Felieton

Zabawmy się na śmierć

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Zabawmy+si%C4%99+na+%C5%9Bmier%C4%87-75575
Seks z androidem, bezkarne mordowanie i pierwszy wirus komputerowy. Takie atrakcje oferował swoim gościom "Park Jurajski" na Dzikim Zachodzie. Dokładnie dwie dekady przed filmem Spielberga i z pionierskimi efektami CGI.

Pierwszy "Park Jurajski" (1993) to tak naprawdę trzecie wskrzeszenie tego samego pomysłu. "Świat Dzikiego Zachodu" (1973), zamiast genetyki, stawiał na robotykę, a rolę cudownie ożywionych dinozaurów pełniły androidy, doskonale imitujące ludzi z dawnych epok historycznych. Za wszystkim stał jednak ten sam Michael Crichton, który w przyszłości miał zainkasować dwa miliony dolarów za prawo do ekranizacji "Parku Jurajskiego". Idea była też ta sama – klienci parku rozrywki, dzięki technologii, dostają szansę, by przenieść się do teoretycznie wymarłych światów. Crichton (który nie tylko napisał scenariusz, ale także film wyreżyserował) za pośrednictwem korporacji "Delos" oferował wizytę na Dzikim Zachodzie, ale także w antycznym Rzymie i rycerskim średniowieczu. Bogate mieszczuchy, za tysiąc dolarów dziennie, mogły pobawić się w kowbojów, pomachać mieczem i świntuszyć z odzianymi w zwiewne szatki kapłankami Dionizosa. W późniejszym 3 lata "Świecie przyszłości" (1976) dochodziły atrakcje kosmiczne, z szusowaniem na nartach wśród czerwonych śniegów Marsa na czele.

Z moralnego punktu widzenia obydwa filmy pokazywały ludzi w jeszcze gorszym świetle, niż przebojowa seria Spielberga. Egzotyka miejsca gra dla gości rolę raczej drugorzędną. Nie oszukujmy się - nie przyjechali oglądać marmurowych kolumn, rozkoszować się rycerskimi pieśniami. Chcą mordować i kopulować. Mogą tu bezkarnie szlachtować elektronicznych rewolwerowców i rycerzy, którzy są zaprogramowani, by podkładać się w walce. Programowy jest również łatwo dostępny seks. Tym bardziej „elektryzujący”, że wyglądające jak modelki mieszkanki Delosowych swiatów, są jednak maszynami.
Pomysł, na który Crichton wpadł podczas wizyty w Disneylandzie, jest wymarzony dla filmu. Park rozrywki jest podróbką rzeczywistości – film o takim miejscu jest więc podróbką podróbki. Nie trzeba dysponować wymyślną technologią, by widowisko o wymyślnej technologii zrealizować. Kino pozwala ją imitować. Parodiujący tu własną rolę z "Siedmiu wspaniałych" Yul Brynner, żeby odegrać scenę z roztapiającą się plastikową twarzą, posmarował swoje ponure oblicze Alka-Seltzerem. Jednak obydwa filmy to absolutnie pionierskie przykłady kinowego zastosowania efektów cyfrowych.

W "Świecie Dzikiego Zachodu" jest to grafika 2D – przez chwilę widz śledzi akcję z perspektywy postaci Brynnera, co zostało zilustrowane zdigitalizowanym obrazem. Choć są to krótkie fragmenty, dałoby się w tym czasie policzyć składające się na efekt piksele. Rozdzielczość obrazu musiała być na tyle niska, by ujęcie w ogóle zostało odnotowane, ale wygenerowanie każdych 10 sekund tego cudu trwało wtedy 8 godzin. W trzy lata późniejszym "Świecie przyszłości", do efektów dwuwymiarowych dochodzi pierwsze oficjalne 3D w filmie pełnometrażowym – wygenerowana twarz Petera Fondy, a także dłoń należąca do… dzisiejszego szefa Pixara - Eda Catmulla.



Mniej ceniony sequel, mnożący drobne scenariuszowe głupoty oryginału, ze wspomnianym, fatalnie ubranym Fondą w roli głównej, pod paroma względami ciekawie rozwija koncepcję Crichtona. Maszyny niedoskonałe, doznające w poprzedniku zagadkowych awarii, w kontynuacji zamieniają się w maszyny zbyt doskonałe, działające na zgubę ludzkości nie przez przypadek, ale zgodnie ze stworzonym przez siebie programem. Efektem jest sytuacja, przypominająca nieco Malvelowskie "Infinity War" – bohaterowie zmagają się ze swoimi kopiami, które planują ich zastąpić w realnym życiu.

Nie próbując bagatelizować ważkiej roli, jaką w historii science-fiction zajmuje koncept seksu z robotem, warto zwrócić uwagę na inny, kluczowy dla gatunku motyw. W "Świecie Dzikiego Zachodu" maszyny wzbudzały jedynie pożądanie, bądź strach. W sequelu nie tylko snują złowieszcze plany, ale także "śnią o elektrycznych owcach". Clark ("człowiek ze stali"), elektroniczny towarzysz jednego z technicznych pracowników parku, jest pozbawiony twarzy, ale nie emocji. Nie tylko oszukuje w kartach, ale też tęskni za ludzkim przyjacielem bardziej niż mechaniczne zabawki z "Łowcy androidów", wyglądające powrotu J. F. Sebastiana.



"Park Jurajski", bardziej niż Świat Dzikiego Zachodu, przypomina właśnieŚwiat przyszłości", przy którym Crichton nie pracował już ani jako reżyser, ani scenarzysta. W obu wypadkach zarządcy zapraszają do swoich przybytków autorytety, które mają potwierdzić i nagłośnić ich atrakcyjność oraz pełne bezpieczeństwo. Naukowcy zapewniają, że każdy aspekt eksperymentu jest pod ścisłą kontrolą, ale za każdym razem, kiedy usłyszymy uspakajające i kanoniczne "Nothing can’t go wrong", zaczynamy się rozglądać za kandydatem na pierwszą ofiarę masakry.

"Natura zawsze znajdzie drogę" – przestrzega w hicie Spielberga naukowiec grany przez Jeffa Goldbluma. Nie należy bawić się w Boga. W "Parku Jurajskim" naukowcy zachłystują się świeżo odkrytymi cudami genetyki. W "Świecie przyszłości" konstruktorzy androidów przyznają, że sami nie do końca pojmują naturę robotów. Od pewnego momentu androidy są bowiem projektowane przez inne maszyny, a efekt przypomina żywy organizm. A to dogodne środowisko dla rozwoju wirusa. W realu, pierwszego wirusa zidentyfikowano dopiero 13 lat później! Nazywał się „Brain” i bez litości atakował MS-DOS-a.



W pogoni za wrażeniami, żyjący w dobrobycie ludzie, romansują z siłami, których nie są w stanie pojąć. Próba uporządkowania natury rodzi naturalną reakcję. Pojawienie się chaosu w bezpiecznych strukturach parków jest więc tylko kwestią czasu. Obie serie moralizują, wygrażając palcem ludzkości, która gotowa jest "zabawić się na śmierć". Ostrzeżenie to dość paradoksalne, jeśli pamiętać, że wysyła je Hollywood poprzez filmy, które swój sukces zawdzięczają nowoczesnej technologii.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones