLOANE ("Kickboxer", 1989)
misja: pomścić brata – na ringu i poza nim
akcent: belgijski
styl: dżins, koszulki na szelkach i kowbojki, ale również lniane krótkie spodenki treningowe
piosenka przewodnia: "Never Surrender" Stan Bush, a do tańca disco
    
LISA ("Dziewczyna z komputera", 1985)
misja: przygotować chłopców do roli prawdziwych mężczyzn
akcent: brytyjski
styl: lata osiemdziesiąte w najlepszym wydaniu
piosenka przewodnia: "Oh, Pretty Woman" Roy Orbison, do tańca: 80's.

A może zamiast pojedynku randka w ciemno? Jeśli spotkanie tych dwojga doszłoby do skutku, staliby się parą na miarę Elizabeth Bennet i Johna Darcy'ego z "Dumy i uprzedzenia". Początkowo nie obyłoby się bez tarć, mogłaby pojawić się rywalizacja i kilka prób siłowych (Lisę mogliby reprezentować jej znajomi z gangu, który wpadł na imprezę do Wyatta), lecz sojusz byłby nieunikniony. On to niedoszły weterynarz (lub prawnik, jak chciał brat), obdarzony mocą potężnych kopniaków trenowanych godzinami na palmowych pniach i ciałach masywnych tajskich wojowników. Rodzinę stawia na pierwszym miejscu i nie waha się sięgnąć po przemoc, jeśli trzeba ją pomścić. Jest pewny siebie, lecz nie arogancki (nauczył go tego trening pod okiem mistrza Xian i jego "testy kokosa"). Zdeterminowany, odważny, zdolny do poświęceń, kieruje się wewnętrzną siłą, ale zawsze staje w obronie słabszych. Przy okazji potrafi się bawić, a w tańcu, jak wiadomo, nie ma sobie równych wśród mistrzów sztuk walki i nie tylko (edukacja w szkole baletowej nie poszła w las). Ona tych wszystkich rzeczy szuka, a jeśli nie znajduje, dzięki swoim niezwykłym zdolnościom (jest wśród nich również coś pokrewnego hipnotycznemu urokowi stosowanemu przez wampiry) i superinteligencji potrafi wpłynąć na ludzi i kształtować ich charakter zgodnie ze swoją wizją. Jeśli organizuje imprezę, przychodzi na nią pół miasta i wszyscy doskonale się bawią, ale dom pozostaje nietknięty. Do tego zawsze dostaje to, czego chce, a że nie warto stawać jej na drodze, przekonał się Chet (Bill Paxton), brat Wyatta, jednego z jej twórców. Miała być przecież idealną dziewczyną. A to, że jest wykreowana (choć podobno w imię nauki, jak głosił tagline filmu), bynajmniej nie wyklucza jej kreatywności. Dzisiaj zawodowo zajmuje się przygotowaniem młodocianych cherlaków do awansu do ligi prawdziwych mężczyzn. Trening wysiłkowy pod okiem Kurta połączony z gimnastyką osobowości na zajęciach Lisy mógłby stać się podstawą programową w szkole dla przyszłych superbohaterów.

AUTORZY NIE PONOSZĄ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA MATERIAŁY UDOSTĘPNIANE PRZEZ SERWIS YOUTUBE. KLIKASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones