mBANK NOWE HORYZONTY: 10 filmów, których nie możecie przegapić

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/mBANK+NOWE+HORYZONTY%3A+10+film%C3%B3w%2C+kt%C3%B3rych+nie+mo%C5%BCecie+przegapi%C4%87+%E2%80%93+Filmweb-151489
mBANK NOWE HORYZONTY: 10 filmów, których nie możecie przegapić
Jeśli to już końcówka lipca, to znaczy, że zbliża się święto kina. Już jutro we Wrocławiu rusza 23. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego mBank Nowe Horyzonty. A my wybieramy się na miejsce, by tradycyjnie relacjonować dla Was tę imprezę. Nie zabraknie recenzji, dyskusji, wywiadów wideo i oczywiście specjalnego odcinka "Movie Się". Dziś przedstawiamy Wam 10 filmów, na które na pewno wybierzemy się na festiwalu. Są wśród nich i canneńskie hity, i szlagiery z retrospektyw, a także dwie pozycje z Konkursu Nowe Horyzonty. Dajcie znać w komentarzach, na którą z festiwalowych produkcji wy ostrzycie sobie zęby

mBank Nowe Horyzonty: Czego nie przegapić?



W naszej canneńskiej recenzji Michał Walkiewicz pisał: Austriaczka zamieniła już kult maryjny z Lourdes w boski narkotyk, nakręciła film o romantycznych egzaltacjach nad "złymi lekturami", a także ten o kwiatkach-antydepresantach, zamieniających nas w bezwolne, uśmiechnięte zombie. W "Club Zero" nie ściąga nogi z gazu, ekranową rzeczywistość buduje na granicy twardej groteski i miękkiego surrealizmu. To świetny film o tym, jak kulturowa obsesja samorealizacji tworzy zabójcze połączenie z formującą się i powoli dojrzewającą samoświadomością. A nawet nie lubi Jessiki Hausner. To jak, zaintrygowani?
 

Film otwarcia i na dzień dobry – niezły odlot. Zamówiony na zlecenie władz Tokio utwór miał być reklamą nowoczesnej publicznej sieci toalet. Ale że zlecono to zadanie europejskiemu klasykowi, Wimowi Wendersowi, materiał promocyjny wykiełkował w kino przez wielkie K. Film opowiada historię zwykłego faceta w zwyczajnym mieście i destyluje poezję ze wszystkiego, co zwyczajne. I choć opowiada tę historię niespiesznie, momentami ekran aż buzuje od emocji – głównie tych pulsujących pod skórą, za parawanem stoickiego spokoju bohatera. Wenders to nierówny reżyser, na każdy "Paris-Texas" i "Pinę" przypadało jedno "Spotkanie w Palermo" i jeden "Papież Franciszek". Tutaj jednak pokazuje wysoką formę. Po rewelacyjnym seansie w Cannes nie możemy doczekać się kolejnego!
 

"La Palisiada", podążając za parą przyjaciół, detektywem i psychiatrą sądowym, którzy poszukują mordercy pewnego pułkownika, tropi tak naprawdę sowieckie dziedzictwo traumy i przemocy, wyciąga z szafy polityczne trupy, przenika do ukrytych struktur, a także rozlicza pokolenie rodziców. Błyskotliwy, antyheroiczny film to również rewelacyjna (a dla polskich widzów zdumiewająco swojska), wypełniona detalami opowieść o "dzikich" latach 90., kiedy upadał stary i rodził się nowy porządek – czytamy w festiwalowym katalogu. A jeśli dodamy do tego fakt, że to nagrodzony przez FIPRESCI na festiwalu w Rotterdamie debiut Ukraińca Filipa Sotnyczenki, wchodzący klinem w całą współczesną narrację ukraińskiej kinematografii, która – co oczywiste i słuszne – skupia się na temacie rosyjskiej napaści i okupacji, jesteśmy jeszcze bardziej zaintrygowani.
 

"Saint Omer" zdobył w ubiegłym roku drugą co do ważności nagrodę na festiwalu w Wenecji. Bohaterką dzieła Alice Diop jest młoda pisarka (Kayije Kagame), która uczestniczy w głośnym procesie senegalskiej imigrantki oskarżonej o spowodowanie śmierci 15-miesięcznego dziecka. Jak pisał nasz recenzent: Na papierze film jest dramatem sądowym, ale zapewniam, że nie ma wiele wspólnego z klasycznymi regułami gatunku (...) Na najgłębszym poziomie wyrasta na wielowymiarowy traktat o macierzyństwie. Czy matka poświęcająca swoje potomstwo traci człowieczeństwo w oczach innych i zamienia się w potwora? – pyta bezpośrednio i dobitnie Diop. Wierzcie bądź nie, lecz jej finezyjnie wyreżyserowany i porażający emocjonalnie film udziela więcej niż satysfakcjonujących odpowiedzi. 
 

Jeśli nie widzieliście dotąd żadnego filmu Satyajita Raya, to jest prawdopodobnie ten jeden, który powinniście obejrzeć – a przynajmniej ten, od którego powinniście zacząć przygodę z filmografią jednego z najważniejszych reżyserów z Indii. "Droga do miasta" to debiut Raya, a zarazem pierwsza część tak zwanej "Trylogii Apu", w której młody bohater powoli, z filmu na film, dorasta na ekranie. Ray oferuje nam inspirowany neorealizmem pejzaż bengalskiej prowincji, z niezwykłą wrażliwością równoważąc dojrzały tragizm z przebłyskami radości i dziecięcej beztroski. W rezultacie film przekonuje zarówno jako szeroki obraz społeczeństwa, jak i złożony z mikroobserwacji portret charakteru kształtowanego przez takie, a nie inne otoczenie. Małe arcydzieło.
 
Jeśli ktoś chce zażartować sobie z "kina nowohoryzontowego", to Lisandro Alonso wydaje się idealnym celem: w końcu jeden z jego najsłynniejszych filmów to opowieść o facecie, który... płynie łódką ("Los Muertos"). Żart kończy się jednak w momencie, kiedy okazuje się, Alonso to świetny reżyser. I wcale nie tak monotematyczny jak mogłoby się wydawać. Jego filmografia mieści w sobie zarówno tak-surowy-że-prawie-dokumentalny "La Libertad", jak i stylizowany, hipnotyczny "Jauja" (z Viggo Mortensenem w obsadzie). Najnowsza "Eureka" wydaje się kolejnym krokiem w jego artystycznej ewolucji, połączeniem czarno-białego westernu (!) ze współczesnym kryminałem i opowieścią o amazońskiej gorączce złota lat 70. A jednak to, co nowe w filmografii Alonso, zostaje tu zrównoważone z tym, co klasycznie Alonsowskie: słowo "hipnotyczny" powraca bowiem jak bumerang w komentarzach, również przy okazji "Eureki". Warto będzie wejść w ten trans.
 

Brandon Cronenberg idzie w ślady swojego ojca, łącząc niezwykłą wyobraźnię z wizjami, które budzą kontrowersje. Jego najnowsze dzieło "Infinity Pool" budzi niesmak i zachwyt podobnie jak przed laty "Crash: Niebezpieczne pożądanie". "Infinity Pool" miał swoją premierę na festiwalu Sundance, gdzie wywołał spore poruszenie. Nie mamy wątpliwości, że ta opowieść o mrocznej stronie wypoczynku w egzotycznych rejonach podzieli także wrocławską widownię. Plusem jest oczywiście świetna obsada z Mią Goth i Alexandrem Skarsgårdem na czele. Dla takich filmów przyjeżdża się na Nowe Horyzonty.
 

Lars Von Trier to niekwestionowany mistrz X Muzy. Na tytuł ten zapracował wieloma wspaniałymi dziełami kinowymi. Jednak jego najbardziej niezwykłym dokonaniem może być cykl "Królestwo". Riget to nazwa kopenhaskiego szpitala. Wydaje się, że to świetna placówka medyczna, na wskroś nowoczesna, zatrudniająca specjalistów najwyższej klasy. W rzeczywistości szpital kryje wiele niezwykłych tajemnic. Przekraczając jego progi, wkraczacie do świata z sennych koszmarów. W programie tegorocznych Nowych Horyzontów znalazł się nie tylko oryginalny serial z 1994 roku, ale również jego kontynuacja z 1997 roku oraz najnowsza część "Królestwo: Exodus", której światowa premiera miała miejsce na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji.
 

Na papierze sporo dobra. Za kamerą Olga Chajdas, czyli autorka świetnej "Niny". Przed kamerą – Lena Góra, która niedawno rozbiła bank w równie udanym "Roving Woman". Do tego muzyka Andrzeja Smolika, świetny setting, czyli punkowa scena muzyczna w Trójmieście lat 80. oraz obietnica kilku filmów: kina inicjacyjnego, opowieści o transformacji, dramatu rodzinnego, filmu muzycznego, wreszcie – cokolwiek to znaczy – "wolności, seksu i medytacji". "Imago" zostało już docenione na zakończonym niedawno festiwalu w Karlowych Warach (zwyciężyło w rankingu krytyków i otrzymało nagrodę FIPRESCI). Chyba nikt by nie narzekał, jeśli w Konkursie Głównym Nowych Horyzontów Chajdas wyprzedziłaby międzynarodową konkurencję.
 

"Monster" to nowe dzieło Hirokazu Koreedy, żywej legendy japońskiego kina, twórcy m.in. "Złodziejaszków", "Po burzy" i "Naszej młodszej siostry". Nagrodzony w Cannes za scenariusz film opowiada historię samotnej matki, której syn padł niespodziewanie ofiarą napaści ze strony nauczyciela. Szkolny incydent staje się punktem wyjścia do wnikliwego spojrzenia na świat skomplikowanych ludzkich relacji. Jak czytamy w naszej recenzji: kusiłoby nazwać "Monster" kryminałem a rebours albo chociaż "hołdem dla żelaznej klasyki" (porównania do "Rashomonu" in 3…2…1….). Tyle że Koreeda zbyt sprytnie lawiruje pomiędzy gatunkowymi kliszami. Nie chodzi tu nawet o zabawę samą strukturą, ani o moralny relatywizm jako Wielki Temat Dla Kina, z którym każdy klasyk powinien się zmierzyć. Swoich bohaterów reżyser konfrontuje z żywą głupotą, na gruncie której kwitnie równie żywa nienawiść: homofobią, nagonką w mediach społecznościowych, ślepym podążaniem za uświęconymi społecznie autorytetami. I pewnie z tego powodu fakt, że "nic nie jest tym, czym się wydaje" to coś więcej niż scenariopisarski wytrych – "Monster" to opowieść o empatii jako akcie poświęcenia, poprzedzonym realnym intelektualnym wysiłkiem, przewartościowaniem dotychczasowej wiedzy o ludziach. I o równie realnym horrorze niezrozumienia własnego dziecka – w pewnym wieku istoty "chemicznie" niezdolnej do wiary w autorytet rodzica
 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones