To wydarzyło się naprawdę. Na planach tych filmów zginęły zwierzęta

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/To+wydarzy%C5%82o+si%C4%99+naprawd%C4%99.+Na+planach+tych+film%C3%B3w+zgin%C4%99%C5%82y+zwierz%C4%99ta-156680
To wydarzyło się naprawdę. Na planach tych filmów zginęły zwierzęta
Trudno o bardziej uniwersalny obiekt sympatii ludzi niż mniejsze lub większe zwierzęta. Nawet jeśli filmowcy zaliczają się do grupy przyjaznych im ludzi, w przeszłości niejednokrotnie przeczyli temu w trakcie prac nad kolejnymi produkcjami. Podczas zdjęć, na ekranie czy poza nim, ginęli przedstawiciele różnych gatunków. Czasami były to przypadkowe śmierci, czasami celowe działania, aby urealnić wydarzenia fabularne, szokować albo straszyć. W tym rankingu przyglądamy się 10 popularnym filmom, których twórcy nie oszczędzili innych żywych mieszkańców naszej planety.  

Na planach tych filmów zginęły zwierzęta



Na planie jednego z najsłynniejszych westernów w historii kina doszło do wielu śmiertelnych wypadków z udziałem koni. Winą za to obarcza się urządzenie zwane Running W. Wymyślone przez wieloletniego kaskadera Johna Wayne’a Yakimę Canutta pomagało koniom upadać. Kopyta przywiązywano do zakopanych w ziemi lin. Zwierzęta rozpędzono do wysokich prędkości, a w odpowiednim momencie szarpnięcie zwalało wierzchowca z nóg. Kamera uwielbiała takie przygotowanie - na ekranie scena kaskaderska wyglądała niezwykle efektownie. Niestety, bardzo często urządzenie powodowało złamania kończyn, czyli pewną śmiercią dla koni. Razem z protestami różnych aktorów dobro zwierząt okazało się powodem, dla którego zakazano używania Running W


Przedwojenny film Jeana Renoira to groteska pokazująca manieryzmy w najbardziej zamożnych kręgach francuskiej arystokracji. Nawet akcja "Reguł gry" rozgrywa się na wyjątkowej okazji do spotkania grupy bogaczy - podczas polowania. Długa scena strzelania do zwierząt przecina komedię dawką bezkompromisowego realizmu. Na ekranie widzowie oglądają sekwencję przepełnioną rzeczywiście umierającymi ptakami czy zającami. Sam reżyser, syn słynnego malarza, nie chciał uczestniczyć w kręceniu sceny, brzydząc się przemocą wobec zwierząt. Sekwencję zrealizowali asystenci André Zwoboda, Henri Cartier-Bresson oraz Tony Corteggiani, zatrudniony specjalnie do wykonania tej sekwencji.


Superprodukcja Michaela Cimino okryła się złą sławą jako dzieło kończące hollywoodzkie panowanie młodych reżyserów, debiutantów z lat 70., a rozpoczynające epokę korporacyjnych zysków. Reżyser ciągle rozbudowywał budżet produkcji, a jego metody pracy wymagały nieludzkiego wysiłku od całej ekipy. Nic dziwnego, że wizja okupiona była prawdziwymi stratami w zatrudnionych do filmu zwierzętach. Gdy na plan nie została wpuszczona organizacja American Humane Association, która zwykle monitoruje proces produkcyjny, jej przedstawiciele opublikowali raport oskarżający filmowców. Do wiadomości publicznej podano, że w trakcie kręcenia "Wrót niebios" zginęły co najmniej cztery konie (w tym jeden do nieplanowanego wybuchu dynamitu), a kilkanaście raniono w trakcie sceny bitwy. Podczas zdjęć miano użyć prawdziwej krwi, więc upuszczono ją z żywego zwierzęcia. AHA stwierdzała też, że na planie dochodziło do walk kogutów, a ekipa filmowa potrafiła wypatroszyć krowę czy przeprowadzić dekapitację kury. Po premierze filmu przed kinami ustawiały się pikiety protestujących. Sprawa "Wrót niebios" ma przełożenie na dzisiejszą rzeczywistość. Była jednym z powodów, przez które niemal każdy film ze Stanów Zjednoczonych w napisach końcowych chwali się certyfikatem głoszącym, że na planie nie ucierpiało żadne zwierzę.


Film Andrzeja Wajdy stał się najsłynniejszym przykładem śmierci zwierzęcia na planie filmowym w Polsce. Ekranizacja powieści Stefana Żeromskiego rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX wieku. Na tle wielkiej historii walki o niepodległość Polski rozgrywa się opowieść o dwóch młodych szlachcicach, którzy wstępują do armii napoleońskiej. Wajda opowiadał o historii patriotów przez pryzmat ich wieku, mieszanki niedoświadczenia i porywczości. Idealizm młodych ścierał z brutalnym realizmem wojny. Dla uzyskania pożądanego efektu nie szczędził środków. Wybitny reżyser miał więc zezwolić na zrzucenie z klifu jednego z koni. Zwierzę zmarło w męczarniach, uderzając o wystające skały, a następnie roztrzaskując się o ziemię.


Włoska produkcja w założeniach miała szokować i dzięki temu zyskać widzów i pieniądze. Mocnych wrażeń dostarczyła najpierw kampania promocyjna, sugerująca, że aktorzy, którzy po realizacji zdjęć zniknęli z życia publicznego, naprawdę zginęli na planie. Do wyjaśnienia aresztowano nawet reżysera Ruggero Deodato. Na ekranie widzimy jednak prawdziwe ofiary – zwierzęta zabite przez filmowców. W filmie widzimy śmierć szóstki: ostronosa rudego, żółwia Arrau, tarantuli, boa dusiciela, świni i małpkę sajmiri. Powstały dwa ujęcia śmierci ostatniego ssaka, stąd w trakcie zdjęć zginął dodatkowy przedstawiciel gatunku. Po latach reżyser przyznał, że takie potraktowanie zwierząt było niepotrzebne i po prostu głupie.


Manderlay

2h 19m

Dania

Francja

Holandia

Niemcy

Szwecja

Wielka Brytania

Włochy

Lars Von Trier zasłużył na miano jednego z najbardziej polaryzujących współczesnych reżyserów. Premierze każdego z jego filmów towarzyszą niemałe kontrowersje, które przysparzają mu kolejnych fanów i przeciwników. Taki scenariusz powtórzył się w trakcie zdjęć do jego produkcji z 2005 roku o tytule "Manderlay". Jeśli wystarczająco przyciągające nie okazało się miejsce akcji - południe Stanów Zjednoczonych w latach 30. XX. wieku - dyskusje i protesty musiała wzbudzić sprawa nagłośniona w mediach. Podczas produkcji zginął osiołek, który w fabule był pożywieniem dla bohaterów. Ostatecznie postanowiono wycofać się z tego pomysłu i scena oprawiania zwierzęcia została wycięta, nim film pojawił się na ekranach. Prawo było bezsilne - filmowcy pracowali w Szwecji, gdzie nawet takie scenariusze mogły rozgrywać się pod okiem weterynarza - więc nikt nie odpowiedział za ten czyn.


Na początku lat 70. śmierć zwierzęcia została elementem filmu Andrieja Tarkowskiego "Andriej Rublow". Osadzona w XV wieku poetycka opowieść o mnichu i pisarzu ikon to oczywiście dziecko swojego twórcy - stworzone dzięki jego unikalnemu stylowi reżyserskiemu. Nawet historia artysty w tym wypełnionym duchowością autorskim ujęciu nie została pozbawiona scen kaskaderskich. W szóstej części filmu, podczas najazdu Tatarów na dzisiejszy Włodzimierz, kamera skupia się na rannym koniu, który spada ze schodów, a następnie jest dobijany włócznią. Na plan trafiło zwierzę przywiezione z rzeźni, przeznaczone do przetworzenia na użytek komercyjny. Po zakończeniu zdjęć to, co pozostało z konia, zwrócono do tego samego ośrodka.


Każdy widz słynnej wojennej epopei Francisa Forda Coppoli pamięta końcową sekwencję, gdy kapitan Willard odnajduje cel swojej podróży i spędza czas wśród ludzi pułkownika Kurtza. Ostatnie sekwencje filmu zawierają w sobie rytuał składania ofiary z wołu. Ceremonię przeprowadziło rzeczywiste plemię z miejsca kręcenia filmu, regionu Ifugao na Filipinach. Reżyser i jego żona Eleanor widzieli wydarzenie zanim ruszyły kamery i później wrócili z ekipą filmową, aby zarejestrować cały proces. Żaden z amerykańskich filmowców nie został pociągnięty do odpowiedzialności, gdyż w miejscu zdarzenia taka przemoc nie jest ścigana przez prawo. American Humane Association oczywiście nie mogło przyznać "Czasowi Apokalipsy" pozytywnej oceny. Po latach brutalność sceny ćwiartowania zwierzęcia nadal przyprawia o dreszcze.


Scena składania ofiary z byka w filmie "Czas Apokalipsy"

Kampowa estetyka filmów Johna Watersa na ekranie rozbrzmiewała tak wyraźnie przez szokujące, obrazoburcze, a nawet obrzydliwe elementy. Reżyser ciągle sięga do najbardziej podstawowych ludzkich odruchów, aby wydobyć groteskowe reakcje i absurdalny humor. Tematem jego najsłynniejszego dzieła, "Różowych flamingów", są dwie rodziny, które konkurują o miano najobrzydliwszej familii w całych Stanach Zjednoczonych. W jednej ze scen dwoje bohaterów w seksualnym zbliżeniu wciska między swoje ciała parę żywych kurczaków, a następnie rozsmarowuje świeżą krew po swoich ciałach. Oczywiście niskobudżetowa produkcja nie zajmowała się myśleniem nad bezpieczeństwem zwierząt i jedno z nich rzeczywiście miało stracić życie na ekranie.


Jedną z ikonicznych scen w słynnym thrillerze Park Chan-wooka jest moment, w którym główny bohater siada w barze sushi, zamawia posiłek i konsumuje żywą ośmiornicę. Filmowcy nie zdecydowali się na użycie efektów komputerowych. Aktor Choi Min-sik musiał zjeść w sumie cztery zwierzątka w czterech kolejnych ujęciach. Materiał zza kulis ujawnia, że poważna scena nie była kręcona w grobowej atmosferze. Twórcy "Oldboya" potrafili żartować sobie z tego niecodziennego wydarzenia. Opowieść o człowieku, który po 15 latach zamknięcia w izolacji wychodzi na wolność, aby odkryć swoją zapomnianą tożsamość, otrzymała nagrodę Grand Prix na festiwalu w Cannes.


Na skróty: "Oldboy"