Autor 65 powieści, ponad 200 opowiadań – po prostu legendarny pisarz, przy którego pracy dorastały pokolenia. W przebogatym dorobku Stephena Kinga nie brakuje również udanych adaptacji, dobrze znanych każdemu kinomanowi. Gdy na premierę czekają kolejne odsłony nieformalnego uniwersum bazującego na dorobku Mistrza grozy, przypominamy dziesięć najlepszych produkcji, które przeniosły literacki geniusz autora na mały i wielki ekran.
Na 2025 zapowiedziano kolejne tytuły na podstawie prozy Kinga: dwa nowe seriale ("The Institute", "To: Witajcie w Derry") i dwa filmy ("Życie Chucka" i "Wielki marsz"). Następne już czekają w kolejce. Z tej okazji postanowiliśmy zebrać najlepsze dotychczasowe ekranizacje. Niektóre z nich to oczywiście mrożące krew w żyłach horrory, z których słynie autor. W bogatym dorobku kryje się jednak wiele niespodzianek, równie chętnie używanych jako materiały inspirujące filmowców. Tutaj znajdziecie te najbardziej udane projekty.
Nad fenomenem "Skazanych na Shawshank" można debatować godzinami. W końcu głosami niespełna miliona użytkowników Filmwebu to najlepiej oceniany film w całej bazie. Dziesiątki innych internetowych rankingów utrzymują go przynajmniej w ścisłej czołówce uniwersalnie uwielbianych tytułów. Lecz losy Andy’ego Dufresne’a (Tim Robbins) i jego przyjaciela "Reda" Reddinga (Morgan Freeman) w momencie premiery nie zdobyły wielu widzów. Dopiero za sprawą telewizji produkcja urosła do statusu klasyka. Żadna z typowo horrorowych ekranizacji Kinga nie dosięgnęła do tego pułapu popularności. Winę ponosi pewnie alienujący gatunek, bo choć fanów filmowych koszmarów nie ubywa, najwięcej oglądających zbierają filmy "dla wszystkich". A dzieło Franka Darabonta łamie nawet najbardziej odpornych na wzruszenia. To dramat, w którym zgadza się dosłownie każdy element. Wobec "Skazanych" po prostu nie można pozostać obojętnym.
Historia powstania "Lśnienia" przeszła do legendy kina, tak samo jak spór autora pierwowzoru z reżyserem. Czytelnicy książkowego oryginału Stephena Kinga doskonale znają rozbieżności między powieścią a filmem. Po nieudanej premierze sam pisarz wydawał się niepocieszony wycięciem lub przeinaczeniem wątków – także fragmentów zaczerpniętych z jego własnego życia. Pomimo tych różnic film z czasem rósł w oczach widzów, którzy nie tylko pokochali nieśpieszny rozwój fabuły czy przebojową rolę Jacka Nicholsona, ale także przepisaną opowieść. Kubrick dobitnie pokazał, jak środkami filmowymi wytworzyć duszną i niepokojącą atmosferę wylewającą się z ekranu. W rękach legendarnego reżysera "Lśnienie" stało się prawdziwym arcydziełem, pozostając odpornym na zarzuty fanów Kinga. Najlepszym argumentem na korzyść filmu jest mieszany odbiór miniserialu z 1997 roku ze scenariuszem pisarza.
Pierwszy z seriali w tym zestawieniu okazał się udaną adaptacją jednej z najdłuższych powieści Kinga. Licząca sobie prawie 900 stron książka opowiada historię nauczyciela, który otrzymuje możliwość przenoszenia się w czasie. Rusza więc do roku 1960, aby zapobiec wydarzeniom z listopada 1963, gdy w Dallas został zastrzelony prezydent John F. Kennedy. Wyprodukowany przez J.J. Abramsa serial z Jamesem Franco w roli głównej nie odbiera przyjemności obcowania z światem przeszłości. W odtwarzaniu epoki pomaga wątek kryminalny, który miesza się z staromodnym romansem. Dzięki temu osiem odcinków przelatuje niczym półtoragodzinny wartki akcyjniak. Co ciekawe, "22.11.63" miało początkowo zostać filmem. Za nakręcenie i napisanie odpowiadał Jonathan Demme, reżyser "Milczenia owiec".
Opowiadanie Kinga o tytule "Ciało" stało się podstawą jednej z najbardziej udanych adaptacji jego pracy – kolejną, która porzuca konwencję horroru. Film Roba Reinera "Stań przy mnie" śledzi losy grupy chłopaków spędzających dzień na poszukiwaniu ekstremalnych emocji. Okazuje się, że ich podstawowy cel szybko się zmienia – zamiast zabawy i wygłupów po drodze przechodzą szkołę życia, testującą ich charaktery i przyjaźń. Z perspektywy dorosłego narratora przeżyta przed laty przygoda okazuje się formacyjna dla jej uczestników, przeżywających wtedy intensywne blaski i cienie dorastania. Utalentowana dziecięca obsada (Wil Wheaton, River Phoenix, Corey Feldman, Jerry O'Connell) stworzyła wspaniałą, uniwersalnie lubianą historię, która nie traci ze swojego uroku po prawie 40 latach od premiery.
Rola Annie Wilkes rozpoczęła na dobre karierę Kathy Bates, przynosząc jej Oscara. Lecz "Misery" to nie koncert jednej artystki, ale sprzężenie talentów całego zespołu. Od Jamesa Caana jako Paula Sheldona, pisarza, który kończy w domu bohaterki, zmuszany do napisania nowej powieści pod dyktando przerażającej fanki, po zespół za kamerą: Roba Reinera i scenarzystę Williama Goldmana – wspólna praca przyniosła skutki w postaci świetnego thrillera z elementami humoru. Balans na cienkiej granicy między miłością i nienawiścią, opieką i krzywdą wypada na ekranie jeszcze lepiej niż na kartach powieści. Jak w najlepszych książkach Kinga, więcej sensu całości może nadać jedynie strach. Co najlepsze, przerażenie jest obecne też po seansie. Oprócz wrytego w pamięć obrazu zakochanej na zabój czytelniczki pozostaniecie z obawą, że wśród adaptacji Kinga nie znajdziecie już niczego lepszego.
Chłopięce dorastanie w wydaniu Kinga to podróż w poszukiwaniu samego siebie. Tymczasem wersja kobieca przyprawia o dreszcze każdego oglądającego. Ułożona z raportów policyjnych i zeznań świadków książkowa "Carrie" rysuje portret nieszczęśliwej młodej dziewczyny żyjącej według rygorystycznych zasad nadopiekuńczej matki. W filmie Brian de Palma zmienia perspektywę, pokazując historię zemsty oczami krzywdzonej osoby. Sissy Spacek jako Carrie wzbudza współczucie, ale też przeraża. Gdy wraz z postępem fabuły opowieść zmienia się o 180 stopni, do głosu dochodzi geniusz reżyserski. Na ekranie maluje się jeden z wybitnych przedstawicieli kina grozy, który jako metafora oraz dosłowny horror nie tylko zaskakuje, ale przede wszystkim wywołuje ciarki na placach. Pierwsza w historii adaptację prozy Kinga zapowiedziała, że z prac tego autora powstanie jeszcze niejedno arcydzieło.
Filmowa "Dolores" powstała trzy lata po premierze swojego pierwowzoru, jako druga adaptacja powieści Kinga z Kathy Bates w roli głównej. Film Taylora Hackforda to równie udany thriller co "Misery". Tytułowa bohaterka zostaje oskarżona o zamordowanie swojej podopiecznej. Jej córka, wzięta dziennikarka, po latach milczenia postanawia odnowić kontakt z matką i wrócić do rodzinnego domu. Chce dowiedzieć się prawdy – ale odkryje zdecydowanie więcej, niż przypuszczała. Wyżyny, na które jeszcze raz wspina się Bates, dopełniają obrazu tego niezwykle przejmującego thrillera, opowiadanego poprzez przeskoki między przeszłością i teraźniejszością. Mimo rozbitej narracji, z filmu nie ucieka sumiennie budowane napięcie, gęstniejące wraz z każdą kolejną sekundą przybliżającą do finału. Oprócz gatunkowej sprawności, "Dolores" jest warta seansu dla kolejnych aktorskich kreacji Jennifer Jason Leigh, Davida Strathairna, Judy Parfitt i Christophera Plummera.
Ta ekranizacja bez wątpienia podzieliła czytelników powieści "To". Wśród nich znajdują się fani kończącego w tym roku 35 lat miniserialu z Timem Currym w roli Pennywise’a. Dla wielu powrót do miasteczka Derry i jego młodocianych mieszkańców lepiej sprawdził się jako historia o dojrzewaniu (których przecież w dorobku Kinga nie brakuje) niż pełnoprawne kino grozy. W opowieści dzielonej na dwie linie czasowe – a w przypadku nowej wersji na dwa filmy – nie sposób uciec od długiej i złożonej serii koszmarów i fobii, które uaktywniają się w starciu z najbardziej namacalną formą strachu. U Kinga przybiera on kształt demonicznego klauna, jednego z symboli dorobku pisarza. Film Muschiettiego jest najlepszy, gdy zbiera grupę przyjaciół pod egidą walki ze złem większym niż wyobraźnia. Sukces produkcji z 2017 będzie próbował powtórzyć nadchodzący prequel "To: Witajcie w Derry".
Adaptacje prozy Kinga zwykle miały szczęście do reżyserów. Jednak wybór niewątpliwie wybitnego Davida Cronenberga do przełożenia na ekran powieści "Martwa strefa" nie wydawał się oczywistą propozycją. Co wyszło więc z połączenia unikalnego stylu reżysera z nadnaturalnym thrillerem pióra Mistrza horroru? Produkcja nieoczywista, niepasująca zarówno do dotychczasowego dorobku Kanadyjczyka, jak i Amerykanina. Autor scenariusza Jeffrey Boam zmienił nieco wydźwięk całości, odchodząc od pierwowzoru. Historia nauczyciela, który budzi się z pięcioletniej śpiączki, i odkrywa, że ma zdolność widzenia przyszłości, zmienia swoje oblicze. Rozpoczyna się jak rasowa fantastyka naukowa, a potem skręca w stronę thrillera politycznego. Twórcy wycisnęli z tej emocjonującej opowieści z poważnym moralnym dylematem naprawdę udany film. Pomimo dobrych ocen pozostał on – niesłusznie! – nieco zapomnianą adaptacją prozy Kinga.
Tytułowe miasteczko Castle Rock jest jednym z kilku elementów, które pojawiają się w kilku powieściach autora. Serial produkcji Hulu używa tych połączeń, aby z portfolio Kinga stworzyć jednolitą opowieść wypełnioną odniesieniami do pracy pisarza. Sam Shaw i Dustin Thomason stworzyli przerażającą produkcję, korzystając z dorobku twórczego jako maszyny wypluwającej z siebie kolejne, jednocześnie ciekawe i przerażające pomysły. Na ekranie pojawiają się aktorzy z popularnych Kingowskich adaptacji, lecz w nowych, niespodziewanych rolach. Choć produkcja spotkała się z ciepłym przyjęciem, została zakończona po dwóch sezonach. Wyemitowane 20 odcinków pozostaną przykładem, jak w ciekawy sposób można wykorzystać tak przebogaty katalog prac wybitnego autora. Wynagradzający dla fanów bez odrzucania zwykłych widzów – "Castle Rock" to pozycja obowiązkowa dla obu grup.