W
czytelni miesięcznika "Film" prezentujemy kolejny artykuł - sylwetki najwybitniejszych duetów w historii kina, a wśród nich:
Ridley Scott i
Russell Crowe,
Martin Scorsese i
Robert De Niro oraz
Werner Herzog i
Klaus Kinski.
NAJSŁYNNIEJSZE DUETY KINA
Ridley Scott –
Russell Crowe (4 filmy)
Już przy pierwszym wspólnym filmie –
"Gladiatorze" (2000) od razu znaleźli wspólny język. Połączyła ich pasja, poczucie humoru i podobny gust filmowy. Scottowi podobało się oddanie Crowe’a dla roli. Aktor był zachwycony, że Scott akceptuje jego pomysły. Nie zgodził się tylko na jeden – kiedy Crowe chciał mówić po angielsku z hiszpańskim akcentem (
"jak Antonio Banderas, tylko z lepszą dykcją"), usłyszał: "Po moim trupie".
Po
"Gladiatorze" Scott miał dla
Crowe’a kolejne role, ale aktor wszystkie odrzucał.
"Helikopter w ogniu"? Nie jestem zainteresowany, już grałem w filmie z helikopterem.
"Królestwo niebieskie"? Jestem zajęty... "Potrzebowałem czasu, żeby zrozumieć, jakie wyjątkowe możliwości otwiera przede mną współpraca z Ridleyem", przyznaje dzisiaj Crowe i dodaje, że teraz, jeżeli Scott każe mu skoczyć ze skały w przepaść, zrobi to bez zastanowienia. Tak bardzo mu ufa. Bez zastanowienia zagrał więc w
"Dobrym roku" (2005), komedii, która została bezlitośnie zjechana przez krytyków. Bez zastanowienia zgodził się na drugoplanową rolę w
"American Gangster" (2007) i bez wahania przytył ponad 20 kg do roli w
"W sieci kłamstw" (2008). Scott i Crowe zapowiadają już kolejne wspólne przedsięwzięcie – nową wersję przygód Robin Hooda. Crowe ma w niej podobno zagrać dwie główne role – Hooda i szeryfa z Nottingham.
__________________________________________________________________________
Josef von Sternberg –
Marlene Dietrich (7 filmów)
Można śmiało założyć, że bez
von Sternberga nie byłoby
Marleny Dietrich. To on wypatrzył ją na berlińskiej scenie, to on zrobił z niej gwiazdę i to on zbudował jej legendę. Początek ich znajomości śmiało mógłby posłużyć za scenariusz filmowy. Kiedy się spotkali von Sternberg był znanym już reżyserem, który zdobył rozgłos także w Hollywood, kręcąc m.in.
"Underworld", uważany za prototyp kina gangsterskiego. Przyjechał do Niemiec jesienią 1929 roku, by zrobić pierwszy "duży" niemiecki film dźwiękowy – ekranizację "Profesora Unrata" Heinricha Manna. Szukając aktorki, która mogłaby zagrać Lolę, zawędrował do Berliner Theater na przedstawienie "Zwei Krawatten". W jednej z mniej znaczących ról – amerykańskiej milionerki – występowała Marlena. "To była twarz, której szukałem, i figura, której potrzebowałem", wspominał potem. Producenci
"Błękitnego anioła" (w tym
Emil Jannings, który grał główną rolę) nie podzielali entuzjazmu reżysera. Uważali, że Marlene jest zbyt pulchna i ma banalną urodę. Ustąpili dopiero, kiedy von Sternberg zagroził, że wróci do USA.
