21 najlepszych filmów 2014 roku według Filmwebu

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/21+najlepszych+film%C3%B3w+2014+roku+wed%C5%82ug+Filmwebu-109020
Na Boże Narodzenie opublikowaliśmy listę 22 najbardziej oczekiwanych filmów 2015 roku. Teraz, kiedy rok 2014 jest już historią, spoglądamy wstecz i prezentujemy Wam listę 21 naszym zdaniem najlepszych filmów 2014 roku.

W zestawieniu wzięliśmy pod uwagę jedynie te produkcje, które weszły do polskiej dystrybucji kinowej między 1 stycznia a 31 grudnia 2014 roku. Nie braliśmy pod uwagę wznowień, reedycji, reżyserskich wersji filmów znanych już z polskich ekranów. Wyboru dokonali członkowie zespołu Filmwebu oraz współpracujący z nami autorzy i recenzenci. W tym roku swoje głosy oddali: Michał Walkiewicz, Marcin Pietrzyk, Łukasz Muszyński, Jakub Popielecki, Dorota Kostrzewa, Maciek Łuka, Julia Taczanowska, Krzysztof Michałowski, Bartosz Staszczyszyn, Michał Oleszczyk, Ludwika Mastalerz, Adam Kruk, Radosław Osiński, Anna Bielak, Bartosz Czartoryski, Rozalia Knapik, Klara Cykorz, Piotr Czerkawski i Jakub Majmurek.

Wszystkich poprosiliśmy o wytypowanie 10 filmów w kolejności od najlepszego do najgorszego. Na podstawie przesłanych głosów powstała poniższa lista.

1. "Wilk z Wall Street"
Nie mogło być innego zwycięzcy naszego zestawienia. Redakcja całym sercem  poparła werdykt Filmwebowiczów, którzy swoimi głosami przyznali we wrześniu "Wilkowi z Wall Street" pierwszą Nagrodę Filmwebu w kategorii "Najlepszy film". Martin Scorsese zaskoczył nas animuszem, którego mogliby mu pozazdrościć nie tylko inni uznani mistrzowie kina, ale też większość młodych gniewnych liczących na zajęcie jego miejsca. Brawurowa reżyseria, mistrzowskie panowanie nad wszelkimi elementami filmowego dzieła oraz doskonałe kreacje aktorskie – wszystko to sprawia, że "Wilk z Wall Street" na długo zapadnie w pamięci widzów.


2. "Boyhood"
Rok 2014 to dla nas w dużej mierze finałowy akt wielkiej filmowej przygody Richarda Linklatera. Twórca "Slackera" skończył swój monumentalny projekt "Boyhood" – film, który mimo zaledwie 28 dni zdjęciowych, powstawał aż 12 lat. Co roku Linklater wracał z kamerą do swoich bohaterów i podglądał, jak 6-letni chłopiec stawał się młodym mężczyzną. "Boyhood" to kino największego formatu: głęboko humanistyczne, mądre, kapitalnie wyreżyserowane i fenomenalnie zagrane (świetny Ethan Hawke, wybitna Patricia Arquette!). To również imponujący przykład filmowego eksperymentu, który pokazuje, że nawet o czasie da się opowiadać w sposób prosty, artystycznie transparentny oraz intelektualnie dojrzały. Czapki z głów.


3. "Wielkie piękno"
Co nie jest niestety regułą – zasłużony laureat Oscara w kategorii "Najlepszy film nieanglojęzyczny". Od czasów dzieł Felliniego miastu Rzym nie wystawiono chyba bardziej wdzięcznego filmowego pomnika. Paolo Sorrentino pokazuje nam metropolię, w której Historia przez wielkie "H" sąsiaduje z bijącym energicznie pulsem współczesności. Na lewo arcydzieła architektury, na prawo dyskoteki, bankiety, wernisaże, kluby ze striptizem. A pomiędzy nimi przechadzający się z nieodłącznym grymasem ni to uśmiechu, ni to smutku Jep Gambardella, wspominający utraconą młodość dziennikarz i bon vivant, sypiący na lewo i prawo dowcipami oraz sypiający na lewo i prawo z innymi poszukiwaczkami nocnych wrażeń. Sorrentino opowiada o przemijaniu, śmieszy, wzrusza, uwodzi i hipnotyzuje.


4. "Mama"
Najlepszy film Xaviera Dolana. Kropka. Kanadyjczyk zdążył już doprowadzić nas na skraj zazdrości za sprawą talentu połączonego z metryką, ale "Mamą" przechodzi samego siebie. To kino flirtu, ciągłego podkręcania naszych zmysłów (rytm, montaż, dobór barw, ścieżka dźwiękowa ze szlagierami Dido, Celine Dion i Eiffel 65 na czele), ale też film pełen świetnych metafor (z odzwierciedlającym relację bohaterów nietypowym formatem obrazu na czele), odważnych pomysłów inscenizacyjnych i wspaniałych ról (Anne Dorval i Suzanne Clement w najwyższej formie). Kto pokochał Dolana wcześniej, pokocha go jeszcze mocniej. Kto miał go za pretensjonalnego chłystka, może zmienić zdanie właśnie za sprawą "Mamy".


5. "Zaginiona dziewczyna"
David Fincher, specjalista od wysmakowanej wiwisekcji mroków ludzkiej natury, tym razem zagląda za pozornie niewinną fasadę żywopłotów i domków jednorodzinnych. Znajduje tam małżeński kryzys, który zamiast w sądzie kończy się na posterunku policji. To koronkowa robota: od niespodziewanie świetnych ról Bena Afflecka i Rosamund Pike przez niezwykle bogaty i niestereotypowo obsadzony drugi plan, montażowo-muzyczny popis kreowania nastroju i snucia intrygi po brawurową gatunkową ekwilibrystykę: Fincher mieści tu kryminał, dramat i satyrę na świat mediów. Pikantności dodaje "Zaginionej dziewczynie" przewrotny finał – przyczynek do dyskusji o tym, czy obejrzeliśmy właśnie feministyczną dekonstrukcję instytucji małżeństwa czy raczej mizoginistyczną szmirę.


6. "Witaj w klubie"
Film Jean-Marca Vallée ostatecznie potwierdził akces Matthew McConaugheya do aktorskiej Premiere League. Grany przez gwiazdora wymizerowany, zawadiacki Ron Woodrof z miejsca podbił serca widowni, która kocha bohaterów z przypadku i mimo woli. "Witaj w klubie" to jednak przede wszystkim wzorowo opowiedziana, poruszająca historia walki jednostki z bezdusznym systemem oraz sugestywny portret nietolerancyjnej reaganowskiej Ameryki. Krzepi skuteczniej niż kilogram cukru.


7. "Grand Budapest Hotel"
Wizyta w pięciogwiazdkowym hotelu, w którym konsjerżem jest Wes Anderson, to czysta rozkosz. Jak pisze nasz recenzent:  Reżyser z wprawą wirtuoza i erudycją historyka X muzy żongluje kolejnymi gatunkami filmowymi. Kino akcji idzie pod rękę z makabrycznym horrorem (Villain – pardon Willem Dafoe jako skrzyżowanie zabójcy na zlecenie i Nosferatu!), a melodramat ściera się z farsą. Anderson pozwala widowni na przemian śmiać się, płakać, odczuwać niezdrowe podniecenie, ściskać z przejęcia poręcze foteli i wstrzymywać oddech w scenach grozy. Nie wspominając o tym, że oczy dopieszcza nam stylowymi kostiumami, scenografią i zdjęciami, a uszy – hipnotyzującą muzyką Alexandre'a Desplata. Czy nie na tym polega kino totalne?


8. "Ona"
Najdziwniejsza i najpiękniejsza zarazem historia miłosna ostatnich lat. Ekscentryczny pomysł wyjściowy (samotny mężczyzna zakochuje się w systemie operacyjnym) uwiarygadnia wybitna kreacja Joaquina Phoenixa – największego kameleona w Hollywood. Jak czytamy w recenzji Filmwebu: Reżyser Spike Jonze stawia znak równości między wirtualnym i realnym światem. Przestrzeń ludzkich emocji, potrzeb i projekcji okazuje się równie nierzeczywista jak wytwory cyberprzestrzeni. Nie da się zaprojektować szczęśliwego życia – zdaje się przekonywać amerykański twórca – prawdziwe emocje nie dają się zamknąć w wymyślonej przez nas narracyjnej klamrze. Projektując na innych swe nadzieje i lęki, bohaterowie filmu skazują się na ból rozczarowań.


9. "Strażnicy Galaktyki"
"Strażnicy Galaktyki"
byli dla Marvela eksperymentem. Studio zagrało dziką kartę i wygrało. Okazało się, że komiksowy blockbuster nie potrzebuje Batmana ani Roberta Downeya Juniora, by rozbić boxoffice'owy bank. Że da się wystrugać charyzmę i urok z kawałka drewna i gadającego szopa. Że okrąglutki i mięciutki Chris Pratt z "Parks and Recreation" może być też umięśnionym i zawadiackim – ale wciąż zabawnym – kosmicznym bohaterem. Że Zoe Saldana sprawdza się również na zielono. Że od spektaklu eksplozji ważniejsza jest chemia między postaciami, a podejmowanie wysokobudżetowego ryzyka nieraz się opłaca. Pytanie, czy Hollywood wyciągnie z tej historii właściwe wnioski, czy czeka nas teraz pochód nieudanych podróbek Rakietowego Szopa.


10. "Scena zbrodni"
Pomysł wyjściowy wydawał się szalony: zachęcić zbrodniarzy, by odegrali przed kamerami własną zbrodnię. Coś takiego jest możliwe jedynie w rzeczywistości, w której mordercy "wygrali" i nie zostali ukarani za swoje zbrodnie. Witamy w Indonezji, gdzie organizatorzy antykomunistycznej czystki z lat 60. przechadzają się dziś ulicami uśmiechnięci, podczas gdy dzieci ich ofiar drżą ze strachu i cierpią w milczeniu. Joshua Oppenheimer odwiedza ten kraj z kamerą i prowokuje zbrodniarzy do chwalenia się swoimi czynami, przy okazji stawiając pytania o etykę dokumentalisty i kinowego spektaklu.


11. "Nimfomanka. Część 1"

Lars von Trier zaskoczył w "Nimfomance" lekkim, komediowym i bezpretensjonalnym tonem. Historia nimfomanki Joe rozpisana na kolejne retrospekcje w długiej rozmowie ze starym Seligmanem iskrzyła humorem, była pikantna i ironiczna. Joe, Szecherezada naszych czasów, była symbolem tego, co cielesne, instynktowne oraz impulsywne, zaś Seligman reprezentował rozum, kulturę, proces socjalizacji. Ich dialog stał się dla von Triera reżyserskim polem do popisu. Tym większa szkoda, że w drugiej części Duńczyk zamienił historię w pasmo kolejnych banałów.

UWAGA! ZWIASTUN TYLKO DLA DOROSŁYCH!


12. "Lewiatan"
Andriej Zwiagincew po raz kolejny z sukcesem łączy brutalną rzeczywistość prowincjonalnej Rosji z poszukiwaniami Boga. "Lewiatan" to przypowieść na miarę Starego Testamentu, a zarazem okrutnie szczery rozrachunek z codziennością, gdzie króluje materializm, nihilizm, defetyzm i pęd ku zatraceniu się w niszczycielskich przyjemnościach. "Lewiatan" jest filmem, obok którego nie sposób przejść obojętnie.


13. "Co jest grane, Davis?"
Wielcy ironiści kina odkrywają przed widzami swoje mniej znane, melancholijne oblicze. Umieszczona w środowisku muzyków folkowych parafraza "Odysei" Homera uwodzi atmosferą, subtelnym rysunkiem psychologicznym postaci, wreszcie kapitalnym soundtrackiem. Coenowie kolejny raz opowiadają o próbach ucieczki z egzystencjalnej matni oraz o tym, jak przypadek wpływa na nasze życie. Na deser magnetyzujący Oscar Isaac w roli głównej. Zapamiętajcie to nazwisko – już wkrótce będzie jedną z jaśniejszych gwiazd na hollywoodzkim firmamencie.


14. "Nieznajomy na jeziorem"
Alain Guiraudie dokonał sztuki niezwykłej. Choć na ekranie królują nagie męskie ciała bez żadnych skrupułów oddające się seksualnym uniesieniom, to "Nieznajomy nad jeziorem" wznosi się ponad filmowe getto opowieści o gejach. Zmysłowe zdjęcia, pozornie senne tempo narracji oraz intryga rodem z najlepszych filmów Hitchcocka sprawiają, że "Nieznajomy nad jeziorem" staje się uniwersalną historią o destrukcyjnych pragnieniach, jakie kryją się w duszy każdego z nas. Obraz Guiraudiego to dzieło inteligentne i wysmakowane.


15. "Zniewolony. 12 Years a Slave"
Hit tegorocznych Oscarów nie jest być może najlepszym filmem w dorobku Steve'a McQueena (to miano musi przypaść "Głodowi"), ani utworem najciekawszym formalnie (jak "Wstyd"), a jednak ma wszystkie znamiona wielkiego kina. Począwszy od ważnego tematu niewolnictwa, przez zgrabny i świetnie napisany scenariusz, wzorową pracę operatora, reżysera i montażysty, po korowód fantastycznych aktorów: tak na pierwszym, jak i na drugim planie. Michael Fassbender daje popis aktorskiej szarży, Lupita Nyong'o w pełni zasłużyła na Oscara, a Chiwetel Ejiofor pokazał, jak w sposób stonowany i pozornie nieefektowny zbudować rewelacyjną, pełnokrwistą rolę.


16. "Interstellar"
Chyba żaden inny film 2014 roku nie wzbudził równie skrajnych emocji. Jedni nie cierpią go z całego serca (większość członków redakcji), inni zachwycają się wizją, jaką roztoczył przed widzami Christopher Nolan (spora część współpracujących z redakcją autorów). Jakiekolwiek ma się o "Interstellar" zdanie, jednego nie można reżyserowi zarzucić: koniunkturalności. Nolan odważnie podąża swoją własną ścieżką, bez oglądania się na kinowe mody i oczekiwania fanów. A to zawsze należy doceniać.


17. "Locke"
Świetne kino nie potrzebuje wiele. Steven Knight udowodnił, że wystarczy samochód i facet w swetrze – pod warunkiem, że tym facetem jest Tom Hardy. "Locke", choć rozgrywa się w umownym "czasie rzeczywistym" i rozbity jest na serię telefonicznych rozmów bohatera, trzyma za gardło od pierwszej do ostatniej minuty – to świetnie napisany i bezbłędny dramaturgicznie film. Do tego wielka rola Toma Hardy'ego – jeden z ostatnich przystanków przed "Mad Maxem", który, miejmy nadzieję, zamieni go w pierwszoligową, hollywoodzką gwiazdę.


18. "Tom"
Tym filmem Xavier Dolan potwierdził, że jest największym reżyserem swojego pokolenia. Wyszedł tu bowiem daleko poza swoją strefę komfortu. Porzucił ulubione artystyczne chwyty: ograniczył zabawy wizualne i wyciszył narrację. Zamiast tego skupił się na relacjach między bohaterami, na niuansowaniu tego, co niewypowiedziane. "Tom" jest dowodem na to, jak mistrzowsko Dolan panuje nad sobą, jak świadomym i utalentowanym jest twórcą. Nic więc dziwnego, że w naszym zestawieniu znajdują się aż dwa jego filmy.


19. "Mapy Gwiazd"
David Cronenberg wybiera się do Hollywood i nie zamierza brać jeńców. Jego pierwszy film nakręcony na amerykańskiej ziemi (nawet amerykańskie z ducha lokacje znajdował dotąd w przygranicznych kanadyjskich miasteczkach) to ostra jak brzytwa i bezlitosna satyra na Fabrykę Snów. Cronenberg rozrzuca kilka wątków i w paru równolegle prowadzonych historiach daje nam poznać skalę moralnego rozkładu filmowego światka. Na ekranie błyszczą Julianne Moore i Mia Wasikowska, kolejny świetny występ – po "The Rover" Davida Michoda – daje Robert Pattinson, zaś aktorskim odkryciem jest Evan Bird w roli zepsutego do cna, nastoletniego gwiazdora Benjiego. Jego dialog z chorą fanką i agentem to czarny humor w najlepszym wydaniu. To samo można powiedzieć o całym filmie.


20. "LEGO® PRZYGODA"
Dwa w jednym: dwugodzinna reklamówka zabawkarskiego imperium i pierwszorzędna rozrywka dla całej rodziny. W którym innym filmie spotkacie Gandalfa, Batmana, Żółwia Ninja oraz załogę Sokoła Millennium? Gdzie znajdziecie tyle inteligentnych dowcipów i pomysłów tak abstrakcyjnych, jakby narodziły się we śnie szalonego geniusza? Festiwal atrakcji, jaki fundują nam twórcy "LEGO Przygody", oczaruje widzów od lat pięciu do stu pięciu. Poprosimy o sequel! 


21. "Wolny strzelec"

W "Wolnym strzelcu" Jake Gyllenhaal daje nam nowy rodzaj psychopaty. Louis Bloom – nienaturalnie wychudzony, z oczami wytrzeszczonymi jakby od zbyt intensywnego wpatrywania się w telewizor, obkuty w podręcznikach samorealizacji i biznesu, przemawiający nowomową marketingu, całkowicie pozbawiony empatii – stanowi doskonały materiał na twarz współczesnych mediów, dla których słupki oglądalności mają cenę moralności, etyki i ludzkiego życia. Debiutujący na fotelu reżyserskim Dan Gilroy nie bawi się jednak w mało efektowną publicystykę i wzorem swojego bohatera dociera do mięcha historii – zamiast moralitetu daje nam rasowy thriller.


Nie są to oczywiście wszystkie filmy, na które głosowali członkowie redakcji i nasi współpracownicy. W sumie wymienione zostały 63 tytuły. Poniżej znajdziecie listę tych filmów, które zdobyły co najmniej dwa głosy, lecz za mało, by znaleźć się na głównej liście.

"Nimfomanka. Część 2"
"Bogowie"
"22 Jump Street"
"Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz"
"Ratując pana Banksa"
"Porwanie Michela Houellebecqa"
"American Hustle"
"Tylko kochankowie przeżyją"
"Hardkor Disko"
"Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków"
"Miasto 44"
"Godzilla"
"Zimowy sen"
"Snowpiercer: Arka przyszłości"
"Omar"
"Jak wytresować smoka 2"
"Babadook"


Zachęcamy Was do dzielenia się swoimi typami i opiniami w komentarzach.