W świecie sequeli, prequeli, spin-offów i rebootów rzadko zdarzają się produkcje, które przestają kapitalizować swoją wielką popularność. Jednak w historii seriali zdarzały się tytuły, które nieoczekiwanie znikały z ekranów. W tym rankingu przypominamy historie dziesięciu projektów, które zakończyły się przedwcześnie. Gdyby jednak nigdy nie doszło do ich skasowania, widzowie dostaliby kolejne świetne odcinki i kontynuacje opowieści.
Te seriale nie powinny zakończyć się przedwcześnie
Historia serialu "Firefly" dokładnie pokazuje, ile serialowi mogą pomóc oddani fani, a ile zepsuć nieudolna dystrybucja kolejnych sezonów. Stacja Fox zaczęła emisję serialu Jossa Whedona we wrześniu 2002 roku. Pierwsze odcinki ukazywały się nie według zaplanowanej chronologii, ale podyktowane wskazaniami stacji. Przez kolejne miesiące wyniki oglądalności stale spadały, zwłaszcza gdy emisje kolejnych epizodów zmieniano ze wzglądu na transmisje wydarzeń sportowych. Sezon jeszcze nie został wyemitowany do końca, gdy władze telewizji ściągnęły go z anteny. "Firefly" zdążyło zebrać już grupę oddanych fanów, którzy próbowali organizować się i wywierać naciski na Fox. Dopiero świetna sprzedaż płyt DVD przekonała finansistów, że w serial warto inwestować. Oryginalny pomysł zakładał kontynuowanie prac przez siedem lat. Zamiast tego pozostaliśmy z oryginalną serią odcinków i rozwijaniem historii w innej formie. W 2005 roku stworzono film "Serenity", który opowiadał o losach bohaterów tytułowego statku i rozwiązywał wątki, które nie doczekały się puenty w serialu. W ciągu kolejnych lat powstały m.in. książki i komiksy osadzone w uniwersum.
Twórcy komediodramatu "Luzaki i kujony", Paul Feig i Judd Apatow, zrobili później potężne kariery w Hollywood. To samo można powiedzieć o młodej obsadzie. Linda Cardellini, James Franco, Seth Rogen, Jason Segel czy Busy Phillipps, a także John Francis Daley (reżyser "Wieczoru gier" czy "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor") odnaleźli się w przemyśle filmowym. Stężenie talentu było widać od pierwszego odcinka. Historia o dorastaniu w małomiasteczkowym liceum nie ograniczała się jedynie do zwyczajowych nastoletnich miłości, awansów i degradacji w szkolnej drabinie społecznej czy nieudolnych prób znalezienia swojej tożsamości. Na przestrzeni kilkunastu odcinków powstały złożone portrety młodych ludzi, jakich na świecie są miliony. Wiele seriali próbowało i nadal próbuje pokazać takich bohaterów, lecz niewielu udało się tak jak "Freaks and Geeks". Twórcy nie uciekali od trudnych tematów i taka decyzja przysporzyła im sporo kłopotów. Aby całkowicie domknąć opowieść, serial potrzebowałby więcej odcinków, może nawet jeszcze więcej sezonów. Jednak pozostaliśmy jedynie z nieznośnym niedosytem i kawałkiem świetnego serialu.
Dziś serial kryminalny to ekranowa codzienność w polskiej telewizji. W czasach, gdy sensacja w rodzimym wydaniu pojawiała się głównie w kinach, powstał "Glina". Do dziś jest przez wielu uważany za jeden z najlepszych seriali w ogóle. Dwa sezony opowiadały o pracy policjantów z wydziału zabójstw warszawskiej komendy. Tytułowy glina, doświadczony Andrzej Gajewski (Jerzy Radziwiłowicz), to archetyp funkcjonariusza całkowicie poświęconego pracy, świetnego detektywa, który całe życie oddał ściganiu przestępców. Wśród jego najbliższych współpracowników są: Jerzy (Robert Gonera), samotnik ze zniszczonym życiem osobistym, stanowiący jego przeciwieństwo Bonifacy (Jacek Braciak), a także świeżo upieczony policjant Artur (Maciej Stuhr). Całość wyreżyserował Władysław Pasikowski ("Psy"). Całość liczy sobie jedynie 25 odcinków. Scenarzysta Maciej Maciejewski miał pomysł na trzeci sezon, który nigdy nie doczekał się realizacji. Po latach opinia fanów jest niezmienna: dziś próżno szukać serialu z takim klimatem.
Akcja serialu "Deadwood" rozgrywa się w miasteczku przed i po aneksji do Dakoty Południowej, w latach 1876–1877. Twórca David Milch pokazał historię rzeczywistego miejsca, które w XIX wieku tętniło życiem. Wykorzystał do tego fakty historyczne wymieszane z fikcją. Bohaterami stali się ludzie imający się różnych zawodów, zarówno legalnych, jak i nielegalnych – walczących o zdobycie wielkiej fortuny. W latach emisji (2004-2006) "Deadwood" doczekało się przychylnych recenzji, nagród i oddanej grupy fanów. Ale stacja HBO zdecydowała, że po trzecim sezonie produkcję należy zakończyć. Pojawił się pomysł, aby zakończenie serialu zostało przygotowane w formie dwóch filmów telewizyjnych. Ich realizacja się przeciągała, nawet aktorzy nie wierzyli, że historię uda się domknąć. Musiała minąć prawie dekada, aby plany zostały wznowione. "Deadwood: Film" trafił na ekrany dopiero w 2019 roku. Tego wyczekiwania fanom można było oszczędzić, po prostu kontynuując historię w kolejnych sezonach.
Serial Davida Finchera powstał na fali sukcesu "House of Cards". Platforma Netflix dała reżyserowi budżet do stworzenia serialu o agentach FBI, którzy przeprowadzają wywiady z ujętymi seryjnymi mordercami. Wspólnie budują ich profile psychologiczne, które mają wspomóc rządowe agencje, gdy będą mieli do czynienia z podobnym przypadkiem, a czas ujęcia sprawcy będzie kluczowy. Dzięki swoim bohaterom (w rolach głównych Jonathan Groff, Holt McCallany i Anna Torv) – w tym aktorom, którzy odegrali słynnych seryjnych morderców – "Mindhunter" zdobył dużą popularność. Jednak emisja odcinków sezonu drugiego w sierpniu 2019 okazała się ostatnią premierą w historii produkcji. Fincher zaczął pracować nad swoim filmem "Mank", a prace zostały odroczone. Koszty okazały się zbyt duże, aby wznowić zdjęcia, więc w 2023 roku reżyser oficjalnie potwierdził, że jego pomysł na pięć sezonów nie zostanie zrealizowany nawet w połowie.
Mamy w polskiej telewizji seriale udane, czasami trafiają się nawet doceniane przez niemal wszystkich. Ale wyemitowani w 2016 roku "Artyści" ustanowili poziom, do którego dotychczas nie dosięgło tak wiele produkcji. W ośmiu odcinkach twórcy wprowadzają nas za kulisy warszawskiego teatru. Właśnie tragicznie zmarł jego wieloletni dyrektor, a konkurs na to stanowisko wygrywa młody, ambitny reżyser z prowincji. Jego plany dotyczące repertuaru ścierają się z obawami zespołu, który niechętnie podchodzi do nowego człowieka, czy problemom z publicznym finansowaniem. Wejście w ten świat przybiera postać satyry, która jaskrawo obnaża mity o świecie instytucji, która musi działać nie tylko na rzecz sztuki i swojej reputacji. Jedynie osiem odcinków wystarczy, żeby poznać się na jakości serialu, ale zdecydowanie za mało, żeby mówić o produkcji nasycającej widzów. Szkoda więc, że nie doczekaliśmy się kontynuacji.
Seria filmów "Terminator" ma oddanych fanów, których przez lata nie rozpieszczała jakość kolejnych tytułów. Zmiany nastąpiły dopiero na początku XXI wieku. W 2008 roku stacja Fox rozpoczęła emisję pierwszego sezonu serialu "Terminator: Kroniki Sary Connor". Fabuła serialu ignorowała wydarzenia z trzeciej odsłony cyklu i opowiadała o tytułowej bohaterce i jej synu Johnie, którzy próbują zniszczyć Skynet, wiedząc o zagładzie ludzkości, którą ma przynieść za kilka lat. Serial wytyczał swoją ścieżkę, tworzył rozbudowane watki fabularne, ukazywał nowych, ciekawych bohaterów. W Connor wcieliła się Lena Headey. Telewizyjna propozycja dla fanów Terminatora podzieliła los wielu innych udanych seriali. O anulowaniu serialu po zaledwie dwóch sezonach zadecydowała bowiem spadająca oglądalność. Choć nie zgadzały się liczby, wierni fani prosili o wznowienie serialu albo domknięcie fabuły w formie filmu. Żaden z planów się nie udał, a prawa do serii zmieniły właścicieli, którzy postawili na kontynuowanie wysokobudżetowej sagi na srebrnym ekranie.
Moje tak zwane życie opowiada o codzienności 15-letniej Angeli (Claire Danes), nastolatki mieszkającej na przedmieściach Pittsburgha. Uczennica lokalnego liceum staje się narratorką opowieści, w której nie brakuje zwykłych problemów młodego człowieka. Amerykańską debatę publiczną nawiedzało już wtedy widmo poważnych problemów wśród młodzieży, takich jak alkoholizm, uzależnienie od narkotyków czy przemoc wśród rówieśników. Twórcy serialu włączyli je w fabułę jako jej stały element, a nie problem do rozwiązania na przestrzeni jednego odcinka. Nawet bardzo ciepłe przyjęcie i wiele nagród (w tym Złoty Glob dla Danes) nie przyczyniły się do przedłużenia serialu o nawet drugi sezon. Po raz pierwszy w historii podpisy pod petycją widzów z prośbą o wznowienie produkcji zbierano w Internecie. O dalszych losach bohaterów można było przeczytać jedynie w wydanej później powieści "My So-Called Life Goes On".
Serial "Hannibal" opowiada historię utalentowanego kryminologa Willa Grahama (Hugh Dancy). Kiedy dochodzi do serii makabrycznych morderstw, zostaje on konsultantem FBI. Nie wie, że pomagający mu psychiatra dr Hannibal Lecter (Mads Mikkelsen) to tak naprawdę groźny psychopata. W 2015 roku stacja NBC uznała jednak, że wyniki oglądalności nie napawają ich optymizmem, dlatego przerwano produkcję kolejnych sezonów. Zarówno Mikkelsen, jak i twórca "Hannibala" Bryan Fuller nie przestali żywić nadziei, że kolejne sezony jeszcze kiedyś powstaną. Dotychczas to się nie wydarzyło. Mimo dziewięciu lat od premiery ostatniego odcinka grupa fanów serialu ciągle się rozrasta. Pozytywna ocena produkcji już nie raz zmuszała stacje telewizyjne do wznowienia prac nad uwielbianymi tytułami. Póki co musimy zadowolić się zaledwie 39 odcinkami.
Legendę "Rzymu" zbudowano niemal od razu. W 2005 roku stacja HBO wprowadziła na ekrany epicki serial kostiumowy, w którym zachwycała scenografia, kostiumy i klimat, w niczym nieprzypominający biblijnych filmów hollywoodzkich z połowy poprzedniego wieku. Nowa produkcja nie uciekała od pokazywania brutalnej przemocy, zrywając z grzecznym obrazem starożytnej cywilizacji na ekranie. "Rzym" był produkcją godną reputacji Imperium, i tak jak Imperium upadł. Powodem były oczywiście potężne koszty produkcji, na które nie zdecydowałaby się ani amerykańska stacja, ani współpracująca z nią brytyjska BBC. W planach była też filmowa kontynuacja, ale ekipa filmowa nigdy nie weszła na plan zdjęciowy. Próbę czasu przetrwało za to wspomnienie o świetnym serialu.