Dietrich we wszystkim ślepo słuchała
von Sternberga. Kontrolował każdy szczegół jej roli – sposób mówienia, sposób poruszania się, kostiumy. Wiedział, jak ustawiając światła i kamerę optycznie zmniejszyć jej nos, z powodu którego miała kompleksy. Nauczył jak się malować, by wyglądać tajemniczo i zmysłowo. Z tych lekcji korzystała zresztą do końca kariery. Za nauki odpłacała pełną uległością. "Zachowywała się jakby była moją służącą" – mówił potem von Sternberg. Pojechała za nim do USA. Von Strenberg załatwił jej kontrakt z Paramountem. W ciągu czterech lat zrobili razem kolejnych sześć filmów. Największy sukces odniosło
"Maroko" (1930). Największy skandal – ze względu na sceny przemocy i silny ładunek erotyzmu – wywołała
"Imperatorowa" (1934). Każdy z tych filmów wzmacniał status
Dietrich jako niszczycielskiej femme fatale. Po
"Kaprysie hiszpańskim" (1935) – którego kręcenie przebiegało wyjątkowo burzliwie, gwiazda płakała, a reżyser na nią wrzeszczał – von Sternberg oświadczył: "Dobrze jej zrobi współpraca z innym reżyserem. Osiągnęliśmy już wszystko, co mogliśmy osiągnąć razem. Teraz grozi nam jedynie rutyna".
__________________________________________________________________________
John Ford –
John Wayne (14 filmów)
Dwie legendy westernu i dwie legendy Hollywoodu.
John Ford to jeden z najwybitniejszych reżyserów amerykańskich. Był mistrzem narracji. Na jego kinie do dziś uczą się kolejne pokolenia filmowców.
Orson Welles pytany, kto wywarł na niego największy wpływ, odpowiadał:
"Dawni mistrzowie, czyli John Ford, John Ford i jeszcze raz John Ford". Jego kino było kinem silnych mężczyzn, a nie było w Hollywood większego twardziela niż
John Wayne. W ciągu 48 lat kariery Wayne (a właściwie Marion Michael Morrison) wystąpił w blisko 200 filmach. 14 z nich wyreżyserował
John Ford.
Spotkali się przypadkowo na terenie wytwórni Foxa latem 1928 roku. Wayne miał 21 lat, dzięki sportowemu stypendium studiował na uniwersytecie kalifornijskim i dorabiał jako pomocnik scenografa. 33-letni wówczas Ford wyreżyserował już kilkadziesiąt filmów (w większości westernów). Wystarczył mu jeden rzut oka na Wayne’a, żeby zorientować się, że chłopak ma charyzmę. W efekcie Wayne dostał u niego kilka epizodów, a w 1930 roku z rekomendacji Forda zdobył główną rolę w westernie
"Droga olbrzymów" Raoula Walsha. Film miał być dla niego przepustką do sławy. Ale nieoczekiwanie zrobił klapę, skazując Wayne’a na "zesłanie" do kina klasy B (w ciągu ośmiu lat zagrał w blisko 80 niskobudżetowych produkcjach). Wydobył go stamtąd dopiero Ford, powierzając rolę Ringo Kida w
"Dyliżansie" (1939) – jednym z westernów wszech czasów. Po tym występie Wayne stał się gwiazdą.
Nigdy nie zapomniał, ile zawdzięcza Fordowi. Zawsze gotowy na jego wezwanie, bez wahania akceptował każdą rolę.
"Ford był mentorem, Wayne jego uczniem. Wszystko, co mówił Ford, było święte. Wayne potrafił dać się we znaki reżyserom swoich filmów, ale nigdy Fordowi", opisuje legendarną współpracę historyk kina Sam Pollard.
__________________________________________________________________________
John Huston –
Humphrey Bogart (6 filmów)
Co prawda to nie
Huston, ale
Michael Curtiz nakręcił najsłynniejszy film
Bogarta,
"Casablankę". Ale to Huston, jak żaden inny reżyser, potrafił podkreślić image cynicznego twardziela, któremu Bogart zawdzięczał sławę. I jak nikt potrafił zniuansować i wewnętrznie wzbogacić jego bohaterów. Ich znajomość i współpracę zapoczątkowało
"High Sierra" Raoula Walsha (1941), do którego Huston napisał scenariusz. Bogart był dopiero piątym kandydatem do roli gangstera o miękkim sercu. Na szczęście jego konkurenci (m.in.
George Raft i
James Cagney) nie poznali się na tekście. Bogart nie tylko wykorzystał możliwości, jakie dawał mu scenariusz, ale zaprzyjaźnił się z jego autorem. Od razu zgodził się zagrać w ekranizacji Chandlerowskiego
"Sokoła maltańskiego" (1941), którą Huston zadebiutował jako reżyser. Film stał się punktem zwrotnym w dziejach czarnego kryminału – także za sprawą świetnej gry Bogarta w roli cynicznego prywatnego detektywa.
Bogarta i
Hustona łączyło podobne poczucie humoru. Świetnie się bawili na planie
"Afrykańskiej królowej" (1951). Uwielbiali gorszyć partnerującą Bogartowi
Katharine Hepburn. Poza tym gęsto i często raczyli się burbonem. Dzięki temu zresztą uniknęli dyzenterii, która nękała większość ekipy z Hepburn na czele. Ich przyjaźń, a przynajmniej dalszą współpracę przekreśliła klapa
"Beat the Devil" (1953) według powieści Jamesa Helvicka. Bogart – jako właściciel praw do ekranizacji – krytykował scenariusz (w jego pisaniu brał udział
Truman Capote). Uważał, że nie nadaje się do sfilmowania. Uległ perswazjom Hustona, który wierzył, że film odniesie sukces. Stało się inaczej.
"Beat the Devil" poległ w kinach. Rozczarowany
Bogart zapowiedział, że już nigdy więcej nie zagra u
Hustona i nie zainwestuje w jego film.
__________________________________________________________________________
Akira Kurosawa –
Toshiro Mifune (16 filmów)
Kurosawa twierdził, że
Mifune "ma ten rodzaj talentu, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem w kinie japońskim". Mifune mówił, że najbardziej dumny jest z filmów, które nakręcił z Kurosawą, a były wśród nich takie arcydzieła, jak
"Rashômon" (1950),
"Siedmiu samurajów" (1954),
"Tron we krwi" (1961) i
"Ukryta forteca" (1958). Dzięki rolom u Kurosawy (
"Straż przyboczna", 1961 i
"Rudobrody", 1965), Mifune dwukrotnie zdobył nagrodę na festiwalu w Wenecji. Poznali się w 1946 roku. Mifune zgłosił się na zdjęcia próbne do wytwórni Toho. Nie wypadły najlepiej dla początkującego aktora. Kiedy komisja egzaminująca kazała mu odegrać śmiech, Mifune zapytał: "A dlaczego niby mam się śmiać? Nic mnie nie śmieszy". Gdy zaś poproszono, by udał gniew, reakcja była podobna: "Dlaczego miałbym się złościć?". Na swoje szczęście, Mifune spodobał się Kurosawie. Reżyser dowiedział się o zbuntowanym debiutancie od aktorki
Takamine Hideko i przyszedł na drugą część jego egzaminu. "Zobaczyłem młodego mężczyznę, który miotał się po pokoju w dzikiej gorączce. Przypominał ranną lub uwięzioną dziką bestię, która próbuje się uwolnić. Był równie przerażający".
Kurosawa załatwił
Mifune kontrakt z Toho, ale na plan filmowy zaprosił dopiero dwa lata później. W
"Pijanym aniele" dał mu rolę gangstera-gruźlika, który buntuje się przeciwko bossowi gangu. Przerobił gotowy scenariusz tak, by zdominował go bohater grany przez Mifune.
Pierwszy międzynarodowy sukces odnieśli
"Rashômonem" (1950). To był pierwszy japoński film, który wywarł ogromny wpływ na kino światowe. Zdobył Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji. Kurosawa go jednak nie odebrał, bo nie wiedział, że film trafił na festiwal.
"Rashômon" zrobił w Japonii klapę. O sukcesach za granicą prasa informowała półgębkiem. Kurosawa zawsze był pod wrażeniem szybkości Mifune. "Przeciętny japoński aktor potrzebuje 10 stóp taśmy filmowej, żeby zrobić wrażenie. Mifune potrzebuje tylko trzech" mówił, dodając, że Mifune jednym ruchem potrafił przekazać to, na co inni aktorzy potrzebują kilku. Podobno pokłócili się tylko raz – podczas kręcenia
"Straży przybocznej".
Kurosawa zarzucił aktorowi, że notorycznie spóźnia się na plan.
Mifune uniósł się honorem – od tamtego dnia zawsze był na planie przed reżyserem.
__________________________________________________________________________
Federico Fellini –
Marcello Mastroianni (5 filmów)
Dla
Felliniego Marcello Mastroianni był aktorem idealnym. Nie chciał znać scenariusza przed rozpoczęciem zdjęć. Nie zadawał pytań na temat roli. Spełniał wszystkie żądania reżysera, którego darzył bezgranicznym zaufaniem. Koleżeński, pogodny. Nigdy się nie skarżył. Nawet wtedy, kiedy w
"Osiem i pół" (1963) Fellini kazał mu nosić specjalne nasadki wydłużające palce, bo uważał, że Mastroianni ma dłonie jak łopata i zbyt krótkie palce. Nasadki spadały. Fellini wreszcie się poddał, ale za każdym razem, kiedy kamera pokazywała ręce aktora, cierpiał.
Jednak najważniejsze dla
Felliniego było to, że
Mastroianni nie miał w sobie "nic z nieznośnej mitologii aktora, który żeby zagrać ślepca, musi przez miesiąc obwiązywać sobie oczy" ("Zawód: reżyser", Świat Literacki). Fellini przechwalał się, że Mastroianni "nawet jeśli chudnie, to tylko dlatego, że ja go zmuszam". Razem zrobili pięć filmów. Mastroianni pojawił się także (grając samego siebie) w
"Rzymie". Pierwszym było
"Słodkie życie" (1960). Choć Mastroianni partnerował
Giulietcie Masinie, żonie Felliniego, w przedstawieniu "Zakochani" Goldoniego, panowie wcześniej się nie znali.
Mastroianni przysłał tylko Felliniemu telegram, gratulując
"Wałkoni" (1953). "W jego przypadku telegram oznaczał szczyt entuzjazmu, wspominał potem Fellini. Zaangażował Mastroianniego na przekór żądaniom producenta
Dino De Laurentiisa, który wolał
Paula Newmana, bo chciał międzynarodowej gwiazdy, a Mastroianni nie był dobrze znany nawet we Włoszech. Fellini postawił jednak na swoim, bo był przekonany, że Mastroianni będzie lepszy od Newmana w roli cynicznego reportera. Poradził mu tylko, żeby zapisał się na kurs tańca, bo uważał, że aktor niezgrabnie się porusza. Unikał filmowania Mastroianniego z profilu. Ludzki profil był dla Felliniego "ograniczający". W przypadku Mastroianniego okazał się także podwójny. Kiedy więc Fellini nie mógł uniknąć sfilmowania aktora z profilu w
"Osiem i pół", nakleił mu na twarzy plaster, niwelujący efekt podwójnego podbródka. Mastroianni, oczywiście, spokojnie się na to zgodził.
__________________________________________________________________________
Martin Scorsese –
Robert De Niro (8 filmów)
Dorastali w tej samej dzielnicy – nowojorskiej Małej Italii, choć na różnych ulicach.
De Niro na Broome Street,
Scorsese na Prince Street. Znali się z widzenia, mieli wspólnych znajomych, ale poznali się dopiero na początku lat 70. Przedstawił ich sobie
Brian De Palma. De Niro pogratulował Martinowi
"Who’s That Knocking at My Door?" i zapytał, czy Scorsese znajdzie dla niego rolę w swoim następnym filmie. Scorsese znalazł. W
"Ulicach nędzy" (1973) De Niro zagrał razem z
Harveyem Keitelem i miał wpływ na scenariusz. Scorsese nie czuł się jeszcze pewnie reżyserując aktorów. Wciąż pamiętał słowa pewnego mima: "Marty, nie masz bladego pojęcia o aktorstwie". Podczas prób pozwalał więc swoim aktorom na improwizowanie. Wszystko filmował, a następnie – jeżeli pomysły mu się podobały – wprowadzał do scenariusza. Tak w filmie znalazła się m.in. scena bójki na śmieci, będąca pomysłem De Niro.
