Najlepsze filmy o potworach. Top 15 filmów, które warto obejrzeć

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Najlepsze+filmy+o+potworach.+Top+15+film%C3%B3w%2C+kt%C3%B3re+warto+obejrze%C4%87-143207
Najlepsze filmy o potworach. Top 15 filmów, które warto obejrzeć
źródło: Materiały prasowe
Ekranowe potwory niejedno mają imię i przybierają niejeden kształt. My stawiamy na liczbę 15 i zapraszamy na ranking pamiętnych filmowych bestii: spodziewajcie się zębów, kłów i pazurów oraz pamiętnych odbiorczych wrażeń. Temat na dziś: filmy o potworach.

RANKING NAJLEPSZYCH FILMÓW O POTWORACH



Na liście znajdziecie najróżniejsze kategorie: nie tylko horrory o potworach, ale i widowiska science-fiction czy nawet komedie i filmy familijne. Nie znajdziecie natomiast wampirów (bo zasłużyły na osobny ranking, który znajdziecie TUTAJ) ani zwierząt, które (w ciut mniej potwornych formach) można spotkać w zoo, oceanarium czy muzeum naturalnym (nie ma więc "Szczęk" czy "Parku Jurajskiego"). Kosmitom jednak nie mówimy nie (mimo, że i oni dostali własne zestawienie, o TUTAJ).

Przed Wami filmy, potwory i nie lada emocje.

Najbardziej pamiętne ekranowe potwory nie zawsze mają zwierzo- czy człekokształtną aparycję. Tytułowa "Plazma" z filmu Chucka Russella (remake'u filmu "Blob - zabójca z kosmosu" z 1958 roku) to dokonująca inwazji na naszą planetę... bezkształtna galareta. Delikatnie satyryczny ton, nieufność w autorytet rządu i dyskretnie seksualne podteksty współgrają z konwencją teen movie i sprawiają, że ten morderczy kisiel świetnie smakuje w połączeniu z popcornem.


"Gremliny rozrabiają" to film o potworach w konwencji kina świątecznego - i już sam ten pomysł jest trafiony. Oto w czasie Bożego Narodzenia złośliwe gremliny terroryzują spokojne miasteczko. Reżyser Joe Dante z anarchicznym zapałem inscenizuje kolejne psikusy tytułowych stworków i z nieskrywaną frajdą stawia na głowie idylliczną amerykańską scenerię. Pamiętajcie: różnica między uroczym (Gizmo) a potwornym (gremliny) to czasem kwestia byle kropli wody.


Kto powiedział, że filmy z potworami w rolach głównych muszą być horrorami? "Potwory i spółka" to spojrzenie na temat z drugiej strony: straszenie małych dzieci pokazane jest jako zwykła praca. Do tego potworze życie nie należy do lekkich, bo czające się pod łóżkiem monstra w rzeczywistości same boją się swoich małoletnich ofiar. Studio Pixara serwuje więc świetny punkt wyjścia, a potem podnosi poprzeczkę, konfrontując bestie z dziewczynką, która nie czuje przed nimi strachu. Zamiast dreszczy czeka nas więc trochę śmiechu, trochę wzruszeń i trochę pięknej opowieści o dzieciństwie.


Córka sklepikarza z Seulu zostaje porwana przez tajemniczego potwora ukrywającego się w pobliskiej rzece. Ojciec dziewczynki postanawia wraz z rodziną zapolować na monstrum. "The Host: Potwór" to filmowy melanż, z jakiego zasłynął reżyser Joon-ho Bong: monster movie został tu skrzyżowany z dramatem rodzinnym i efekt jest zaskakująco skuteczny. W obiektywie Bonga spotkanie z potworem będzie oczywiście spoiwem rodzinnych więzi oraz klejem łączącym najdalsze gatunkowe kategorie. Niezłe monstrum.


Val i Earl postanawiają opuścić swoje rodzinne miasteczko w poszukiwaniu lepszego życia. W drodze zostają zaatakowani przez pełzające pod ziemią ogromne larwy. "Wstrząsy" stanowią szczególne połączenie kumpelskiej komedii akcji z monster movie. Pustynna sceneria okazuje się zaskakująco klaustrofobiczna, a reżyser Ron Underwood świetnie wygrywa napięcie z oczekiwania na napastnika, który czai się tuż pod powierzchnią. Może nie jest to kino, które wami wstrząśnie, ale w swoim gatunku ma pozycję zagwarantowaną.


Liczy się nie tylko potwór, ale i sposób, w jaki zostanie pokazany. "Projekt: Monster" Matta Reevesa to przykład, że konwencja found footage świetnie nadaje się do zbudowania napięcia i grozy spotkania z pozaziemską istotą. Oto Nowy Jork zostaje zaatakowany przez ogromnych rozmiarów monstrum i grupa młodych ludzi próbuje wydostać się z pogrążonego w chaosie miasta. Trzęsąca się kamery jednego z uczestników wydarzeń pozwala poczuć się nam niemalże, jakbyśmy byli tam z nimi, desperacko próbując uniknąć gigantycznego potwora.


Naukowa ekspedycja wyrusza w górę Amazonki poszukując prehistorycznego gada. Podczas gdy ludzie dyskutują, czy bestię należy schwytać czy obserwować, ta zakochuje się w uczestniczce z wyprawy. "Potwór z Czarnej Laguny" to monster movie w konwencji tragicznej love story, opowieść w której potworni są raczej ludzie niż tytułowe monstrum. Plus: bez tej produkcji nie byłoby "Kształtu wody" Guillermo del Toro.


Kiedy Ziemia zostaje zaatakowana przez potężne monstra, do roboty muszą wkroczyć... gigantyczne roboty. "Pacific Rim" to opowieść o tym, że ostatnią nadzieją ludzi są potężne żelazne kolosy. Urok widowiska to w dużej mierze efekt dizajnerskiego zmysłu reżysera Guillermo del Toro, którego wizja gigantycznych skutecznie potworów przywołuje pradawne Lovecraftowskie demony. Zamiast spieniężać nagą grozę del Toro realizuje jednak marzenie każdego 7-latka: wprowadza wielkie roboty, które dają potworom w kość. Trzask, bum, bach, dziesięć na dziesięć.


O randze Predatora niech świadczy fakt, że jest godnym przeciwnikiem zarówno Ksenomorfa z serii "Obcy", jak i Arnolda Schwarzeneggera. "Predator" John McTiernana to przewrotne kino akcji, w którym grupa twardzieli zostaje sprowadzona na parter przez większego, kosmicznego twardziela. Gwiazdą jest tu nie tyle Schwarzenegger, co świetnie budowane napięcie i powolne odkrywanie, z kim mamy do czynienia. A kiedy tytułowy potwór wreszcie ukazuje się nam w całej okazałości, nie zawodzi. Arnold może nazywać go "brzydkim skurczybykiem", ale nie ma wątpliwości, że to filmowa ikona.


To Mary Shelley stworzyła potwora Frankensteina na kartach swojej klasycznej powieści. Ale to reżyser James Whale i odtwórca roli monstrum Boris Karloff utrwalili na wieki jego popkulturowy wizerunek. W rezultacie nie sposób dziś pomyśleć o Frankensteinie, nie myśląc o ikonicznej charakteryzacji Karloffa. "Frankenstein" uwodzi wizją oraz emocjonalnym rozmachem i ma ugruntowane miejsce w ekstraklasie filmowych potworów.


Slogan filmu "Obcy - 8. pasażer Nostromo" słusznie ostrzegał, że "w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku". Nie ostrzegał jednak, jak przerażający organizm wykluł się w wyobraźni Ridleya Scotta i H.R. Gigera. Ksenomorf to w końcu jeden z najbardziej odpychająco-fascynujących kosmitów, jakich dało nam kino. Cykl rozrodczy Obcego jest niczym fascynująca opowieść z kilkoma punktami zwrotnymi, a jego oślizgła, falliczna forma pozostaje symbolicznie nośna. W przerwach między obgryzaniem paznokci jest co analizować.


Ekspedycja amerykańskich odkrywców przybywa na Wyspę Czaszek i odnajduje tam ogromnego goryla. "King Kong" przynosi zarazem spektakl walczących wielkich potworów (Kong kontra prehistoryczne jaszczury), jak i metaforę handlu niewolnikami oraz tragiczną nieziszczalną love story. Oto dowód na to, że rozmiar ma znaczenie: wraz z wielkim wzrostem Konga idzie jego wielkie serducho oraz wielka ekranowa charyzma. Nic dziwnego, że regularnie wraca na ekran.


Naukowiec Seth Brundle wskutek nieudolnie przeprowadzonego eksperymentu zaczyna przemieniać się w człowieka-muchę. B-klasowy punkt wyjścia to pretekst dla Davida Cronenberga, by pokazać transformację z człowieka w potwora ze swoim klasycznym body-horrorowym rozmachem. O klasie reżysera "Muchy" świadczy jednak fakt, że nawet kiedy Brundle jest już pełnoprawnym obślizgłym potworem, wciąż potrafi wykrzesać w widzu współczucie i empatię.


Ekranowych "królów potworów" mamy kilku, ale bez wątpienia Godzilla jest jednym z najważniejszych. Pierwszy film o bestii zasłużona klasyka: przepracowując atomową traumę Japonia stworzyła tu popkulturową ikonę i przy pomocy wielkiego jaszczura podbiła świat. "Godzilla" to idealny balans między kinem rozumianym jako spektakl a kinem rozumianym jako społeczny komentarz. O sukcesie tytułowej bestii niech zaświadczy długowieczność serii, w której wychodzi ona na ląd, by majestatycznie ryknąć.


Na miejscu pierwszym potwór, którego nie sposób dostrzec, opisać, ani zapomnieć. Akcja legendarnego filmu Johna Carpentera rozgrywa się na odciętej od świata stacji badawczej na Antarktydzie, którą nawiedziła zmiennokształtna obca forma życia. "Coś" to kino klimatu, w którym atmosfera paranoi jest tak gęsta, że można kroić ją nożem, a efekty specjalne - kiedy wreszcie się pojawią - zaplatają mózgi widzów w kokardki. Odrobina czystej grozy, szczypta zimnowojennej paranoi, co nieco kosmicznych dizajnerskich odjazdów. Niezłe coś.