PRZYTULNIE JAK W TRUMNIE
Może to tylko długofalowa reakcja na "Avatara", ale ostatnio wróciła wiara, że mniej może oznaczać więcej, a ograniczenie można przekuć w atrakcję. Trwa udany sezon filmów klaustrofobicznych. Czujecie ten miły dreszcz? Przy okazji wyszło, że nawet kino lubimy postrzegać w kategoriach sportowych. Zaczęła się mania wyliczania, a w sieci zaroiło się od rankingów. Kto jest najbardziej klaustrofobiczny? Czy trumna to rekord świata? Czy wymiar filmowej przestrzeni jest miarą klaustrofobiczności filmu? I czy naprawdę zawsze musi chodzić o to, by widz pocił się ze strachu na myśl, że drzwi kina zostały zaryglowane od zewnątrz? Samych autorów zdaje się charakteryzować sportowe zacięcie. Opowiedzenie historii przy użyciu ograniczonej liczby elementów jest wyzwaniem - rzuconym sobie, widzowi, przyzwyczajeniom i hollywoodzkim łowcom talentów. Jeśli efekt pracy nie stanie się obiektem kultu, dostarczy chociaż kilku wskazówek, jak przetrwać w trudnej sytuacji.
HOTEL Przyda się: dziecko-medium, porządna siekierka
Kinowa klaustrofobia wcale nie wiąże się z rozmiarem filmowej przestrzeni, ale z beznadzieją prób ucieczki. W
"Lśnieniu" Kubricka wydaje się, że im wyższe pomieszczenia i rozleglejsze tereny, tym ciaśniej. Można biegać z bohaterami po wielkim budynku, a nawet wybiec na zewnątrz, ale szaleństwu umknąć nie sposób. Nie da się znaleźć bezpiecznego kąta, ani ściany, o którą można się oprzeć. I nie chodzi tylko o opuszczony hotel pilnowany przez opętanego
Jacka Nicholsona. Nie ma ucieczki, bo nie ma żadnego "zewnątrz". U
Kubricka cały świat jest ciasnym i nieprzyjemnym miejscem. Klaustrofobiczne może być zresztą nawet całe miasteczko, jak amerykańskie
"Red Rock West" z filmu
Johna Dahla, z którego bez powodzenia próbuje wydostać się
Nicholas Cage.
WIEŻOWIEC Przyda się: krótkofalówka, karabin maszynowy, C4
Kino klaustrofobiczne to przede wszystkim thrillery i horrory, ale nie odwołuje się ono wyłącznie do strachu. 35-piętrowy wieżowiec Nakatomi Plaza nie jest znowu miejscem tak ciasnym, a
"Szklanej pułapki" kameralną nazwać nie sposób. A jednak film
Johna McTiernana pozostaje absolutnym klaustrofobicznym arcydziełem. Po pierwsze ze względu na precyzję – zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama, nie ma tu elementów przypadkowych i zbędnych. Nie tylko John McClane, ale każda postać, każdy przedmiot i lokacja, mają tu do wypełnienia swoją scenariuszową misję. W skrypcie filmu ładunki wybuchowe porozmieszczano na każdym piętrze dużo staranniej, niż w fabule zrobili to ludzie Hansa Grubera. Odpalają one zgodnie z przemyślanym planem.
Powód drugi –
McTiernan pokazuje, że filmowa klaustrofobia rozciąga się pomiędzy nieprzyjemnym uczuciem zaszczucia, przeniesionym z postaci na widza, a… przytulnością i zadomowieniem w przestrzeni. W przeciwieństwie do filmów
Kubricka, w których każde miejsce wydaje się najzimniejszym punktem kosmosu, oraz do tradycyjnych filmów akcji, gdzie krajobraz obojętnie śmiga nam przed oczyma, Naktomi Plaza jest dla widza miejscem przyjaznym. Już podczas pierwszego seansu w głowę wdrukowuje się mapa miejsca i można razem z bohaterem na bieżąco analizować sytuację. Poza tym bądźmy szczerzy – dla kogo ten budynek jest pułapką? Pomiędzy jednym a drugim "jupikajej" rzucanym przeciwnikom, McClane mógłby, za Rorschachem ze
"Strażników" powtórzyć: "Nic nie rozumiecie – nie jestem tu z wami zamknięty. To wy jesteście zamknięci z mną!".
DOM Przyda się: insulina, schron, monitoring
Uczucie zadomowienia ogrywa też w
"Azylu" David Fincher. Zamknięta w domu z trójką włamywaczy, ukryta w specjalnym "bezpiecznym pokoju"
Jodie Foster, wcale nie czuje się komfortowo. Reżyser pokazuje, co znajduje się za każdą ścianą, jak długa droga prowadzi do drzwi i jaki widok rozciąga się z okna. Zamknięty z bohaterami widz może rozważać wszystkie możliwe scenariusze. Przy odrobinie szczęścia powinno sprawić mu to równie wiele radości, co
Fincherowi, który patrzy na dom, jak na szachownicę, na której trwa zacięty pojedynek. Do pewnego stopnia w to samo bawił się zostawiony sam w domu Kevin McCallister, gdy zakładał swoje wymyślne pułapki (choć jego znacząco wspomagał duch Bożego Narodzenia). Zresztą – przyznajcie się – czy nigdy nie rozważaliście, jak i w którym pokoju zabarykadujecie się, kiedy nadejdzie dzień, że i do waszego domu wtargną źli ludzie?
MIESZKANIE Przyda się: spryt, seksapil, telefon komórkowy
Akcja
"Uprowadzonej Alice Creed" rozgrywa się niemal w całości w maleńkim mieszkaniu, a cały dramat dźwiga na swoich barkach zaledwie trójka bohaterów. Ile sensownych przewrotek scenariuszowych można skonstruować przy tak ograniczonej liczbie elementów? Kino klaustrofobiczne wydaje się często rodzajem testu dla utalentowanych. Gdy brak efektów specjalnych, scen zbiorowych, pięknych plenerów, a reżyserowi udaje się utrzymać napięcie i uwagę widza – całe światło idzie na jego pracę. Kameralną historię można przy tym zrealizować stosunkowo tanio –
J. Blakeson pisał swój scenariusz tak, by w razie konieczności mógł zrealizować go we własnym domu. Ekonomicznie myślał nawet gigant Fox – Nakatomi Plaza ze
"Szklanej pułapki" to tak naprawdę budynek Fox Plaza – wykańczana wówczas siedziba główna wytwórni (tu też zaczyna się akcja
"Speed" nazywanego "Szklana pułapką w autobusie").
Jeśli czujecie się zbyt zadomowieni w waszym M-ileś, uleczyć powinien was łączony seans
"Matni",
"Lokatora" i
"Dziecka Rosemary". Tym, kto najskuteczniej pokazał mroczną stronę domowego gniazdka, wyciągając demony skrywające się pod dywanami, jest
Roman Polański – najwybitniejszy reżyser klaustrofobii. Jak na ironię, bohaterowie jego filmów (jak barykadująca się we
"Wstręcie" w swoim mieszkaniu
Catherine Deneuve) szukają w czterech ścianach właśnie bezpieczeństwa, obawiając się raczej zagrożeń, które czyhają na zewnątrz. Kino klaustrofobiczne opowiada nie o problemach z małym metrażem, ani o tym, co czai się w mroku, ale o konfrontacji człowieka z przestrzenią.
STATEK KOSMICZNY Przyda się: miotacz ognia, szachy
Niewiele jest miejsc ciaśniejszych niż pociągi czy samoloty (
"Plan lotu"). Zanim na miejscu będzie można wyprostować kości, pasażerowie skazani są na tych kilka metrów sześciennych i wzajemne towarzystwo. Wchodzą więc w interakcje z ludźmi, których w innych okolicznościach minęliby bez słowa. Specyfikę tej sytuacji wykorzystywał często
Hitchcock – wielki gracz ekranowej klaustrofobii, który szczególnie upodobał sobie pociągi (
"Północ-północny zachód",
"Nieznajomi pociągu",
"Starsza pani znika"), ale nie wzgardził też szalupą pełną rozbitków (
"Łódź ratunkowa").
Dopóki wszystko działa jak należy, podróż kojarzy się raczej z wolnością - przestrzeń "pokonywana" to w ostatecznie przestrzeń, nad którą odnosimy zwycięstwo. Kiedy jednak coś się psuje - momentalnie staje się wroga. Zwłaszcza, jeśli jest to przestrzeń kosmiczna. Stateczek zawieszony w obojętnym kosmosie jest dostatecznie przykrym miejscem, gdy nie grasuje po jego pokładzie zabójczy
"Obcy", jak perfekcyjnym kosmicznym thrillerze
Ridleya Scotta. Ale marne szanse na pokładzie są lepsze niż ich brak na zewnątrz. W kosmosie bohater dotkliwie odczuwa swoją marność. Ratunku przed nieograniczoną nicością na zewnątrz szuka więc w bardzo ograniczonej przestrzeni pojazdu, którego pokład jest jedynym, co łączy go ze światem. Klaustrofobia w wydaniu kosmicznym ma bogatą reprezentację (
"Ukryty wymiar",
"Moon",
"Apollo 13"). Ale ostatecznie nie musi to być wcale kosmos – tak bezlitosne potrafi być też morze – zarówno na bezkresnej powierzchni (
"Martwa cisza"), jak i w swoich głębinach (
"Das Boot",
"Głębia",
"Ciśnienie"). W
"Libanie" rolę statku kosmicznego pełni całkiem skutecznie czołg.
SZEŚCIAN Przyda się: dobra teoria
Jest w kinowym akwenie jedna przynajmniej jedna łódź, która przerasta swoją kategorię.
"Nóż w wodzie" potwierdza słuszność teorii o klaustrofobii jako skutecznym sposobie na zwrócenie uwagi na swój reżyserski talent (nominowany do Oscara debiut
Polańskiego rozpoczął jego międzynarodową karierę). Film, którego akcja rozgrywa się nigdzie i wszędzie, wyrastający poza konkretne miejsce i czas, był zrozumiany na całym świecie. Jacht
Polańskiego to – mówiąc brzydko – przestrzeń symboliczna.
W
"Cube" przestrzeń nawet nie udaje realnej. Nikt tu się nie bawi w pozory zwyczajnego życia. Grupa ludzi budzi się w dziwnym sześcianie. Znajduje się w nim właz prowadzący do bliźniaczego pomieszczenia, a stamtąd, do kolejnych. Niektóre z nich okazują się śmiertelnymi pułapkami.
Vincenzo Natali nakręcił w zasadzie film o filmach klaustrofobicznych. W miejsce sześcianu możemy sobie wstawić, co chcemy – i to właśnie robią jego "mieszkańcy", snujący rozmaite teorie na temat swojej sytuacji (pułapka psychopaty, tajny projekt rządowy…). Ale przy okazji sześcian może symbolizować wszystko, w czym próbujemy się schować przed realnym światem, a co może stać się pułapką. Od eleganckiego strzeżonego osiedla, do sali kinowej włącznie. Równie ciasno, sześciennie i symbolicznie jest w windzie, w której utknęli bohaterowie
"Diabła".
KANAŁ Przyda się: sportowa sylwetka, fason, wiara w cuda
A wyjście z zablokowanej windy jest tylko jedno. Nawet dziarski John McClane lekko pęka, gdy musi pełzać przez szyby czy kanały wentylacyjne. I mniej nawet chodzi o mrok i ciasnotę, niż o pierwotny lęk przed miejscami, które należą do jakiegoś innego, obcego świata, w których człowiek nigdy nie powinien się znaleźć. Zdegradowany do szczura czy karalucha czołga się, nie mając pewności, że kiedykolwiek wyjdzie na powierzchnię. A wentylacja w
"Szklanych pułapkach" i tak wydaje się przyjazna w porównaniu z warszawskimi podziemiami w rewelacyjnym
"Kanale" Wajdy.
TRUMNA Przyda się: zapalniczka, smartfon, twarde pięści
Czym ten sześcian zasłużył sobie na osobną kategorię? Trochę śmiałością scenarzysty, który oparł się pokusie, by pokazać, jak telefon od
"Pogrzebanego" Ryana Reynoldsa odbiera ktoś w wielkim i jasnym biurze, czy ratować mroczną sytuację jasnymi retrospektywami. Przede wszystkim jednak chodzi o to, że pogrzebanie żywcem to stary zbiorowy koszmar, który ma swoje specjalne miejsce w niemal każdej głowie. Bohater filmu
Rodrigo Cortésa nie jest pierwszym, któremu zdarza taka przykra przygoda (i ten motyw wykorzystywał
Hitchcock), ale chyba jako pierwszy odgrywa w swoim grobie cały sensacyjny monodram.
CIAŁO Przyda się: determinacja, tępy scyzoryk
Trumna jest sześcianem małym na tyle, że wydobywa najbardziej fundamentalne klaustrofobiczne uczucie. Nic to, że nie można wyjść na zewnątrz – nie da się wyprostować, ustać, rozciągnąć, podskoczyć, ani uderzyć głową o ścianę. W
"Kill Billu" Uma Thurman przeżywa najbardziej klaustrofobiczne chwile nie w trumnie, ale na szpitalnym łóżku, gdy sparaliżowana leży uwięziona we własnym, nieruchomym ciele. Całą jej przestrzenią są milimetry, o które udaje jej się poruszyć palcami. Podobnych przyjemności doświadczają, przeciskające się przez podziemne jaskinie bohaterki
"Zejścia". To własne ciało jest ograniczeniem, gdy klinują się w wąskich przejściach. Chociaż tu przynajmniej ktoś czai się w ciemnościach.
W
"127 godzinach" Danny'ego Boyle'a główny bohater skazany jest na siebie i siebie tylko może winić za to, że utknął w skalnej rozpadlinie, w której zaklinował się podczas wycieczki. Dodatkowo Aron Ralston żywy czuje się tylko wtedy, gdy biega, skacze albo jedzie na rowerze. Ciało jest także więzieniem bohatera
"Okna na podwórze". Jeff Jefferies ma co prawda do dyspozycji całe mieszkanie, po którym porusza się na wózku inwalidzkim, a do tego nie najgorszą rozrywkę - podgląda życie sąsiadów. Ale gdy przychodzi moment, kiedy musi podjąć działanie, ciało stawia opór, przypominając mu, że może jedynie bezradnie patrzeć. Jeff, jak widz w kinie, jest cały wzrokiem.
Istnieją filmy rozegrane na małej przestrzeni, które klaustrofobiczne nie są, i takie, które klaustrofobika doprowadzą na skraj rozpaczy, choć bohaterowie hasają po otwartym terenie. Kluczowe jest, czy twórcy udaje się przenieść uczucie ograniczenia z bohatera na widza. Sprawić, by ten, siedząc przed ekranem, niemal poczuł rozgrzaną blachę szybu klimatyzacji, zgniły zapach łodzi podwodnej, zmniejszający się zapas tlenu w trumnie i kwaśny smak w ustach.