Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Aktorzy+re%C5%BCyseruj%C4%85-116759
HOTSPOT

Aktorzy reżyserują

Podziel się

Dla niektórych gwiazd ekranu reżyseria to droga do nowego etapu w artystycznej karierze, dla innych jednorazowe wyzwanie.

Historia kina obfituje w debiuty reżyserskie słynnych aktorów. Dla niektórych gwiazd ekranu była to droga do nowego etapu w artystycznej karierze, dla innych jednorazowe wyzwanie. Podejmując się reżyserii, aktor lub aktorka bierze na siebie odpowiedzialność za kształt dzieła. Realizacja filmu staje się w takiej sytuacji deklaracją niezależności gwiazdy, która w mniej lub bardziej zamierzony sposób kieruje naszą uwagę na funkcję, jaką może spełniać film dla twórcy i widza.

8 lat Natalie Portman czyniła starania, by stanąć za kamerą własnego filmu, ekranizacji "Opowieści o miłości i mroku" Amosa Oza. Produkcja ta jest symptomatyczna dla zjawiska reżyserskich debiutów gwiazd w ostatnich dekadach. Wyraża dążenie do osiągnięcia twórczej samodzielności autorki, nawiązuje do jej tożsamości i korzeni kulturowych, stanowi kino zaangażowane politycznie i społecznie, a wreszcie opiera się na uznanym materiale literackim. Potwierdzać ma wizerunek Portman jako dojrzałej, świadomej artystki i intelektualistki, przejętej problemami współczesnego świata. Ale to wydarzenie filmowe można też powiązać z kontekstem ageizmu – zarzucanej Hollywood dyskryminacji z powodu wieku i płci. Aktorkom, które przekroczyły 30. rok życia coraz trudniej znaleźć ambitne role w filmach produkowanych przez największe amerykańskie studia. Reżyserski debiut jest zatem szansą na zdobycie pozycji autora i względną niezależność od brutalnych mechanizmów fabryki snów.

Debiuty aktorów na fotelu reżysera odegrały ważną rolę w kształtowaniu się kina niezależnego rozumianego nie tylko jako niehollywoodzkie realia produkcyjne, ale i jako sztuka zaangażowana, wymierzona w eskapizm, podejmująca niekomercyjne tematy. "Cienie" Johna Cassavetesa właściwie zainicjowały ten nurt w amerykańskiej kinematografii szokująco naturalistyczną opowieścią o życiu rodzeństwa mulatów w epoce pokolenia beatników. "Swobodny jeździec" Dennisa Hoppera był filmowym manifestem kontrkultury. Wreszcie, począwszy od lat 90. cała fala reżyserskich debiutów zrealizowanych przez aktorów w warunkach produkcji niezależnej od systemu wytwórni, ale i w jego ramach, nadawała autorytet idei kina niezależnego. "Orbitowanie bez cukru" Bena Stillera, "Trees Lounge" Steve’a Buscemiego czy "Buffalo ‘66" Vincenta Gallo w kameralnych dramatach z ciepła ironią portretowały autodestrukcyjną, nihilistyczną mentalność zachodniego społeczeństwa końca XX wieku.



Reżyserski debiut mógł się dla aktora okazać wehikułem do sławy ("Sling Blade" Billy’ego Bob Thorntona, "Zrobione!" Jona Favreau) lub odbudowania artystycznego autorytetu i gwiazdorskiej pozycji ("Gdzie jesteś, Amando?" Bena Afflecka). W przypadku aktorów znanych głównie z telewizji stanowił krok do podbicia widowni kin ("Było sobie kłamstwo" Ricky’ego Gervaisa, "Ted" Setha MacFarlane’a). Czarnoskóre i latynoskie gwiazdy ekranu wykorzystywały możliwość reżyserskiego debiutu do przybliżenia problemów mniejszości rasowych i etnicznych ("New Jack City" Mario Van Peeblesa, "American Me" Edwarda Jamesa Olmosa, "Waiting to Exhale" Foresta Whitakera, "Antwone Fisher" Denzela Washingtona, "Królowa ringu" Charlesa S. Duttona).

Funkcje reżyserek obejmowały również słynne aktorki. Ich filmy zawierały zwykle akcenty feministyczne, prezentując sytuację kobiet dojrzałych, borykających się z męską dominacją w otaczającym je środowisku. W "Krainie miodu i krwi" Angeliny Jolie oglądamy historię uczuciowego związku między serbskim żołnierzem a bośniacką więźniarką na tle wojny w byłej Jugosławii. Vera Farmiga w "Przełamując wiarę" oraz Helen Hunt w "Kiedyś mnie znajdziesz" portretują kobiety ogarnięte kryzysem wieku średniego. Lori Petty w "The Poker House" oraz Drew Barrymore w "Dziewczynie z marzeniami" opowiadają o młodych, traumatyzowanych przez rodzinę bohaterkach, które odkrywają swoją pasję w sporcie. Postawy kobiet w obliczu gwałtownych odmian losu przedstawia Melanie Laurent w "Adoptowanych".
Ciężar problemów podejmowanych przez debiutujących w roli reżyserów aktorów czy aktorki powoduje, że ich filmy rzadko są komercyjnymi sukcesami.
Radosław Osiński

W reżyserskich debiutach męskich gwiazd ekranu pojawia się całe spektrum tematów, motywów i wątków sztuki zaangażowanej politycznie i społecznie: kazirodztwo i seksualna przemoc w rodzinie (Tim Roth - "Strefa wojny"); przemiany obyczajowe i homoseksualizm (Stephen Fry - "Cudowne lata bohemy"); ekologia, relacje z Indianami (Kevin Costner - "Tańczący z wilkami"); problemy wiary i duchowości (Edward Norton - "Zakazany owoc"); seksoholizm (Joseph Gordon Levitt - "Don Jon"); antyglobalizm (Stuart Townsend - "Bitwa w Seattle"); bezdomność, narkomania, nielegalna imigracja (Paul Bettany - "Shelter"), stosunek do inności (Mel Gibson - "Człowiek bez twarzy"). Ciężar problemów podejmowanych przez debiutujących w roli reżyserów aktorów czy aktorki powoduje, że ich filmy rzadko są komercyjnymi sukcesami, częściej okazują się finansowymi klapami, co przy braku walorów artystycznych zniechęca potencjalnych producentów do finansowania kolejnych realizatorskich przedsięwzięć gwiazd.     

Interesujące są projekty reżyserskie aktorów, którzy ideę niezależności i sztuki zaangażowanej rozumieją szerzej, nie tylko jako problematykę fabuły, ale też jako pewną koncepcję filmu. Robert Redford w "Zwyczajnych ludziach" zachwycił kameralnym, psychologicznym studium rodziny. Sean Penn postawił na otwartość interpretacyjną filmu ("Indiański biegacz") zainspirowanego piosenką Bruce’a Springsteena. Znany z kreowania na ekranie postaci ekscentryków Crispin Glover swój surrealistyczny reżyserski debiut "What Is It?" obsadził osobami z zespołem Downa.

Debiuty reżyserskie gwiazd ekranu to często dzieła mocno autobiograficzne, których realizacja pełni dla autora formę terapii lub medytacji nad własną tożsamością kulturową. Takie znaczenie przypisać można filmom "Nic doustnie" Gary’ego Oldmana, "Wszystko jest iluminacją" Lieva Schreibera, "Tate-mały geniusz" Jodie Foster, "Burzliwy czas" Richarda E. Granta, "Scarlet Diva" Asii Argento, czy "Pomówmy o miłości" Sophie Marceau, gdzie autorka nawiązuje do swojego związku z Andrzejem Żuławskim.

