RANKING: 10 aktorów i niewielkie wypłaty za ich słynne role

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/TOP+10%3A+ranking+s%C5%82ynnych+r%C3%B3l%2C+za+kt%C3%B3re+aktorzy+zarobili+ma%C5%82o-162800
RANKING: 10 aktorów i niewielkie wypłaty za ich słynne role
Nieprzewidywalny sukces w przemyśle filmowym potrafi w sekundę umieścić kogoś na firmamencie. Jednak za dziesiątkami nagród, uznaniem widzów, a nawet wielkim zarobkiem z kin, nie idą pieniądze dla samych występujących. Dziś przybliżamy Wam 10 historii aktorów, którzy zagrali ważne role w słynnych filmach, ale dostali za to niewielkie wypłaty.

Znajdziecie tu zarówno historie twórców, którzy zrezygnowali z normalnych gaży na rzecz zagrania w obiecującym projekcie, jak i nowicjuszy, którzy odnieśli spektakularny sukces. Wspólnym mianownikiem pozostają niezwykłe role, zapisujące się w historii kina nagrodami czy docenieniem ze strony publiki, lecz nie wielkością wypłaty. 

TOP 10: znani aktorzy, którzy zarobili mało pieniędzy za rolę w słynnych filmach



George Clooney – "Good Night and Good Luck"




Hollywoodzki gwiazdor był motorem napędowym projektu – stał za kamerą, współtworzył scenariusz i zagrał jedną z ról. W ten sposób opowiedział osobistą historię, oddającą hołd swojemu ojcu, który, tak jak główny bohater, był dziennikarzem telewizyjnym. Zagrany przez Davida Strathairna Edward R. Murrow musiał jednak przezwyciężyć nie lada problem: publiczny spór z wpływowym senatorem Josephem McCarthym. Sama produkcja również napotkała wiele kłopotów. Mimo że kosztowała niewiele (ok. 7,5 mln dolarów), trudno było zebrać finansowanie. Clooney nie podpadał również pod ubezpieczenie, ponieważ ledwie kilka miesięcy wcześniej odniósł kontuzję na planie filmu "Syriana". Gwiazdor zakasał więc rękawy i zabrał się do pracy: zwerbował bogatych inwestorów (m.in. miliardera Marka Cubana, znanego z programu "Shark Tank"), a nawet zastawił własny dom w Los Angeles. Do tego przyjął minimalne wynagrodzenie – zawrotne 3 dolary, po jednym za każdą pełnioną funkcję. Ryzyko się opłaciło: produkcja zarobiła prawie 55 milionów i zdobyła sześć nominacji do Oscarów.

Bill Murray – "Rushmore"




Wieloletnia współpraca Murraya i Andersona to bez wątpienia produkt kreatywnej przyjaźni. Lecz praca z ikoną amerykańskiej komedii z początku była dla reżysera powodem do zmartwień. Przez pierwsze dni twórca nie chciał nawet dawać mu wskazówek, w obawie, że ten odrzuci pomysły i podważy jego decyzje. Murray okazał się jednak świetnym współpracownikiem, grającym w dodatku za minimalną stawkę, na jaką pozwalało związek zawodowy aktorów, SAG: około 9 tysięcy dolarów. Niewiele zabrakło, aby gwiazda filmu dołożyła z własnej kieszeni do jego powstania. Anderson zaplanował ujęcie z grającym główną rolę Jasonem Schwartzmanem i Murrayem. Duet miał wznieść się w powietrze w helikopterze, lecz producenci odmówili wyłożenia na ten cel kolejnych tysięcy. Gdy aktor o tym usłyszał, wręczył reżyserowi podpisany czek z pustym miejscem na uzupełnienie dowolną kwotą. Twórca nie zdecydował się na nakręcenie sceny, a kawałek papieru zachował na pamiątkę.

Hilary Swank – "Nie czas na łzy"




Ten melodramat zapewnił gwieździe Hilary Swank pierwszego w karierze Oscara dla najlepszej aktorki. Pomimo wygrania najważniejszej nagrody w przemyśle filmowym, zapłata nie odzwierciedlała wymiaru sukcesu. Biografia Brandona Teeny przyniosła 20 milionów wpływów z kin, lecz została stworzona za zaledwie ułamek tej kwoty. Odtwórczyni głównej roli dostała tylko trzy tysiące dolarów, co dla początkującej artystki było i tak dużym zastrzykiem gotówki. Jednak po latach wspominała moment, gdy dowiedziała się, ile w przemyśle filmowym znaczy dobrostan swoich gwiazd. Okazało się, że wówczas pensja determinowała wysokość ubezpieczenia zdrowotnego. Gdy zatem Swank udała się do apteki, żeby wykupić receptę, jej polisa nie pokrywała refundacji leków. Musiała więc zapłacić za nie z własnej kieszeni.

Christian Bale – "American Psycho"




Ta rola dziś jest ikoniczna, choć jej odtwórcy zapłacono za nią grosze. Na przełomie wieków Bale nie był jeszcze tak znanym nazwiskiem, a adaptatorzy powieści Breta Eastona Ellisa nie mogli marzyć o wymiarze sukcesu, jaki zaraz ich spotka. Reżyserka Mary Harron musiała stoczyć boje o obsadzenie brytyjskiego aktora zamiast podsuwanego przez studio Leonardo DiCaprio. Ostatecznie po perturbacjach (w tym odejściu twórczyni, zatrudnieniu Olivera Stone'a, a także jego odejściu) Bale stanął w końcu na planie, mając w kieszeni ledwie 50 tysięcy dolarów. Po latach przyszły laureat Oscara wspominał smutną historię z życia prywatnego – wówczas jego rodzinny dom miał zostać przejęty przez bank, a jakakolwiek wypłata pomogłaby odroczyć płatności. – Pamiętam, że pewnego razu siedziałem w przyczepie do charakteryzacji, a pracująca tam ekipa śmiała się ze mnie, że dostali o wiele większą pensję – opowiadał Bale. Dopiero po latach produkcja przyniosła coś nieprzeliczalnego na pieniądze: poziom rozpoznawalności godny kanonu popkultury. 

Patricia Arquette – "Boyhood"




Kolejna nagrodzona Oscarem kreacja przyniosła swojej odtwórczyni same finansowe straty. Tak przynajmniej wskazuje sama Patricia Arquette, mówiąc o swoim występie w filmie "Boyhood". Nowatorski projekt Richarda Linklatera był kręcony przez kolejne 12 lat, co samo w sobie stawiało na głowie cały system finansowania produkcji filmowych. Historia dorastania nastoletniego Masona (Ellar Coltrane) była pod każdym względem produkcją niskobudżetową, co zdają się potwierdzać wszyscy twórcy. Według relacji największej gwiazdy całego przedsięwzięcia, wysiłek i koszty związane z udziałem w filmie nie były nawet blisko zrekompensowania przez zarobki. – Płaciłam więcej opiekunce dzieci i osobie wyprowadzającej psy, niż to, co zarobiłam za "Boyhood" – wspominała aktorka. Temat wypłat w nieco innym kontekście pojawił się już w wypowiedzi aktorki podczas rozdania Oscarów. Ze sceny w Hollywood Arquette przemawiała za równym wynagradzaniem kobiet i mężczyzn, wzbudzając owacje.

Jeff Daniels – "Glupi i głupszy"




Słynnej komedii z Danielsem i Jimem Carreyem nie można według żadnych kryteriów nazwać filmem jednego aktora. Różnica w płacach między obiema gwiazdami była jednak kolosalna. Wynikało to głównie z ich dotychczasowej reputacji. Filmowy Lloyd był w środku swojego najlepszego okresu w karierze, przyjmując 7 milionów za rolę po sukcesie "Ace’a Ventury" i "Maski". Natomiast jego ekranowy partner był znany głównie z ról dramatycznych. Mimo że studio niemal zatrudniło Nicolasa Cage’a, który żądał 2 mln, postanowiono nieco rozluźnić budżet i przyoszczędzić na obsadzie. New Line Cinema nie było przekonane do propozycji twórców filmu, braci Farrellych, więc zaoferowali żenująco niską stawkę – 50 tysięcy. Wbrew oczekiwaniom Daniels zaakceptował propozycję i uzupełnił ikoniczny duet w jednej z najbardziej lubianych komedii lat 90.

Jonah Hill – "Wilk z Wall Street"




Niczym jego filmowy bohater, Jonah Hill chciał po prostu uczyć się od mistrza. W "Wilku z Wall Street" dla Donniego był to Jordan Belfort (Leonardo DiCaprio), a na planie reżyser Martin Scorsese. W taki sposób był w stanie zrezygnować z solidnej gaży, jaką poniekąd gwarantowała mu nominacja do Oscara za drugoplanową rolę w "Moneyball". Zaproponowano mu najniższą możliwą kwotę sankcjonowaną przez SAG-AFTRA, czyli zaledwie 60 tysięcy dolarów. DiCaprio, który był również producentem, mógł liczyć na 10 milionów. Dodając do tego infekcję, której nabawił się od wciągania sproszkowanych witamin udających kokainę, stworzenie filmu musiało być dla aktora niezapomnianym przeżyciem. W wywiadach wielokrotnie wspomina, że oglądanie Scorsese za kamerą zainspirowało go do swoich prób jako filmowca. Debiut Hilla z 2019 roku, "Najlepsze lata", został pozytywnie przyjęty przez krytykę i widzów.

Barkhad Abdi – "Kapitan Phillips"




Nawet historie z tego rankingu potwierdzają, że rola w jednym filmie może odmienić całe życie. Tak stało się również w przypadku Barkhada Abdiego, dla którego film Paula Greengrassa była jego pierwszym występem na ekranie. Hollywoodzka produkcja portretująca prawdziwą historię napaści somalijskich piratów na amerykański kontenerowiec okazała się dużym sukcesem. Moc nazwiska Toma Hanksa przyniosła 218 milionów ze światowych kin, a także nominacje do Oscara, w tym dla debiutanta. Rozstrzał między gwiazdorem, który, uwzględniając bonusy, miał zarobić nawet 50 milionów, a jego partnerem z ekranu, inkasującym ledwie 65 tysięcy, jest przeogromna. Jednak ten występ odmienił przyszłość Abdiego, który dotąd pracował w sklepie z telefonami komórkowymi czy prowadził limuzyny. Po latach kariera nabrała tempa – aktor pojawił się m.in. w filmach "Good Time", "Grimsby", "Blade Runner 2049", "Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie", a także w serialu "The Curse".

Nick Castle – "Halloween"




Choć przez cały film krył się za maską, odtwórca legendarnej roli mógł zostać wynagrodzony nieco lepiej. Przeciętny fan kina nie zna może nazwiska Nick Castle, ale ten aktor odpowiada za kreacje jednego z najbardziej ikonicznych morderców, jakich widział srebrny ekran. Wieloletni współpracownik Johna Carpentera przez cały okres zdjęć wchodził w kostium i maskę przerażającego Michaela Myersa. Jego dzienna pensja wynosiła jednak zaledwie 25 dolarów. Dziwi to mniej, biorąc pod uwagę niski budżet całości (ok. 300 tysięcy), ale niebotyczny sukces finansowy i wpływ na popkulturę wskazują, że Castle mógł dostać nieco więcej. Później aktor pracował nad produkowaniem filmów – m.in. współtworzył scenariusz "Ucieczki z Nowego Jorku" czy filmu "Hook". W trylogii Davida Gordona Greena miał okazję powrócić na ekran jako Myers.

Dustin Hoffman – "Absolwent"




Rola nieśmiałego absolwenta Benjamina, który wdaje się w romans ze starszą kobietą, zmieniła karierę Hoffmana, a nawet nakierowała ją na kolejne sukcesy. Jednak zanim wystąpił w "Nocnym kowboju", "Małym wielkim człowieku", "Nędznych psach" i dziesiątkach innych słynnych produkcji, musiał żyć życiem rozpoznawalnego, ale biednego aktora. Choć film Mike’a Nicholsa zarobił ponad 100 milionów (dzisiaj byłby to miliard), niezależna produkcja nie wynagrodziła odtwórcy głównej roli bajońską sumą. Hoffman otrzymał 20 tysięcy, choć na czysto – po odjęciu podatków i kosztów mieszkania – zostały mu już tylko 4 tysiące. Jak można się spodziewać, te pieniądze również rozeszły się całkiem szybko. W taki sposób 30-letni aktor, który zagrał w największym filmie roku, mieszkał w dwupokojowym mieszkaniu na Manhattanie, żyjąc z benefitów przysługującym osobom bezrobotnym. 

Zwiastun filmu "Absolwent"