Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Artykuł

W łóżku i na planie

Filmweb / autor: Adam Kruk / 21-07-2014 13:04
Podobnie jak większość publicznie dostępnych sieci i ten HOTSPOT nie jest szyfrowany: przeczytacie tu o wszystkim, czym aktualnie żyje kino, o sprawach aktualnych i tych z nieograniczonym okresem przydatności, szeroko komentowanych i niesprawiedliwie pomijanych, zjawiskach przecenionych i tych, których przecenić nie sposób. Na gorąco. W punkt.

Plan filmowy sprzyja romansom, dostarczając wielu dowodów na to, że układ reżyser-aktorka może przerodzić się w relację miłosną. Takie związki bardzo się od siebie różnią, ale łączy je to, że potrafią przynosić duże korzyści. Artystyczne i  finansowe.

Lipcowy repertuar powinien zadowolić miłośników kobiecej urody znad Sekwany. Na ekranach polskich kin podziwiać można aktualnie dwie francuskie piękności: dawno niewidzianą Sophie Marceau w "Pożądaniu", a w "Więzach krwi" laureatkę Oscara Marion Cotillard, która w ostatnich latach tworzy jedną wielką rolę za drugą. Obie związały swoje życie z reżyserami. Marceau ponad 15 lat spędziła z Andrzejem Żuławskim (ich związek przypomniany został przez Manuelę Gretkowską w "Transie", gdzie nazywa ją "Gwiazdą", reżysera "Laskim", a siebie samą z czasu, kiedy pisała scenariusz do "Szamanki" – "Marysią"), Cotillard zaś od 7 lat jest z Guillaume'em Canetem, autorem "Więzów krwi" czy wcześniejszego "Nie mów nikomu". Mimo podobieństw relacji (obie niesformalizowane, z obu zrodził się syn), aktorki reprezentują różne typy medialnego wygrywania bycia z reżyserem i godzenia życia zawodowego z prywatnym, które zawodem jest przesiąknięte.

Ponieważ atmosfera planu filmowego sprzyja romansom, podobnych związków historia kina zna ogrom, dostarczając niezliczonych dowodów na to, że stosunek reżyser-aktor łatwo może wykroczyć poza relację profesjonalną. Potrafi to wywołać skandal, jak dawniej opuszczenie przez Roberta Rosselliniego Anny Magnani dla Ingrid Bergman czy niedawno romans nawiązany przez Kristen Stewart z żonatym Rupertem Sandersem podczas kręcenia "Królewny Śnieżki i Łowcy", który nie mieścił się w głowie rozkochanym w Robercie Pattinsonie nastolatkom. Potrafią też stać się powodem do dumy (kto pamięta zadowolenie Anglików, kiedy eksportowali do Stanów na początku 90. słynne małżeństwo Kennetha Branagha z Emmą Thompson?) albo prowokować uśmiech za każdym razem, jak wtedy, kiedy upiorna Helena Bonham Carter z Timem Burtonem odstawiają na czerwonym dywanie swój barwny (choć dominują w nim czernie), turpistyczny spektakl. Każda para stosuje własne medialne praktyki, które jednak można w pewnej mierze uogólnić.

MISTRZ I MUZA

Kariera Marceau jest doskonałym przykładem tego, jak aktorka może stać się muzą swojego mistrza. Choć zabłysnęła jeszcze przed poznaniem Żuławskiego, w wieku 15 lat w "Prywatce" (1980), to dopiero on – jak utrzymywali przez czas trwania związku – uczynił z niej aktorkę. Od czasu "Narwanej miłości" (1985) pozostawali parą do 2001 roku; w tym czasie nakręcili wspólnie cztery filmy. Słabość Żuławskiego do aktorek zaowocowała później głośnym związkiem z Weroniką Rosati, który niestety nie przyniósł żadnego wspólnego dzieła, nie licząc inspirowanej relacją książki, nazwanej uroczo "NocnikWcześniej zaś jako mąż nieodżałowanej Małgorzaty Braunek brawurowo wydobywał z niej histeryczną energię w "Trzeciej części nocy" i "Diable". Po rozstaniu z żoną rzucał w odmęty ekranowych spazmów kolejne aktorki, co w "Opętaniu" (1981) przyniosło Isabelle Adjani nagrodę w Cannes i pierwszego w karierze Cezara (oraz zaprzysięgłą niechęć do Żuławskiego), a po "Szamance" (1995) skończyło się rozstrojem nerwowym Iwony Petry. Być może tak wysokie rejestry emocjonalne, między demiurgiem a jego tworzywem bezpieczne są tylko, jeśli pozostają oni w relacji miłosnej.
Związki reżyserów z aktorkami są istotną częścią historii X muzy, której dodają nierzadko odrobinę pikanterii.
Adam Kruk

Związki reżyserów z aktorkami są istotną częścią historii X muzy, której dodają nierzadko odrobinę pikanterii. Wśród polskich twórców tendencja ta wydawała się zawsze bardzo silna. Prócz Żuławskiego, należałoby wspomnieć choćby o miłościach Romana Polańskiego (kolejno: Barbara Kwiatkowska-Lass, Sharon Tate, Nastassja Kinski, Emmanuelle Seigner), Jerzego Skolimowskiego (Elżbieta Czyżewska, Joanna Szczerbic) czy Andrzeja Wajdy, wśród których znajdziemy Beatę Tyszkiewicz czy obecną żonę, scenografkę Krystynę Zachwatowicz, chętnie obsadzaną przez reżysera także w jego filmach. Niektóre aktorki całą karierę związały z filmografią swoich mężów, stając się niejako jej elementem rozpoznawczym. To przypadek choćby Grażyny Błęckiej-Kolskiej, która stała się twarzą filmów męża (dziś już byłego) i na zawsze – obok Franciszka Pieczki czy Mariusza Saniternika – kojarzyć się będzie z magicznym "Jańciolandem", jak zwykło zwać się poetycką krainę tworzoną przez Kolskiego w nad wyraz dla niego udanych artystycznie latach 90.

W kinie europejskim jednym z najbardziej kanonicznych uosobień aktorki, będącej zarazem muzą swojego męża, stała się Giulietta Masina. Emploi artystki, obficie czerpiącej z tradycji pantomimy i komedii dell’arte, która zagrała w siedmiu filmach Federica Felliniego, mimo ról u innych reżyserów, do końca postrzegane było przez pryzmat Gelsominy z "La Strady" czy Cabirii w "Nocach Cabirii". Te niezrównane kreacje były tak charakterystyczne, że na zawsze pozostała słodko-gorzkim trampem w spódnicy z filmów męża, któremu w życiu prywatnym wybaczała wszystko. A przynajmniej tak chce legenda, utrwalająca stereotyp eksploatacyjnego charakteru relacji mistrz-muza. Na ekranie przetworzył ją kilka lat temu Rob Marshall w musicalu "Nine", zatrudniając do roli pseudo-Masiny Marion Cotillard.

ŻONA NA EKRANIE




Francuska aktorka reprezentuje drugi biegun aktorsko-reżyserskich duetów – taki, w którym słynnych panów przyćmiewa sława dam, niekoniecznie łączących własne kariery z dziełami partnera. Cotillard różnorodnymi rolami po obu stronach Atlantyku zbudowała sobie pozycję, o której Canet – sam będący nie tylko reżyserem, ale i aktorem – może na razie tylko pomarzyć. Mało tego, oglądając jego anglosaski debiut, "Więzy krwi", w którym wystąpiła, trudno pozbyć się wrażenia, że to ona była szarą eminencją filmu. Jego scenariusz napisał (i go współprodukował) James Gray, u którego Cotillard wystąpiła w "Imigrantce", a na ekranie pokazuje się choćby Matthias Schoenaerts – jej ekranowy partner z "Rust and Bone", czy Billy Crudup – kolega z "Dużej ryby" i "Wrogów publicznych". Tak jakby nawet w filmach Caneta to ona rozdawała karty. Czy kolejnym krokiem będzie reżyseria? Tej próbowała już Marceau, choć trudno mówić tu o jakimś oszałamiającym sukcesie. Umiarkowanym była zresztą również jej hollywoodzka kariera, szumnie rozpoczęta występem w "Braveheart" i zakończona wkrótce po uwiedzeniu Bonda w "Świat to za mało".

Ciekawszym filmem z dzisiejszej perspektywy jawi się "Wierność" (2000), będąca ostatnim wspólnym dziełem Żuławskiego i "Zośki" (jak zwykł on nazywać Marceau) – bo choć była adaptacją "Księżnej de Clèves", doszukiwano się w niej świadectwa rozpadu związku polsko-francuskiej pary. Relacje erotyczne czy partnerskie artystów często są zresztą tematyzowane na ekranie – ostatnio według tego klucza czytano choćby "Wenus w futrze" Polańskiego z Emmanuelle Seigner (a jakże!) i Mathieu Amalrikiem łudząco upodobnionym do reżysera. Od lat chętnie przez pryzmat życia osobistego postrzega się twórczość Woody'ego Allena. Tim Carroll w książce "Woody Allen i jego kobiety" opisywał perypetie tytułowej bohaterki "Annie Hall" niemal jako dosłowną aliterację związku reżysera z grającą ją Diane Keaton. Romans ten na stopie prywatnej trwał wprawdzie zaledwie rok, ale na artystycznej przetrwał do końca lat 70.

Kiedy reżyser związał się z Mią Farrow i obsadził ją w 13 swoich filmach, radykalnie zmieniał się typ postaci kobiecej. Reprezentowany przez Keaton model kobiety energicznej, aktywnej, nieco roztrzepanej, zastąpiła w latach 80. flegmatyczka z gromadką dzieci – o dobrym sercu, ale i wiecznych pretensjach. Wiadomo, jak skończył się związek z Farrow, stąd obecnej partnerki, Soon-Yi Previn, przed kamerę już nie wystawiał, ale od połowy lat 90. coraz częściej zaczął wykorzystywać motyw lolitki. Oczywiście zarówno Keaton, jak Farrow to aktorki, których talent i klasa nigdy nie pozwoliły sprowadzić ich wyłącznie do roli "żony reżysera" (zresztą według litery prawa nigdy małżeństwem nie byli), nawet jednak one, w okresie trwania relacji z Allenem, ograniczyły swój udział w innych projektach. Bez szkody, bo bez względu na to, jakim był partnerem, to u niego zagrały najwspanialsze role swojego życia.

PŁEĆ I PŁAĆ


Tego samego nie można powiedzieć na przykład o towarzyszkach życia Rogera Vadima. Słynny amant dowodził w swojej książce "Moje trzy żony. Bardot. Deneuve. Fonda", że stworzył je jako symbole seksu. To prawda, jednak aktorsko dojrzalsze kreacje zagwarantowały im role u reżyserów bardziej od Vadima utalentowanych. Pysznienie się aktorskimi romansami, czy raczej trofeami w stylu Vadima (który w swoim "katalogu" miał też Annette Stroyberg i Marie-Christine Barrault) czy Howarda Hughesa, uwodzącego Avę Gardner i Katharine Hepburn, nie jest już dziś w najlepszym guście.

Podszyte maczyzmem (a może kompleksem?) kolekcjonowanie pięknych młódek, jeśli nie odchodzi do lamusa, to przynajmniej równoważone jest przykładami rewersyjnymi. Najbardziej reprezentatywna wydaje się tu relacja reżyserki i artystki wizualnej Sam Taylor-Wood i jej męża Aarona Taylora-Jonhnsona, którego poznała podczas kręcenia "Nowhere Boy". Jako znak genderowej równości rozchwytywany aktor przyjął nazwisko o dwadzieścia lat starszej żony. Zjawisko męża-muzy nie budzi już zdziwienia i jest coraz powszechniejsze. We Włoszech słynny stał się związek Valerii Golino z kilkanaście lat młodszym Riccardem Scamarcio. Popularna aktorka usiadła niedawno na reżyserskim krześle, a jej dobrze przyjęty debiut "Miele" jej partner, dawny idol nastolatek, wyprodukował. W Polsce aktorsko-reżyserska więź miłosna połączyła choćby Małgorzatę Szumowską z Mateuszem Kościukiewiczem.

Nawet jeśli w końcu przestaniemy przykładać wagę do tego, czy reżyser nosi spódnicę czy spodnie i zarzucimy liczenie lat dzielących kochanków, tematem zapewne wciąż pozostanie to, ile zarabiają. Portal Hollywood.com stworzył niedawno listę najbardziej dochodowych reżysersko-aktorskich par w show biznesie. Okazało się, że najwięcej zarobili Len Wiseman z Kate Beckinsale na dwóch częściach "Underworld" oraz "Pamięci absolutnej", Joel Coen z Frances McDormand ("Śmiertelnie proste", "Fargo" i "Tajne przez poufne"), a także małżeństwa Judda Apatowa z Leslie Mann i Paula W.S. Andersona z Millą Jovovich (która wyraźnie gustuje w reżyserach – jej poprzednim mężem był Luc Besson). Jak wiadomo, kino (i miłość) to nie tylko pasja, ale i pieniądze. Choć związki pięknych, utalentowanych bogaczy budzą zazdrość, tak naprawdę je lubimy. Wciąż bowiem jest w nas jakaś luka po arystokracji, do której zapełnienia reżysersko-aktorskie "królewskie pary" – a skandalizujące romanse może jeszcze bardziej – idealnie się nadają.

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

powiązane artykuły

Najnowsze Newsy