Inną motywację do reżyserskiego debiutu aktora stanowić może ambicja zmierzenia się z określonym gatunkiem czy konwencją. W tym przypadku gwiazdy ekrany zwykle odreagowują presję artystycznych dokonań i realizują dzieła z założenia bezpretensjonalne, służące rozrywce czy zabawie w kino, jak "Szaleństwa młodości" Toma Hanksa, "Albino Alligator" Kevina Spaceya, czy "Człowiek Tai Chi" Keanu Reevesa. Praca nad filmem gatunkowym jest dla debiutującego reżysera twórczym wyzwaniem. Wymaga wyczucia stylu i warsztatowej biegłości. Takimi cechami zaimponował Charles Laughton w klasycznym arcydziele "Noc myśliwego", a w ostatnich latach Bill Paxton w thrillerze "Ręka Boga" oraz Tommy Lee Jones we współczesnym westernie "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady".
18JPBRANAGH4-superJumbo.jpg


Aktorzy decydują się zadebiutować w funkcji reżysera także z uwagi na osobiste zainteresowanie literaturą i teatrem. Fascynacja Szekspirem skłoniła do reżyserskiego debiutu aktorów Lawrence’a Oliviera i Kennetha Branagha. Obaj w swoich pierwszych filmach dokonali adaptacji "Henryka V". W ich ślady poszedł ostatnio Ralph Fiennes z powodzeniem ekranizując "Koriolana", a także Al Pacino, kręcąc dokument o swojej pracy nad rolą Ryszarda III ("Sposób na Szekspira"). Alan Rickman ("Zimowy gość"), Philip Seymour Hoffman ("Jack uczy się pływać") oraz Jeff Daniels ("Escanaba in da Moonlight") postanowili z kolei sfilmować sztuki wystawione przez nich wcześniej na deskach teatru. Johnny Depp w swoim reżyserskim debiucie "Odważny" sięgnął natomiast po powieść Gregory’ego McDonalda.

Pewna grupa reżyserskich debiutów gwiazd balansuje między kreatywną kontynuacją a epigońskim naśladownictwem autorów, w filmach których występował aktor podejmujący się realizacji własnego dzieła. Ryan Gosling czerpie z dorobku Nicolasa Windinga Refna w "Lost River". Wpływ Martina Scorsesego widoczny jest u Roberta De Niro w "Prawie Bronxu". Skojarzenia z dokonaniami Richarda Linklatera budzą "2 dni w Paryżu" Julie Delpy. O tym czy wierność mistrzom jest środkiem czy celem na drodze do wypracowania autorskiej tożsamości przekonać mogą dopiero kolejne filmy. Taki punkt odniesienia pozwala nam stwierdzić, że np. Clint Eastwood, w dużym stopniu inspirując się twórczością Sergio Leone i Dona Siegela, zdołał ukształtować własny styl zasygnalizowany w debiucie "Zagraj dla mnie Misty".

W przypadku kina polskiego reżyserskie debiuty aktorów upowszechniły się po 1989 roku. W latach 90. nasza kinematografia przeżywała kryzys. Poza nielicznymi wyjątkami rodzime produkcje nie cieszyły się zainteresowaniem publiczności. Gwiazdy, które postanowiły spróbować swych sił w reżyserii, starały się być rzecznikami gustu widza i tworzyć dzieła atrakcyjne dla szerokiego odbiorcy. Ich atrakcyjność wynikać miała z podjęcia współczesnej problematyki, inspiracji znanymi gatunkami i konwencjami, wreszcie niezależności rozumianej jako wyzwolenie od tradycji polskiej szkoły filmowej i kina moralnego niepokoju. W praktyce filmy te zwykle świadczyły o poszukiwaniu własnego autorskiego głosu zdolnego do nawiązania dialogu z widownią ukształtowaną przez zachodnie produkcje.

W 1990 roku Bogusław Linda reżyseruje "Seszele", film, który łączy dramat psychologiczny, wątki sensacyjne, groteskę i przypowieść o szlachetności uczuć. W kolejnych reżyserskich dokonaniach Linda sięga po gatunkowe matryce. W "Sezonie na leszcza" miesza konwencje filmu drogi i kina policyjnego; "Jasne błękitne okna" stylizuje na melodramat. W tonacji melodramatycznej utrzymana jest również "Pestka" Krystyny Jandy, nagrodzona w kategorii debiutu reżyserskiego na festiwalu w Gdyni. Scenariusz filmu został luźno oparty na popularnej w latach 60. powieści Anki Kowalskiej. Janda portretuje na ekranie pokoleniowe różnice w podejściu do miłości i związków partnerskich. Filmy Lindy i Jandy publiczność przyjęła z umiarkowanym zainteresowaniem. Sukcesem komercyjnym okazały się natomiast komedie wyreżyserowane przez Olafa Lubaszenkę. Począwszy od debiutanckiego "Sztosu" poprzez gangstersko-kumplowskie "Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota", "E=mc2" aż po farsowy "Złoty środek" i drugą część "Sztosu", aktor wnosi do polskiej kinematografii żywioł postmodernizmu i nostalgii za lokalnym kolorytem rodzimych bohaterów masowej wyobraźni z przeszłości. Podobny przepis na kino zastosował Cezary Pazura w swoim debiucie reżyserskim, "Weekend", pozbawionym jednak wdzięku i świeżości pierwszych filmów Lubaszenki. Spóźniona wydaje się również "Prosta historia o miłości" Arkadiusza Jakubika, autotematyczny film w filmie, zabawa tworzeniem ekranowej fabuły i postaci, przywołująca skojarzenia z amerykańskimi produkcjami niezależnymi z lat 90. Próbą realizacji filmu gatunkowego, sensacyjnej opowieści o zemście i towarzyszącym jej dylemacie moralnym, było "Prawo ojca" w reżyserii Marka Kondrata. Film wpisywał się w nurt produkcji lansujących nowy typ bohatera naszej kinematografii, indywidualisty i twardziela rzucającego wyzwanie realiom kapitalistycznej Polski. Tego typu postać wykreował i spopularyzował zresztą m.in. sam Kondrat rolą porucznika Halskiego w serialu "Ekstradycja". Inny charakterystyczny dla naszego kina po 1989 roku bohater, człowiek przeżywający kryzys wiary i poszukujący duchowego drogowskazu, pojawił się w reżyserskim debiucie Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył…". Fabule filmu zabrakło jednak subtelności i wymiaru tajemnicy. Twórczym kontynuatorem artystycznych tradycji rodzimej kinematografii stał się Jerzy Stuhr. Od momentu reżyserskiego debiutu, "Spisu cudzołożnic", aktor podejmuje w swoich dziełach dialog zarówno z dorobkiem kina moralnego niepokoju, jak polskiej szkoły filmowej. Stuhrowi udało się naznaczyć wyreżyserowane przez siebie filmy autorską, tragikomiczną wizją, która spotkała się z uznaniem krytyki i widowni. Dokonania aktora-reżysera dały zatem polskiemu kinu ostatnich dekad nową artystyczną indywidualność. Czy okaże się nią także aktor Piotr Głowacki, który pracuje nad reżyserskim debiutem poświęconym rabacji w Galicji? Przekonamy się wkrótce.
Film_Review_Monuments_Men-00275.jpg

***

W reżyserskich debiutach gwiazd często pojawiają się elementy satyry na show-biznes, media i przemysł filmowy. W "Pięknej" Sally Field portretuje kobietę, której obsesją jest zdobycie tytułu Miss America. "Mr. Saturday Night" Billy'ego Crystala z ciepłą ironią przedstawia środowisko komików estradowych. "Bob Roberts" Tima Robbinsa opowiada o kampanii wyborczej piosenkarza folkowego kandydującego na urząd senatorski. Bohaterem "Niebezpiecznego umysłu" George'a Clooneya jest telewizyjny konferansjer, który rzekomo na zlecenie CIA dokonuje zamachów na ludzi. W kolejnych dziełach aktorów-reżyserów ironia w przedstawianiu świata sztuki i rozrywki zdarza się jednak zmieniać w ton powagi. Czasem oznacza on utratę dystansu do samego siebie przez aktora, który zdobył uznanie swoimi reżyserskimi osiągnięciami. Tak jest w przypadku filmu "Obrońcy skarbów" Clooneya, gdzie autor popada w megalomanię, kreując się na współczesnego strażnika świętości dzieł artystów. Skoro więc aktorzy-reżyserzy na fali sukcesu własnych filmów mogą ulec myśli, że są ratunkiem dla kina, to niech, jak Ben Affleck w "Operacji Argo", pamiętają i przypominają też filmowcom z Hollywood o drzemiących w nich mocach oddziaływania na rzeczywistość.
10