"Ulice nędzy" pomogły początkującemu aktorowi w karierze. Po ich obejrzeniu
Coppola natychmiast zaangażował go do
"Ojca chrzestnego II".
Scorsese i
De Niro zaprzyjaźnili się kręcąc
"Taksówkarza" (1976). De Niro stał się etatowym aktorem Scorsese. Często to właśnie on podsuwał przyjacielowi pomysły na kolejne filmy. To właśnie De Niro namówił go na
"Wściekłego byka" (1980). Kiedy Scorsese miał depresję po klapie
"New York, New York" (1977), De Niro przyniósł mu do poczytania wspomnienia boksera Jake’a La Motty i zasugerował "zróbmy z tego film". On też nakłonił Scorsese do nakręcenia
"Przylądka strachu" (1991). Pierwotnie film miał wyreżyserować
Steven Spielberg, ale był zbyt zajęty przygotowaniami do
"Listy Schindlera". De Niro, któremu marzyła się rola psychopatycznego przestępcy Maksa, urobił więc przyjaciela. Oczywiście przerobili scenariusz (zawsze to robią), by dostosować film do upodobań Scorsese. I tak scena, w której Max ściga nastoletnią Danielle, i która u Spielberga miała być tylko straszna, w wersji Scorsese stała się pełną dwuznaczności sceną uwodzenia. Ze wszystkich ról, które De Niro dotychczas u niego zagrał, Scorsese najwyżej ceni tą z
"Króla komedii" (1982). Razem nakręcili osiem filmów. I kiedy wydawało się, że Scorsese znalazł nowego etatowego aktora (
Leonardo DiCaprio), przyjaciele wznowili współpracę i planują kolejną wspólną produkcję. Oczywiście kino gangsterskie.
__________________________________________________________________________
Woody Allen –
Diane Keaton (7 filmów),
Mia Farrow (13 filmów),
Scarlett Johansson (3 filmy)
Pierwszą muzą Allena była z pewnością
Diane Keaton. Zagrała w siedmiu jego filmach. Ich znajomość zaczęła się niefortunnie. Keaton zgłosiła się na próby do przedstawienia "Zagraj to jeszcze raz, Sam". Allen omal jej nie odrzucił, bo przy wzroście 173 cm była od niego wyższa o pięć centymetrów, a do tego lubiła wysokie obcasy. Uzgodnili jednak, że Keaton z obcasów zrezygnuje. Nic nie stało na przeszkodzie, by zostali parą na scenie, a potem na ekranie, a także (na krótko) w życiu prywatnym. Allenowi Keaton zawdzięcza swoją najsłynniejszą rolę – w
"Annie Hall" (1977). Tytułowa bohaterka pod wieloma względami (łącznie ze stylem ubierania się – workowate spodnie, męskie kamizelki i kapelusze) przypomina aktorkę. Sama Keaton nazywa Annie "moją wyidealizowaną wersją". Specjalnie dla Keaton Allen napisał także rolę we
"Wnętrzach" (1978).
Kiedy się rozstali miejsce Keaton na ekranie i u boku Allena zajęła
Mia Farrow. Nakręciła z Allenem 13 filmów. Została przez niego sportretowana w bohaterkach
"Hannah i jej siostry" (1986) oraz
"Alicji" (1990). Ich artystyczno-uczuciowy związek zakończył się w atmosferze skandalu obyczajowego, kiedy okazało się, że Allen romansuje z przybraną córką Farrow. Rolę, którą w
"Tajemnicy morderstwa na Manhattanie" (1993) przeznaczył dla Farrow, zagrała Keaton.
Najnowszą muzą
Allena jest, oczywiście,
Scarlett Johansson. Ich pierwszym wspólnym filmem było
"Wszystko gra" (2005). Johansson trafiła do obsady w ostatniej chwili – zastąpiła
Kate Winslet, z myślą o której Allen napisał scenariusz. Kolejne –
"Scoop. Gorący temat" (2006) i
"Vicky Cristina Barcelona" (2008) powstały już specjalnie dla
Johansson. O fascynacji Allena Scarlett świadczy też fakt, że choć zabrakło jej w
"Śnie Kasandry", dwie występujące w filmie aktorki bardzo ją przypominają.
__________________________________________________________________________
Werner Herzog –
Klaus Kinski (5 filmów)
Kinski nazywał
Herzoga żałosnym, tchórzliwym, sadystycznym, żądnym forsy potworem. Arogantem i ignorantem. Pozbawionym talentu reżyserem. W swoich wspomnieniach pisał, że Herzog potrafił jedynie znęcać się nad bezbronnymi istotami (nie mógł mu wybaczyć niepotrzebnej i okrutnej śmierci lamy na planie
"Aguirre, gniew boży") i że dba tylko o swoją karierę. Kłócił się z nim, groził, obrażał, próbował sprowokować do bójki, latami się nie odzywał. A jednak za każdym razem, kiedy Herzog proponował mu rolę, Kinski bez wahania ją przyjmował. "Wiem, że wiele mu zawdzięczam, ale on także wiele zawdzięczał mi, tylko nigdy nie potrafił się do tego przyznać", napisał po latach Herzog (
"Herzog on Herzog" Paula Cronina).
Ich pierwszym wspólnym filmem był
"Aguirre..." (1972). Zdjęcia kręcono kilka miesięcy w peruwiańskiej dżungli. Ekipa żyła w spartańskich warunkach. Między
Kinskim a
Herzogiem non stop dochodziło do ostrych awantur. Po latach reżyser wyznał, że często te awantury sam prowokował. "Chciałem, żeby po kilku godzinach wrzasków był wyczerpany i we właściwym nastroju – spokojny, wyciszony i groźny". Tak było ze sceną mowy Aguirre’a, w której sam siebie nazywa "gniewem bożym". Kinski chciał ją wykrzyczeć, Herzog potrzebował prawie szeptu, więc zdenerwował aktora i postawił na swoim. Po
"Aguirre, gniew boży" nie utrzymywali ze sobą kontaktów przez kilka lat, ale w 1978 roku Kinski zgodził się zrobić z Herzogiem od razu dwa filmy –
"Nosferatu" i
"Woyzecka". Kupił mu nawet parę spodni od Saint-Laurenta. "Nie mogłem znieść widoku tych samych przepierdzianych, brudnych gaci w gównianym kolorze, które stale nosił", napisał w swojej książce "Kinski Uncut", dodając, że nie ma pojęcia, co Herzog z prezentem zrobił.
Pięć filmów, które razem nakręcili, są porażającym, jednym z najlepszych w kinie zapisów szaleństwa i studium samotności. Są też najważniejsze w liczącej kilkadziesiąt tytułów filmografii Kinskiego. Ostatni raz spotkali się na planie
"Cobra Verde" (1988). Kinski powiedział wtedy Herzogowi: "To wszystko, co mogliśmy razem osiągnąć. Na więcej się nie piszę". "Kinski był stworzony dla mojego kina" – powie Herzog już po śmierci swojego aktora.
__________________________________________________________________________
Pedro Almodóvar –
Carmen Maura (7 filmów)
Ze wszystkich aktorek
Almodóvara,
Carmen Maura miała największy wpływ na jego karierę – umożliwiła mu reżyserski debiut. Spotkali się w 1978 roku, występując w niezależnej trupie teatralnej Los Goliardos. Zagrali razem w inscenizacji "Brudnych rąk" Sartre’a. Maura była gwiazdą przedstawienia, Almodóvar grając epizod komunisty, miał do wygłoszenia jedną linijkę tekstu.
Mimo zawodowej przepaści, gwiazda i debiutant zaprzyjaźnili się.
Almodóvar przesiadywał w garderobie
Maury, zabawiając aktorkę historyjkami, które pisał. Jedna z nich (opisująca konkurs na erekcję) spodobał się jej szczególnie. Uznała, że Almodóvar powinien ją sfilmować. Pomogła w zbiórce funduszy, prosząc znajomych o pieniądze (zgromadziła w ten sposób pół miliona peset).
"Pepi, Luci, Bom i inne laski z naszej paki" (1980) powstawały przez półtora roku, bo ekipa (złożona głównie z ochotników-debiutantów) mogła kręcić tylko w weekendy i tylko wtedy, gdy Maurze udało się zdobyć kolejny zastrzyk pieniędzy. Film stał się kultowym, Almodóvar zdobył fundusze na następny –
"Labirynt namiętności" (1982). Maura w nim nie zagrała. Wystąpiła natomiast w kolejnych pięciu. Międzynarodowy rozgłos przyniosły jej
"Kobiety na skraju załamania nerwowego" (1987). Almodóvarowi najbardziej jednak podobała się w
"Prawie pożądania" (1986). Choć Almodóvar uważa, że to właśnie Maura najlepiej "oddała" wnętrze jego bohaterek (w których wiele jest z samego reżysera), po
"Kobietach..." ich drogi się rozeszły. Almodóvar mówił potem, że "relacje między nami stały się czymś nieznośnym z przyczyn osobistych" (za "Almodóvar. Rozmowy" Frederica Straussa). Wspominając reżysera, Maura opowiadała o jego ogromnym uporze. Kiedyś wyznała też: "Pedro rozśmieszał mnie, jak nikt inny, ale także jak nikt inny mnie ranił". Po latach jednak się pogodzili – Maura zagrała w
"Volverze" (2006) u boku innej ulubienicy Almodóvara,
Penélope Cruz.
__________________________________________________________________________
Steven Soderbergh –
George Clooney (6 filmów)
Promując
"Solaris" (2002),
Soderbergh opowiadał taką anegdotę. Pewnego dnia zadzwoniła do niego asystentka
Clooneya z informacją, że jej boss wysłał do Soderbergha list. Reżyser wpadł w panikę, ponieważ Clooney znany jest z pisania listów wyłącznie w ostrym tonie i krytycznych.
"Zacząłem się rozpaczliwie zastanawiać, co zrobiłem nie tak? Czy powiedziałem coś niewłaściwego w wywiadzie". Kiedy list do niego wreszcie dotarł, Soderbergh odetchnął z ulgą – Clooney prosił go tylko o rolę w
"Solaris". Clooney mógł, oczywiście, zrobić to bezpośrednio, bo już od kilku lat łączyły ich nie tylko wspólne interesy, ale także przyjaźń. "Uznałem jednak, że w razie czego łatwiej mu będzie odmówić" – tłumaczył swój list. Rolę dostał, choć Soderbergh wcześniej myślał o
Danielu Day-Lewisie.
Soderbergh i
Clooney poznali się w 1998 roku. Clooney był wtedy gwiazdą serialu
"Ostry dyżur", ale w kinie nie szło mu za dobrze. Oberwało mu się zwłaszcza za
"Batmana i Robina" Joela Schumachera (z całej jego roli zapamiętano jedynie zaznaczone sutki na trykocie Batmana). Soderbergh uważał, że potrafi pomóc Clooneyowi w dalszej karierze – obiecał mu, że rola w
"Co z oczu, to z serca" (1998) będzie dla niego takim samym przełomem, jak dla
Redforda była rola Sundance’a Kida. Obietnica nie do końca została spełniona, bo film nie odniósł sukcesu kasowego. Pokazał jednak, że Clooney jako aktor nie boi się eksperymentować. Przede wszystkim jednak okazał się początkiem wspaniałej przyjaźni.
Panowie założyli firmę producencką Section Eight. Nawzajem wspierają się w kolejnych etapach kariery (Soderbergh był m.in. producentem reżyserskiego debiutu Clooneya
"Niebezpieczny umysł"). A przede wszystkim razem kręcą filmy. Soderbergh reżyseruje, Clooney gra główną rolę. Mieszają kino rozrywkowe z ambitniejszym repertuarem. To pierwsze zarabia na to drugie – zgarniając z dwóch pierwszych części przygód Danny’ego Oceana pół miliarda dolarów, panowie mogą sobie pozwolić na nierentowne cytowanie
"Casablanki" w
"Dobrym Niemcu".
ELŻBIETA CIAPARA
O polskich duetach napiszemy wkrótce.