Seks nastolatków to temat delikatny. Bo i newralgiczny jest sam wiek, kiedy stoi się pomiędzy dzieciństwem a dorosłością i zmaga z odkrywaną właśnie seksualnością.
"Klip"
W polskich kinach już niebawem zobaczyć będzie można głośny serbski film
"Klip". Jego kampania reklamowa wykorzystuje fakt, że w Rosji dzieło
Mai Miloš zostało zakazane. Wiadomo, skandal to wciąż najlepsza strategia marketingowa. Powstanie
"Klipu" może być znakiem tego, że Serbia oddala się od sankcjonowanej wciąż w putinowskiej Rosji mentalności cenzorskiej, w stronę bliższych standardom europejskim pluralizmu i przyzwolenia na szczere mówienie o problemach.
Miloš pokazuje zmagania z dorastaniem, także seksualnym, w raczej depresyjnej scenerii przedmieść Belgradu, gdzie wyobrażenia erotyczne nastolatków (jak zresztą wszędzie) oparte są w dużej mierze na pornografii. Skandaliczność
"Klipu" polega na tym, że nie owija on w bawełnę (ani w bieliznę) tego, co podczas seksualnych kontaktów zazwyczaj pozostaje niezasłonięte. Wciąż jednak mówi o młodzieży, a to temat delikatny. Szczególnie dla tych, którzy nastolatkami już nie są. Bo który rodzic chciałby oglądać swoje dzieciaki w – pokazywanych w
"Klipie" bardzo dosłownie – "dorosłych" zachowaniach seksualnych, jak seks analny, fellatio czy wytrysk na twarz?
LOLITY I LOLICI Nie ma problemu, by mówić o młodzieńczej seksualności, jeśli odpowiednio się ją zawoaluje. Tak jak zrobił to Szekspir w "Romeo i Julii" – sztuce traktującej przecież o związku 13-latki z niewiele od niej starszym młodzieńcem. Aby uszło to na sucho, wystarczy spełnić kilka warunków. Przede wszystkim w filmie nie można pokazywać za wiele nagości, a jeśli już – w scenach rozbieranych niepełnoletni aktorzy muszą mieć swoich dorosłych dublerów. Cel jest oczywisty: chodzi o to, by odsunąć zarzuty o dziecięcą pornografię, choć z medycznego punktu widzenia, kiedy ciało nastolatki/ka jest już płciowo rozwinięte (co oczywiście nie oznacza, że rozwinięty jest i umysł), nie może być mowy o pedofilii. Związki, które przekraczały dzisiejszą metrykę legalności były zresztą w różnych okresach i w różnych kulturach akceptowane, by wspomnieć chociażby kazus naszej królowej Jadwigi. W USA lat 30. proceder małżeństw z małoletnimi był w niektórych stanach rozpowszechniony na tak szeroką skalę, że odnotowała to i historia kina. W 1938 roku
Harry Revier nakręcił film edukacyjny
"Child Bride", który w założeniu miał naświetlić problem braku regulacji tej materii w amerykańskim prawie. Zwrócił jednak uwagę przede wszystkim na prezentującą się tam w pełnej okazałości 12-letnią
Shirley Mills. Obowiązujący podówczas kodeks Hayesa udaremnił powszechną dystrybucję filmu, który jednak z powodzeniem pokazywany był przez lata w drugim obiegu, zwanym w Stanach exploitation.
"Lolita"
Najbardziej ikonicznym dziełem eksplorującym rozbuchaną nastoletnią seksualność pozostaje oczywiście "Lolita" Vladimira Nabokova. Ostra jak na ówczesne standardy była już adaptacja
Stanleya Kubricka z 1962 roku, choć wszystkie sceny seksu ukryte były poza kadrem. 35 lat później dalej mógł posunąć się
Adrian Lyne, ale efekt nie prześcignął klasyka. W jedynej w filmie scenie seksu ciało grającej Lolitę 15-letniej
Dominique Swain zastąpiono 19-letnią dublerką. Ale był to czas, kiedy urzędujący prezydent Clinton podpisał już tzw. Child Pornography Prevention Act, zaostrzający wytyczne, co można pokazać na ekranie z udziałem (choćby wirtualnego) wizerunku nieletnich. Film
Lyne'a okazał się więc dla amerykańskich dystrybutorów zbyt ryzykowny. Zapis zniesiono w 2002 roku jako zbyt restrykcyjny.
Podobnych problemów nie miał już więc
"Lektor" Stephena Daldry'ego z 2008 roku, w którym funkcję Lolity zajął niemiecki efeb,
David Kross, a rolę Humberta – uhonorowana za tę kreację Oscarem –
Kate Winslet, grająca tu nazistowską funkcjonariuszkę rozdziewiczającą zakochanego w niej 15-latka. Oczywiście już wcześniej w kinie wielokrotnie oglądać można było obrazy chłopięcego przebudzenia seksualnego. Wersję upoetyzowaną pokazano w
"Historii Rose", gdzie
Laura Dern ekscytowała zapatrzonego w nią malca. Gejowską opowiedział
Greg Araki w
"Złym dotyku", traktującym o chłopięcej prostytucji jako skutku pedofilii. Dość dosłowny obraz wczesnych erotycznych prób pojawił się też w klasyku nurtu blaxploitation, filmie
Melvina Van Peeblesa "Sweet Sweetback’s Baadasssss Song", w którym 13-letni syn reżysera, Mario, odkrywał swoją seksualność w asyście prostytutki. Scena ta prawdopodobnie obyła się bez dublera. Wiadomo – w drugim obiegu można więcej.
"Lektor"
DZIECIAKI Gdy buzują hormony, rodzą się demony. Najdosadniejszym filmem mierzącym się z dziecięcą seksualnością (lub żerującym na niej – jak woleli niektórzy) pozostają
"Dzieciaki" Larry'ego Clarka (1995), w którym swoje pierwsze role zagrały młodziutkie podówczas
Chloë Sevigny i
Rosario Dawson. Aura skandalu, która towarzyszyła filmowi spowodowała, że dzieciaki na całym świecie w tajemnicy przed rodzicami z wypiekami na twarzy oglądały (wtedy jeszcze na VHS-ie) pikantny film
Clarka. Obraz, rozpoczynający się słynną sceną defloracji 12-latki (
Sarah Henderson) przez 17-letniego uwodziciela (
Leo Fitzpatrick), portretujący środowisko nowojorskich skaterów w epoce trwającej wciąż epidemii AIDS, był w zasadzie bardzo pesymistyczny, wręcz depresyjny. Działał jednak na rówieśników bohaterów filmu jak magnes (wreszcie ktoś to pokazał!), a opinie, że
Clark uprawia dziecięcą pornografię, tylko wzmagały chęć przejrzenia się w niej równolatków
"Dzieciaków". Film, wyprodukowany przez wytwórnię MIRAMAX, należącą wówczas do Disneya (sic!), zarobił 20 milionów dolarów, bo
Clark miał szczęście wstrzelić się z nim tuż przed wejściem w życie w 1996 roku rzeczonego Child Pornography Prevention Act, który mógłby udaremnić sukces filmu.
Reżyser
"Dzieciaków" znany był wcześniej w świecie miłośników sztuki współczesnej jako autor cenionych cykli fotograficznych Tulsa (1971) i Teenage Lust (1981), szczerze opisujących napełnione seksem i narkotykami życie nastolatków. Scenariusz napisał zaś w wieku 18 lat
Harmony Korine – dziś ikona nowojorskiego undergroundu – także żywo zainteresowany tematem, co udowodnił choćby w swoim debiucie reżyserskim
"Gummo" z 1997 roku. Później
Korine napisał także scenariusz do równie odważnego (choć już mniej kultowego) filmu
Clarka "Ken Park" (2002), w którym młodzież z amerykańskich przedmieść wchodzi w relacje erotyczne (dobrowolnie i niedobrowolnie) z pokoleniem swoich rodziców. A także ćwiczy rozmaite techniki seksualne we własnym kręgu. Wszystko pokazano naturalistycznie i bez rumieńców. W najnowszym filmie
Korine'a,
"Spring Breakers", który na ekrany polskich kin trafi już w marcu, oglądać można studentów, ekstatycznie przeżywających wiosenne ferie na Florydzie. W tej spektakularnej filmowej fantazji mamy do czynienia z aktorami starszymi, a sceny nie są aż tak śmiałe jak w poprzednich filmach
Korine'a. Jednak w Ameryce niemałe zamieszanie wywołało obsadzenie w cokolwiek rozpustnych rolach disnejowskich gwiazdek –
Seleny Gomez i
Vanessy Hudgens. Swoim występem pokazały one, że wszystkie nastki mają dwie strony – tę lubianą przez rodziców i małoletnich fanów oraz tę niegrzeczną i napaloną, którą przed nimi się skrywają.
Trudno zresztą dalej utrzymywać niewinne wizerunki nastoletnich gwiazdek, po tym jak
Britney Spears – swego czasu zażarta dziewica – wyjawiła, że jej cnota była jedną wielką bujdą. I kiedy po drugiej stronie Atlantyku zaczęły powstawać seriale takie jak
"Skins". Brytyjska seria, której siódmy sezon wystartuje w lutym, w pył rozbiła wszelkie (jeśli jeszcze jakiekolwiek się ostały) społeczne mity o niewinności nastolatków. Alkohol, narkotyki, seks homo- i heteroseksualny, ale i próby samobójcze, zaburzenia odżywiania, zastraszanie przez rówieśników – wszystko to w
"Skins" jest częścią nastoletniej drogi do zbudowania własnej tożsamości. To jednak, co w Europie odczytywano jako szczerość w portretowaniu pokolenia, w Stanach (znów) nazwane zostało deprawacją nieletnich. Emitowana przez MTV amerykańska wersja serialu została oprotestowana przez rozmaite konserwatywne grupy z Parents Television Council na czele, co doprowadziło do odpływu reklamodawców i zawieszenia produkcji. Stany zdecydowanie bardziej komfortowo czują się ze sposobem, w jaki problemy małoletniego świata opisuje
"Glee" – wszak, jak wielokrotnie powtarza się w serialu, trudne tematy łatwiej jest przełknąć, gdy się o nich śpiewa, niż mówi. Lub co gorsza – pokazuje.
GALERIANKI NA PRYWATCE Polsce wciąż bliżej do pruderii Stanów Zjednoczonych niż otwartości Wielkiej Brytanii. Seriale kierowane do nastolatków, jeśli w ogóle powstają, okazują się niewypałami (kto na przykład pamięta
"Klasę na obcasach" Małgorzaty Potockiej?) albo są opowiadane z niesamowicie ugrzecznionej perspektywy (
"Pokój 107"). Rodzime kino natomiast, o którym nie od dziś wiadomo, że ma z seksem problem, raczej nastoletnią seksualność piętnuje, niż bada.
"Słodko-gorzki" Władysława Pasikowskiego, portretując zepsutą nastoletnią "warszawkę" miało być bardziej "cool" niż faktycznie było. W
"Galeriankach" Katarzyny Rosłaniec małoletnie sprzedawały się za ciuchy w centrach handlowych, a w
"Świnkach" Roberta Glińskiego młodziutcy chłopcy zarabiali na niemieckich seksturystach o skłonnościach pedofilskich. To zjawiska, o których należy mówić i je monitorować. Żal jednak, że nie powstał u nas jaśniejszy kontrapunkt, pokazujący także radosny wybuch nastoletniej seksualności. Bo ilu z nas ma rozkoszne wspomnienia z tego okresu?
"Galerianki"
Nawet w purytańskich Stanach pojawiły się swego czasu aktorki utożsamiane z wizerunkiem lolity. Jak
Brooke Shields, która w wieku 12 lat zagrała prostytutkę u
Louisa Malle'a w
"Ślicznotce", by dwa lata później paradować nago w
"Błękitnej Lagunie", zachwalającej życie w zgodzie z naturą. Albo
Winona Ryder, która jako 16-latka zabawiała się w małżeństwo z upośledzonym chłopcem w
"Amerykańskim kadrylu" (1987), a później w
"Wielkich kulach ognia" zagrała 13-letnią kuzynkę (i kochankę, a później żonę)
Jerry'ego Lee Lewisa. W produkcji lolitek najbardziej wyspecjalizowali się jednak Francuzi, dostarczając przemysłowi filmowemu bezwstydne gwiazdki w rodzaju
Charlotte Alexandry, która pokazała srom w filmie
Catherine Breillat "Młoda dziewczyna" (1976), a w latach 80. –
Vanessę Paradis czy
Charlotte Gainsbourg. Albo 14-letnią
Sophie Marceau, która w
"Prywatce" (1980) swobodnie, acz nie bezrefleksyjnie, odkrywała smak pierwszych erotycznych wtajemniczeń, by poznać je dogłębniej dwa lata później w
"Prywatce 2".
"Baby blues"
Kinematografia francuska do dziś zachowała coś pocieszająco bezpruderyjnego; wciąż potrafi swobodnie i lekko mówić o tym, co innych zawstydza bądź zniesmacza. Szkoda na przykład, że do polskich kin nie trafiło
"17 dziewczyn" Delphine i
Muriel Coulin (2011), w którym tytułowe bohaterki swój nastoletni bunt wyrażają... masowo zachodząc w ciążę. Ile jest w tym naśladownictwa, ile świadomej decyzji, ocenia sam widz, ale przewrotność filmu polega na tym, że dziewczyny, zamiast stereotypowo uciekać od odpowiedzialności, same ją na siebie nakładają. A świat – jak zwykle w przypadku nastolatków – jest ich decyzjom nieprzyjazny. Tymczasem na temat wczesnych ciąż film zrobiła właśnie autorka
"Galerianek". Co tym razem będzie miała nam do powiedzenia
Rosłaniec w
"Bejbi blues"? I czy będzie tak odważna i przekonująca jak
Maja Miloš w
"Klipie"? Odpowiedź znaleźć można w kinach.