Denis Villeneuve, reżyser dwóch części "Diuny", nawiązał ostatnio do pierwszej próby adaptacji sagi Franka Herberta, wyreżyserowanej przez niedawno zmarłego Davida Lyncha. Portal Movieweb podaje, że tłem do wypowiedzi twórcy było rozdanie Saturnów, a więc gatunkowych nagród dla filmów sci-fi, horrorów i fantasy. W trakcie niedawnej gali
Saturnów "
Diuna: część druga" otrzymała pięć statuetek, będąc nominowaną w dodatkowych dziewięciu kategoriach. Z tej okazji reżyser filmu
Denis Villeneuve postanowił odpowiedzieć na pytania dotyczące adaptowania prozy
Franka Herberta. Twórca wykorzystał przy tym szansę do uhonorowania pracy
Davida Lyncha, którego "
Diuna" jest dziełem znacząco różnym od widowiska
Villeneuve'a.
Kino jest sztuką najbliższą snom; snom, które urzeczywistniamy. David Lynch był mistrzem, który to rozumiał, przybliżając nas do tego stanu snu. Szczerze żałuję, że nie miałem okazji go poznać. Nie było to możliwe pomiędzy obiema częściami "Diuny". Pragnąłem i marzyłem, by spotkać go po zakończeniu, by złożyć mu hołd, na który zasłużył – powiedział
Villeneuve.
Jest mi niezwykle przykro, że nie miał dobrych doświadczeń z własną adaptacją. Jednocześnie, z tego co rozumiem, ból, który znosił podczas tworzenia swojej wersji "Diuny", przyniósł nam "Blue Velvet", a potem "Dzikość serca" i całą dalszą energię, która wypłynęła z tego doświadczenia. To bardzo przykre, że nas opuścił. To tak, jakby planeta opuściła Układ Słoneczny. On był swoją własną planetą. Ale odnajduję pewien komfort, wiedząc, że do końca był pełen życia, przesiąknięty kreatywnością, chciał zrobić kolejny projekt. On wciąż tu jest... Jestem jego wielkim fanem – dodał reżyser.
Warto przypomnieć, że "
Diuna"
Davida Lyncha z 1984 jest uważana za pierwszą filmową adaptację klasycznej powieści
Herberta z roku 1965. Po "
Głowie do wycierania" i "
Człowieku słoniu", kolejny film
Lyncha stał się przestrzenią negocjowanych interesów między studiem a reżyserską wizją. Efekt końcowy okazał się dość zgniłym kompromisem. Pokiereszowany przez to doświadczenie
Lynch nie czuł specjalnie, by film był częścią jego radykalnie autorskiej filmografii – w następstwie "
Diuny" stworzył "
Blue Velvet", które zmieniło jego karierę na zawsze. Studio z kolei także nie dopięło swego, ponosząc ogromne straty finansowe w wyniku chłodnego przyjęcia filmu przez światową publikę. W
Lynchowskiej "
Diunie" w główne role wcielili się
Kyle MacLachlan,
Sting,
Max von Sydow i
Brad Dourif. Do dziś film uchodzi powszechnie za najgorsze dzieło
Davida Lyncha, choć posiada też grupę zagorzałych fanów, otaczających film kultem.