Najlepsze filmy 2024 roku. Top 27 filmów według redakcji Filmwebu

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/Najlepsze+filmy+2024+roku.+Top+27+film%C3%B3w+wed%C5%82ug+redakcji+Filmwebu-158792
Najlepsze filmy 2024 roku. Top 27 filmów według redakcji Filmwebu
Właśnie pożegnaliśmy rok 2024. Patrząc z nadzieją w filmową przyszłość, spoglądamy też z nostalgią na to, czego doświadczyliśmy w czasie ostatnich 12 miesięcy. Filmowo był to rok pełen niespodzianek, zaskoczeń, filmów, które zachwyciły nas i które pozostaną w naszej pamięci na dłużej. Licząc na równie udany rok 2025, żegnamy rok 2024 naszą redakcyjną listą najlepszych filmów.





Zapraszamy na specjalną sekcję Filmwebu podsumowującą rok 2024!

Poznaj najpopularniejsze i najwyżej ocenianie filmy na Filmwebie. Sprawdź najlepiej oceniane serialowe role roku. Zobacz, jakie były zdaniem użytkowników najlepsze gry 2024 roku. Oraz poznaj najpopularniejszych w 2024 roku ludzi kina.

To wszystko i jeszcze więcej znajdziesz w Filmwebowym Podsumowaniu 2024 roku




Najlepsze filmy w 2024 roku. Na co głosowali członkowie redakcji Filmwebu?



Członkowie redakcji Filmwebu bardzo różnią się gustami filmowymi. Wystarczy spojrzeć na indywidualne najlepsze dziesiątki filmowe, które znajdziecie na stronie Podsumowanie roku 2024 na Filmwebie. Kształt poniższej listy jest więc zaskoczeniem nie tylko dla Was, ale i dla redakcji.

Wszystko przez fakt, że o miejscu na liście decydowała suma zdobytych punktów. Każdy z członków redakcji został poproszony o wytypowanie osobistej listy 20 najlepszych filmów roku. Na podstawie miejsc na tych listach przyznane zostały punkty. Filmy z największą liczbą punktów, które dodatkowo osiągnęły wymagany próg, znalazły się w naszym ostatecznym zestawieniu.

Jesteśmy w Polsce, więc punktem odniesienia była dla nas oferta kinowa i streamingowa w Polsce. Dlatego też członkowie redakcji mogli głosować wyłącznie na te filmy, które trafiły do dystrybucji w Polsce (kinowej lub VOD) między 1 stycznia a 31 grudnia 2024 roku

To dlatego na liście mogły się znaleźć tytuły, których światowa premiera przypadała na lata wcześniejsze.

Z tego samego powodu zabrakło też kilku głośnych filmów z 2024 roku, ponieważ do Polski (póki co) nie dotarły w ogóle lub też były prezentowane wyłącznie na festiwalach i pokazach przedpremierowych.

Zobacz odcinek "Movie się" podsumowujący rok 2024



O najlepszych filmach 2024 roku rozmawiają Łukasz Muszyński, Ewelina Leszczyńska i Maciej Satora. 


Najlepsze filmy 2024 roku w dystrybucji w Polsce. Wybór redakcji Filmwebu



W minionym roku do dystrybucji kinowej lub streamingowej zdaniem członków Filmwebu trafiło naprawdę sporo wartych uwagi tytułów. Przynajmniej jeden głos otrzymało aż 71 tytułów.

Próg punktowy spełniło jednak zaledwie 27 filmów.

Zanim jednak przejdziemy do zestawienia, mamy dla Was jeszcze kilka honorowych wyróżnień. To filmy, na które głosowały przynajmniej dwie osoby, ale zabrakło im punktów, by znaleźć się w głównym zestawieniu:

"Strange Darling"
"Twisters"
"Omen: Początek"
"Biała odwaga"
"W głowie się nie mieści 2"
"Pod wulkanem"
"Randka w ciemno"
"Obcy: Romulus"
"Rodzaje życzliwości"

Najlepsze filmy 2024 roku. Miejsca od 27 do 11





26

Argentyna

Francja

Meksyk

Niemcy

Portugalia

Szwajcaria

Wielka Brytania















19

Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata

Nu aștepta prea mult de la sfârșitul lumii
2023
2h 43m


















10 najlepszych filmów 2024 roku według redakcji Filmwebu



"Civil War" ogląda się inaczej po wyborach w USA niż w momencie premiery – czyli jeszcze przed wyborami. Sęk w tym, że Alex Garland – wbrew pozorom – nakręcił film nie tyle o amerykańskiej polityce, co o uniwersalnej, międzynarodowej etyce: etyce produkcji obrazów (zwłaszcza obrazów cierpienia). Ale choć twórca "Ex Machiny" robi tu przypis do esejów Susan Sontag o fotografii, to proponuje kino prostych środków i prostych doznań. A przy tym: kino bardzo skuteczne. Garland zabiera nas na front amerykańskiej wojny domowej i trzyma za twarz, po mistrzowsku spiętrzając i spieniężając napięcie (zwłaszcza w scenie z Jessem Plemonsem). Świetnie działa też castingowy zamysł, żeby Kirsten Dunst i Cailee Spaeny – hollywoodzka weterana i hollywoodzka młoda twarz – przejrzały się w sobie nawzajem. W końcu jest to też film o zmęczeniu i o pokoleniowej zmianie.

Po latach podglądania ekscentryków w drodze przez amerykańskie pejzaże i prywatne emocjonalne wertepy, Alexander Payne postanowił tym razem przystroić swoje kino inną konwencją. Wsadził więc postacie na świąteczne sanie, założył im czapki mikołajów i włożył w dłonie kubki gorącej czekolady. W jego nowym filmie kilkoro bohaterów, których różni wszystko, zostaje skazanych na wzajemne świąteczne towarzystwo. W międzyczasie odkrywają, że w otwarciu na drugiego człowieka kryje się najpiękniejszy z bożonarodzeniowych cudów – cud spotkania. "Przesilenie zimowe" to chyba najpoczciwsza z Paynowskich anegdot; świadectwo scenopisarskiej dojrzałości, bo tylko dojrzali twórcy z taką łatwością potrafią zaczarować współczesnego widza do cna klasyczną opowieścią. A przy tym zaskakujący filmowy paradoks: dzieło postmodernistycznie sięgające do tradycji wigilijnych opowieści, ale w swojej puencie i wymowie nigdy komfortowe, nigdy błahe czy naiwne. Wujo Payne ugotował nowego świątecznego klasyka – zjesz raz i co roku będziesz wylizywał talerz.

Choć film Jessego Eisenberga kosztował skromne 3 miliony dolarów, w jego realizację zaangażowały się topowe nazwiska świata kina. Wśród producentek znalazły się dwukrotna laureatka Oscara Emma Stone oraz powszechnie ceniona na Zachodzie, słynąca z niesamowitego nosa do scenariuszy Ewa Puszczyńska ("Ida", "Strefa interesów"). Z kolei obsadę prócz reżysera zasilili znany z "Sukcesji" Kieran Culkin oraz gwiazda kultowego "Dirty Dancing" Jennifer Grey. Kumulacja talentów zaowocowała znakomitym kinem drogi, który z lekkością i humorem traktuje o sprawach wagi ciężkiej. Nakręcony w Polsce "Prawdziwy ból" to opowieść o poszukiwaniu korzeni, skomplikowanych rodzinnych relacjach i mierzeniu się z dziedzictwem przodków. To także film, który – jak można przeczytać w naszej recenzji – zadaje ważne pytanie: jeśli historia, wśród pomników której żyjemy, wymaga nieustannej pamięci i szacunku, czy mamy co dzień płakać nad jej ofiarami? Ale co w takim razie ze zwykłym, codziennym cierpieniem? Czy nie ma dla niego miejsca w hierarchii bólów? Czy nic nie znaczy postawione w jednym rzędzie z hekatombami historii? Paradoksalnie jednak z seansu "Bólu" nie wychodzi się z grymasem cierpienia, lecz delikatnym uśmiechem. To oznaka radości po obejrzeniu dobrego filmu.

DreamWorks Animation już kilkukrotnie zapisało się w annałach kultury masowej. Ich filmy wpisywały się w aktualnie panujące trendy, stawały się częścią codziennego języka milionów widzów na całym świecie. Ostatnio jednak wydawało się, że pozycja studia znacznie zmalała. I w takich okolicznościach do kin trafił chyba najdojrzalszy – mądry i zachwycający – film wytwórni. "Dziki robot" to rzecz kompletna. To film przepełniony humorem, często zaskakująco mrocznym (jak na animację dla całej rodziny). Ma też sporo scen kipiących akcją i klimatem fantastycznej przygody. Znalazło się również miejsce na wzruszenia i lekcje życia. A wszystko to idealnie wyważone i doskonale zaprezentowane. Takimi animacjami jak "Dziki robot" DreamWorks Animation znów może podbić świat masowej wyobraźni.

Ona – tancerka erotyczna pracująca w jednym z nowojorskich klubów. On – rozpuszczony dziedzic fortuny rosyjskich oligarchów. Choć pozornie dzieli ich wszystko, połączy ich szalone, szczeniackie uczucie. "Anora" może i zaczyna się jak "Pretty Woman", ale stojący za sterami produkcji Sean Baker szybko wylewa na głowę tytułowej bohaterki – brawurowo zagranej przez Mikey Madison – wiadro zimnej wody. To, co w hollywoodzkiej komedii romantycznej byłoby happy endem, dla twórcy "Red Rocket" jest punktem wyjścia do wnikliwej analizy relacji społecznych. Czujemy, że Złota Palma w Cannes oraz szereg nominacji do Złotych Globów to dopiero preludium.
 

Luca Guadagnino zaserwował kolejnego asa. "Challengers" to któraś już z kolei opowieść włoskiego reżyser o miłosno-erotycznym wielokącie – tym razem jednak podana w konwencji dramatu sportowego. Justin Kuritzkes sprytnie rozpisał scenariusz na schemacie meczu tenisowego, a Trent Reznor i Atticus Ross skutecznie podkręcili seksualno-sportową gorączkę rytmami techno. Do tego aktorskie trio Zendaya/Mike Faist/Josh O'Connor zagrało jak z nut, serwując jedną podkręconą piłkę za drugą, tak że do końca nie wiedzieliśmy, komu kibicować. Ale największym hitem okazał się – jak to w tenisie bywa – finałowy tie-break, w którym Guadagnino zainscenizował spektakl, jaki dotychczas widywaliśmy raczej w sportowych serialach anime, od "Kapitana Jastrzębia" po "Ping Pong". Winner jak nic.
 

4

Substancja

The Substance
2024
2h 20m
Okrzykniętą sensacją tegorocznego festiwalu w Cannes "Substancję" można kochać lub nienawidzić. Historia przebrzmiałej gwiazdy (Demi Moore), która za sprawą tytułowego specyfiku ma szansę odkryć "nową, lepszą siebie" (Margaret Qualley), to doskonała satyra na media i promowany przez nie kult młodości. Reżyserka Coralie Fargeat w ironiczny sposób wykorzystuje teledyskowo-reklamową estetykę, a łącząc ją z konwencją body horroru, tworzy zapadającą w pamięć opowieść o strachu przed starością. Jak w swojej recenzji pisał Michał Walkiewicz: "horror cielesny" nie jest dla reżyserki jedynie wytrychem, dzięki któremu można zanudzać widzów na śmierć opowieściami o kobiecym ciele zaanektowanym przez patriarchat. To absolutnie esencjonalna dla rozwoju sztuki filmowej konwencja, której wyporność sprawdzana jest na ekranie przez bite dwie i pół godziny. Jesteście gotowi? No to jazda.

"Diuna: Część druga" mogłaby figurować w słowniku wyrazów bliskoznacznych pod hasłem "kino". Widowisko Denisa Villeneuve'a ma wszystko, czego szukamy na wielkim ekranie: rozmach, emocje, gwiazdorską obsadę, pożywkę dla intelektu, wreszcie nieprawdopodobnie wysoki wskaźnik immersji. Filmowy świat pochłania się bowiem wszystkimi zmysłami. Goszcząc z wizytą na tytułowej planecie, widz ma czuć, jak między zębami chrzęści pustynny piasek, skórę pali słońce, uszy rozrywa ryk ornitopterów, a nozdrza wypełnia słodka woń Przyprawy. Jak pisaliśmy w naszej recenzji: "Diuna" jest filmem pięknym, ale też ostentacyjnie minimalistycznym, jeśli chodzi o projekty miejsc, kostiumów, czy futurystycznego sprzętu. Najlepsze sceny mają wręcz awangardową formę (...) Wszystko to rodzi wrażenie blockbustera splecionego w gorącym uścisku z kinem "artystycznym". Wielkie tematy idą pod rękę z efektownym spektaklem, a szekspirowskie przepychanki na szczytach władzy rozrzedzane są dyskretnym humorem. Villeneuve wierzy, że właśnie na przecięciu tych dwóch światów da się odnaleźć nową jakość. A "Diuna: Część druga" jest monumentem na cześć tej wiary.

Decyzja o kręceniu kina obozowego jest dla reżysera trochę jak odysejska próba łuku – traf i zapewnij sobie nieśmiertelność, spudłuj i zgiń w zapomnieniu. W "Strefie interesów" znany z przesuwania granic kina Jonathan Glazer staje na jednej nodze, zamyka oczy i strzela w przeciwnym kierunku – a jego wyjątkowa, radykalna wizja i tak dotyka celu. Zasługą tego sukcesu jest nie tylko intelektualnie imponujący punkt wyjściowy, ale i wszystko, co z niego wynika. "Co ma mi niby dać oglądanie Holokaustu oczami nazisty?" – krzyczeli oburzeni widzowie, wychodząc z premiery filmu w canneńskim Grand Theatre Lumiere. "Perspektywę, czyli to, o co w kinie chodziło od zawsze" – zdaje się szumieć arcydzieło Glazera. Mieszkająca tuż obok murów Auschwitz rodzina Hössów otwiera bowiem na inny typ obcowania z ludobójczym ekstremum. Taki, w którym wyrządzanie okropieństwa potrafią zrównoważyć jedynie rutyna i radykalne wyparcie. Glazer z niewiarygodną techniczną inwencją (dziesiątki kamer kręcące sceny symultanicznie, noktowizja, mieszanie fabuły i dokumentu…) rozprawia tu prowokacyjnie o moralnie zgniłym, ale automatycznym mechanizmie przetrwania; ignorowaniu całej rozgrywającej się tuż obok tragedii dla zachowania własnej iluzji komfortu, zasłanianiu oczu, zakrywaniu uszu. Zatrzymana w miejscu i czasie, ale swoją refleksją znacznie wykraczająca poza drugowojenną rzeczywistość "Strefa interesów" to dzieło, które już w momencie premiery weszło do kanonu współczesnego kina. I już od pierwszych scen dzielnie walczyło o najwyższe miejsca na tegorocznej liście najlepszych filmów roku.

Ten film to cud. "Dobrzy nieznajomi" powstali na Wyspach Brytyjskich, ale literacki pierwowzór napisano na drugim krańcu świata w skrajnie odmiennej kulturowo Japonii. Co więcej, doczekał się w swoim kraju filmowej adaptacji. Andrew Haigh udowodnił jednak, że tematy samotności, poczucia straty i tęsknoty za bliskością nie mają kulturowych ograniczeń i można z nich stworzyć uniwersalne, a także misterne dzieło sztuki filmowej. "Dobrzy nieznajomi" pulsują emocjami. Oszałamiające kreacje dwóch aktorów – Andrew Scotta i Paula Mescala – sprawiają, że opowiadana historia zachwyca emocjonalną kruchością i hipnotyzuje intensywną intymnością. To film cichy, ale oszałamiający bogactwem emocji, w gruncie rzeczy prosty fabularnie, a zarazem inspirujący do wielogodzinnych dyskusji, pełnych zaskakujących interpretacji. Dla takich filmów stworzone zostało kino i niezmiernie nas cieszy, że wciąż są twórcy, którzy potrafią je kręcić.