20 najlepszych filmów 2020 roku w Polsce według redakcji Filmwebu

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/20+najlepszych+film%C3%B3w+2020+roku+w+Polsce+wed%C5%82ug+redakcji+Filmwebu-140754
20 najlepszych filmów 2020 roku w Polsce według redakcji Filmwebu
Rok 2020 dobiegł końca. Wielu z Was zapewne chciałoby go jak najszybciej zapomnieć. Wybuch pandemii COVID-19 zrobił sporo zamieszania w życiu filmowców i kinomaniaków. Nie był to jednak rok zupełnie pozbawiony ciekawych tytułów filmowych, o czym możecie się przekonać, sprawdzając nasze podsumowanie.

Tradycyjnie członkowie zespołu Filmwebu zostali poproszeni o wytypowanie swoich indywidualnych list najlepszych filmów roku zawierających 20 tytułów uporządkowanych od najlepszego do najmniej dobrego.

Głosować można było wyłącznie na te filmy, które trafiły do dystrybucji w Polsce między 1 stycznia a 31 grudnia 2020 roku. Rodzaj dystrybucji nie miał znaczenia, można więc był uwzględniać filmy kinowe, z serwisów VOD czy platform streamingowych. Z głosowania wyłączyliśmy tytuły pokazywane w Polsce wyłącznie w ramach festiwali czy przeglądów oraz te, które do dystrybucji w naszym kraju w ogóle nie trafiły.

W tegorocznym głosowani na najlepszy film roku wzięli udział: Michał Walkiewicz, Marcin Pietrzyk, Łukasz Muszyński, Jakub Popielecki, Dorota Kostrzewa, Ewelina Leszczyńska, Julia Taczanowska, Maciej Łuka i Krzysztof Michałowski.

Głosujący docenili łącznie 58 tytułów. Po zliczeniu punktów na listę najlepszych filmów roku zakwalifikowało się 20 z nich.

NAJLEPSZE FILMY 2020 ROKU W POLSCE



20. "Prawda"


Hirokazu Koreeda ocalił własną wrażliwość mimo transferu na europejski grunt. "Prawda" na pozór wyglądała jak francuska konfekcja: mieliśmy tu w końcu Catherine Deneuve i Juliette Binoche, które przy lampce wina dyskutują o "problemach pierwszego świata". Koreeda zmyślnie nie dał się jednak porwać melodramatycznym ciągotom fabularnego punktu wyjścia: opowieści o napiętych relacjach między matką-aktorką a córką-scenarzystką. Zamiast katartycznych aktorskich eksplozji twórca zaproponował uważną, nienachalną obserwację. A ujmując całą sytuację w metafilmowy nawias, zarazem zdystansował się od konwencji i podprowadził refleksję o rolach, jakie gramy na co dzień we własnych życiach. Prawda jest zatem taka, że to dobry film.




Drugi film Pawła Domalewskiego, twórcy dobrze przyjętej zarówno przez widzów, jak i krytyków "Cichej nocy", wszedł do kin niepostrzeżenie. Naszym zdaniem zasługuje jednak na uwagę jako jeden z najciekawszych portretów imigrantów zarobkowych. Domalewski podobnie jak Ken Loach pokazuje współczesną klasę robotniczą, powstrzymując się od krytyki czy osądów. Świadomość, że historia nastoletniej Oli, która niespodziewanie musi wyruszyć do obcego kraju, aby sprowadzić ciało tragicznie zmarłego ojca, oparta jest na faktach, nadaje produkcji gorzkiego posmaku. Reżyser po mistrzowsku równoważy go jednak za pomocą czarnego humoru. Zapamiętajcie nazwisko debiutującej na ekranie Zofii Stafiej – o tej dziewczynie będzie jeszcze głośno.




Polskie elity mają szczęście, że urodzony w Londynie Sacha Baron Cohen woli naśmiewać się z Amerykanów. W "Kolejnym filmie o Boracie" raz jeszcze pokazał, jak bezwzględny i okrutny bywa w wytykaniu narodowych przywar. Scena z pastorem, taniec, piosenka na zlocie skrajnej prawicy i wreszcie słynna hotelowa sekwencja z Rudym Giulianim to dowody na to, że Cohen wciąż pozostaje komediowym geniuszem, a jego humor jest ostry jak brzytwa. Borat triumfalnie powrócił i raz jeszcze rozśmieszył świat do łez.


17. "Polowanie"


Ten film trafił do polskich kin w najlepszym możliwym momencie. Po pierwszej fali koronawirusa i całkowitym lockdownie widzowie potrzebowali czegoś lekkiego, rozrywkowego, co pozwoliłoby im zapomnieć o ciężkich chwilach. I "Polowanie" dokładnie to zaoferowało. Brutalność, humor, świetna główna bohaterka, która z bezwzględną metodycznością walczy o przetrwanie – wszystko to pozwoliło widzom rozsiąść się w kinowych fotelach, wyłączyć myślenie i oddać zabawie, której dostarczało podkręcone kino survivalowe. Świetna sekwencja rozpoczynająca i dynamiczne sceny akcji sprawiły, że na seansie "Polowania" nie można się było nudzić.


16. "Possessor"


Nazwisko Cronenberg zobowiązuje. Za sprawą swojego drugiego pełnometrażowego filmu Brandon, syn Davida, pokazuje, że kontynuacja wizji sławnego ojca nie jest równoznaczna z odtwórstwem. Akcja "Possessora" toczy się w przyszłości rodem z "Black Mirror", w której za sprawą nowoczesnej technologii możliwe jest przejęcie ciała dowolnej osoby i dokonanie jej rękami zabójstwa. Historia zabójczyni, której kolejny obiekt nie chce oddać kontroli bez walki, szybko zmienia się w psychodeliczną podróż po ludzkiej psychice. W wykonaniu młodego reżysera to prawdziwa jazda bez trzymanki. Bądźcie też gotowi na dużą dawkę seksu i przemocy.


15. "Gniazdo"


"Gniazdo" rozpoczynało się niemalże jak horror: oto małżeństwo wprowadza się do gotyckiego zamczyska. I faktycznie, reżyser Sean Durkin opowiadał nam tu coś na kształt horroru: tyle że był to horror psychologicznego impasu, genderowego klinczu i ekonomicznej gorączki. "Gniazdo" pokazywało Thatcheryzm lat 80. jako stan ducha, widmo nawiedzające nie tylko zamykane kopalnie, ale i wille na obrzeżach Londynu. Nic dziwnego, że dramat tętniących podziałów klasowych czy płciowych został tu przepisany na małżeński dramat, rewelacyjnie odegrany przez Carrie Coon i Jude'a Lawa.




Choć "Może pora z tym skończyć" jest ekranizacją książki Iana Reida, to wcale się tego nie odczuwa. Charlie Kaufman stworzył kolejne dzieło na wskroś autorskie. Fani "Anomalisy" i "Synekdochy, Nowy Jork" poczują się tu jak u siebie w domu. Znów dostaliśmy historię, która nie jest opowieścią o tym, czym się na pierwszy rzut oka wydaje. Kaufman, przybierając skrajnie subiektywną perspektywę, zaciera granicę pomiędzy faktami prawdziwymi i wyimaginowanymi. "Może pora z tym skończyć" to hipnotyzująca i dezorientująca przypowieść o naturze pamięci i o tym, jak bardzo nasze wspomnienia zanieczyszczone zostają przez wytwory kultury, z jakimi mamy kontakt. Fascynujące kino ze świetnymi kreacjami Jessie Buckley i Jessiego Plemonsa.




Wytwórnia A24 przyzwyczaiła nas do wysokiego standardu, jeśli chodzi o kino grozy. Twórcy tacy jak Ari Aster czy Robert Eggers, mimo że mają na swoim koncie zaledwie po dwa filmy, już cieszą się opinią jednych z najbardziej oryginalnych autorów współczesnego horroru. Dzięki "Saint Maud" dołącza do nich debiutująca za kamerą Rose Glass. Nie zaprzeczamy, punkt wyjścia wydaje się co najmniej ryzykowny: tytułowa Maud, młoda, głęboko religijna kobieta, przeżywa mimowolne orgazmy, które uważa za znak od komunikującego się z nią Boga. Reżyserka nie przekracza jednak granic dobrego smaku, hagiografię głównej bohaterki stylizując na dzieła malarskie barokowych mistrzów. Przywracając erotyzmowi wymiar duchowy, jednocześnie celnie punktuje chrześcijaństwo jako religię opartą na cierpieniu i przemocy. Źródłem grozy nie jest tu przemoc ani nawet obecność próbującego uwieść protagonistkę Zła, lecz cienka granica oddzielająca wiarę od szaleństwa.


12. "1917"


Jak mawiali najstarsi teoretycy, ruch jest esencją kina. O tej prostej prawdzie przypomina Sam Mendes. Reżyser mający na swoim koncie takie tytuły jak "American Beauty" czy "Skyfall" połączył siły z nagrodzonym Oscarem za zdjęcia Rogerem Deakinsem. Współpraca zaowocowała dziełem, od którego wirtuozerii nie można oderwać wzroku. Praca kamery – po mistrzowsku markująca niemal całkowity brak cięć montażowych – w połączeniu z ruchem wewnątrz kadru składają się na wizualną ucztę. "1917" w równym stopniu jest spektaklem wojennej grozy (wraz z dwoma bohaterami wędrujemy przez klaustrofobiczne okopy i usiany trupami front), co montażem filmowych atrakcji. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję obejrzeć tę produkcję na dużym ekranie, nie wahajcie się!




Taika Waititi swoim zwyczajem wziął na warsztat szalony koncept i opowiedział historię chłopca z szeregów Hitlerjugend, samemu wcielając się w jego wyimaginowanego przyjaciela, Hitlera. W tym szaleństwie była jednak metoda. Twórca z premedytacją upupił nazistowską ideologię, serwując szczepionkę na wirusy fanatyzmu, których – jak się okazuje – wcale nie wypleniono w 1945 roku. "Jojo Rabbit" jest więc przede wszystkim kinem edukacyjnym skierowanym do najmłodszych – z tym że to edukacja absolutnie na wesoło. Żeby jednak nie było: absurdalny humor po mistrzowsku pożeniono tu z tonami absolutnie serio. Do walki z radykalizmem trzeba wytoczyć działa radykalnego kina. 


10. "Babyteeth"


Choć wydaje się, że fabuła "Babyteeth" opiera się na kliszach, debiut reżyserski Shannon Murphy jest filmem świeżym i zaskakującym. Przedstawienie historii zmagającej się z nieuleczalną chorobą młodej dziewczyny w coming-of-age'owej stylistyce, bez szpitalnych dekoracji, za to z wygrywanymi wyraźnie, lecz nienachalnie emocjami, przyniosło niezwykłe rezultaty. Jako widzowie angażujemy się w losy bohaterów i podejmujemy rozpoczętą przez nich grę w ukrywanie rozpaczy pod desperacko chwytanymi ostatnimi wspólnymi chwilami. Mimo że "Babyteeth" momentami znajduje się niebezpiecznie blisko szantażu emocjonalnego, dzięki energii i chemii, jaką da się wyczuć między młodymi aktorami, nie jest to rzewny wyciskacz łez, lecz wzruszająca opowieść o radości życia na przekór nieuchronnej śmierci.




Dzień z życia asystentki potężnego producenta filmowego staje się w filmie Kitty Green pretekstem do rozwiania mitów i naiwnych wyobrażeń o Hollywood. "Asystentka" pokazuje nam studio filmowe, które niewiele różni się od monarchii absolutnej. Pracownicy są niczym dworzanie walczący o wpływy. To świat toksycznych obsesji odniesienia sukcesu, w którym zjawisko fali jest normą, a wykorzystywanie władzy dla własnych celów – przywilejem, na który zapracowało się cierpieniem. Green bez patosu i propagandowego zacięcia rozprawia się z problemami, o których zaczęło się głośno mówić wraz z upadkiem Harveya Weinsteina. Warto też wspomnieć Julię Garner, której cicha i mało efekciarska kreacja jest jedną z najlepszych ról w jej karierze.


8. "Emma."


Jeden z najbardziej efektownych debiutów minionego roku. Reżyserka teledysków Autumn de Wilde sięgnęła po klasykę angielskiej literatury bez fałszywego zachwytu i uniżoności przed legendą. Jej "Emma." to kino świeże, energetyczne, w którym nie czuć kostiumowej sztywności. Reżyserce udało się również stworzyć pogłębiony w porównaniu do wcześniejszych ekranizacji portret psychologiczny głównej bohaterki. Musimy również wspomnieć o fantastycznej odtwórczyni tytułowej postaci. Anya Taylor-Joy jest jedną z tych nielicznych osób, które mają powody, by dobrze wspominać rok 2020. "Emma." i "Gambit królowej" uczyniły z niej jedną z największych aktorek młodego pokolenia.




Pixar przyzwyczaił nas do tak wysokiego poziomu, że nieraz trudno zauważyć, jak rewelacyjne są te produkcje studia, którym nie udaje się osiągnąć poziomu arcydzielnego. Choćby "Naprzód". Jak na Pixara przystało, film przynosił zgrabne połączenie konceptu i serducha. Świat fantasy, w którym zapomniano o magii, to przecież świetna metafora jałowego pędu współczesności. A także celny punkt wyjścia dla historii o dwóch elfich braciach odkrywających na nowo czar rodzinnych relacji. Do tego drugi plan aż kipi od inwencji: tu motocyklowy gang wróżek, tam spacyfikowana Mantikora, która odkrywa siebie na nowo. Magia Pixara wciąż działa.




Greta Gerwig odkurzyła klasyczną powieść Louisy May Alcott i wycisnęła z niej coś absolutnie aktualnego, a przy tym zachowała wierność względem oryginału. W jej rękach "Małe kobietki" pozostały opowieścią o dojrzewaniu, ale nabrały narracyjnych i obyczajowych rumieńców. Przeplatanie fabuły dwóch tomów książki pozwoliło podkreślić motyw przemijania, a pogłębienie postaci pozostających wcześniej na drugim planie – skomplikować wymowę historii. "Małe kobietki" Gerwig stały się tym samym opowieścią o kobiecości uwikłanej w społeczne, polityczne i ekonomiczne uwarunkowania. A także historią o samych "Małych kobietkach": o tym, jak są czytane, i o tym, jak można czytać je inaczej.




Lulu Wang nie owija w bawełnę: już na wstępie informuje nas, że fabuła jej dzieła oparta jest na prawdziwym kłamstwie. W ten sposób reżyserka puszcza do widza oko, a przy okazji wręcza mu klucz interpretacyjny. "Kłamstewko" to bowiem film-oksymoron. Śmiech miesza się w nim ze łzami, miłość wyraża się za pomocą (pozornej) obojętności, a lokalne obyczaje z łatwością dają się przetłumaczyć na uniwersalny język. Wisienką na torcie jest nagrodzona Złotym Globem Awkwafina, która brawurowo wcieliła się w rolę żyjącej na pograniczu dwóch kultur Billi. Brak nominacji do Oscara za ten występ uważamy za jedno z największych nieporozumień w historii Amerykańskiej Akademii Filmowej.




Po kilku dużych widowiskach ("Król Artur: Legenda miecza", "Aladyn") Guy Ritchie postanowił wrócić do korzeni. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. "Dżentelmeni" to najlepszy film angielskiego reżysera od dekady, który wielu przypomniał, dlaczego kiedyś darzyli Ritchiego miłością. Dostaliśmy pełną werwy historię z błyskotliwymi dialogami i charakterystycznym dla Anglika poczuciem humoru. Otrzymaliśmy również całą masę fantastycznych kreacji aktorskich. Colin Farrell, Hugh Grant, Charlie Hunnam i Matthew McConaughey dwoili się i troili, by zapewnić widzom jak najwięcej frajdy. Ich wysiłki nie poszły na marne.


3. "Mank"


David Fincher – przewrotny jak zwykle – postanowił opowiedzieć o genezie "Obywatela Kane'a", odstawiając na boczny tor nie tylko kulisy realizacji legendarnego filmu, ale i samego Orsona Wellesa. Zamiast tego zaproponował film o Hollywood lat 30. – nakręcony w stylu Hollywood lat 30., a zarazem bardzo aktualny. "Mank" to przecież nie tylko historia faceta z deadline'em, który pisze arcydzieło. To też opowieść o roli artysty w burzliwych czasach, o związkach między kinem a polityką, między iluzją a prawdą – w pewnym sensie nawet o fake newsach. Opowieść po Fincherowsku przewrotna, bo zarówno urzeczona hollywoodzką fasadą, jak i obrzydzona hollywoodzkimi kulisami. Do tego zapleciona równie misternie, co łańcuszki środowiskowych zależności, o jakich opowiada. Dla chcących zabawić się w ich rozplątywanie – seans genialny.





Od czasu "Mumii" (tej z Tomem Cruise'em) informacje o remake'ach przyprawiają nas o dreszcz grozy. Na szczęście "Niewidzialny człowiek" szybko rozwiał nasze obawy. W rękach sprawnego rzemieślnika (Leigh Whannell, autor dobrze przyjętego "Upgrade") klasyczny horror z lat 30. zmienił się w inteligentnie poprowadzoną i trzymającą w napięciu historię kobiety usiłującej wyrwać się z zaklętego kręgu przemocy domowej. Reżyser nie próbuje nas straszyć jump scare'ami, lecz umiejętnie zagęszcza atmosferę, wykorzystując warstwę dźwiękową. Do tego Elisabeth Moss w roli głównej, która po występach w "Opowieści podręcznej" wydaje się wprost stworzona do portretowania kruchych, a jednocześnie silnych bohaterek gotowych rzucić wyzwanie systemowej przemocy. Czego chcieć więcej?





Już w "Good Time" bracia Safdie dowiedli, że są mistrzami ekranowej nerwówki. W "Nieoszlifowanych diamentach" podbili jednak do maksimum poziom ekranowego stresu – udzielającego się też widzowi. Opowieść o bezwstydnym hazardziście Howardzie Ratnerze to jazda bez trzymanki, popis przeskakiwania między tonacjami i konwencjami: od komedii pomyłek do thrillera, od symfonii frenetycznego stylu do minimalizmu popisu jednego aktora. Co więcej, opowieść o autodestrukcyjnym pędzie jednego człowieka urastała tu do metafory systemu, który nie tylko umożliwia, ale wręcz prowokuje kolejne ryzykowne gry we "wszystko albo nic". Ani rozkręcone przez bohatera kapitalistyczne pandemonium, ani jego choleryczna persona nie przeszkadzały jednak w uruchomieniu mechanizmów ekranowej empatii. A to już zasługa tyleż Safdiech, co niespodziewanie rewelacyjnego Adama Sandlera. W tym roku dla nikogo nie obgryzaliśmy paznokci tak jak dla niego. 


Poniżej znajdziecie dodatkową listę filmów, na które zagłosowały co najmniej dwie osoby. Tytuły te nie zdobyły jednak wystarczającej liczby punktów, by znaleźć się w głównym zestawieniu.


"Tyler Rake: Ocalenie"
"Zdrajca"
"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy"
"Sala samobójców: Hejter"
"Czyj to dom?

Przypominamy również, że możecie już obejrzeć odcinek "Movie się", w którym Jakub Popielecki, Michał Walkiewicz i Łukasz Muszyński rozmawiają o filmowych zaskoczeniach, rozczarowaniach i najlepszych tytułach 2020 roku.


Zapraszamy Was również do dzielenie się w komentarzach Waszymi listami najlepszych filmów roku.
  

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones