20 najlepszych filmów 2011 roku według Filmwebu

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/20+najlepszych+film%C3%B3w+2011+roku+wed%C5%82ug+Filmwebu-80930
Przed tygodniem pożegnaliśmy rok 2011. Sylwester wykorzystaliśmy, by spojrzeć w przyszłość i zaprezentowaliśmy Wam listę filmów, na które najbardziej czekamy w nadchodzących 12 miesiącach. Teraz przyszła pora spojrzeć wstecz na to, co dystrybutorzy zaoferowali nam wszystkim w ubiegłym roku. Do kin trafiło prawdziwe zatrzęsienie filmów. Było wśród nich sporo świeżych artystycznych i kasowych bułeczek, jak i trochę konserw mających już swoje lata. Każdy zapewne znalazł coś dla siebie. 

A co spodobało się nam najbardziej? Poniżej znajdziecie odpowiedź – listę 20 filmów, które zdobyły najwięcej punktów w ankiecie przeprowadzonej wśród członków redakcji Filmwebu i naszych współpracowników. W głosowaniu udział wzięli: Marcin Pietrzyk, Krzysztof Michałowski, Łukasz Muszyński, Michał Walkiewicz, Malwina Grochowska, Dorota Kostrzewa oraz nasi stali współpracownicy i recenzenci: Darek Arest, Jakub Socha, Łukasz Maciejewski, Bartosz Staszczyszyn, Adam Kruk oraz Ludwika Mastalerz. Każdą z osób poprosiliśmy o wytypowanie swojej dziesiątki najlepszych filmów roku. Głosować można było na filmy, które trafiły do naszych kin między 1 stycznia a 31 grudnia z wyłączeniem dystrybucyjnych powrotów i powtórek (nawet jeśli wracały w 3D).

Oczywiście zachęcamy wszystkich do dzielenia się swoimi uwagami i typami w komentarzach.

1. "Rozstanie"
Asghar Farhadi na prezydenta! Irańczyk podbiłby hollywoodzkie kino, gdyby tylko ktoś namówił go do wycieczki za ocean. W jego perfekcyjnym, rozegranym w konwencjach thrillera i dramatu społecznego filmie zdarza się coś niezwykle rzadkiego: narracyjna maestria (nikt dziś w tak fantastyczny sposób nie posługuje się elipsą!) idzie w parze ze stuprocentową emocjonalną wiarygodnością i psychologiczną głębią, a nawet niepozorne wątki i sceny składają się na przenikliwą analizę wielowarstwowego irańskiego społeczeństwa. "Rozstanie" chwyciło nas za gardło i za serce jednocześnie. Bolało, ale chcemy więcej.



2. "Melancholia"
Lars von Trier nadal potrafi zaskakiwać. Tym razem udało mu się zaskoczyć publiczność pozytywnie. "Melancholia" to najbardziej dojrzały i wyważony film szalonego Duńczyka. Więcej – to elegancka opera o końcu świata. Apokalipsa przychodzi w wizji twórcy "Antychrysta" niepostrzeżenie, nagle wkracza w świat zamożnej rodziny i uwidacznia martwotę, sztuczność międzyludzkich relacji. Von Trier opowiedział nam bez efekciarstwa i prawdziwie o poczuciu zagrożenia i pustki, zwątpieniu w naukowe i kulturowe pewniki, a także – o depresji, która jest nie do przezwyciężenia i dla której globalna katastrofa oznacza wybawienie.



3. "Szpieg"
Kino szpiegowskie w najlepszym wydaniu. Zmęczony, poszarzały Gary Oldman tropi kreta w strukturach MI6. Choć nie rozwala przy tym połowy Londynu oraz nie zdobywa dziewczyn z rozkładówek "Playboya", i tak jest jednym z najskuteczniejszych agentów Jej Królewskiej Mości. Przygody Oldmana trzymają w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, a także są ucztą dla oka (ten film to naprawdę wizualny dwugodzinny orgazm). Bond i Bourne znaleźli poważnego konkurenta!



4. "Prawdziwe męstwo"
Western a'la bracia Coen: między tradycją a nowoczesnością, między kanonem a pastiszem. Sporo humoru, inteligentne dialogi, rewelacyjna debiutantka Hailee Steinfeld i – last but not least – Rooster Cogburn, który może stanąć z dumą obok Kolesia, Waltera Sobczaka i Antona Chigurgha.



5. "Kieł"
Czegoś tak oryginalnego jak nowe greckie kino widownia dawno nie widziała. "Kieł" to najwybitniejszy przedstawiciel tej "nowej fali", która co prawda szybko może przerodzić się w manierę, na razie jednak zachwyca odwagą. Reżyser Giorgos Lanthimos stworzył w "Kle" prostymi środkami osobny i posługujący się własnymi prawami świat – świat jednocześnie zabawny i makabryczny. Odrealniony, ale też przerażająco znajomy: w nietypowy sposób odnoszący się zarówno do odwiecznych, jak i współczesnych ludzkich problemów.



6. "Drive"
Po obejrzeniu tego filmu ma się ochotę pruć maluchem pod prąd po zatłoczonej autostradzie. W "Drive" znajdziecie bowiem jedne z najlepszych scen pościgów samochodowych, jakie nakręcono w ostatnich latach. I to bez pomocy komputerów! W dziele Nicolasa Windinga Refna ważniejsze są jednak "feeling" rodem z kina lat 80. oraz Ryan Gosling w roli małomównego twardziela o gołębim sercu. Gdy aktor wciska gaz do dechy, facetom opadają szczęki, a kobietom miękną kolana.



7. "Nie opuszczaj mnie"
Wybitna ekranizacja wybitnej książki. Rzecz rozgrywa się w sielankowym krajobrazie, w tradycyjnej angielskiej szkole. Ale to tylko pozory. Niewiele przeżyliśmy w minionym roku w kinie większych zaskoczeń niż to, które zgotował nam Mark Romanek. Reżyser udanie pomieszał – wydawałoby się – nieprzystające do siebie porządki: dramat, w którym najważniejsze są uczucia bohaterów i wyrafinowane science fiction. Przejmujące postaci stworzyli w filmie Carey Mulligan i Andrew Garfield. To wszystko sprawiło, że nawet szczęka Keiry Knightley nam w tym filmie nie przeszkadzała.



8. "Moneyball"
Że Brada Pitta stać na wiele więcej niż bycie ekranowym przystojniakiem, wiemy od dawna. Ale tak jak w "Moneyball" aktor nie błyszczał dawno. Dodajmy do tego Jonah Hilla, który wreszcie wychodzi poza ograne tony, i niezawodnego Philipa Seymoura Hoffmana, a otrzymamy taką aktorską ekipę, że Akademia już powinna się głowić, komu dać nominację do Oscara. Ten film rozgrywający się w świecie amerykańskiego baseballu powodzenie zawdzięcza w dużej mierze również rewelacyjnemu scenariuszowi Aarona Sorkina. Gdybyśmy tylko lepiej znali się na tej dyscyplinie sportu, pewnie do dziś przerzucalibyśmy się błyskotliwymi ripostami z dialogów "Moneyball".



9. "Kolejny rok"
Najnowszy film Mike'a Leigh przeszedł przez polskie kina bez większego echa. Trochę szkoda, choć jest to zgodne z duchem obrazu. "Kolejny rok" to bowiem skromna produkcja będąca pochwałą stateczności i domowej nudy nad chaotyczne ciągłe poszukiwanie "czegoś lepszego". Leigh pokazuje, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu.



10. "Wtorek po świętach"
Dobra passa rumuńskiego kina trwa. Wprowadzony latem "Wtorek po świętach" to mocny dramat psychologiczny będący studium zdrady ukazanym z perspektywy zdradzającego mężczyzny. Nie ma tu histerycznego demonizowania, introspekcji i teatralnych monologów. Jest za to kawał prawdziwego życia wzięty w ramy srebrnego ekranu. Jeśli ominął Was ten film, czym prędzej nadróbcie tę zaległość.



11. "Pina"
Wim Wenders jako pierwszy pokazał, czym może być 3D dla kina artystycznego. Wykorzystał nowoczesną technologię filmowania, by w zapierający dech w piersiach sposób zaprezentować taniec z bliska i uchwycić jego ducha. "Pina" ma nie tylko wartość dokumentacyjną. Owszem, pokazuje, jak wyglądała praca w zespole Piny Bausch, która zrewolucjonizowała współczesny taniec. Ale to także afirmacja czystego piękna ruchomych obrazów. Sceny tańczących w deszczu długo się nie zapomina.



12. "Hanna"
Rozsadzająca gałki oczne technobaśń opowiadana w rytmie magnetyzującej muzyki Chemical Brothers. Najciekawsza w tym roku robota realizacyjna i najlepszy film w dorobku Joe Wrighta ("Pokuta", "Duma i uprzedzenie", "Solista"). Kapitalne pomysły inscenizacyjne (nakręcona jedną panoramą bójka w podziemnym garażu powinna wejść do kanonu filmowych bijatyk), świetne role drugoplanowe Cate Blanchett, Erica Bany i Toma Hollandera. Poza tym, główną bohaterką jest nastoletnia zabójczyni z łukiem wychowana w mroźnych ostępach – how cool is that?



13. "Wkraczając w pustkę"
Można się zżymać na Gaspara Noe, że chce z fanów zrobić baranów. Że jego nowy film jest pusty, efekciarski i adresowany do nadwrażliwych piętnastolatków romansujących z żyletkami. Ale wystarczy kilka pierwszych kadrów, parę psychodelicznych akordów i już nie ma odwrotu. Nikt nie zafundował w mijającym roku takiego narracyjnego i wizualnego odjazdu. Szalona podróż po dekadenckim Tokio i po mrocznej podświadomości faceta, który choć nie żyje, wciąż ma chrapkę na swoją siostrę. To nie jest nasz chleb powszedni.



14. "Jak spędziłem koniec lata"
Dwóch mężczyzn na odległej stacji meteorologicznej. Czy taki film ma szansę zainteresować widza? Owszem, jeśli jest dobrze zrobiony, a "Jak spędziłem koniec lata" ma dobry scenariusz, a przede wszystkim świetnych aktorów, których kreacje zostały docenione na festiwalu w Berlinie w 2010 roku.



15. "Fighter"
Od czasów "Rocky'ego" wiadomo, że widzowie kochają bokserów-nieudaczników, którzy podnoszą się z upadku. W filmie Davida O. Russella z desek wstaje nominowany do Oscara Mark Wahlberg. Show kradnie mu jednak Christian Bale w roli niegrzecznego braciszka, który zamienił rękawice bokserskie na strzykawkę z heroiną. Twórcy filmu we wzorowy sposób realizują schemat "od zera do bohatera", przyprawiając opartą na faktach historię sporą dawką humoru.



16. "X-Men: Pierwsza klasa"
Po fatalnym "X-Men Genezie: Wolverine" Gavina Hooda wydawało się, że seria o komiksowych mutantach zjadała własny ogon. Na szczęście, uciskani przed społeczeństwo i hollywoodzkich bonzów bohaterowie Marvela potrzebowali wyłącznie liftingu. Zafundowali go X-Menom Matthew Vaughn, Michael Fassbender i Jennifer Lawrence. Ten pierwszy mistrzowsko poprowadził całą obsadę i wykorzystał potencjał precyzyjnego scenariusza. Fassbender dał nam Magneto, na jakiego czekaliśmy – skomplikowanego, wielowymiarowego, zbudowanego na elektryzujących paradoksach. Lawrence tymczasem okazała się żeńską przeciwwagą dla doskonale nakreślonych postaci Fassbendera i McAvoya. Efekt był więcej niż satysfakcjonujący. Nie możemy doczekać się kolejnego semestru.



17. "Ludzie Boga"
Kino religijne w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Inspirowany tragicznymi wydarzeniami, jakie miały miejsce kilka lat temu w Afryce Północnej, "Ludzie Boga" to kontemplacja natury ludzkiej w momencie najtrudniejszego wyboru. Oto grupa mnichów musi zdecydować, czy ratować swe życie, czy też pozostać lojalnymi wobec misji i zależnych od nich ludzi, wiedząc, że może to zakończyć się ich śmiercią. Przejmujący film, który pamięta się długo po seansie.



18. "Druhny"
Jedna z najlepszych komedii ubiegłego roku. Jak pisał nasz recenzent: Kuracja antystresowa z najwyższą dostępną na rynku dawką humoru. Nie przegapcie okazji. Nie pozwólcie, by ominęła Was przednia zabawa z prostym, lecz bardzo życiowym przesłaniem. Właściwie nie trzeba nic więcej dodawać. No może tyle, że w "Druhnach" wielką kreację stworzyła nieznana dotąd masowej publiczności Kristen Wiig. Po cichu liczymy na nominację do Oscara.



19. "Daas"
Polski film kostiumowy, który nie jest ani ekranizacją szkolnej lektury ani martyrologiczną laurką. Debiutujący reżyser Adrian Panek opowiedział wywodzącą się z niemieckiego romantyzmu historię samozwańczego mesjasza i jego dawnego wyznawcy. Największe wrażenie w filmie robią zdjęcia Arkadiusza Tomiaka, scenografia Doroty Dąbrowskiej oraz wyśmienite kreacje aktorskie Andrzeja Chyry i Olgierda Łukaszewicza. Intrygujące kino dla smakoszy.



20. "Anonimus"
Jedno z największych zaskoczeń roku. Roland Emmerich to twórca, który całą swą artystyczną działalność związał z wielkimi katastroficznymi widowiskami. Fabuła i bohaterowie nie mają dla niego większego znaczenia, są jedynie pretekstem do stworzenia kolejnego łubu-du na gigantyczną skalę. Tymczasem "Anonimus" to kino kostiumowe łączące uczuciowy dramat jednostki z dworskimi intrygami w fascynującą, pełną zwrotów akcji przypowieść o mrocznej stronie walki o władzę i własną tożsamość. Wciągający, cyniczny i gorzki film z doborową obsadą.



I na zakończenie jeszcze kilka tytułów. Otrzymały one co najmniej dwa głosy, lecz mimo to nie udało im się znaleźć w pierwszej dwudziestce:

"Geneza planety małp"
"O północy w Paryżu"
"Do szpiku kości"
"Debiutanci"
"Hadewijch"
"Chłopiec na rowerze"
"Przygody Tintina"

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones