Artykuł

Święta broda

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%C5%9Awi%C4%99ta+broda-91636
Budzi szacunek, dodaje charakteru, odstrasza wrogów. Odpowiednio przycięta i nieprzesadnie bujna podoba się kobietom. Jej walory i skuteczność potwierdzają amerykańscy naukowcy. Oni sami od niej nie stronią, bo nadaje aurę powagi i wzbudza respekt. Bywa też synonimem luzu, autoironii i poczucia humoru... ale w wersji bujnej i abnegackiej może zwiastować depresję i kryzys. Podobno jej gęstość świadczy o zdrowiu posiadacza. Zimą chroni przed chłodem, latem przed słońcem, na morzu osłania przed wiatrem. Broda – dzisiaj, jutro, zawsze, na każdą pogodę.


Ben Affleck w "Operacji Argo"

W Hollywood gęsto od bród sztucznych, ale również zapuszczanych do roli lub do roli golonych. Bywa, że jest znakiem rozpoznawczym jak u Kevina Smitha lub jest niemal odwieczna, jak u Seana Connery'ego. Miewa fanki, jak wszystkie brody Ryana Goslinga. Czasem jest tak, że nawet trzydniowy zarost podnosi warsztat aktorski (Ryan Reynolds), a pełna broda wnosi zupełnie nową jakość (Ben Affleck i "Operacja Argo"). To w brodzie splatają się różne filmowe wątki: jest maską albo kamuflażem, zapasową pięścią, symbolem magicznej mocy albo egzotyczną płaskorzeźbą. Jeśli odpowiada czasowi i miejscu, a do tego komponuje się z dywanem, może stać się kultowa. Oto wstępna i otwarta typologia najbardziej wyrazistych bród w kinie. A jest ich, zaiste, w bród.

Czysta magia

Jedna, by wszystkimi rządzić, jedna, by wszystkie odnaleźć, jedna, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać w Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie... Mowa o pięknym, siwym (czy raczej Szarym), falującym wodospadzie – brodzie czarodzieja Gandalfa Szarego. W odpowiednim momencie wraz z pseudonimem właściciela zmienia się w Białą, lśniącą, iście anielską. Choć sztuczna, staje się symbolem i kwintesencją filmowej brody czarodzieja. Na plakacie towarzyszącym "Hobbitowi" jej fakturę uwydatnia zestawienie z unoszącymi się na wietrze jesiennymi liśćmi. Nie może się z nią równać spięta w połowie, przypominająca bardziej kitę niż wodospad, statyczna broda Albusa Dumbledore'a (Michael Gambon, nie Richard Harris). Z kolei broda Sarumana przesadnie odcina się od entourage'u wielkiego maga, szczególnie lekko pociągnięta sadzą, jak u jego młodszej wersji, czyli tej z "Hobbita". Na pierwszy rzut oka wokół tej brody dają się wyczuć zawirowania niekoniecznie białej, dobrej magii. Z kolei broda Hagrida, gęsta jak puszcza otaczająca Hogwart i pełna tajemnic, jest taka imponująca, bo w połowie odziedziczona po olbrzymach. Do tego kryje wiele zagadek i sygnalizuje bliskie obcowanie z magią i magicznymi istotami (z których te mniejsze mogą się w niej swobodnie schować). Jest niemal pewne, że jej ścięcie ręką jakiejś przebrzydłej Dalili oznaczałoby utratę magicznej mocy.

 
Gandalf we "Władcy pierścieni" i w "Hobbicie"

Ciemna strona brody

To nie kształt, tylko styl życia brodacza czyni z niej synonim zła. Może być ukształtowana trymerem z małą kępką pod dolną wargą, jak broda generała Zoda w "Supermanie II". Rozkazów takiej brody słucha prezydent USA (albo przynajmniej udający go szeregowy pracownik Białego Domu) – klęka i wstaje, gdy broda każe. Może być doklejona, jak filcowa kozia bródka Abeda z "Community", której obecność świadczy, że oto znaleźliśmy się w najgorszym z możliwych światów. Może być wypracowana, zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach jak akcja terrorystycznego ataku na szklany wieżowiec. Broda Hansa Grubera w "Szklanej pułapce" nie daje się zwieść brodzie mocnego tylko w gębie Harry'ego Ellisa (Hart Bochner). Dopiero ostry jak brzytwa John McClane (z trzydniowym zarostem zapracowanego gliny z Nowego Jorku) zetnie tę jego precyzyjną brodę jak tulipany na rabatce. Co ciekawe, grający Grubera Alan Rickman ma na swoim koncie rolę jeszcze jednego złoczyńcy z brodą – po "Szklanej pułapce przefarbuje się na kruczą czerń i jako szeryf z Nottingham powalczy z (gładkolicym) Robin Hoodem. A od kruczej czerni już droga niedaleka do mrocznego Severusa Snape'a...

 
Zod w "Supermanie II" / Alan Rickman w "Szklanej pułapce"

It's science

Po tej stronie ekranu broda wzmacnia autorytet, dodaje lat, a wraz z nimi tworzy atmosferę naukowej powagi. W świecie akademików posiadanie brody to wyraz filozoficznego namysłu i gwarant legitymacji członkowskiej klubu myślicieli i racjonalistów. Poza tym świetnie komponują się z tweedowymi marynarkami z łatami na łokciach. Kino wnosi swój wkład do chlubnych dziejów arystotelejskiej (tak przynajmniej zwykliśmy sobie wyobrażać greckiego filozofa) freudowskiej czy darwinowskiej brody. Mowa tu o naukowcach poważnych, a nie tych szalonych, których jak Emmeta "Doca" Browna rozpoznajemy po wzburzonej, einsteinowskiej fryzurze. Tak już jest, że naukowcy, którym możemy zaufać, a nawet powierzyć swoje zdrowie psychiczne, noszą brodę. To przewodnicy wspierający prawdziwych geniuszy, jak Sean McGuire (Robin Williams) Willa Huntinga z "Buntownika z wyboru" czy pykający fajkę lekko ironiczny Zygmunt Freud o twarzy Viggo Mortensena i szpakowatej brodzie psychoanalitycznej. Jest też Walter White z serialu "Breaking Bad" (Bryan Cranston), brodaty w późniejszych sezonach serialu. Ten jednak z klasycznym chemikiem grzecznie pracującym w laboratorium w białym kitlu niewiele ma wspólnego.


Pai Mei w "Kill Bill"

Specyficznym rodzajem w tej klasie będą brody mistrzów. To ci, którzy wprowadzają adeptów w tajniki mocy i/lub sztuk walki.  Jak białobrody Obi Wan Kenobi, mistrz Pai Mei o sumiastych wąsach, brodzie, pejsach, koku i krzaczastych brwiach ("Kill Bill") czy Merrick (Donald Sutherland), czyli Watcher/przewodnik Buffy gromiącej wampiry w wersji filmowej (tej niekanonicznej z 1992 roku). Wszyscy brodaci, wszyscy zaznajomieni z mocą i kształtujący młode charaktery. Prawdziwi Mistrzowie.

Superbroda

Brodzie i masce, skrywającej prawdziwą twarz superbohatera, nie jest po drodze. Spidey dla wygody (i z młodzieńczości) goli się na gładko, a Batmana z brodą nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, chyba że to jego wersja emerytowana albo odbywająca treningi gdzieś daleko poza cywilizacją, jak w trylogii Christophera Nolana). Wyjątkiem są ci, którzy masek nie potrzebują, bo albo są geniuszami, filantropami i milionerami, jak Tony Stark (czyli Iron Man), albo bogami nie z tego świata i prawowitymi synami brodatego Odyna, jak Thor. Tony Stark, idąc w ślady ojca Howarda, zapuszcza wąsy, lecz z czasem dodaje do nich iron(iczną) wypielęgnowaną bródkę. Thorowi to krótko, w równych proporcjach ścięta, wikińska broda i młot Mjollnir (w tej kolejności) nadają boską potęgę.  Faktem jest, że w Asgardzie noszą ją niemal wszyscy, bo taki jest skandynawski szyk i styl. Loki (Tom Hiddleston) może jedynie pozazdrościć. Wśród Avengerów dominują jednak gładkie policzki, (Hulk z brodą – to by było po prostu za wiele), a brodą pochwalić się może jeszcze tylko Nick Fury. Oraz oczywiście reżyser Joss Whedon, kojarzony z trzydniowym rudawym zarostem.

Wśród bród bohaterskich na specjalne miejsce zasługuje boska broda Zeusa (Liam Neeson) z serii o Tytanach. Ta miękko układająca się półdługa broda swym krojem nawiązuje do bród patriarchów, a do tego wspaniale komponuje się ze lśniącą jak jutrzenka zbroją.  Dodatkowo swemu właścicielowi daje po wsze czasy prawo rozkazywania: "Wypuścić krakena!".



Za tych, co na morzu

Czerwona czapka i siwa broda niekoniecznie muszą wszystkim kojarzyć się ze świętym Mikołajem. Nie, od kiedy na ocean wpłynął swą łodzią Belafonte kapitan Steve Zissou (Bill Murray). "Podwodne życie" to hołd złożony Jacques-Yvesowi Cousteau, z klasyczną czapką na bakier i  bonusową brodą. Oceanografowi tropiącemu rekina-jaguara nie straszna żadna pogoda ani dzicy piraci – cały ich zastęp jest w stanie pokonać w pojedynkę, i jeśli zajdzie taka potrzeba, nawet w klapkach. Na morzu i w podwodnych głębinach doskonale sprawdza się jego lekko hemingwayowska i zawadiacka gęsta, krótka, siwa broda. Dobrze komponuje się też ze strojem płetwonurka i radiohełmem, również w czasie tańca. Gdyby zamiast błękitnego uniformu Zissou musiał założyć mundur, prezentowałby się co najmniej w porządku... choć daleko by mu było do admiralskiego dostojeństwa Marko Ramiusa, kapitana radzieckiej łodzi podwodnej Czerwony Październik (łódź podwodna Zissou nosi zdecydowanie mniej imponującą nazwę, bo "Deep Search"). Srebrna jak szron broda Seana Connery'ego imponuje i budzi respekt zawsze, a w tym przypadku od otwierającej film sceny rozmowy na temat warunków pogodowych na morzu po zamykającą go dyskusję o łowieniu ryb w litewskich rzekach. Hej, morskie opowieści! W tej brodzie jest coś magicznego i ponadczasowego (może to właśnie ma związek z faktem, że Connery niegdyś był wymarzonym Gandalfem fanów "LOTR").

 
Bill Murray w "Podwodnym życiu" / Sean Connery w "Polowaniu na Czerwony Październik"

Nie tylko na morzu, lecz również w kosmosie brody sprawdzają się całkiem nieźle. Klasycznym kosmicznym żeglarzem byłby zatem przemierzający galaktykę Ulisses z animowanego serialu "Ulisses 31". Bezdyskusyjne w tym kontekście zaplecze ma zatem kapitan Dallas (Tom Skerritt) z pierwszego "Obcego", napisanego przez (brodatego) Dana O'Bannona, a na ekran przeniesionego przez (brodatego) Ridleya Scotta.

To nie broda, to dzieło sztuki

Co by było, gdyby Keith Richards miał brodę? Jeśli coś by mu wyrosło, pewnie zaplótłby to w warkoczyki, dołożył kilka koralików... Chwila, brzmi jak kapitan Jacka Sparrow, rzecz jasna inspirowany scenicznym stylem jednego ze Stonesów. Ten bohemiarski look oddala jednak pirata od tych, co na morzu, a zbliża do artystycznej awangardy wśród brodaczy. Oczywiście jeśli to, co prezentuje Samuel L. Jackson w "Jackie Brown", czyli cieniuteńki wyrastający z podbródka warkoczyk jeszcze określilibyśmy jako brodę... Jeśli nie przestrzenne zaplatane konstrukcje (w których przodują krasnoludy w "Hobbicie", prezentując brody-warkocze, brody-precle i brody-wieńce), brodacz artystyczny postawić może na wzór płaski, czyli esy-floresy o wymyślnych kształtach. Seneca Crane (Wes Bentley) z "Igrzysk śmierci" wysoko stawia poprzeczkę. Pochodzi z Kapitolu, którego mieszkańcy rozwiązali (tzn. wyparli) już tzw. problemy świata pierwszego i zajmują się już tylko trefieniem i strojeniem w celach rozrywkowych. Tu kończy się broda, a zaczyna żywe dzieło sztuki.

Out of control

W obrębie dzikich i puszczonych wolno bród, które wymknęły się spod kontroli, wyróżnić można dwa typy – brodę w kryzysie i brodę poza światem.

1. A niech rośnie, czyli broda jako kryzys.

"Zostały mi tylko długie spacery i zapuszczanie brody" to słowa, które padają z ust nękanego kryzysem reżysera Guido Continiego (Daniel Day-Lewis) w "Dziewięć" Roba Marshalla. Co ciekawe, na nogi stawia go Judi Dench (tu jako Lilli), najstarsza z kobiet jego życia (może już taka jej rola – by przypomnieć M i zapuszczonego, zarośniętego Bonda w "Skyfall"). Nawet młody Max Fischer w "Rushmore" Wesa Andersona zapuszcza ledwo, ledwo sypiącą się brodę, gdy traci swój cel w życiu; sam Ryan Gosling porzucony przez ukochaną w "Pamiętniku" zapuszcza się ogólnie, i to tak porządnie, że przez skołtunioną brodę traci kilka punktów; a w brodzie złamanego Rona Burgundy'ego z "Anchormana" znajdzie się trochę drobnych i resztki spaghetti sprzed miesiąca. Zgolenie brody kryzysowej przez Richiego Tenenbauma (Luke Wilson) w "Genialnym klanie" na zawsze zmienia i jego, i świat. Filmowy eksperyment Joaquina Phoenixa i Caseya Afflecka "I'm still here" nie byłby tym samym, gdyby nie proces zapuszczania kłaczastej, odgradzającej od świata brody-maski. Bez niej prawda szybciej mogłaby wyjść na jaw, tajemnica nie miałaby się za czym skryć, a Ben Stiller nie miałby się z czego nabijać na rozdaniu Oscarów 2009.

2. Nie mam czym się ogolić, czyli broda poza światem.

Królową wśród bród rozbitków jest bez wątpienia ta wyhodowana (naprawdę, przez przesunięcie końca zdjęć był na to czas) przez Toma Hanksa w "Poza światem". Każdy rozbitek musi mieć porządną brodę, bo inaczej nie wypada i nie będzie kokosa w nagrodę, co wiemy z krótkich skeczy "Castaways" dostarczonych przez ekipę z (sic!) Lonely Island.



Pustelniczy tryb życia z dala od cywilizacji sprawia, że brody rosną szaleńczo i domagają się obcięcia prawie tak głośno jak włosy Nicolasa Cage'a w "Con Air. Lot skazańców". Podkategorię bród więziennych symbolizuje apostolska broda dra Richarda Kimble'a w "Ściganym". To broda wyjątkowa, bo dopiero jej brak staje się maską, ścigany jest brodacz, a nie gładkolicy Harrison Ford. W brodzie, której ogolić nie ma czasu, okazji albo narzędzi ku temu, jest coś pierwotnego, a zarazem schyłkowego. I tak, w "Drodze" na podstawie prozy Cormaca McCarthy'ego świat chyli się ku zagładzie, a brodę noszą już niemal wszyscy, choć coraz mniej jest ludzi... Czasem jednak broda wyhodowana poza światem ma swoje dobre strony. Najlepsze ukazuje ta na twarzy Kurta Russela w "Coś" Johna Carpentera. Jedno z haseł reklamowych filmu głosiło "Man is the warmest place to hide" (Ludzkie ciało to najcieplejsze z miejsc, gdzie można się ukryć), kolejnym bez wątpienia jest gęsta pokryta szronem broda R.J. MacReady'ego. Ona go nie tylko ogrzewa i chroni przed mrozem, ale jest być może również ostatnim bastionem ludzkości. Daje nadzieję. A może jest w niej Coś...

Jak pięść do brody


To zarost hodowany po to, by pięść wroga, jeśli już w niego trafi, została rozharatana do krwi. To broda-broń, która przede wszystkim działa jak tarcza, ale uderza w oczy swoją siłą i twardością. Jest co najmniej tym, czym wąsy (specjalne honorowe miejsce) Charliego Bronsona w filmie Nicolasa Windinga Refna – jednocześnie budzi dystans i prowokuje. W przypadku Chucka Norrisa zachodzi poważne podejrzenie, że pod brodą kryje się dodatkowa pięść, a może nawet dwie. Taka broda obroni Troję, jak król Leonidas (Gerald Butler) w "300" Franka Millera i Snydera. Dobra, zła czy brzydka – nieważne, budzi respekt i każe się bać, choć może nie mieć imienia, jak jej właściciel (Clint Eastwood). Jest niezniszczalna jak Sylvester Stallone (w pierwszej części nosi bródkę, tak jak w "Rockym IV"), twarda jak papier ścierny albo trzydniowy nieodłączny cień na twarzy Jasona Stathama w każdym jego filmie. To jasny i czytelny komunikat. Z taką brodą nie ma żartów.


Sylvester Stallone w "Rockym IV"

Jestem z policji


Przemiany w wyglądzie Franka Serpico to najlepszy przykład filmowej ewolucji brody, która przebiega równolegle w stosunku do przedstawionych wydarzeń. A przy tym najpiękniejsza z policyjnych bród. Atmosfera się zagęszcza, a wraz z nią gęstnieje i ewoluuje zarost policjanta granego przez Ala Pacino. Najpierw świeży, młody i gładkolicy, zaraz po Akademii. Z czasem bohater staje się buntownikiem w konflikcie z systemem. Ucieleśnia przy tym kontrkulturę, nosi dłuższe włosy,  zapuszcza wąsy, a potem coraz dłuższą brodę. Pewnie, że pomaga mu ona w pracy detektywa-tajniaka, który nie stroni od konceptualnych przebrań. Ale ma też tę zaletę, że murem oddziela go od reszty gliniarzy o nie do końca czystych rękach. Ostatni sprawiedliwy w skorumpowanym Nowym Jorku połowy 70., kiedy to policjanci w reakcji na erę dzieci kwiatów bród nie noszą, po prostu musi ją mieć. Dużą i wyrazistą, jak komunikat pisany drukowanymi literami.



W przypadku bród policyjnych warto napomknąć o niezwykle rzadkim zjawisku, czyli brodzie Sylvestra Stallone'a – tej z roli detektywa Deke'a Da Silvy w "Nocnym jastrzębiu". Duży plus za dobrze dobrane dodatki.

Broda na miarę naszych czasów


Czasem pojawia się człowiek. Nie bohater, no bo co to w ogóle znaczy? Po prostu człowiek, który odpowiada swoim czasom i miejscu, w którym się pojawił... Dobrze by było, by również broda odpowiadała temu człowiekowi. By była piękna i prosta, naturalna i koleżeńska i wyluzowana. Taka bez przesadyzmu, bez zgrywania się i grania, i parcia na zdobycie tytułu brody roku. Czasem trochę umoczona, i oby tylko w drinku. Bywa, że oprószona prochami przyjaciela, ale wiecznie stoicka. Taka, która toleruje i jest tolerowana. Co zawsze dobrze komponuje się z wnętrzem i dywanem i nadaje i wnętrzu, i dywanowi niepowtarzalny charakter. Jedyna i wyjątkowa, choć najzwyklejsza na świecie. Taka zwykła broda zwykłego kolesia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones