Za nami X edycja konkursu dla młodych krytyków i krytyczek "Powiększenie". Jury w składzie Joanna Łapińska, Korek Bojanowski oraz Jakub Popielecki wyłoniło zwycięzców. Artykuł autorstwa Miłosza Spychalskiego nagrodzonego Grand Prix znajdziecie POD LINKIEM TUTAJ – "Kościuszko nie istnieje". Dziś publikujemy tekst laureatki wyróżnienia Aleksandry Łapot. Praca pod tytułem "Miłość jak kraj rozdarty" została doceniona za: czułe i wielopiętrowe oddanie fascynacji filmem "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego. Ceremonia wręczenia nagrody odbędzie się 27 sierpnia w kinie Iluzjon.
Konkurs "Powiększenie" – Przeczytaj wyróżnioną pracę Aleksandry Łapot
Są filmy, które się ogląda, i są takie, które zamieszkują pamięć, stając się ledwie odróżnialnymi od osobistych wspomnień. Takim filmem jest "
Zimna wojna"
Pawła Pawlikowskiego. Już od pierwszych scen widać, że nie jest to wyłącznie opowieść o historycznych okolicznościach czy klasyczny romans rozpięty na tle politycznych przemian Europy po II wojnie światowej. "
Zimna wojna" jest czymś bardziej na kształt wewnętrznej elegii niosącej w sobie historię o uczuciu, które było zbyt prawdziwe i silne, by na stałe zniknąć; o miłości rozdartej, tak jak kraj, epoka i ludzie, którzy nie potrafili być razem, ale nie potrafili też być osobno.
Paweł Pawlikowski proponuje kameralną symfonię nastrojów i emocji, zdających się wybrzmiewać obok dialogów, w spojrzeniach, pauzach, niewypowiedzianych słowach, a może przede wszystkim w przestrzeniach, które dzielą bohaterów. Ta opowieść nie szuka poklasku, wymaga raczej skupienia i dużych pokładów czułości, pozwalających wczuć się w subtelną tonację smutku.
Punktem wyjścia "
Zimnej wojny" jest historia dwojga ludzi, Wiktora i Zuli, artysty i muzy, kochanka i kochanki, ale też w pewnym sensie ojczyzny i wygnańca.
Pawlikowski kreśli obraz miłości niemożliwej do zaistnienia, a zarazem niezbywalnej wbrew kruchemu porządkowi świata. "
Zimna wojna" staje się niejako alegorią podzielonej Europy, rozpiętej między komunistycznym wschodem a już częściowo dekadenckim Zachodem.
Uczucie Zuli i Wiktora nie poddaje się prostemu streszczeniu. To para, która miłość przeżywa w nieustającym napięciu spowodowanym głównie przez realia stale podgrzewanych niepokojów społecznych, niepewnej wizji przyszłego świata i nadziei na nowe życie. Ich relacja nie ma początku ani końca w klasycznym sensie fabularnym, przypomina raczej zbiór chwil zarejestrowanych przez pamięć, podejrzanych przez kamerę operatora. Uczucie przewija się tu w urywkach spojrzeń, czasem w piosence, czasem w głuchym milczeniu. Równie istotną rolę, co spotkania kochanków, odgrywają przestrzenie, w których się wtedy znajdują, bo to w nich rozgrywa się prawdziwy dramat, miesza się tęsknota z niezrozumieniem, a w końcu z oddaleniem.
W tej metaforycznej konstrukcji Zula, dziewczyna z przeszłością, nieoswojona, pełna wewnętrznej dzikości i intuicyjnej siły, może być odczytana jako personifikacja Polski – krnąbrnej, niezależnej, ale zmuszonej do gry według cudzych reguł. Wiktor z kolei ułożony, wykształcony, zapatrzony w Zachód, nosi w sobie cechy intelektualisty i emigranta, kogoś, kto pragnie stworzyć nowy porządek, ale nigdy nie przestaje tęsknić za tym, co zostawił. Ich relacja, pozornie intymna, jest też wyrażeniem napięcia pomiędzy Wschodem a Zachodem. Historia, stale warunkująca ich wybory, odgrywa w tym filmie rolę nieprzekraczalnego tła stającego się jednocześnie świadectwem epoki, w której żaden wybór nie był całkowicie wolny.
W "
Zimnej wojnie" nie postawiono wyłącznie na przedstawienie geopolitycznego konfliktu.
Pawlikowski zręcznie balansuje między wojną jednostki z systemem i związaną z tym potrzebą przynależności do kraju, choć i pragnieniem wolności. Wiktor i Zula są do siebie przyciągani przez los, nieoczekiwane wydarzenia, przeznaczenie, ale nie potrafią ze sobą trwać. W realiach stałego zagrożenia każda próba bliskości zderza się z różnicą światów, niesymetryczną relacją pomiędzy artystą a jego muzyczną inspiracją, a wreszcie – między mężczyzną, który chce zaprojektować swoje życie, a kobietą, która chce po prostu być. To także metafora dwóch modeli kultury, tej uporządkowanej, reprezentowanej przez Wiktora, i intuicyjnej, plebejskiej, żywej, obecnej w Zulce, dziewczynie z ludu, której siła bije z nieokiełznanej mocy głosu i prawdy w spojrzeniu.
Europa, którą portretuje
Pawlikowski, to kontynent rozpięty pomiędzy dwoma niespełnionymi obietnicami: równości i braterstwa oraz wolności i ekspresji. Zarówno Wschód, jak i Zachód zawodzą swoich bohaterów, skazując ich na opresję, przemoc ideologiczną i alienację, rozpad znaczeń, czy w końcu samotność. Żaden z tych światów nie pozwala Wiktorowi i Zuli na spełnienie. W kraju brakuje powietrza, na emigracji – korzeni, ale nawet w takich okolicznościach ich miłość się rozwija, pomimo zawieszenia nad przepaścią. W takim ujęciu "
Zimna wojna" staje się filmem o kondycji człowieka w rozpadzie, rozdartego między pamięcią a przyszłością, wspólnotą a jednostkowością. Milczenie i krzyk obecne w ich relacji także mają wymiar symboliczny. Cisza, wyrażona jako niezgoda na narzucone słowa, to gest oporu wobec języka propagandy, który fałszuje rzeczywistość. Krzyk, czasem zawarty w muzyce, czasem w spojrzeniu, staje się wyrazem prawdy, która nie mieści się w żadnym systemie. W tym sensie "
Zimna wojna" to również przypowieść o sztuce, która nie chce być podporządkowana, i o uczuciu, które nie zgadza się na kompromis.
Estetyka filmu przypomina najlepsze tradycje kina europejskiego połowy XX wieku, od francuskiej Nowej Fali przez antyestetyczne piękno neorealizmu włoskiego po bergmanowską metafizykę przestrzeni. Zdjęcia
Łukasza Żala, czarno-białe, ascetyczne, precyzyjne, komponowane niczym kadry z filmów
Tarkowskiego, przywodzą na myśl próbę uchwycenia ulotnej poezji. Kadry są tak wycyzelowane, że przypominają fotografie z epoki, są jednocześnie dokumentem i marzeniem. Tu nic nie jest przypadkowe, sposób, w jaki światło pada na twarz Zuli, przypomina malarstwo flamandzkie, a puste, monumentalne wnętrza Pałacu Kultury, przez które przechadzają się bohaterowie, stają się niemal architekturą samotności.
Muzyka w "
Zimnej wojnie", jako integralny element tej opowieści, dźwiga rolę trzeciego wymiaru narracyjnego, podobnie jak u
Kieślowskiego. Ludowe pieśni reinterpretowane w duchu socrealizmu, przechodzą w jazz, chanson, aż po subtelny bunt dźwięków Zachodu, w których czai się zarówno obietnica wolności, jak i poczucie wykorzenienia; każdy muzyczny motyw jest tu emocjonalnym komentarzem. Piosenka "Dwa serduszka…" staje się refrenem losu, powracającym jak widmo tego, co już nie może być ocalone. Muzyka buduje napięcie między domem a obczyzną, tęsknotą a wolnością. To dzięki niej bohaterowie mogą się porozumiewać wtedy, gdy już nie potrafią mówić tym samym językiem. Zula, niczym Eurydyka, próbuje odnaleźć siebie w świecie, który nie zna jej języka, a Wiktor, jej Orfeusz, nie potrafi ani zostać, ani odejść.
Na poziomie symbolicznym "
Zimna wojna" wpisuje się w długą tradycję europejskiej literatury emigracyjnej; można ją czytać obok
Gombrowicza,
Miłosza czy
Herlinga-Grudzińskiego, jako dzieło o niemożliwości przynależności. Zula i Wiktor stają się figurami tęsknoty za całością, która została utracona. Ich wędrówka przypomina mit o wiecznej tułaczce, gdzie każdy dom okazuje się tylko przystankiem, a każdy wybór – źródłem kolejnego rozdarcia. I być może dlatego ten film działa tak głęboko, bo jego piękno nie jest tylko filmowe. "
Zimna wojna" wchodzi w rezonans z historiami, które nosimy w sobie, z tym jednym uczuciem, które mimo wszystkiego nie przeminęło, choć może przestało istnieć w codzienności. Ten, kto kochał tak, że miłość stała się próbą przekroczenia siebie, że próbował zbudować wspólnotę ponad zgliszczami nieporozumień, obietnic i wybaczeń, odnajdzie w tej historii echo własnej walki. Być może właśnie ten zabieg czyni "
Zimną wojnę" tak poruszającą, której forma jest szlachetna, ale treść do bólu ludzka.
Joanna Kulig jako Zula kreuje postać niejednoznaczną, niosącą w sobie zarówno pierwotną siłę natury, jak i kruchość istoty zranionej, pękniętej w środku. Jej gra jest organiczna, nieprzewidywalna, pełna cielesnej obecności, przypominająca najlepsze role
Jeanne Moreau.
Tomasz Kot jako Wiktor jest jej przeciwieństwem, opanowany, zamknięty w sobie, niemal jak bohaterowie
Bressona, których dramat rozgrywa się pod powierzchnią, w oszczędnych gestach i spojrzeniach, które czasem mówią więcej niż przemyślane dialogi. Spotkania Wiktora i Zuli są jak zderzenia żywiołów, a ich rozstania – jak małe końce świata. W tle pobrzmiewa dramat pokolenia, które musi żyć w cieniu wielkiej historii, a mimo to próbuje ocalić coś własnego.
Nie sposób nie wspomnieć o politycznym tle filmu, które nigdy nie staje się nachalne.
Pawlikowski nie tworzy kina historycznego w sensie dosłownym, mamy do czynienia raczej z historią wewnętrzną, w której polityka staje się kontekstem egzystencjalnym. System, który prześladuje bohaterów, w końcu ich deformuje, odczłowiecza i pozbawia nadziei. "
Zimna wojna" to w tym kontekście również film o przemocy symbolicznej i o tym, jak ideologie, które siłą przemykając do najintymniejszych sfer życia, wypaczają wspomnienia, ale także wszelkie niewypowiedziane pragnienia. Bo to, co czyni ideologie tak niebezpiecznymi, to ich zdolność do przenikania w życie jednostki na poziomie niemal niedostrzegalnym, właśnie tam, gdzie kształtują się marzenia, pamięć, emocje i relacje. W "
Zimnej wojnie"
Pawlikowskiego polityka nie przybiera postaci otwartej przemocy czy propagandowego przekazu, jej obecność jest cicha, sącząca się, niemal niezauważalna, a przez to tym bardziej skuteczna. Ideologia staje się czymś oswojonym, wrasta w codzienność, w język, w spojrzenia i decyzje podejmowane nieświadomie. Bohaterowie filmu funkcjonują w świecie, w którym systematycznie zaciera się granica między tym, co prywatne, a tym, co zbiorowe, między pragnieniem a powinnością wobec państwa, partii czy społeczeństwa. Kiedy Zula i Wiktor próbują zachować autonomię uczuć, ich relacja zaczyna pękać. Nie dzieje się to wyłącznie ze względu na ciężar odległości i czasu, ale właśnie pod wpływem uwewnętrznionych lęków i schematów, które niepostrzeżenie przejmują kontrolę nad ich światem. To, co szczególnie poruszające, to milcząca zgoda na ten proces. Całe społeczeństwo przestaje reagować, zatraca czujność, a tym samym pozwala na to, by ideologia stawała się normą.
Pawlikowski nie moralizuje, ale subtelnie ukazuje mechanizm, w którym bierność i pozorne dostosowanie okazują się formą kapitulacji. "
Zimna wojna" pokazuje przy tym, jak łatwo można oddać przestrzeń własnej podmiotowości, kawałek po kawałku, bez jednego gestu protestu.
"
Zimna wojna" to film wybitny, subtelny i brutalny jednocześnie, ponieważ mówi szeptem o sprawach najważniejszych, o tożsamości, miłości, ojczyźnie, wolności i pamięci.
Pawlikowski stworzył opowieść o niegdyś istniejącym świecie, który dziś możemy odnaleźć jedynie w obrazach, pieśniach i wspomnieniach, rozproszonych niczym fotografie pośród ruin. To kino, które się przeżywa i nosi w sobie długo po ostatnim kadrze.
Finał tej opowieści, surowy, cichy, rozgrywający się w bezczasie zrujnowanej kaplicy, nie jest klasycznym zakończeniem. To gest, który przypomina zarówno ostatnie sceny "
Zwierciadła"
Adrieja Tarkowskiego, jak i ostatni pocałunek Kareniny z pociągiem w tle; gest rezygnacji, ale i wyzwolenia, tak jakby śmierć była jedynym możliwym wyrazem sprzeciwu wobec świata, który nie potrafi pomieścić czystej miłości. To zakończenie, paradoksalnie, nie niesie rozpaczy, lecz daje zgodę na to, że niektóre historie nie potrzebują finału, by być prawdziwe. Nie jest to śmierć dramatyczna, raczej zawieszenie, pogodzenie, rezygnacja. "
Zimna wojna" to historia o miłości, która może i nie przetrwała w czasie, ale została w pamięci. O miłości takiej, której nie da się zapomnieć, bo nosimy ją w sobie jak kraj rozdarty, jak serce.