Nie tylko "Wielki marsz". Najlepsze filmowe ekranizacje Stephena Kinga

Filmweb autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Nie+tylko+%22Wielki+marsz%22.+Najlepsze+filmowe+ekranizacje+Stephena+Kinga-162993
Nie tylko "Wielki marsz". Najlepsze filmowe ekranizacje Stephena Kinga
Od dziś na ekranach kin możecie zobaczyć "Wielki marsz" - adaptację wydanej w 1979 roku pod pseudonimem Richard Bachman powieści Stephena Kinga. Za reżyserię dystopijnego dreszczowca odpowiada Francis Lawrence (seria "Igrzyska śmierci", "Jestem legendą"), zaś autorem scenariusza jest J.T Mollner ("Strange Darling"). Z okazji premiery filmu wybraliśmy dla Was 10 najlepszych filmowych ekranizacji twórczości mistrza kina grozy i jednego z najpoczytniejszych autorów w historii literatury.     


Przypomnijmy: akcja "Wielkiego marszu" rozgrywa się w niedalekiej przyszłości.  Jednym z najpopularniejszych wydarzeń medialnych w Ameryce jest transmisja dorocznego tytułowego konkursu, w którym udział bierze pięćdziesięciu starannie wyselekcjonowanych nastolatków. Zasada jest prosta: kto zostaje w tyle, ten ginie. Marsz kończy się dopiero wtedy, gdy przy życiu pozostanie jeden uczestnik. Tu nie ma miejsca na sentymenty, przyjaźnie i wzajemną lojalność. Takie jest w każdym razie założenie organizatorów. Ale podczas morderczej drogi, każdy z zawodników ujawnia swoje prawdziwe oblicze, a rywalizacja przybiera nieoczekiwany obrót. W swojej recenzji filmu dla Filmwebu Jakub Ćwiek napisał, że "Wielki marsz" ma świeżość gniewnego pisarskiego debiutu Kinga i ogrom doświadczenia filmowych twórców. Wyniesionego z ich własnych dokonań, jak i ze starannej analizy późniejszych, najsłynniejszych i najważniejszych dzieł pisarza.  Dobry film, jednocześnie niedzisiejszy... i bardzo, bardzo aktualny - spuentował swój tekst polski pisarz.  

Top 10: najlepsze filmowe ekranizacje Stephena Kinga



Adaptacje prozy Kinga zwykle miały szczęście do reżyserów. Jednak wybór niewątpliwie wybitnego Davida Cronenberga do przełożenia na ekran powieści "Martwa strefa" nie wydawał się oczywistą propozycją. Co wyszło więc z połączenia unikalnego stylu reżysera z nadnaturalnym thrillerem pióra Mistrza horroru? Produkcja nieoczywista, niepasująca zarówno do dotychczasowego dorobku Kanadyjczyka, jak i Amerykanina. Autor scenariusza Jeffrey Boam zmienił nieco wydźwięk całości, odchodząc od pierwowzoru. Historia nauczyciela, który budzi się z pięcioletniej śpiączki, i odkrywa, że ma zdolność widzenia przyszłości, zmienia swoje oblicze. Rozpoczyna się jak rasowa fantastyka naukowa, a potem skręca w stronę thrillera politycznego. Twórcy wycisnęli z tej emocjonującej opowieści z poważnym moralnym dylematem naprawdę udany film. Pomimo dobrych ocen pozostał on – niesłusznie! – nieco zapomnianą adaptacją prozy Kinga.


Filmowa "Dolores" powstała trzy lata po premierze swojego pierwowzoru, jako druga adaptacja powieści Kinga z Kathy Bates w roli głównej. Film Taylora Hackforda to równie udany thriller co "Misery". Tytułowa bohaterka zostaje oskarżona o zamordowanie swojej podopiecznej. Jej córka, wzięta dziennikarka, po latach milczenia postanawia odnowić kontakt z matką i wrócić do rodzinnego domu. Chce dowiedzieć się prawdy – ale odkryje zdecydowanie więcej, niż przypuszczała. Wyżyny, na które jeszcze raz wspina się Bates, dopełniają obrazu tego niezwykle przejmującego thrillera, opowiadanego poprzez przeskoki między przeszłością i teraźniejszością. Mimo rozbitej narracji, z filmu nie ucieka sumiennie budowane napięcie, gęstniejące wraz z każdą kolejną sekundą przybliżającą do finału. Oprócz gatunkowej sprawności, "Dolores" jest warta seansu dla kolejnych aktorskich kreacji Jennifer Jason Leigh, Davida Strathairna, Judy Parfitt i Christophera Plummera.


"Christine" to ekranizacja powieści Stephena Kinga dokonana przez innego mistrza amerykańskiego horroru - Johna Carpentera. Twórca takich klasyków jak "Halloween" i "Coś" wziął na tapet wydaną zaledwie osiem miesięcy miesięcy wcześniej historię 17-letniego Arniego (Keith Gordon), który pomimo sprzeciwu rodziców kupuje tytułowy samochód - czerwono-biały Plymouth Fury rocznik 1958. Bohater nie zdaje sobie sprawy, że pojazd jest opętany przez złego ducha i zabije każdego, kto wejdzie mu w drogę. Carpenter tak jak King opowiada o mrocznej stronie dojrzewania, a także o destrukcyjnej sile pragnień. Film pokazuje, jak Arnie stopniowo traci własną tożsamość i ulega złowrogiej symbiozie z Christine, co można odczytywać jako metaforę naszego uzależnienia od przedmiotów.



Ta ekranizacja bez wątpienia podzieliła czytelników powieści "To". Wśród nich znajdują się fani kończącego w tym roku 35 lat miniserialu z Timem Currym w roli Pennywise’a. Dla wielu powrót do miasteczka Derry i jego młodocianych mieszkańców lepiej sprawdził się jako historia o dojrzewaniu (których przecież w dorobku Kinga nie brakuje) niż pełnoprawne kino grozy. W opowieści dzielonej na dwie linie czasowe – a w przypadku nowej wersji na dwa filmy – nie sposób uciec od długiej i złożonej serii koszmarów i fobii, które uaktywniają się w starciu z najbardziej namacalną formą strachu. U Kinga przybiera on kształt demonicznego klauna, jednego z symboli dorobku pisarza. Film Muschiettiego jest najlepszy, gdy zbiera grupę przyjaciół pod egidą walki ze złem większym niż wyobraźnia. Sukces produkcji z 2017 będzie próbował powtórzyć nadchodzący prequel "To: Witajcie w Derry".


Rola Annie Wilkes rozpoczęła na dobre karierę Kathy Bates, przynosząc jej Oscara. Lecz "Misery" to nie koncert jednej artystki, ale sprzężenie talentów całego zespołu. Od Jamesa Caana jako Paula Sheldona, pisarza, który kończy w domu bohaterki, zmuszany do napisania nowej powieści pod dyktando przerażającej fanki, po zespół za kamerą: Roba Reinera i scenarzystę Williama Goldmana – wspólna praca przyniosła skutki w postaci świetnego thrillera z elementami humoru. Balans na cienkiej granicy między miłością i nienawiścią, opieką i krzywdą wypada na ekranie jeszcze lepiej niż na kartach powieści. Jak w najlepszych książkach Kinga, więcej sensu całości może nadać jedynie strach. Co najlepsze, przerażenie jest obecne też po seansie. Oprócz wrytego w pamięć obrazu zakochanej na zabój czytelniczki pozostaniecie z obawą, że wśród adaptacji Kinga nie znajdziecie już niczego lepszego.

Opowiadanie Kinga o tytule "Ciało" stało się podstawą jednej z najbardziej udanych adaptacji jego pracy – kolejną, która porzuca konwencję horroru. Film Roba Reinera "Stań przy mnie" śledzi losy grupy chłopaków spędzających dzień na poszukiwaniu ekstremalnych emocji. Okazuje się, że ich podstawowy cel szybko się zmienia – zamiast zabawy i wygłupów po drodze przechodzą szkołę życia, testującą ich charaktery i przyjaźń. Z perspektywy dorosłego narratora przeżyta przed laty przygoda okazuje się formacyjna dla jej uczestników, przeżywających wtedy intensywne blaski i cienie dorastania. Utalentowana dziecięca obsada (Wil Wheaton, River Phoenix, Corey Feldman, Jerry O'Connell) stworzyła wspaniałą, uniwersalnie lubianą historię, która nie traci ze swojego uroku po prawie 40 latach od premiery.


Chłopięce dorastanie w wydaniu Kinga to podróż w poszukiwaniu samego siebie. Tymczasem wersja kobieca przyprawia o dreszcze każdego oglądającego. Ułożona z raportów policyjnych i zeznań świadków książkowa "Carrie" rysuje portret nieszczęśliwej młodej dziewczyny żyjącej według rygorystycznych zasad nadopiekuńczej matki. W filmie Brian de Palma zmienia perspektywę, pokazując historię zemsty oczami krzywdzonej osoby. Sissy Spacek jako Carrie wzbudza współczucie, ale też przeraża. Gdy wraz z postępem fabuły opowieść zmienia się o 180 stopni, do głosu dochodzi geniusz reżyserski. Na ekranie maluje się jeden z wybitnych przedstawicieli kina grozy, który jako metafora oraz dosłowny horror nie tylko zaskakuje, ale przede wszystkim wywołuje ciarki na placach. Pierwsza w historii adaptację prozy Kinga zapowiedziała, że z prac tego autora powstanie jeszcze niejedno arcydzieło.


Dzieło Franka Darabonta zajmuje trzecie miejsce w filmwebowym rankingu filmów wszech czasów z ponad milionem oddanym głosów. Na tym moglibyśmy w zasadzie zakończyć jego rekomendację. Jeśli jednak komuś jeszcze mało, dodajmy, że w 2000 roku "Zielona mila" zdobyła cztery nominacje do Oscara, w tym dla najlepszego filmu, a główną rolę zagrał sam Tom Hanks. Gwiazdor wcielił się w więziennego strażnika Paula Edgecomba, do którego obowiązków należy odprowadzanie skazańców do celi śmierci. Pewnego dnia do zakładu karnego przybywa nowy więzień. Jego wizyta na zawsze zmieni życie bohatera oraz pracujących z nim ludzi. "Zielona mila" to ponadczasowa, głęboko humanistyczna opowieść o ludzkiej egzystencji w całym jej pięknie i okrucieństwie, radości i dojmującym smutku. Hollywoodzkie kino w najlepszym wydaniu.


Historia powstania "Lśnienia" przeszła do legendy kina, tak samo jak spór autora pierwowzoru z reżyserem. Czytelnicy książkowego oryginału Stephena Kinga doskonale znają rozbieżności między powieścią a filmem. Po nieudanej premierze sam pisarz wydawał się niepocieszony wycięciem lub przeinaczeniem wątków – także fragmentów zaczerpniętych z jego własnego życia. Pomimo tych różnic film z czasem rósł w oczach widzów, którzy nie tylko pokochali nieśpieszny rozwój fabuły czy przebojową rolę Jacka Nicholsona, ale także przepisaną opowieść. Kubrick dobitnie pokazał, jak środkami filmowymi wytworzyć duszną i niepokojącą atmosferę wylewającą się z ekranu. W rękach legendarnego reżysera "Lśnienie" stało się prawdziwym arcydziełem, pozostając odpornym na zarzuty fanów Kinga. Najlepszym argumentem na korzyść filmu jest mieszany odbiór miniserialu z 1997 roku ze scenariuszem pisarza.


Nad fenomenem "Skazanych na Shawshank" można debatować godzinami. W końcu głosami niespełna miliona użytkowników Filmwebu to najlepiej oceniany film w całej bazie. Dziesiątki innych internetowych rankingów utrzymują go przynajmniej w ścisłej czołówce uniwersalnie uwielbianych tytułów. Lecz losy Andy’ego Dufresne’a (Tim Robbins) i jego przyjaciela "Reda" Reddinga (Morgan Freeman) w momencie premiery nie zdobyły wielu widzów. Dopiero za sprawą telewizji produkcja urosła do statusu klasyka. Żadna z typowo horrorowych ekranizacji Kinga nie dosięgnęła do tego pułapu popularności. Winę ponosi pewnie alienujący gatunek, bo choć fanów filmowych koszmarów nie ubywa, najwięcej oglądających zbierają filmy "dla wszystkich". A dzieło Franka Darabonta łamie nawet najbardziej odpornych na wzruszenia. To dramat, w którym zgadza się dosłownie każdy element. Wobec "Skazanych" po prostu nie można pozostać obojętnym.