Ranking wszystkich "Predatorów" od najgorszego do najlepszego

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/Ranking%3A+oceniamy+wszystkie+cz%C4%99%C5%9Bci+serii+%22Predator%22%3A+od+najgorszego+do+najlepszego-163822
Ranking wszystkich "Predatorów" od najgorszego do najlepszego
źródło: materialy promocyjne
Premiera filmu "Strefa zagrożenia" (naszą recenzję przeczytacie TUTAJ), w którym klasyczny łowca z kosmosu wraca w nowej odsłonie, natchnęła nas, by przypomnieć sobie wszystkie jego wcześniejsze starcia – od tych epickich po te, o których lepiej milczeć. Seria o Predatorze to już ponad 35 lat krwawej tradycji, kultowych one-linerów i rywalizacji między ludźmi a najgroźniejszym myśliwym we wszechświecie. Choć filmy różniły się poziomem, każdy miał w sobie coś, co kazało nam wracać po więcej. Nasz ranking – od najgorszego do najlepszego – znajdziecie poniżej.    

A teraz Wasza kolej: dajcie znać, który "Predator" według Was zasługuje na trofeum z czaszki, a który powinien zniknąć w dżungli zapomnienia. 

Najlepsze i najgorsze "Predatory"



"Obcy kontra Predator" jednym strzałem obniżył standardy dwóch serii: tej o Predatorze i tej o Obcym. "Obcy kontra Predator 2" przebija jednak podłogę i ląduje w piwnicy kina klasy B. Sam pomysł, by wrzucić Ksenomorfy i Predatorów w małomiasteczkową amerykańską scenerię, jest jeszcze całkiem odświeżający. Niestety, stojący za kamerą bracia Greg i Colin Strause'owie nie potrafią wycisnąć z tego konceptu wiele poza krwią i flakami. Jeśli gore nie jest dla Was atrakcją samą w sobie, nie znajdziecie w tym filmie wiele. Zakładając, że w ogóle uda Wam się coś zobaczyć: produkcję powszechnie krytykowano za mętne oświetlenie oraz niechlujny montaż i trudno nie zgodzić się z tymi zarzutami. Nie żeby w ogóle było tu co albo kogo oglądać: ludzcy bohaterowie są dla twórców tym, czym dla dwóch ras kosmicznych drapieżców: mięchem armatnim. W rezultacie Obcy i Predator uprzykrzają tu życie nie tylko sobie, ale i widzom.



7

Obcy kontra Predator

AVP: Alien vs. Predator
2004
1h 41m
"Obcy kontra Predator" to nie tyle dzieło filmowców, co księgowych. Cynicznie wykalkulowany produkt mający przyciągnąć do kin fanów dwóch legendarnych potworów będących własnością wytwórni 20th Century Fox. Do wykonania planu biznesowego zatrudniono Paula W.S. Andersona, reżysera adaptacji gier wideo "Mortal Kombat" i "Resident Evil". Mówiąc delikatnie, nie jest to twórca tego samego kalibru co Ridley Scott, James Cameron czy David Fincher. W jego filmie tytułowi kosmiczni drapieżcy zostają w sprowadzeni do ról action figures. Z kolei postacie ludzi okazują się kiepsko napisanymi, pozbawionymi cienia charyzmy i inteligencji manekinami, nad którymi Obcy i Predator mogą się do woli znęcać. Dodajcie do tego brak napięcia i klimatu, a także cyfrowe efekty specjalne, które źle zniosły próbę czasu. P.S. Czy wspominaliśmy, że był to pierwszy i ostatni zarazem film o Ksenomorfie z "dziecięcą" kategorią wiekową PG-13? Nic więcej nie trzeba dodawać.



1987 okazał się przełomowym rokiem w karierze Shane'a Blacka. Po pierwsze, zadebiutował jako scenarzysta kasowym przebojem "Zabójcza broń". Po drugie, wystąpił u boku Arnolda Schwarzeneggera w innym wielkim hicie tamtego sezonu - "Predatorze". Gdy trzy dekady później Black - wówczas szanowny hollywoodzki twórca mający w CV takie tytuły jak "Ostatni skaut", "Kiss Kiss Bang Bang" czy megahit "Iron Man 3" - otrzymał propozycję reżyserowania kolejnego "Predatora", wielu fanów traktowało to jako symboliczny moment w dziejach serii. Oto człowiek, który kiedyś zginął na ekranie z rąk kosmicznego łowcy, teraz nakręci o swoim oprawcy film. Niestety, "Predator"  Anno Domini 2018 nie sprostał oczekiwaniom publiki. Po premierze narzekano na dziurawą jak szwajcarski ser, chaotyczną fabułę, niespecjalne efekty specjalne, a także nadmiar humoru, który odbierał tytułowemu złoczyńcy grozę i majestat. W efekcie widowisko - mimo że broniło się w kategorii odmóżdżającej, popcornowej rozrywki - okazało się finansową klapą, zarabiając zalewie 160 milionów przy 88-milionowym budżecie.



"Predator: Pogromca zabójców" to w zasadzie pełnometrażowy animowany "fan service". Entuzjaści ekranowego drapieżcy od lat domagali się przecież starcia Predatora z samurajem – i proszę, reżyser Dan Trachtenberg dostarcza. A potem serwuje dwie dokładki, umieszczając przedstawicieli kosmicznej rasy Yautja w czasach wikingów i na froncie II wojny światowej. Jasne, miejscami ogląda się to jak wideoprzerywniki z nieistniejącej gry i brak pada do sterowania postaciami trochę doskwiera. Co więcej, pomysł na umieszczenie Predatora w scenerii bitwy powietrznej, chociaż dość nowatorski, odbiera kosmicie to, za co lubimy go najbardziej. Ale też wiele można "Pogromcy zabójców" wybaczyć, bo to po prostu seans beztroskiej zabawy konwencją. A jeśli komuś nie przypasuje któraś z trzech nowelek, zawsze są jeszcze dwie pozostałe, każda szybka i skuteczna. Jak Predator.



Nakręcony prawie ćwierć wieku po oryginale film Nimróda Antala jest przede wszystkim hołdem złożonym przaśnemu, ale jakże rozrywkowemu kinu lat 80. Twórcy garściami czerpią z oryginału, nie siląc się na jakiekolwiek artystyczne ambicje. I choć zabrakło w obsadzie osoby o topornej lecz absolutnie niemożliwej do zignorowania prezencji Arnolda Schwarzeneggera, "Predators" wciąż pozostaje kawałem solidnego kina klasy B. Zaskakująco dobrze prezentują się też w tym filmie sami predatorzy. Te kosmiczne drapieżniki mają wszystko, czego fani serii powinni oczekiwać od rasy, która polowanie i mord uczyniła sensem swego istnienia. "Predators" nie wpisali się do kanony kina, ale zapewnili (i wciąż zapewniają) sporą dawkę rozrywki.



"Predator: Prey" zawraca franczyzę o sto osiemdziesiąt stopni, ku korzeniom, oferując jej świeży start - pisał po premierze nasz recenzent - Po prędkiej ekspozycji od razu przechodzi do rzeczy, podsuwając nam uderzający do głowy destylat: bezkompromisowe kino gatunkowe nieobarczone potoczystymi dialogami czy supłaniem fabularnych intryg. Rozgrywający się w XVIII wieku w świecie rdzennych Amerykanów film Dana Trachtenberga to klasyczny surwiwalowy dreszczowiec, w którym do walki z tytułowym mordercą kosmosu staje młodziutka wojowniczka z plemienia Komanczów. Ich ekranowy pojedynek - mimo że trudno go uznać za specjalnie przełomowy w kontekście całej serii - oferuje fanom solidną porcję atrakcji.



"Predator 2" ma jedną koronną wadę. Danny Glover już trzy lata wcześniej, w "Zabójczej broni", grał "tego dojrzalszego" partnera w policyjnym duecie z Melem Gibsonem: tego, który jest "za stary na ten szit". Trudno zatem uwierzyć w Glovera jako twardziela, który staje twarzą w twarz z Predatorem i ma jakąkolwiek szansę. Pierwszy film rzuca długi cień: po Arnoldzie nawet tak fajny aktor jak Glover jest obniżeniem poprzeczki. Szkoda o tyle, że "Predator 2" całkiem zgrabnie rozwija pomysły swojego poprzednika. Zamiast dżungli mamy miejską dżunglę, zamiast komandosów – członków półświatka Los Angeles, a zamiast gry z konwencją "Rambo II" czy innego "Commando" – wariację na temat slashera albo filmu o seryjnym mordercy. Oczywiście Stephen Hopkins nie jest fachurą tej klasy, co John McTiernan: zamiast precyzyjnej reżyserii proponuje raczej styl typu gonzo – przesadę, barok i atrakcjony. Ale hej, Predator przecież lubi wysokie temperatury.



Nie ma wątpliwości, kto jest alfą w hierarchii filmów o kosmicznym drapieżcy. "Predator" Johna McTiernana to przewrotne kino akcji, w którym grupa twardzieli zostaje sprowadzona na parter przez większego, kosmicznego twardziela. Gwiazdą jest tu nie tyle Arnold Schwarzenegger i jego wesoła kompania (w tym m.in. Carl Weathers, Jesse Ventura i Bill Duke), co świetnie budowane napięcie i powolne odkrywanie, z kim mamy do czynienia. A kiedy tytułowy potwór wreszcie ukazuje się nam w całej okazałości, nie zawodzi. Arnold może nazywać go "brzydkim skurczybykiem", ale nie ma wątpliwości, że to filmowa ikona. Wcale nie trudno byłoby obronić tezę, że dizajn Predatora autorstwa Stana Winstona to fundament długowieczności serii i powód tego, że do dziś powstają kolejne filmy z cyklu. Ale "Predator" to też po prostu bardzo dobry, rewelacyjnie wyreżyserowany film. Każda kolejna część nieuchronnie musi stawić mu czoła.